Antyczny Rzym po zmroku był niebezpiecznym miejscem. Na początku I wieku p.n.e. stolica Imperium liczyła około miliona mieszkańców – bogatych i biednych, niewolników i wyzwoleńców, obywateli i obcych. Metropolia ta była naprawdę konglomeratem różnych warstw społecznych, nacji i kultur.
Mówiąc o tym jak wyglądało nocne życie w Rzymie należy zajrzeć do jednej z satyr poety Juwenalisa (60-127 n.e.), który ukazuje nam miasto z około 100 roku n.e. Pisarz rzymski zwraca uwagę na niebezpieczeństwa jakie czyhały na każdego, kto opuścił swoje cztery ściany i przemierzał ciasne ulice Rzymu po zmroku. Wszech otaczające odchody, zarówno te znajdujące się w nocnikach ulicznych jak i te wyrzucane z okien pobliskich domów czy niebezpieczne zbiry grasujące w regionach zamieszkałych przez niziny społeczne. Nawet jeśli Rzymianin chciał uciec przed szajką morderców lub złodziei pamiętać musiał, że Rzym jest istnym labiryntem. Liczne wąskie uliczki powodowały, że łatwo można było stracić orientację w terenie i się po prostu zgubić lub tym bardziej zapędzić się w najgorsze rejony miasta.
W przypadku napaści nie było policji, która stanie w obronie ofiary. Każdy musiał liczyć na siebie lub swoich ochroniarzy. Jedyną służbą w mieście byli tzw. wigilowie, których dziś można by było nazwać strażą pożarną. Jednostka powstała w 6 roku n.e. na rozkaz Oktawiana Augusta. Wigilowie byli podzieleni na siedem kohort po 1000 ludzi, gdzie każda liczyła siedem centurii. Zadaniem takich oddziałów było wypatrywanie pożarów, które były istną plagą Rzymu – ściśle zabudowanego ośrodka miejskiego. Kamienice rzymskie, tzw. insule, w biedniejszych regionach miasta były bardzo często drewniane, a brak jakichkolwiek zasad bezpieczeństwa powodował, że pożar wybuchał nagle i w szybkim tempie przechodził na następne budynki. Już samo mieszkanie w takiej kamienicy było niebezpieczne.
Wracając do tematu „rzymskich strażaków” należy wspomnieć także o pewnych bohaterach, o których przetrwały informacje. Tak na przykład do naszych czasów zachował się wzruszający zapisek wspominający pewnego wigila z portu Ostia. Mężczyzna w czasie pożaru próbował uratować ludzi uwięzionych przez ogień i nieszczęśliwie w trakcie swojej służby poległ. W dowód uznania dla odwagi i poświęcenia koszty jego pogrzebu pokryło państwo.
Tym co jednak z pewnością najbardziej zniechęcało do nocnych spacerów po mieście była wszechogarniająca ciemność. Rzym był pozbawiony jakiegokolwiek oświetlenia na ulicach. Ciemność często zachęcała bandy rabusiów do napadania na posesje majętnych Rzymian. Znamy jedną historię, która miała miejsce na przełomie er, na zachodnim wybrzeżu Turcji. W pewnym okresie w mieście zaczęły mieć miejsce kolejne napady na domostwa. Sprawa była na tyle istotna, że zainteresował się nią sam Oktawian August. Podczas jednego z takich ataków jeden z niewolników strącił dosłownie kupę ekskrementów z nocnika na głowę agresora, który w wyniku uderzenia zginął.
Nocą Rzym był niebezpieczny, ale także oferował wiele usług. I tak można było udać się do lupanaru czy tawerny, w której miały miejsce picie i hazard. Ta ostatnia rozrywka była szczególnie ceniona w rzymskim społeczeństwie. Mówiło się nawet, że sam cesarz Klaudiusz napisał poradnik dla hazardzistów.
Rzymskie elity nocą bawiły się raczej w swoich domostwach. Kiedy jednak decydowały się na wyjście na miasto, otaczał ich cały zespół niewolników i ochroniarzy, którzy mieli skutecznie odstraszać ewentualnych rabusiów. Nierzadko wśród osób odwiedzających nocne przybytki byli sami cesarze. I tak Swetoniusz wspomina nocne wypady Nerona, który w towarzystwie młodych mężczyzn, przybrany w perukę lub czapkę szwendał się po stolicy i jego lokalach oraz szukał bójki.