W swojej, niezbyt wielkich rozmiarów książce, zatytułowanej „Początki chrześcijańskiego świata, 312 – 394”, francuski historyk pan Paul Veyne opowiedział swoim czytelnikom historię przejęcia władzy w państwie rzymskim przez, wówczas nową religię chrześcijańską. Sam temat poruszony w omawianym opracowaniu, jest niezwykle ciekawy i dobrze się stało, że autor wykonał swoją pracę sumiennie i fachowo zanalizował dostępne mu źródła historyczne, mówiące nam o niesamowicie burzliwych czasach od Konstantyna do Teodozjusza – obu zwanych przez potomność „Wielkimi”.
W całej tej niewielkiej, ale bogatej w informacje książce bardzo, moim zdaniem nie na miejscu, są porównania przełomu dokonanego przez Cesarza Konstantyna w świecie rzymskim z rewolucją bolszewicką w Rosji, której dokonali odrealnieni opryszkowie ze sporą niemiecką pomocą, udzieloną im przez niemiecki wywiad, celem zamknięcia frontu wschodniego, której to udzielenia Niemcy bardzo szybko pożałowali. Ja rozumiem, że autor może mieć swoje własne przekonania, które wyrażają jego skłonność do politycznej „czerwieni”, co nie jest wśród francuskich intelektualistów żadnym wyjątkiem, ale jednocześnie uważam, że nie powinny one aż tak mocno rzutować na jego analizy prezentowane przecież w naukowych opracowaniach. Problem widzę w tym taki, że w opisanej sytuacji polityczne sympatie autora mocno skrzywiają niektóre z jego interpretacji faktów minionych, przez co cierpi naukowa strona jego pracy.
W przeciwieństwie, do mającego w tej sprawie nieco więcej wątpliwości Profesora Aleksandra Krawczuka, pan Paul Veyne zakłada szczerość nawrócenia się Cesarza Konstantyna na religię wyznawaną przez ludzi znanych wówczas pod wspólnym mianem, jako Galilejczycy. Przez właśnie wspomnianego, znanego polskiego badacza antyku, Cesarz Konstantyn określany jest jako wyznawca Słońca Niezwyciężonego, na co Profesor Krawczuk, analizując zachowane źródła z epoki podaje garść mocnych argumentów. W takiej interpretacji zwycięski Konstantyn jawi się jako dobry polityk, który chciał zachować równowagę w swoim państwie i ostatecznie skłonił się ku nowej religii z wybitnie pragmatycznych pobudek.
Podsumowując stwierdzam, że omawiana praca jest bogata w informacje, umiejętnie pozyskane z zachowanych źródeł, co wychodzi jej na plus, niemniej jednak zawiera ona też informacje, które są mocno skażone światopoglądem jej autora. Dlatego przy jej czytaniu poleciłbym sporą dozę ostrożności. Pan Paul Veyne może pozazdrościć obiektywizmu, jaki spotyka się w pracach Profesora Aleksandra Krawczuka, których niestety nikt jeszcze nie przełożył na języki obce.