Ta strona nie może być wyświetlana w ramkach

Przejdź do strony

Jeśli znajdziesz błąd ortograficzny lub merytoryczny, powiadom mnie, zaznaczając tekst i naciskając Ctrl + Enter.

Wojny drugiego triumwiratu

(43-31 p.n.e.)

Ten wpis dostępny jest także w języku: angielski (English)

Bitwa pod Filippi w 42 p.n.e.
Bitwa pod Filippi w roku 42 p.n.e.

Kiedy Juliusz Cezar został zamordowany, przez Republikę Rzymską przetoczyło się prawdziwe trzęsienie ziemi. Przedstawiciele kolejnych stronnictw rzucali się sobie do gardeł, w swoje działania angażując tysiące żołnierzy. Doszło do wojen domowych, które ukształtowały losy państwa rzymskiego. Wtedy też powstał drugi triumwirat, czyli porozumienie o podziale władzy, zawarte między Oktawianem, Markiem AntoniuszemLepidusem.

Krwawe idy

Preludium do wydarzeń, które opiszę w tej pracy, były niewątpliwie pamiętne idy marcowe roku 44 przed Chrystusem. Historyk literatury Zygmunt Kubiak w swoich Dziejach Greków i Rzymian wskazuje, że idy w rzymskim kalendarzu oznaczały trzynasty dzień większości miesięcy, natomiast piętnasty w marcu, maju, lipcu i październiku.

Juliusz Cezar swoją sławę zdobył dzięki namiestnictwu w Galii.

Juliusz Cezar miał poparcie ludu, jednak swoją polityką narobił sobie wielu wrogów. Stronnictwo skupione niegdyś wokół Pompejusza, sądziło, silniej niż kiedykolwiek, że zwycięzca spod Farsalos stanowi poważne zagrożenie dla Republiki Rzymskiej. Nie dla państwa jako takiego, ale dla jego republikańskiego ustroju. Konstytucjonaliści zawiązali spisek, którego misją było usunięcie niebezpieczeństwa, uosabianego przez Cezara. Na jego czele stanęli Marek Juniusz Brutus i Gajusz Kasjusz Longinus. Egzekucja według planu spiskowców miała odbyć się w dzień id marcowych, czyli, jak pisze Kubiak, na cztery dni przed planowanym przez Juliusza najazdem na kraj Partów. Wojna ta miała zmyć z państwa rzymskiego hańbę, która spadła nań po fatalnej klęsce Krassusa pod Carrhae (Karrami). Według Plutarcha z Cheronei, poprzedzającej idy nocy, żonie Cezara, Kalpurni, śniły się koszmary. Główną w nich rolę odgrywał właśnie jej mąż. Kobieta śniła, że Artemidoros, nauczyciel filozofii greckiej, który pozostawał blisko stronnictwa Brutusowego, podał Cezarowi zwój i prosił, aby dyktator przeczytał go osobiście. Juliusz miał bowiem w zwyczaju przekazywanie wszelkich pism swej służbie. Chciał już ten zwój przeczytać, jednak ciągle coś go od tego odwodziło. Wódz wszedł do senatu ze zwojem w ręku, koniec końców go nie przeczytawszy.

Opisując feralne zdarzenie, Zygmunt Kubiak powołuje się na Żywoty sławnych mężów Plutarcha z Cheronei oraz na Historię rzymską Appiana z Aleksandrii. Nastał wreszcie dzień id marcowych. Gajusz Juliusz Cezar zmierzał wraz z Markiem Antoniuszem, wiernym przyjacielem i zarazem konsulem, do senatu. Po drodze Gajusz Treboniusz, jeden z członków spisku, zatrzymał Antoniusza mając do niego jakąś sprawę, zapewne niecierpiącą zwłoki. Cezar natomiast poszedł spokojnie dalej. Gdy wszedł do budynku, senatorowie wstali z miejsc. Dyktator usiadł na krześle konsula i czekał na rozpoczęcie pracy. Kilka osób stanęło za nim. Wyraz bezwarunkowego poparcia? Tym razem raczej nie. Inni spiskowcy podeszli do niego od przodu. Jeden z nich, Tiliusz Cymber, chciał wyprosić u Cezara litość dla wygnanego brata. Juliusz najpierw odkładał sprawę, a potem petycję Cymbra definitywnie odrzucił. Zdenerwowany Tiliusz szarpnął gwałtownie togę konsula w dół. Ta ułożyła się w taki sposób, że krępowała ruchy wodza. Dla spiskowców był to sygnał do ataku. Rzucili się na niego niczym jadowite węże. Wyciągnęli ukrywane pod togami sztylety i runęli na dyktatora. Stojący za plecami pogromcy Pompejusza Publiusz Serwiliusz Kaska zamachnął się i ugodził Cezara. Chciał trafić w szyję, jednak ostrze jego sztyletu zatopiło się w piersi konsula. Przerażony Juliusz wyszarpnął swą togę z rąk Tiliusza Cymbra i rozpoczął walkę z Kaską. Wstał z krzesła i szamotał się z napastnikiem. Wtedy jednak poczuł potężne ukłucie – to stojący obok niego senator wbił mu nóż w bok. Toga Cezara czerwieniła się od upływającej krwi. Spiskowcy cięli i dźgali, Juliusz widział tylko błyskające ostrza, słyszał ze wszystkich stron świst przecinanego przez noże konspiratorów powietrza, czuł ciętą i przebijaną raz po raz skórę. Krew tryskała na lewo i prawo. Wódz próbował się bronić, szarpał się niczym dzikie zwierzę zaszczute przez myśliwych, jak stary wilk z Obławy Kaczmarskiego. Wtedy jednak do Cezara podszedł Marek Juniusz Brutus i uderzył go sztyletem w biodro. Juliusz, zobaczywszy, że ranił go przyjaciel, spojrzał na niego oczami pełnymi bólu, przerażenia oraz zdziwienia i wyszeptał: Et tu Brute contra me? I ty, Brutusie, przeciw mnie? Konsul nie mógł uwierzyć, że nawet Brutus, któremu przebaczył walkę przeciw sobie pod Farsalos, a którego uważał za swojego przyjaciela, zadał mu cios. Już wiedział, że przegrał. Przestał się bronić. Spiskowcy dokończyli dzieła. Wielki wódz runął na ziemię przed posągiem Pompejusza. Rzeki krwi wylewające się z jego dwudziestu trzech ran, płynęły powoli posadzką. Posoką największego z Juliuszów przesiąkły jego szaty. Na rękach mieli ją też senatorowie-spiskowcy. Zadanie wykonane, misja spełniona. On, wielki Gajusz Juliusz Cezar, pogromca Wercyngetoryksa, leżał teraz zaszlachtowany pod posągiem Pompejusza. Odarty z godności, odarty z majestatu. W jego oczach na zawsze zgasł płomień życia. Cezar wyzionął ducha.

Śmierć Cezara, Vincenzo Camuccini

Ocalał za to Marek Antoniusz, choć co do jego życia, spiskowcy prowadzili między sobą spór. Kasjusz Longinus twardo obstawał za zamordowaniem drugiego konsula, aby ten im w przyszłości nie zagroził. Brutus jednak był temu przeciwny. Swoje zdanie argumentował tym, że zabójstwa obydwu konsulów mogłyby przypominać czystki robione przez Sullę w trakcie wojny domowej popularów i optymatów. Swoją drogą, wojny domowe w czasach drugiego triumwiratu można nazwać kolejną odsłoną konfliktu między populares i optimates.

Największe, zdaniem spiskowców, zagrożenie dla republikańskiego ustroju Rzymu, zostało wyeliminowane. Mogłoby się wydawać, że Republika została ocalona. Koniec z dyktaturą, nie będzie jednowładztwa. Jeśli jednak konspiratorzy myśleli, że  zamordowanie Cezara przyniesie upragniony koniec napięć, to „nieco” się przeliczyli. Prawdziwe rzymskie piekło dopiero miało się rozpocząć.

