Pan Bazentkiewicz na początku swojej opowieści przedstawia w ogólnym zarysie organizację armii rzymskiej w opisanym okresie historycznym. Jest to opowieść o bardzo zdolnym, ale nieco pechowym rzymskim wodzu, któremu za pomocą rzymskiego senatu oraz także przy pomocy pewnych nad ambitnych jednostek w jego własnej armii, owoce zwycięstwa Pompejusz Wielki świsnął sprzed nosa. Następnie młody historyk, po przedstawieniu młodości i kariery swojego bohatera, przechodzi do relacjonowania wschodnich kampanii Lukullusa, czyli kampanii pontyjskiej oraz kampanii armeńskiej, które miały miejsce w latach 74-66 p.n.e., jak zaznaczono w tytule recenzowanego opracowania. Podczas relacjonowania lukullusowych kampanii autor nie traci z oczu wydarzeń, jakie miały miejsce na innych teatrach działań i były powiązane z działaniami głównego bohatera książki. Ocena pechowego Lukullusa, jakiej na kartach swojej pracy dokonuje autor jest trafna, gdyż pechowy smakosz wykwintnego jedzenia był bardzo dobrym wodzem oraz organizatorem, któremu brakowało umiejętności pozyskania serc żołnierzy, wchodzących w skład armii powstałej po wielkich reformach wuja słynnego Cezara, czyli Mariusza. Owe „Muły Mariusza”, bo tak owych żołnierzy, ze względu na ilość dźwiganego ekwipunku nieco złośliwie nazywano, były dzielnymi żołnierzami, walczącymi przede wszystkim z myślą o godnej starości. Na ową godną starość istniały szanse tylko w razie przeżycia lat ciężkiej służby wojskowej. Ponadto ową godną starość mogły im w znacznym stopniu zapewnić łupy wojenne, jakich waleczny smakosz, który sprowadził czereśnie do Europy (o czym pan Bazenkiewicz w swojej pracy nie wspomina), im nieco w ich mniemaniu skąpił. Takie postępowanie Lukullusa daje się często wytłumaczyć dość przebiegłymi posunięciami, obliczonymi na pozyskanie dla Rzymu mieszkańców Azji Mniejszej, którym rzymskie rządy nie zawsze dobrze się kojarzyły, z powodu skąpstwa i krótkowzroczności wielu urzędników, pochodzących z Republiki znad Tybru. Te nieodpowiednie zachowanie rzymskich oficjeli wykorzystywali monarchowie hellenistyczni w swoich rozgrywkach, często bardzo krwawych, z innymi graczami ówczesnej sceny politycznej, wśród których znajdowało się też państwo rzymskie.
Opisy zmagań militarnych Lucjusza Licyniusza Lukullusa i jego krnąbrnych wojaków, którzy w większości widzieli go jako nadętego sknerę, zostały wykonane poprawnie, ponieważ są jasne i na tyle, na ile pozwalają na to dostępne źródła historyczne pełne. Dlatego uważam, że jest to pozycja godna polecenia, która dodatkowo wypełnia pewną lukę na polskim rynku wydawniczym.