Marek Witruwiusz urodził się jako Marcus Vitruvius Pollio. Był on rzymskim architektem i inżynierem wojennym żyjącym w I wieku p.n.e. Był konstruktorem machin wojennych za panowania Juliusza Cezara i Oktawiana Augusta. Twórca tzw. człowieka witruwiańskiego – wizerunku nagiego mężczyzny wpisanego w okrąg i kwadrat, symbolizujące ruch (własną wersję tego wizerunku upowszechnił później Leonardo da Vinci).
Witruwiusz zasłynął jako autor traktatu „O architekturze ksiąg dziesięć” (De Architectura), który powstał pomiędzy rokiem 20 p.n.e. a 10 p.n.e. Zadedykowany był on cesarzowi Augustowi i był kompilacją greckich podręczników architektury. Dzieło to jest dzisiaj bezcennym źródłem wiedzy o architekturze i sztuce budowlanej starożytnych Greków i Rzymian. Witruwiusz opisuje w nim szczegółowo zarówno greckie porządki klasyczne, jak i ich rzymskie odmiany. Opisy były uzupełnione odpowiednimi ilustracjami – rysunki oryginalne nie zachowały się jednak. Omówione zostały również szeroko zasady stosowane przez Rzymian przy planowaniu miast i wznoszeniu budowli. W okresie nowożytnym wielu sławnych autorów wykonywało ilustracje do tego dzieła, próbując odtworzyć zaginione rysunki.
Na pewno był w służbie u Gajusza Juliusza Cezara, który zginął, jak wiadomo, w 44 roku p.n.e. Mógł być wówczas Witruwiusz człowiekiem młodym, ale trudno sobie wyobrazić, aby zdołał zwrócić na siebie uwagę naczelnego wodza i pierwszej w Rzymie osoby przed ukończeniem lat 30. Jak z tego wynika, urodził się około roku 80-70 p.n.e.
Witruwiusz nie wywodził się ze świetnego rodu, otrzymał jednak staranne wykształcenie, które wysoko sobie cenił i, jak się wydaje, dobre wychowanie, zapewne w duchu republikańskich ideałów. Niewątpliwie władał swobodnie językiem greckim, gdyż dzieło jego jest w znacznej mierze kompilacją greckich podręczników, czego bynajmniej nie ukrywa. Wręcz przeciwnie, wylicza Witruwiusz dokładnie autorów, z których korzystał, aby nie zostać posądzonym o plagiat.
Jak przystało na rzymskiego obywatela, był Witruwiusz bardzo pobożnym wyznawcą religii państwowej. Do jej wymogów starał się dostosować niektóre prawidła architektury sakralnej. Radzi więc wznosić świątynie ukształtowane zgodnie z charakterem bóstwa, na przykład nie przekryte (hypetralne) dla Nieba i bóstw planetarnych; doryckie, a więc surowe w formie, dla bogów wojny (z Minerwą włącznie), a jońskie i korynckie, bogato zdobione, dla bogiń, nimf i dla Ojca Libera, czyli zniewieściałego Dionizosa.
Wizerunek nagiego mężczyzny wpisanego w okrąg i kwadrat, symbolizujące ruch, według zapisków Witruwiusza.
Świątynie bóstw uzdrawiających radzi Witruwiusz stawiać w okolicach o zdrowym klimacie, obfitujących w lecznicze źródła – co zrozumiałe. Ale natychmiast dodaje, iż w ten sposób Eskulap i bogini Salus zyskają większą sławę. Jak się wydaje, wzmocnienie autorytetu bogów było dla niego nawet ważniejsze od zdrowia kuracjuszy.
Medycyna była zresztą prawdziwą pasją Witruwiusza. Medycynę wymienia wśród dziewięciu dyscyplin, jakie architekt, jego zdaniem, winien opanować.
Żył Witruwiusz w okresie wyjątkowo trudnym, zwłaszcza młodość jego upływała w czasie wojen domowych i gwałtownych przemian ustrojowych. Z tej perspektywy mógł szczerze wielbić Augusta, który doprowadził do pokoju i do stabilizacji gospodarczej. Dodajmy, że intensywna działalność budowlana inspirowana i rozwijana przez cesarza szczególnie sprzyjała architektom. W tej właśnie atmosferze łatwo mogła się zrodzić idea napisania dla nich podręcznika w łacinie, dobrze przystosowanego do rzymskich potrzeb.
W okresie pisania dzieła był już autor człowiekiem niemłodym, któremu trudno byłoby zapewne wykonywać czynnie swój właściwy zawód. Dlatego musiał wysoko cenić przyznaną mu przez Augusta swego rodzaju emeryturę. Otrzymał ją najprzód jako „wynagrodzenie za usługi” przy konstruowaniu i konserwacji machin wojennych, a następnie – za protekcją Oktawii, siostry cesarza – w formie, jak pisze, dalszego wynagrodzenia. Były to zapewne sumy niemałe, skoro Witruwiusz uważał, że „do końca życia nie musi się lękać niedostatku” i może spokojnie pisać swoją książkę.
Emerytura niewątpliwie wpłynęła pozytywnie na ciepło uczuć starego człowieka do Augusta, a może też lękał się jej cofnięcia, w razie gdyby popadł w niełaskę. Bez względu jednak na przyczyny obiektywne i subiektywne wyrażanej usilnie wdzięczności, z przykrością stwierdzić należy, że w hołdach autor nieco przesadził. Chyba nie musiał w każdej księdze okazywać swego podziwu dla możnego protektora w najbardziej wyszukany sposób.