Burzliwe początki II triumwiratu

Gdy zamordowano Cezara, wnuk jego siostry, Gajusz Oktawian, przebywał w Apollonii (południowa Illiria), gdzie odbywał przeszkolenie wojskowe przed planowaną przez Juliusza wyprawą do krajów Wschodu, gdzie dominacja rzymska miała się nieco gorzej niż w innych rejonach. Ponadto po pogromie legionów Krassusa, państwo Partów rosło w siłę. Kiedy młodziutki Oktawian dowiedział się o brutalnym mordzie dokonanym na jego wielkim krewnym, od razu ruszył do Italii. Było to niezwykle ryzykowne posunięcie, ponieważ nie miał dość doświadczenia, a senat był skłonny wesprzeć spiskowców w mającym rychło wybuchnąć sporze.

Zamieszanie w stolicy Republiki zrobiło się jeszcze większe, kiedy trzeba było odczytać i wcielić w życie testament Cezara. Strażnikiem i wykonawcą ostatniej woli zamordowanego wodza stał się jego ocalały przyjaciel, Marek Antoniusz. Było to możliwe, gdyż pod Rzymem na czele swych oddziałów stacjonował Marek Emiliusz Lepidus, magister equituum Cezara. Antoniusz sprzymierzył się z Lepidusem, a spiskowcy, których działania, ku ich wielkiemu zdumieniu, nie znalazły poklasku u ludu rzymskiego, schronili się na Wzgórzu Kapitolińskim. Stronnictwo cezariańskie zawarło w końcu porozumienie z konspiratorami. Oto, co postanowiono:

  • dyktatura została zniesiona
  • mordercom Cezara udzielono amnestii
  • oficjalnie potwierdzono wszystkie akty Juliusza
  • nie będzie prześladowań za udział w jakiejkolwiek wojnie domowej

Spotkaniu miał przewodniczyć sam Cyceron. Jednak wrażenie względnego spokoju jest tylko pozorne. Jak pisze Kubiak, w swoim testamencie Juliusz Cezar przekazał Wiecznemu Miastu swoje piękne ogrody. Mało tego, dla każdego z obywateli Rzymu przeznaczył pewną sumę pieniędzy, nie wiadomo, jaką konkretnie. Nietrudno się domyślić, jaki efekt to przyniosło. Lud uwielbił Cezara za jego ostatni akt. Jednak oni, spiskowcy, zabrali mieszkańcom ich dobrodzieja, wielkiego przyjaciela, który nie zapomniał o nich nawet w chwili pisania tak osobistego dokumentu, jakim jest testament. Konspiratorzy nie byli mile widziani w Rzymie. Ludność Republiki pragnęła ich krwi. Juliuszowi Cezarowi urządzono naprawdę wspaniały pogrzeb. Po nim zaś Kasjusz i Brutus przezornie uciekli z Rzymu i udali się na wschód.

Testament Cezara to jednak nie tylko dary dla miasta i ludu. Najważniejszym aktem zawartym w ostatniej woli wielkiego wodza było niewątpliwie uznanie Gajusza Oktawiana, zwanego od tej pory Oktawianem, jako swojego następcę i dziedzica, czyli mówiąc ściślej, usynowienie go.

Oktawian o szczegółach testamentu Cezara miał się dowiedzieć już w Brundisium. Do Rzymu przyjechał zatem jako Gajusz Juliusz Cezar Oktawian. W spadku odziedziczył nie tylko imię Cezar, ale i zasoby finansowe przybranego ojca. Kiedy znalazł się w stolicy, od razu spróbował skupić wokół siebie wojsko, jednak, jak wskazuje Zygmunt Kubiak, tylko po części mu się to udało. Wydaje się, że Oktawian mimo bycia głównym spadkobiercą cezarowego dziedzictwa, nie poradziłby sobie w tak trudnej sytuacji, gdyby nie jego wybitne polityczne zdolności. Sprzymierzył się z jakże wpływowym wówczas Cyceronem. Nie stanowiło to chyba zbyt dużego problemu, ponieważ dla wielkiego mówcy i polityka, Oktawian był dużo lepszą alternatywą od Marka Antoniusza. Warto zaznaczyć, że Cyceron i Antoniusz pałali do siebie szczerą i nieprzejednaną nienawiścią. Przyjaciel Cezara chował do konstytucjonalisty osobistą urazę, bowiem z jego rozkazu, za udział w spisku Katyliny, stracony został ojczym Antoniusza. Upust swoim negatywnym emocjom dał także Marek Tuliusz Cyceron, który w swoich Filipikach (zbiór 14. mów) ze szczególną zawziętością atakował przyszłego triumwira.

Testament Juliusza Cezara, o ile z pewnością bardzo zadowolił Oktawiana, o tyle Marka Antoniusza po prostu zszokował. Został bowiem zmarginalizowany. Konsul postarał się zabezpieczyć sobie przyszłość, gdyż niedługo miał minąć termin złożenia przez niego urzędu. Mianował się namiestnikiem Galii Przed- i Zaalpejskiej. Na rok 43 p.n.e. konsulami zostali zaś Aulus Hircjusz i Gajusz Wibiusz Pansa.

Kiedy Marek Antoniusz mianował się namiestnikiem Galii Przedalpejskiej i Zaalpejskiej, rzeczywistym władcą pierwszej z wymienionych prowincji był Decymus Brutus, jeden ze spiskowców. Brutus odmówił oddania Antoniuszowi władzy nad swoimi ziemiami. Ten zebrał więc wierne sobie legiony i pomaszerował na północ, by rządy Decymusowi odebrać siłą. Zajął większe miasta prowincji i szykował się do uderzenia na Brutusa. On z kolei zaczął wycofywać się w kierunku Rzymu. Jakież było zdziwienie wszystkich, kiedy okazało się ten manewr był pozorowany, a wojska spiskowca zajęły Mutinę (dzisiejsza Modena). Decymus przeczuwał, że wkrótce przyjdzie mu się zmierzyć z oddziałami Antoniusza, dlatego postanowił przygotować się do oblężenia. Nakazał zabijać bydło i gromadzić zapasy żywności, tak, żeby w razie czego wytrzymać do przybycia ewentualnej odsieczy.

Wkrótce Marek Antoniusz obległ Mutinę. Otoczył miasto rowem i wałem, niczym Cezar pod Alezją. Kolejne dni powoli mijały. Brutusowi w końcu zaczęły kończyć się zapasy żywności. Na północ maszerowały jednak wysłane przez senat siły konsulów, Hircjusza i Pansy, a także… Oktawiana. W przypadku tego ostatniego były to oddziały wierne Cezarowi, które dziedzic wielkiego wodza utrzymywał z własnych pieniędzy. Jak pisze John Warry w Armiach świata antycznego, senat, który ulegał wpływom i namowom Cycerona, wciąż uznawał spiskowców za obrońców dotychczasowego ustroju i okazywał im szczególne względy. Oktawian zaś wyruszył razem z wojskiem konsularnym przeciw Antoniuszowi, ponieważ ten nie mógł się pogodzić z wyborem młodzieńca na głównego spadkobiercę wielkiego Juliusza.

