Rozdziały
Zapraszam do przeczytania fragmentu najnowszej książki Conna Igguldena: „Lew”, której akcja toczy się w starożytnej Grecji i przedstawia starcie Greków z Persami. Wydawcą pozycji jest Wydawnictwo Rebis.
Prolog
Pauzaniasz odetchnął głęboko, czując ogarniający go spokój. Wymienił spojrzenia ze swoim wróżbitą, po czym podniósł się z kolan i samotnie ruszył w głąb sali. Po upale poranka komnata królewska była przyjemnie chłodna. Gdy maszerował jej środkiem, jego zbroja chrzęściła i podzwaniała. Dzięki patronującym mu bogom, Aresowi i Apollinowi, nie był ranny. Nie zniósłby żadnych okaleczeń ani gorączki odbierającej mu jasność umysłu. W kwiecie młodości w pełni odzyskał już siły po trudach kampanii. Oczywiście zwycięstwo też miało w tym swój udział, pomagając znosić ból i głód. Tylko ci, którzy przegrywali wielkie bitwy, czuli się wyczerpani. Ci, którzy je wygrywali, często po nich odkrywali, że mogą tańczyć i pić za dwóch.
Pauzaniasz cieszył się, że zdążył zażyć kąpieli, zanim go wezwano. Miał wilgotne włosy i mimo panującego na zewnątrz gorąca czuł się rześko i świeżo. A przecież nie minęło wiele czasu, odkąd wrócił do Sparty. Jego heloci wciąż jeszcze czyścili mu płaszcz, gdy przybiegł posłaniec. Większość zaschłej krwi i pyłu została wyszorowana, podobnie jak słone ślady potu. To musiało wystarczyć. Idąc, zarzucił płaszcz na ramiona i spiął żelazną zapinką.
Kiedy wcześniej zanurzył się w chłodnym basenie, dostrzegł, jak odpływa odeń warstwa tłustego brudu. Miał nadzieję, że to dobry omen. Oderwał oczy od plam na wodzie i nagle dostrzegł czerwone oczy swoich helotów i ich drżące dłonie. Zrozumiał wówczas to, czego wcześniej nie zauważył. Przeżywali żałobę.
Mógł ich odprawić za to, że zaburzyli tok jego myśli, ale tego nie zrobił. Oni także walczyli pod Platejami i tysiące z nich straciły życie w starciu z perską piechotą. To było jakieś szaleństwo i do dziś nie mógł wybaczyć Ateńczykom, że zachęcili ich do walki. A Pauzaniasz ostrzegał Arystydesa, żeby nie wmawiał niewolnikom, że są mężczyznami!
Idąc w głąb długiej komnaty, pomyślał, że w tym roku nie trzeba będzie przetrzebiać helotów. W normalnych czasach, kiedy ich liczba zanadto wzrastała, młodzi Spartanie polowali na nich na ulicach i na wzgórzach, zdobywając wojenne umiejętności i gromadząc trofea. Kiedy uniósł głowę, dostrzegł jednak w ich oczach coś nowego, niepokojącego. Przez krótką chwilę miał wrażenie, że patrzą na niego jak dzikie psy na rannego jelenia.
Potrząsnął głową. Może jednak mimo wszystko zarządzi selekcję, aby przypomnieć im, gdzie ich miejsce. Przeklęty Arystydes! Heloci byli zbyt liczni, żeby dać im wolność. Spartanie zawsze kroczyli po ostrzu noża i właśnie to nieustanne niebezpieczeństwo czyniło ich silnymi.
Przyłapał się na takich myślach. Nie zarządzi żadnej selekcji. Jego władza skończyła się z chwilą, gdy wkroczył z powrotem na spartańskie terytorium. Zarządzenie wyda mężczyzna, który wezwał go do siebie, i to on będzie podejmował tego rodzaju decyzje.
Kiedy Pauzaniasz dotarł do końca komnaty, przyklęknął na kolano i wbił oczy w wypolerowane kamienie posadzki. Jakoś nie dziwiło go przeciągające się milczenie. Młodszy mężczyzna chciał mu uświadomić, który z nich ma tutaj władzę. Pauzaniasz nakazał sobie ostrożność. Pola bitew są różnego rodzaju.
– Powstań, Pauzaniaszu – powiedział w końcu Plejstarchos.