W końcu konsulowie zaczęli zbliżać się do Mutiny. Oktawian towarzyszył Hircjuszowi. Niedługo później natknęli się na konnicę Antoniusza. Jazdy konsula i cezarowego dziedzica wkrótce się z nią starły. Jazda wodza, który w Rzymie był, jak widać, wrogiem publicznym numer 1, okazała się liczniejsza, walczyła jednak w niedogodnym terenie, w pobliżu płynęło bowiem wiele potoków. Na pomoc swojemu koledze konsulowi postanowił ruszyć Pansa, ale jego oddziały wpadły w zasadzkę zorganizowaną przez żołnierzy Antoniusza. Z kolei kohorta straży Oktawiana szła przed młodym wodzem, by osłaniać go od ewentualnego niebezpieczeństwa. Wracając do Pansy, jego ludzie zwarli się w morderczej walce z podkomendnymi byłego konsula. Ciężkie walki toczyły się w trzech miejscach, gdyż obie strony oddzielał wysoki nasyp, na którym biegła droga, umożliwiająca przejście przez bagna. Na tej drodze ścierały miecze kohorty straży Oktawiana i Antoniusza. Po jakimś czasie kohorta młodego Cezara została pokonana. Z kolei weterani Pansy wycofali się do obozu, w którym czekali rekruci konsula. Nie mieli się oni włączać do walki z uwagi na dużo większe doświadczenie i obycie ze stresem bitwy żołnierzy Antoniusza. W trakcie zmagań poległ jednak sam Pansa. Z obozu pod Mutiną wyruszył zaś Hircjusz, który chciał wówczas zaangażować się w walkę. Przemaszerował około 13 km i zaatakował zmęczonych już podkomendnych wroga. Pokonał ich, jednak nie podjął się pościgu, ponieważ powoli zapadała noc. Konsul słusznie uznał, że nie warto ryzykować ścigania nocą uciekających przez bagna nieprzyjaciół. Inny pogląd na całą sprawę miał z kolei Antoniusz, który, również słusznie, wydał swej konnicy rozkaz odnalezienia i sprowadzenia rannych i pogubionych towarzyszy broni. Mimo odparcia wroga, Hircjusz nie zdołał przerwać oblężenia Mutiny. Po wznowieniu walk już wydawało się, że oddziały Oktawiana i Hircjusza przedrą się przez najsłabiej bronione punkty obwałowań, jednak Antoniusz wycofał wtedy dwa legiony i rzucił je do wsparcia newralgicznych miejsc. To było jednak zbyt mało. Aulus Hircjusz wpadł wkrótce do kwatery polowej przywódcy cezarian, lecz tam został zabity w walce. Niedługo potem pokonany Antoniusz, przy wyraźnym sprzeciwie swojego sztabu, podjął decyzję o zwinięciu oblężenia i wyruszeniu na północ w kierunku Alp. Nie bez trudności zdołał przedrzeć się w głąb Galii. Tam sprzymierzył się ponownie z Markiem Emiliuszem Lepidusem, który sprawował urząd namiestnika Galii Narbońskiej (południowa Francja). W samej Mutinie doszło do bardzo ciekawej sytuacji. Lepszych okoliczności Oktawian wprost nie mógł sobie wymarzyć. Obaj konsulowie polegli w boju, Decymus Brutus zaś został zatwierdzony przez senat jako dowódca wojsk, które brały udział w bitwie. Jednak cóż z tego, skoro żołnierze zdecydowali inaczej. Nastąpiły masowe dezercje od Brutusa do Oktawiana. Pozycja spiskowca stawała się wciąż słabsza i słabsza. W końcu zdecydował się na ucieczkę i próbę dotarcia do swojego bardziej wpływowego krewnego, Marka, który był namiestnikiem Macedonii. Został jednak schwytany przez wodza jednego z galijskich plemion, który był sojusznikiem Antoniusza. Wódz ten, nie namyślając się wiele, kazał stracić Brutusa.

Wracając jeszcze do walk w okolicach Mutiny, warto zauważyć, z jaką zaciętością walczyli żołnierze. John Warry sugeruje, z czym całkowicie się zgadzam, że oddziały wroga  były traktowane jako zdrajcy, nie dziwota więc, że legioniści rzucali się na siebie z żądzą mordu wypisaną na twarzy. Wojna domowa, która była skutkiem zamordowania Juliusza Cezara, tak głęboko podzieliła Rzym, że walczący po obydwu stronach zabijali swoich rodaków, jak gdyby ci byli zupełnie kimś obcym. Trzeba również wspomnieć o tym, że konflikt, którego efektem była bitwa pod Mutiną, miał właściwie cztery strony. Jedną stanowili spiskowcy, których przedstawicielem był Decymus Brutus. Drugą ci, którzy co prawda nie należeli do spisku, ale hołdowali republikańskim zasadom i popierali senat oraz Cycerona. Trzecią stroną okazał się być Oktawian, który chciał rozprawić się z Antoniuszem. Ten ostatni walczył zaś przeciw wszystkim wcześniej wymienionym jednocześnie.

Oktawian zorientował się, że ma pod sobą osiem legionów. Oczywiście, niczym niegdyś przed Rubikonem jego przybrany ojciec, nie zgodził się na ich oddanie. Co postanowił młody dowódca? Marsz na Rzym. Przerażony senat przyznał 19-latkowi konsulat. Oktawian po otrzymaniu nominacji, pomaszerował na czele swych wojsk na północ, gdzie miał spotkać się z Antoniuszem i Lepidusem. Do spotkania doszło w okolicach Mutiny, a konkretniej, jak podaje Appian, na małej wysepce na rzece Lavinius. Wodzowie obradowali przez dwa dni, aż w końcu doszli do porozumienia, którego głównym założeniem były wspólne rządy i współpraca w celu pozbycia się zabójców Cezara. Ponadto Oktawian zrzekł się urzędu konsula, a dla całej trójki postanowiono stworzyć odrębny urząd, równy władzy konsularnej, który sprawowaliby przez pięć lat. Co więcej, stronnicy zamordowanego Juliusza podzielili się terytorium. Ustalili również, że sami na swoich ziemiach będą stanowili prawo i wybierali niższych urzędników. Marek Antoniusz otrzymał niemal całą Galię. Jej przylegająca do Pirenejów część, jak i Hiszpania, przypadła Markowi Emiliuszowi Lepidusowi. Gajusz Juliusz Cezar Oktawian objął z kolei rządy nad Afryką, Sycylią, Sardynią i innymi wyspami w tym rejonie. Tak oto, w listopadzie 43 r. p.n.e. powstał drugi w historii Rzymu triumwirat.

Nowy porządek, nowa wojna

Wymienione w poprzednim akapicie postanowienia wymagały jeszcze oficjalnego potwierdzenia. Zgromadzenie ludowe rozpoczęło więc obrady na Forum Romanum. W całej sytuacji nie byłoby może niczego dziwnego, gdyby nie to, że Forum otoczone było armią triumwirów. Wkrótce, po prawnym zatwierdzeniu triumwiratu, przyszedł czas na zastanowienie się nad planem działania. Brutus i Kasjusz przejęli rządy we wschodnich prowincjach umierającej Republiki, zatem nowy sojusz Oktawiana, Antoniusza i Lepidusa musiał coś z tą sprawą zrobić. Zwłaszcza, że ich połączone siły liczyły aż 45 legionów. Najpierw postanowili jednak oczyścić z wrogów własne „podwórko”.

Wkrótce rozpoczęły się proskrypcje. Pierwotnie pojęcie to odnosiło się do licytacji majątku i dóbr osoby zadłużonej, potem jednak zastosowano je do wszystkich kar, które związane były z konfiskatą mienia. Mówiąc o proskrypcjach, nie można pominąć „wyczynów” tego, który zasłynął największą dotychczas akcją proskrypcyjną, a więc Lucjusza Korneliusza Sulli. Wielki wódz i dyktator ze stronnictwa optymatów bezlitośnie wyrzynał swoich oponentów. Niestety, drugi triumwirat podążył jego śladem, zmieniło się tylko polityczne stronnictwo. Teraz to populares przystąpili do dokonania krwawej czystki wśród rzymskiej elity. Jak bardzo musiało to przyprawiać o zgrozę starszych mieszkańców, którzy pamiętali jeszcze okrucieństwa dokonywane przed czterdziestoma laty przez Sullę.

Osoba, której nazwisko zostało wpisane na listę proskrypcyjną (tabulae proscriptionis), mogła zostać zabita. Często tak się działo, ponieważ zabójca takiego człowieka otrzymywał nagrodę w wysokości dwóch talentów, czyli naprawdę niebagatelnej sumy. Kubiak pisze, że majątek zamordowanego sprzedawano albo oddawano zwycięzcy. Mało tego, dzieci i wnuki osoby proskrybowanej objęte były infamią. Triumwirowie sporządzili więc listę. Oficjalnie wrogowie Cezara (nieoficjalnie również ich właśni) zostaną w końcu ukarani. Na liście umieszczonych zostało 300 senatorów i 2000 ekwitów. Skala mordu po prostu przeraża. Antoniusz dał także, po raz ostatni, upust swojej nienawiści do Cycerona. Zażądał, żeby pogromca Katyliny otwierał listę proskrypcyjną. O ile Lepidus podzielał jego zdanie, o tyle Oktawian już nie. Jednak po dwóch dniach sprzeciwu ustąpił i Marek Tuliusz Cyceron został skazany na śmierć.