Młodemu królowi wciąż brakowało miesiąca do osiemnastych urodzin, ale to, że był synem Leonidasa, widać było po jego muskularnych przedramionach porośniętych czarnym owłosieniem. Plejstarchos rozpaczliwe pragnął dowodzić pod Platejami, ale eforowie mu zabronili. Stracili już swego wojennego króla pod Termopilami. Jego syn był teraz najcenniejszym zasobem, jaki Sparta posiadała.
Spartańską armię poprowadził więc Pauzaniasz występujący w roli regenta. To on wygrał tę nadzwyczajną, nieprawdopodobną bitwę, kładąc kres wielkiej inwazji i marzeniom perskich królów. Pauzaniasz przełknął ślinę, poczuwszy nagłe zagrożenie. Widział to teraz wyraźnie, że jego triumf nie zaskarbił mu przychylności. Podniósł wzrok i napotkał zimne spojrzenie króla. Cokolwiek go czekało, przynajmniej stanie się prędko. Ateńczycy też przyczynili się do tego swoim gadaniem. Jego właśni ludzie ostrożniej ważyli słowa.
– Wykonałeś swoją powinność – odezwał się Plejstarchos.
Pauzaniasz pochylił głowę. Było to dość, a zarazem więcej niż młody król chciał powiedzieć.
Dwaj eforowie skinęli z aprobatą, wyrażając swoje poparcie. Znaczyło to więcej niż fakt, że trzej tego nie zrobili. Przyglądali się tylko mężczyźnie, który poprowadził spartiatów i helotów do zwycięstwa.
– Przedstawię imiona wszystkich, którzy z honorem oddali życie – powiedział w zapadłej ciszy Pauzaniasz.
Helotów oczywiście nie zamierzano wymieniać, jedynie poległych wojowników spartańskich. Przynajmniej, dzięki błogosławieństwu Apollina i Aresa, było ich niewielu.
Pauzaniasz próbował powściągnąć odruch rosnącej w tym momencie dumy, pomimo oficjalnych słów, które wypowiedział. Był częścią tamtego niezwykłego dnia! Powstrzymał swoich ludzi w przesłaniającym wszystko pyle i panującym wokół chaosie, aż nadeszła chwila, aby rzucić ich do walki jak złoty kamień w wody powodzi, aby stanąć przeciwko perskim wodzom. Eforów tam nie było. Nie było tam również syna Leonidasa!
Pauzaniasz poczuł ciążące mu na barkach brzemię. Na tym właśnie polegał ich problem, powód, dla którego patrzyli na niego tak, jakby chcieli otworzyć go jak owoc i zajrzeć mu w głąb wnętrzności. Eforowie zabronili Plejstarchosowi opuszczać Spartę, a czyniąc tak, pozbawili go udziału w największym zwycięstwie swego miasta-państwa. Młody król musiał znienawidzić ich za to albo też… Pauzaniasz poczuł suchość w ustach. Został tu wezwany sam. Stawił się jednak tylko dlatego, że towarzyszył mu jego wróżbita. Czy pozwolą im ujść z życiem? Spróbował przełknąć ślinę. Sercem Sparty była pejtarchia – absolutne posłuszeństwo. Syn Leonidasa musiał poczuć się bardzo nędznie, widząc armię swego ojca prowadzoną do boju przez kogoś innego. A jednak, jak zauważył Pauzaniasz, nie wypowiedział ani słowa skargi. Wróżyło to raczej dobrze jego przyszłym rządom.
– Podjąłem decyzję, jak z tobą postąpić – rzekł Plejstarchos.
Pauzaniasz poczuł przenikający go nagle chłód. Jeśli młody król nakazał jego śmierć, to raczej nie opuści już tej komnaty. Zginie z ręki króla bądź z innej. Jego życie było teraz w rękach tego młodzieńca, który go nie lubił, oraz w rękach eforów, którym nie podobała się bitwa, choć ich wszystkich ocaliła. Tak czy inaczej, widać było, że nie ma stąd drogi odwrotu. Czując, że jego życie wisi na włosku, Pauzaniasz przemówił prędko:
– Wasza Wysokość, eforowie, chciałbym udać się do wyroczni w Delfach, aby dowiedzieć się, co niesie przyszłość.
Przemyślał to dobrze. Nawet eforowie nie mogli zlekceważyć prośby o rozmowę z przedstawicielką samego Apollina. Pytyjska kapłanka siedziała nad oparami dobywającymi się z głębin świata i przemawiała głosem boga. Pauzaniasz poczuł skurcz serca, gdy dwaj eforowie wymienili spojrzenia.