Dowiedziawszy się o wyroku, Cyceron, razem z bratem Kwintusem, postanowili uciec na wybrzeże Italii, skąd będą mogli przedostać się do Marka Brutusa w Macedonii. W drodze do Astury (zachodnie wybrzeże), gdzie wspaniały mówca miał posiadłość,   Kwintus zorientował się, że w ferworze ucieczki nie zabrał ze sobą żadnych zapasów, a te Cycerona też nie wystarczyłyby na długo. Zostawił więc brata i wrócił się, aby potem, mając już odpowiednią ilość żywności, dołączyć do niego. Efekt tego okazał się jednak opłakany. Kwintusa zdradzili jego służący. Wydali go w ręce osób, które chciały skreślić kolejnych kilka nazwisk z listy triumwirów. Zabito więc Kwintusa, a także jego syna. Cyceron zaś, dotarłszy do Astury, wskoczył na pierwszy lepszy statek, który tam zastał i kazał płynąć wzdłuż wybrzeża do przylądka Circeum. Tam załoga chciała już wypływać na pełne morze, aby nie tracić czasu i szybciej dotrzeć do Macedonii, jednak, nie wiedzieć czemu, wielki mówca powstrzymał ich, zszedł z pokładu i zaczął iść pieszo w kierunku Rzymu. Kubiak wspomina, że przeszedł około stu stadiów, ale wtedy znowu zaczął się wahać i zawrócił do Astury. Był 7 grudnia 43 roku p.n.e. Służący Cycerona z jego willi z Astury postanowili usadzić zmartwionego i wciąż wahającego się mówcę w lektyce i wynieść go w kierunku morza. Do posiadłości przyszli jednak wysłannicy Antoniusza, centurion Herenniusz i trybun Popiliusz, którzy przyprowadzili także w razie czego kilku pomocników. Kiedy nie znaleźli tam swojego celu, wypytywali służbę. Ta jednak nie chciała wydać Cycerona i odpowiadała wymijająco, że nie wie. Jednak jeden się wyłamał i oznajmił siepaczom, że mówcę niosą w lektyce ku morzu. Nie tracąc czasu, Herenniusz i Popiliusz popędzili leśną ścieżką, na której mieli natknąć się na niegdysiejszego pogromcę Katyliny. Jakże dziwne wydaje się być postępowanie Popiliusza względem mówcy, który kiedyś bronił go przed zarzutami o zamordowanie ojca. Herenniusz był szybszy od trybuna i pierwszy dopadł Cycerona. Ten, zrozumiawszy, że jego pobyt na tym świecie już się kończy, kazał zatrzymać lektykę. Centurion wyciągnął miecz i zakończył żywot byłego konsula. Potem zaś, zgodnie z rozkazem Antoniusza, odjął mu głowę i ręce.

Obraz ukazujący śmierć Cycerona.

Opuśćmy jednak na chwilę triumwirów i przyjrzyjmy się, w jaki sposób Brutus i Kasjusz przejęli władzę w prowincjach na wschód od Italii. Pierwszy z nich, dotarłszy do Grecji, zgromadził żołnierzy, którzy zdołali zbiec spod Farsalos po klęsce Pompejusza w starciu z Cezarem. Przeprowadził także nabór do wojska, uzupełniając oddziały młodymi Rzymianami, którzy uczyli się w Atenach czy innych miastach Hellady. Armia spiskowca nie stanowiła jedności, młodym legionistom brakowało doświadczenia, ale mimo tego Brutus zagroził wojną ówczesnemu namiestnikowi Macedonii, który z racji kończącej się kadencji szykował się do opuszczenia stanowiska. Szantaż się opłacił – konspirator przejął władzę w ojczyźnie Aleksandra. Niedługo później Brutus podążył na północny wschód, gdzie opanował górną część Ilirii. Senatowi, który, jak już wcześniej wspomniałem, wspierał morderców Cezara, bardzo podobały się działania Marka Brutusa po wschodniej stronie Adriatyku. Dlatego też w lutym 43 roku izba mianowała go namiestnikiem Macedonii i Illiricum.

Kasjusz natomiast otrzymał od senatu Syrię. Jego misją było zwyciężenie Publiusza Korneliusza Dolabelli, który władał tamtymi ziemiami. Dolabella otrzymał urząd konsula po śmierci Cezara. Początkowo był wspierany przez konstytucjonalistów, jednak sytuacja uległa zmianie, gdy zmienił strony i zabił namiestnika Azji Mniejszej, Gajusza Treboniusza, tego samego, który w dzień id marcowych 44 roku zatrzymał krzepkiego Antoniusza na drodze do senatu. Kasjuszowi udało się pokonać Dolabellę, który potem popełnił samobójstwo w Laodycei (dzisiejsza Latakia, położona w Syrii).

John Warry pisze, że Brutus i Kasjusz sądzili, że wojny z Antoniuszem da się uniknąć. Młodego Oktawiana w swoich rachunkach nie brali nawet pod uwagę. W każdym razie umocnienie swojej pozycji militarnej oraz poprawienie stanu finansów, uznali za cel priorytetowy. Jako, że ich dominacja we wschodnich prowincjach dopiero co się rozpoczęła, pomysł wydawał się być słuszny. Longinusowi w oczy rzuciła się od razu wyspa Rodos, która w poprzednim konflikcie poparła Dolabellę. Kiedy brakuje ci pieniędzy, każdy powód jest dobry, by złupić wyspę, a ten był wprost idealny. Kasjusz zaczął planować atak. Wiadomym było, że musi przygotować silną flotę, gdyż kluczowe będzie pokonanie Rodyjczyków na morzu. Założył bazę na wyspie Mindos, w pobliżu wybrzeża Karii (kraina w południowo-zachodniej Azji Mniejszej). Warry zwraca uwagę, że Longinus nie lekceważył mężnych żeglarzy z Rodos, w końcu sam niegdyś pobierał tam nauki. Uważnie wytrenował załogi swoich okrętów – ta operacja miała przebiegać bezbłędnie, aby nie przytrafiły się żadne przykre niespodzianki. Rodyjczycy tymczasem siłę potężnych rzymskich statków chcieli zrównoważyć zwrotnością swych mniejszych okrętów. Miał im w tym pomóc pochodzący z dawnych czasów manewr taranowania, a najlepiej taranowania burty, gdyż właśnie one były piętą achillesową ciężkich statków Rzymu. Koniec końców złożona z 33 okrętów flota rodyjska stawiła czoło armadzie Kasjusza nieopodal Mindos. Przewaga liczebna Rzymian okazała się zbyt duża i Rodyjczycy zostali otoczeni. Dwa spośród ich statków zatopiono, dwa zdobyto, biorąc załogi do niewoli, reszta natomiast uciekła w kierunku Rodos. Po tym zwycięstwie Longinus przeniósł swą bazę na ląd, do Azji Mniejszej. Tam załadował wojsko na transportowce i zaplanował skoordynowany atak na Rodos z dwóch stron. Zaokrętowana armia przeprowadzi desant na wyspie i zaatakuje miasto. W tym samym czasie Kasjusz na czele 80 okrętów popłynie, by ruszyć na obrońców od strony morza. Dzielni Rodyjczycy ponownie wypłynęli, aby zmierzyć się w agresorem, jednak skutek okazał się podobny. Kiedy stracili dwa statki, wycofali się, a Rzymianie umiejętnie zepchnęli ich do portu i tam zablokowali. Longinus był rozważnym dowódcą. Nakazał, aby flota przewiozła także części do wież oblężniczych. Kiedy okazało się, że Rodos jest zupełnie nieprzygotowane do oblężenia, kilka osób postanowiło otworzyć bramy. I nagle Kasjusz z eskortą znaleźli się w centrum miasta, zaprowadzając swoje porządki. Gdy Rodos było całkowicie pod kontrolą spiskowca, kazał on zabić 50 najbardziej wpływowych mieszkańców i zagarnąć całe złoto, srebro i wszelkie inne kosztowności, które tylko wpadną Rzymianom w ręce.

Dolabella nie żyje, Rodos złupione. Ostatnim przeciwnikiem mieszającym się w sprawy Rzymu była Kleopatra. W końcu egipska królowa sprzymierzyła się z Cezarem, mało tego, starała się pomóc Dolabelli. Kasjusz zaczął planować „odwiedziny” w Aleksandrii. Wtedy jednak otrzymał wiadomość od Marka Juniusza Brutusa: Marek Antoniusz gromadzi siły w Brundisium. Nadchodzi kolejna wojna.

Filippi – zwycięż albo zgiń

Nad Europą twardy krok legionów grzmi, nieunikniony wróży koniec Republiki – śpiewał w Lekcji historii klasycznej Jacek Kaczmarski. Chociaż to zdanie wybitny bard odniósł do działań Juliusza Cezara, myślę, że równie adekwatne jest ono do wojen II triumwiratu. Zwłaszcza, że zbliżała się bitwa, która miała ostatecznie zadecydować o przetrwaniu lub upadku Republiki. Triumwirowie gromadzili siły. Ich pomysł polegał na tym, że Lepidus na czele 15 legionów będzie strzegł Italii, podczas kiedy Oktawian i Antoniusz z 28 legionami udadzą się do Brundisium, skąd spróbują przedostać się do Grecji. Tam zaś mieli raz na zawsze złamać potęgę spiskowców.

Jeśli szukamy idealnego przypadku chichotu losu, a może raczej jego bezczelnej ironii, trudno będzie nam znaleźć lepszy przykład niż dzieje Sekstusa Pompejusza. Syn tego, który przeprowadził wielką operację lądowo-morską i całkowicie zmiażdżył piractwo, sam został korsarzem. Stało się to po przegranej bitwie pod Mundą, w której  poległ jego brat, Gnejusz. Po zamordowaniu Cezara, senat powołał Sekstusa, mającego teraz duże doświadczenie w walce na morzu, na dowódcę floty Republiki. Sytuacja z wojny między Cezarem a Pompejuszem Wielkim się powtórzyła. Optymaci po raz kolejny mieli wielką przewagę na morzu.

Kasjusz i Brutus zdecydowali się połączyć swoje wojska. Ruszyli ku północnej części Morza Egejskiego, skąd mieli dobry punkt wypadowy do marszu w głąb Tracji. Tam zaś można będzie stawić czoła triumwirom. John Warry zwraca uwagę na zróżnicowanie kulturowe armii spiskowców – w jej auxiliach i jeździe byli ludzie niemal ze wszystkich zakątków znanego wówczas świata: od Iberii i Galii, przez Ilirię, aż po Medię i Partię. Na wojsko Kasjusza i Brutusa składało się 19 legionów, z których wiele nie miało pełnych składów osobowych – republikańscy wodzowie zbierali bowiem oddziały po namiestnikach prowincji. Oprócz tego, w ich armii znaleźli się uciekinierzy z pompejańskich jednostek spod Farsalos, a także legion Gajusza Antoniusza, brata Marka. Brutus pokonał i zabił Gajusza w Macedonii. Skąd konstytucjonaliści mieli pieniądze na utrzymanie tak licznych wojsk? Z łupienia miast Grecji i Azji Mniejszej, oczywiście. Trzeba zaznaczyć, że na tych grabieżach obaj optymaci spędzali całkiem sporo czasu.

Wkrótce do gry postanowiła włączyć się Kleopatra VII. Zważając na słabość morską triumwiratu, egipska władczyni wypłynęła na czele floty, by wspomóc Antoniusza. Jak to mówią, dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Jej okręty roztrzaskały się u wybrzeży Libii, a sama królowa, chora, ledwie zdołała dotrzeć z powrotem do Aleksandrii. Katastrofa egipskiej floty umożliwiła morskim eskadrom konstytucjonalistów skoncentrować się na wojskach triumwiratu w Brundisium.

Oktawian wcześniej próbował osłabić republikańską dominację na morzu, jednak bez większych efektów. Sekstus Pompejusz wciąż kontrolował rzymskie wody. Teraz triumwirów czekało wyjątkowo trudne zadanie, mianowicie przerzucenie wojsk na wschodnie wybrzeże Adriatyku. Cezarianie nie byli jednak głupi, uznali, że poczekają na sprzyjający wiatr i dopiero wtedy wypłyną na transportowcach z rozwiniętymi żaglami. Tak też zrobili. Mniejsze okręty transportowe zdołały dzięki temu umknąć flocie konstytucjonalistów. Podobnie było w drodze powrotnej i kolejnym rejsie. Koniec końców w Macedonii wylądowało 28 legionów triumwiratu.

Kiedy triumwirowie dotarli do Dyrrhachium, gdzie niegdyś Cezar doznał porażki z rąk Pompejusza, Oktawian zachorował. Jednak kiedy poczuł się nieco lepiej, od razu dołączył do Antoniusza, który w czasie leczenia młodego wodza przesuwał się nieustannie na wschód. Cezarianie mieli tylko jeden duży problem – zaopatrzenie. Do wyżywienia 28 legionów trzeba było naprawdę wiele żywności. Flota Kleopatry się rozbiła, a więc nie dość, że przepadły wszystkie zapasy, które wiozła, to jeszcze całkowitą kontrolę na wodami przejął syn Pompejusza. Na dostawy triumwirowie nie mogli zatem liczyć. Było jasne, że jak najprędzej muszą zdobyć jakieś żyzne obszary, na których znajdą wiele zboża. Antoniusz postanowił wysłać oddział, żeby zabezpieczyć jedną z trackich przełęczy. To zapewniłoby mu kontrolę nad obszarem na zachód od owej przełęczy, na którym bardzo dobrze rozwinięte było rolnictwo. Tyle, że Brutus i Kasjusz szybko zorientowali się w strategii triumwira i posłali wzdłuż wybrzeża swoje okręty, aby oskrzydlić oddziały zajmujące ważną dla Antoniusza pozycję. Widząc poważne zagrożenie, oficer dowodzący grupą przejmującą przełęcz musiał się wycofać. Spiskowcy przeprowadzili swoją armię przez atakowane przez żołnierzy cezarianina miejsce i starli się na innej przełęczy z podkomendnymi wroga. Wtedy miała miejsce bardzo ciekawa sytuacja, mianowicie pewien tracki książę, popierający konstytucjonalistów, wskazał im trudne i niebezpieczne obejście pozycji zajmowanych przez ludzi Antoniusza. Manewr ten nie spodobał się jednak bratu owego księcia, który doniósł o wszystkim Antoniuszowemu oficerowi. Ten zaś postanowił naprędce wycofać się do macedońskiego Amfipolis. Dowiedziawszy się o tym, Marek Antoniusz postanowił dołączyć do swego podwładnego i razem z armią pomaszerował do, ku swej wielkiej uciesze, kontrolowanego przez swoich ludzi miasta. Kasjusz i Brutus tymczasem połączyli się ze swoją flotą i zajęli pozycje pod macedońskim Filippi, w pobliżu morza. Umocnili się tam i ufortyfikowali, czekając na to, co przyniesie los. Trzeba tutaj zaznaczyć, że o ile taktyka w bitwie, która już niebawem miała rozstrzygnąć wojnę domową, była niezbyt imponująca (o tym później), o tyle strategia okazała się bardzo ciekawym elementem zmagań. Pokrótce przypomnę, że strategia oznacza działania mające na celu doprowadzenie do bitwy, czyli przemieszczanie się wojsk, zajmowanie jak najkorzystniejszych pozycji czy zapewnianie sobie dobrych linii zaopatrzeniowych. Taktyka zaś, to same manewry na polu bitwy.