Król pokręcił głową i zmarszczył brwi.
– Być może tak zrobisz, jeśli obowiązki ci na to pozwolą. Póki co, wezwałem cię tutaj, Pauzaniaszu, aby przekazać ci dowództwo floty. Król Leotychidas i ja jesteśmy co do tego zgodni. Będziesz reprezentował naszą władzę, przewodząc miastom i ich okrętom. Wciąż gdzieś tam są perskie forty. Nie wolno pozwolić, by się odbudowały i ponownie wzmocniły. Sparta przewodzi, wodzu. Przewodź zatem, ale daleko stąd.
Ten ostatni przekaz był dostatecznie jasny. Pauzaniasz poczuł ulgę. Przeszedł drogę od dumy do strachu i z powrotem, a teraz poczuł, że serce mu łomocze, a twarz oblewa rumieniec. Było to doskonałe rozwiązanie. Zwycięzca spod Platejów znajdzie się daleko od młodego króla, który w istocie dowodzi wszystkimi siłami zbrojnymi Sparty. Nie będzie konfliktu lojalności ani ryzyka wojny domowej. Ludzie kochają tych, którzy im przewodzą. Pauzaniasz dobrze o tym wiedział. W tym momencie mógłby rzucić całą armię przeciwko eforom. Musieli się go bać. Widać to w ich oczach, pomyślał. W sposobie, w jaki na niego patrzyli. A jednak był im posłuszny.
Przyklęknął jeszcze raz.
– Czynisz mi honor, Wasza Wysokość – powiedział.
Widok uśmiechu na twarzy Plejstarchosa sprawił mu przyjemność. Musiał się martwić powrotem swego wzmocnionego zwycięstwem wodza.
– To coś więcej niż nagroda za wierną służbę, Pauzaniaszu – odparł młody król. – Ateny dążą do dominacji na morzu, tak jak my chcemy rządzić na lądzie. Zbierają się na Delos, ale nie chcę, żeby przewodzili naszym sojusznikom. Sparta jest pierwsza wśród Hellenów i zawsze tak będzie. Zabierzesz tam sześć okrętów z pełną spartańską załogą i helockimi wioślarzami. Otrzymujesz władzę z mojej ręki, aby o tym pamiętali. Będziesz dowodził sojuszniczą flotą, zrozumiałeś?
– Tak, Wasza Wysokość – odrzekł Pauzaniasz. Poczuł, że skóra mu cierpnie, a włos jeży się na głowie. Zastanawiał się, jak zareagują na to Ateńczycy.
Wstał i poczuł wielką przyjemność, gdy młody król ujął go za ramiona i ucałował w oba policzki. Był to znak królewskiej przychylności, który oznaczał też, że dane mu będzie przeżyć. Zadrżał z przejęcia, a jego skóra zalśniła od potu.
– Twoje okręty stoją w Argos, Pauzaniaszu. Powołaj na dowódców, kogo zechcesz. Pozostawiam to twemu rozeznaniu.
Pauzaniasz skłonił się głęboko. Oczywiście. Król chciał też pozbyć się każdego, kto mógłby wesprzeć Pauzaniasza w dążeniu do władzy. Pauzaniasz zmusił się do chłodnego praotes – doskonałego spokoju spartańskiego mężczyzny. Ujął dłoń króla i uniósł ją nad swoją głową.
– Dobrze przysłużyłeś się Sparcie – powiedział jeden z eforów.
Nie był to żaden z tych, którzy wsparli go na początku, zauważył Pauzaniasz. Pokłonił się jeszcze głębiej. W końcu tych pięciu starców przemawiało w imieniu bogów i królów Sparty.
Zmierzał ku wyjściu szybkim krokiem i trzymając wysoko głowę. Czekający nań Tisamenos uniósł pytająco brwi. Wróżbita nie był pewien, w jakim nastroju jest Pauzaniasz po tym, co mu powiedziano.
Ten, przechodząc, klepnął go po ramieniu, pozwalając sobie nawet na oszczędny uśmiech.
– Chodź, przyjacielu, czeka nas mnóstwo roboty.
– Czyli jesteś zadowolony? – zapytał Tisamenos.
Pauzaniasz zastanowił się chwilę, po czym skinął głową.
– O tak. To dobra wiadomość. Dali mi flotę!