Końcem września 42 roku p.n.e. triumwirom zaczynały kończyć się zapasy żywności nagromadzone w Macedonii i Tracji. Fakt kontrolowania morza przez flotę Sekstusa Pompejusza też sprawy nie ułatwiał. Antoniusz z Oktawianem rozumieli, że już niebawem muszą rozstrzygnąć wojnę. W przeciwnym razie, ich wojska zaczną głodować, rozpoczną się masowe dezercje do dobrze zaopatrzonego przeciwnika, a triumwirat będzie zgubiony. Mordercy Cezara zatriumfowaliby, a do tego mściciele dopuścić nie mogli.

Miejsce bitwy pod Filippi.
Autor: Marsyas | Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported

Jedna i druga strona zaczęła budować różnorakie fortyfikacje. Obóz Kasjusza był oddalony o około milę rzymską od obozu Brutusa. Łącząc obozy, drogę przecinał rów, wał i prosta palisada. Na środku znajdowała się centralna brama, która była punktem wymarszu wojsk z obydwu obozowisk. Jednak republikanie nie zamierzali doprowadzać do walnej bitwy – byłoby to zupełnie nielogiczne. Mieli świetne linie zaopatrzenia od wyspy Tazos, gdzie założyli wcześniej bazę, a skąd było niedaleko do lądu i tyłów oddziałów konstytucjonalistów. W pobliżu płynęła rzeka, więc wody nie brakowało. Naprzeciw Tazos była także zatoka, w której zgromadziły się okręty Brutusa i Kasjusza. Innymi słowy, nie było najmniejszych przesłanek ku temu, by władcy wschodnich prowincji Rzymu mieli zaatakować cezarian. Dochodziło tylko do mniejszych potyczek toczonych między jazdą obydwu stron. Antoniusz wiedział, że musi przejąć inicjatywę. Postanowił poczynić przygotowania do frontalnego ataku. Jednak to była tylko przykrywka. Tak naprawdę kazał budować groblę, którą można byłoby przedostać się na tyły Kasjusza przez bagna. Prace budowlane zasłoniła przed czujnym okiem żołnierzy republikańskich wysoka trzcina. W końcu jednak Longinus zorientował się, co się święci i postanowił szybko zbudować drugą groblę, niemal prostopadłą do tej wykonanej przez żołnierzy cezarian. Dodatkowo kazał umocnić ją palisadą, dzięki czemu właściwie odciął od posiłków punkt strategiczny Antoniusza na swoich tyłach. Pomysł Kasjusza był bardzo dobry, ale nie zauważył, że jego siły nieco się rozproszyły. Dostrzegł to jednak triumwir, który zorganizował natychmiastowy szturm na wały znajdujące się między obozem a bagnami. Oddziały byłego konsula wiedziały, co mają robić. Przyniosły drabiny, zasypały rów, zburzyły palisadę i szybko opanowały atakowany punkt. Ponadto prawy obóz okazał się praktycznie niestrzeżony, więc ludzie Antoniusza od razu go zajęli. Wtedy z kolei żołnierze Brutusa spostrzegli, że atakujący Kasjusza triumwir zupełnie odsłonił swoje skrzydło. Nie czekając na decyzję swojego przełożonego, runęli na wroga siejąc spustoszenie na jego tyłach. Wkrótce wpadli na legionistów Oktawiana, ale po zażartej walce udało im się ich pokonać. Niedługo potem łupem wojsk republikańskich padł obóz triumwiratu, utworzony w tamtym miejscu (nie był to główny obóz). John Warry informuje nas, że konstytucjonaliści nie bardzo wiedzieli, co w ogóle dzieje się na placu boju. Wszędzie wzbijały się bowiem tumany kurzu, które niemal całkowicie ograniczały widoczność. Kasjusz myślał, że obozy jego i Brutusa wpadły w ręce triumwirów. Nie był również świadom tego, że oddziały przyjaciela zdobyły obóz wroga. Warry sugeruje, że mógł tego nie wiedzieć sam Brutus. Koniec końców doprowadziło to do fatalnego nieporozumienia. Longinus był przekonany, że poniósł porażkę i postanowił odebrać sobie życie. Zdaniem autora Armii świata antycznego, wśród starożytnych historyków krążyła pewna teoria, z pogranicza spiskowych, można rzec. Według niej, Kasjusza zamordował jego własny niewolnik, po czym upozorował wszystko tak, aby wyglądało na samobójstwo.

Po jakimś czasie obie strony, zrozumiawszy, że zagrożone są ich główne obozy, opuściły zdobyte na przeciwniku pozycje. Wszędobylskie tumany kurzu potęgowały tylko i tak potężne już zamieszanie. Praktycznie niemożliwe było odróżnienie żołnierzy wroga od towarzyszy broni. Brutus zajął obóz należący jeszcze do niedawna do Kasjusza. Przejął również dowództwo nad jego armią. Kiedy zdawało się, że triumwirowie zyskują przewagę w zmaganiach strategiczno-taktycznych pod Filippi, nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Cezarianie, chcąc powiększyć przewagę liczebną nad Brutusem, postanowili sprowadzić kolejne uzupełnienia z Italii. Jednak szczęście w końcu się od nich odwróciło – tego dnia było niemal bezwietrznie i flota konstytucjonalistów dopadła okręty transportowe triumwiratu. Żołnierze wiedzieli, że nie sprostają 130 statkom wroga, więc połączyli swe transportowce, aby utworzyć z nich swego rodzaju platformę, na której stawią skuteczniejszy opór nieprzyjacielowi. Zapobiegło to również odcięciu poszczególnych jednostek. Republikanie jednak ostrzelali legionistów cezariańskich płonącymi strzałami i zmusili tym samym do rozłączenia platformy. Duża część żołnierzy triumwiratu poddała się. Inni zmarli, wycieńczeni dryfowaniem po Adriatyku na resztkach transportowców bez jedzenia, picia i w upalnym słońcu. Kiedy informacje o tym zdarzeniu dotarły pod Filippi, podniosły upadające morale ludzi Brutusa. Triumwirowie natomiast musieli pogodzić się ze straszliwym ciosem, który właśnie otrzymali na morzu.

Brutus chciał dalej wypełniać swoje założenia, czyli nie dać się sprowokować do stoczenia bitwy. Jak już wcześniej wspomniałem, byłoby to wielce nielogiczne – czas działał na jego korzyść. Innego zdania natomiast byli oficerowie jego legionów. Raz już atak wbrew woli wodza im się opłacił, sądzili więc, że sytuacja się powtórzy. Żołnierze triumwirów z kolei imali się dosłownie wszystkiego, by wróg przypuścił na nich nieroztropny atak. Dochodziło nawet do takich sytuacji, że legioniści triumwiratu podchodzili blisko pozycji ludzi Brutusa i wyzywali ich tak wulgarnie, jak tylko potrafili. John Warry zaznacza, że choć dzisiaj może się nam to wydać śmieszne czy wręcz prymitywne, w dawnych czasach były to dość często spotykane działania. Triumwirowie postanowili także obiecać nagrody dla tych, którzy zdezerterują od Brutusa do Oktawiana albo Antoniusza. Przywódca stronnictwa senackiego ograniczał się tylko do nielicznych nocnych wypadów na placówki nieprzyjaciela. Raz też jego wojsko skierowało rzekę na obóz cezarian, jednak to wszystko bez większych efektów. Brutus pozostawał bardzo uważny i powściągliwy.

Sytuacja wciąż jednak nie wskazywała przewagi żadnej ze stron. Palącym problemem triumwirów wciąż pozostawało zaopatrzenie. Wysłali więc legion na Peloponez, jednak tamtejsze zapasy nie rozwiązywały ich kłopotów. Oktawian i jego ludzie wpadli jednak na ciekawy pomysł. Brutus opuścił niedawno z żołnierzami pewne wzgórze, będące bardzo blisko obozu należącego niegdyś do Kasjusza. Utrzymanie tego punktu było bowiem bardzo trudne, zwłaszcza że zasięg łuków umożliwiał ostrzelanie tej pozycji bezpośrednio z obozu. Młody Cezar zaatakował wówczas to wzgórze i umieścił na nim, bagatela, cztery legiony. Żołnierze Brutusa oczywiście niemal od razu przystąpili do ostrzeliwania wroga, jednak legioniści Oktawiana postawili wiklinowe i skórzane ekrany, na których lądowały pociski wypuszczane przez republikańskich łuczników. Na południe od tegoż wzgórza, cezarowy spadkobierca utworzył kilka posterunków, które miały mu umożliwić oskrzydlenie Brutusa od strony bagien. Ten jednak widząc działania wrogiego wodza, postanowił wznieść własne umocnienia, które miały go chronić przed oflankowaniem.

Brutus jednak miał nowy problem. Morale żołnierzy z powodu bezczynności wciąż się pogarszało, zwłaszcza w armii Kasjusza, która przeszła pod jego rozkazy. Przywódca stronnictwa senackiego ugiął się w końcu i zadecydował, że stoczy walną bitwę. Dostrzegał analogię między sytuacją swoją a Pompejusza przed sześciu laty. Strachem z pewnością napawała go myśl, że również rozstrzygnięcie bitwy może wyglądać podobnie, jak pod Farsalos. Marek Juniusz Brutus wyprowadził swoje wojsko z obozu. Zwycięstwo albo śmierć. Teraz nie było już innej drogi.

Wcześniej zaznaczyłem, że taktyka pod Filippi nie była zbyt imponująca. O ile z pewnością, drodzy Czytelnicy, zgodzicie się, że zmagania polegające na budowie kolejnych grobli, przejść przez bagna, ukrywanie budowniczych w trzcinie czy ciągłe próby okrążania czy odcinania wroga są dla nas bardzo ciekawe, o tyle działania na polu bitwy, która rozstrzygnąć miała kolejną odsłonę wojny domowej między popularami i optymatami, nie były zbyt pomysłowe. Obie armie stanęły naprzeciw siebie. O dziwo, starcia nie poprzedziło tradycyjne dla rzymskiej sztuki wojennej obrzucanie się pilami. Nie było również żadnych manewrów taktycznych. Wojska triumwirów i Brutusa runęły na siebie i zaczęły zażarcie walczyć ze zdrajcami, za których żołnierze uważali wroga. Wiadomo już było, że za kilka czy kilkanaście godzin to miejsce spłynie krwią, że ziemia stanie się grząska od posoki wypływającej z tysięcy ciał, że rodacy znów odeślą krajan w zaświaty. Ta bitwa przypominała raczej starcie wojsk greckich niż rzymskich. To tak jakby ruszyły na siebie falangi i walczyły, dopóki szyk jednej ze stron nie zostanie złamany. Tak właśnie wyglądała bitwa pod Filippi, tyle że zamiast włóczni, w ruch poszły miecze. Zdecydowanie na Brutusowych żołnierzy ruszyli legioniści Oktawiana. Zaczęli ich spychać. Parli nieubłaganie do przodu, aby unicestwić legiony tych przeklętych zdrajców. W sercach walczących szalała furia, niemal zupełnie zatracili się w ferworze walki. Pamiętali tylko, żeby cały czas zachować szyk, resztę zapełniał gniew. Osiągali przewagę. Legioniści Brutusa zaczęli ustępować im pola. Spokojnie wycofywali się, zachowując dotychczasową formację, ona była kluczowa. Wściekłość obrońców republiki zaczęła ustępować zaniepokojeniu, zwolennicy dyktatury byli silniejsi. Z każdą chwilą ludzie Oktawiana napierali coraz mocniej i mocniej. Aż w końcu szyk Brutusa pękł. Nie wytrzymano szybkiego tempa wycofywania się w szyku i żołnierze wpadali na swoich towarzyszy broni. Pierwsza linia zmieszała się z tyłami. Teraz podkomendni Brutusa musieli walczyć o własne życie, miecze młodego Cezara były coraz bliżej. Oktawian jednak nie stracił głowy w całym tym zamieszaniu. Jego legioniści, wypełniając rozkazy, ruszyli na centralną bramę w umocnieniach konstytucjonalistów, zdobyli ją i odcięli wroga od obozu. To był znakomity ruch, mimo że ludzie triumwirów narażeni tam byli na ostrzał z wałów. Kiedy Oktawian blokował obóz główny Brutusa, Antoniusz flankował nieprzyjaciela od strony morza i gór. Nastąpiła rzeź. Republikanie byli otoczeni. Gladiusy cezarian przebijały kolejne ciała, które stopniowo zaczynały pokrywać pole walki. W końcu wojsko spiskowca, wciąż wyrzynane i z każdą minutą tracące kolejnych żołnierzy, zdecydowało się na kapitulację. Marek Juniusz Brutus zdołał uciec na północ, w kierunku gór. Miał przy sobie już tylko cztery legiony. W pierwszym porywie dumnych myśli o zwycięstwie republiki, chciał pod osłoną nocy wedrzeć się z powrotem do obozu. Powrót wodza zablokowali jednak legioniści Antoniusza. Brutus zorientował się, że morale jego oficerów zostało złamane. Był świadom swojej klęski. Poprosił zaufanego członka sztabu, aby go zabił. Tak umarł Brutus, tak umarła republika.

Bitwy pod Filippi były starciem bratobójczym – po jednej jak i drugiej stronie stali Rzymianie.

Sekstus, Partowie i wrogość triumwirów

Skończyła się ta jakże krwawa i brutalna wojna domowa. Rzym mógł wreszcie odetchnąć z ulgą – mordowanie rodaków wreszcie ustało, przynajmniej na razie. Wojska spiskowców zostały pokonane. Zwycięstwo cezarian było kompletne. Teraz jednak  trzeba było modyfikować umowę, którą zawiązano triumwirat. Jego członkowie odzyskali wschodnie ziemie, na nowo podzielono więc terytorium państwa rzymskiego. Namiestnikiem większości zachodnich prowincji, w tym Italii, został Oktawian. Antoniusz z kolei zachował Galię, ale objął też władzę nad odzyskanymi terenami na wschodzie. W planach miał przeprowadzenie kampanii przeciw Partom, której nie zdążył rozpocząć Juliusz Cezar. Pozostawała jeszcze kwestia Lepidusa, którego oskarżono o zmowę z Sekstusem Pompejuszem. Koniec końców triumwirowie zdecydowali, że były magister equituum Cezara zostanie namiestnikiem Afryki. Zanim jednak to się stało, Oktawian musiał uporać się z nowymi problemami, które zdawały się być niczym hydra – rozwiążesz jeden, to pojawią się dwa następne. Weterani zaczęli domagać się ziemi, którą triumwirowie im obiecali. To z kolei wymagało czasami wysiedlania rolników. W dodatku młody Cezar „zaopiekował” się w pierwszej kolejności swoimi żołnierzami. Wtedy burzyć zaczęli się legioniści Antoniusza. Spowodowało to pojawienie się na scenie politycznej nowego gracza. Jako obrońca krzywdzonych weteranów Marka Antoniusza, wystąpił jego brat, Lucjusz. Zapewnił sobie tytuł konsula i otwarcie sprzeciwił się Oktawianowi. Krótko trwał więc pokój w Rzymie. Lucjusz Antoniusz przebywał w Peruzji, kiedy namiestnik Italii postanowił zakończyć jego quasi-bunt. Triumwir obległ miasto i chciał głodem zmusić je do kapitulacji. Peruzja miała być wydana na łup wojska Oktawiana, jednak jeden z przerażonych mieszkańców podpalił ją, aby nie wpadła w ręce żołnierzy. Spadkobierca Cezara, wzorem swego przybranego ojca, zdecydował się przebaczyć Lucjuszowi i uczynić go namiestnikiem Hiszpanii. W ten sposób uniknął również nowego konfliktu z Markiem. Trzeba przyznać, że Oktawian był niebywałym wręcz talentem politycznym.

Lucjusz Antoniusz okazał się jednak tylko przejściowym problemem, w przeciwieństwie do Sekstusa Pompejusza, który pozwalał sobie na coraz więcej. Kontrolował całą Sycylię, a jego siły rosły, ponieważ przyłączali się do niego żołnierze Brutusa zbiegli spod Filippi. Przejął także władzę nad flotą Kasjusza, która znajdowała się na Adriatyku. Ogólnie rzecz biorąc, Sekstus był zdolny do odcięcia Italii od zamorskich dostaw zboża. Relacje między triumwirami napawały go optymizmem – kolejna wojna wisiała na włosku. Kiedy Oktawian obległ Lucjusza w Peruzji, wściekły Antoniusz przybył do Italii. Wiadomo, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Tym razem jednak skończyło się na strachu. Dwaj wielcy zdołali się w końcu porozumieć, a gwarantem tego pokoju stała się pewna młoda dama. W 40 roku p.n.e. Oktawian i Antoniusz zawarli traktat w Brundisium. Uregulowali swoje relacje i przypieczętowali ustalenia małżeństwem – Oktawia, siostra Oktawiana, wyszła za Antoniusza, który niedługo przedtem owdowiał po śmierci Fulwii. Rok później triumwirowie porozumieli się również z Sekstusem Pompejuszem. Ten otrzymał we władanie Sycylię, Sardynię, Korsykę i Peloponez. W zamian miał przepuszczać wszelkie dostawy zboża do Italii. Nie jest oczywiste, gdzie podpisano porozumienie. John Warry pisze o Misenum, które znajdowało się w pobliżu Neapolu. Kubiak zaś przekonuje, że było to Puteoli. Możemy mniej więcej stwierdzić, że chodziło o miejsce w Kampanii. Rzym wciąż jednak cierpiał z powodu potężnego politycznego trzęsienia ziemi, które było pokłosiem zamordowania Juliusza Cezara. Pokoje były nietrwałe, wciąż wybuchały coraz to nowe wojny domowe. Traktat z Sekstusem Pompejuszem wcale nie był wyjątkiem. Ugodę wkrótce zerwano i na nowo rozpętała się wojna. Flota Oktawiana została jednak dwukrotnie pobita przez ostatniego republikanina – pod Kume i Massaną. Przyszły August miał jednak asa w  rękawie. Był nim jego przyjaciel, Marek Wipsaniusz Agrypa. Okazał się on bardzo utalentowanym dowódcą, który zdołał rozwiązać problem w postaci braku kontroli nad morzem. Oktawian tymczasem znów został pokonany w bitwie morskiej, tym razem pod Tauormenium. Agrypa miał pomysł na wyeliminowanie zagrożenia, jakie stanowił Sekstus. Stwierdził, że musi po prostu tak wyćwiczyć flotę, żeby miała opanowane wszystkie manewry, których tylko ich zechce nauczyć. W tym celu kazał przekopać kanał przez wąskie wybrzeże, między Baiae a Puteoli. Połączył w ten sposób Jezioro Lukryńskie i Zatokę Neapolitańską. Drugi kanał łączył zaś Jezioro Lukryńskie z Jeziorem Avernus. Agrypa stworzył więc bazę, w której jego flota mogła ćwiczyć do woli i absolutnie nic im w tym nie przeszkadzało. Lubujący się w innowacjach oficer kazał swoim morskim siłom posługiwać się nowym rodzajem harpuna. Wystrzeliwano go z okrętowej katapulty i ściągano jak najbliżej trafiony statek, aby dokonać abordażu. Takie rozwiązanie było znacznie skuteczniejsze niż kruki, których Rzymianie używali w okresie wojen punickich. Sekstus Pompejusz dowodził zaś mniejszymi i zwrotniejszymi okrętami, które powoli wracały do łask. Agrypa wiedział zatem, że czeka go starcie z walczącym zupełnie inaczej niż on sam przeciwnikiem. Oktawian nie zawiódł się na swoim przyjacielu, Marek pokonał namiestnika Sycylii pod Mylae, dokładnie tam, gdzie Rzymianie po raz pierwszy pobili flotę Kartaginy. Wtedy również we flocie rzymskiej „zadebiutowały” corvus, czyli kruki. Agrypa dzieła dokończył pod Naulochos. Sekstus Pompejusz został rozbity. Kiedy trwały zmagania dwu flot, Oktawian wraz z tracącym wpływy Lepidusem zajął sycylijskie bazy zaopatrzeniowe republikanina. Przegrany Pompejusz salwował się ucieczką do Azji. Tam jednak został schwytany i z rozkazu Antoniusza stracony.

Popiersie Marka Antoniusza.
Na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0.

Gdy oczy wszystkich zwrócone były na wojnę Oktawiana z Sekstusem Pompejuszem, na wschodzie działania rozpoczęli rosnący w siłę Partowie. Ich cennym sprzymierzeńcem okazał się Kwintus Labienus, jeden ze spiskowców, którego konstytucjonaliści wysłali do Partii z prośbą o wsparcie wojskowe. Tam też dowiedział się o klęsce swoich sprzymierzeńców pod Filippi. Roztropnie nie wrócił wtedy do państwa rzymskiego, którym władali jego wrogowie. Przyłączył się do partyjskiego księcia, Pakorusa –  z nim najechał Syrię i pokonał jej namiestnika. Obecność Labienusa okazała się bardzo istotna, ponieważ na stronę najeźdźców przechodzili niektórzy legioniści. Rozpoczęła się okupacja wschodnich części terytorium państwa rzymskiego. Wsparcie legionów było dla Pakorusa niezwykle ważne, ponieważ armia partyjska zwyczajowo składała się w większości z konnicy. Między Partami i rzymskimi sojusznikami nie było jednak dobrej łączności. To zaś powodowało wiele niebezpiecznych sytuacji. Na drodze agresorom stanął oficer Antoniusza, niejaki Wentydiusz. W górzystym terenie doszło do bitwy, która zakończyła się rozbiciem najeźdźców. W górach partyjscy konni łucznicy nie byli już tak nieuchwytni, jak w terenie równinnym, nie mogli też wykorzystać niemal żadnych atutów, których mieli naprawdę wiele. Także elitarna ciężka jazda w postaci katafraktów – jeźdźców w kolczugach, które okrywały także konia – nie mogła manewrować i nie stanowiła zbyt wielkiej wartości bojowej. Partowie pamiętali jednak rzeź legionów pod Carrhae i myśleli, że uda im się powtórzyć podobny sukces. Zaatakowali stojące na wyższych pozycjach legiony Wentydiusza i to by właściwie było na tyle partyjskiej inwazji na Rzym. Dowiedziawszy się o wydarzeniach na wschodzie, Antoniusz upewnił się tylko co do konieczności zaatakowania Partów. Pretekstem było oczywiście odzyskanie znaków legionowych i uwolnienie jeńców, czyli zmazanie hańby spod Carrhae, która wciąż tak mocno kłuła rzymską dumę.

Marek Antoniusz napadł wreszcie na Partów. Jednak jego wyprawa zakończyła się kolejną katastrofą. Wschodni jeźdźcy znów szaleli na własnych, dobrze znanych równinach i posyłali w kierunku Rzymian setki strzał. Antoniusz chciał zabrać lekką jazdę z Armenii ze sobą – byłoby to cenne wsparcie od ludzi, którzy mają większe doświadczenie w radzeniu sobie z tego typu oddziałami, które stanowiły gros armii partyjskiej. Król Armenii w ostatniej chwili jednak zdezerterował i Antoniusz musiał radzić sobie bez niego. Konnica galijska i iberyjska nie była przyzwyczajona do walk z tego rodzaju przeciwnikiem. Wschodnich jeźdźców często odpędzano, ale oni po chwili wracali i znów zasypywali Rzymian gradem pocisków. Legioniści szli ustawieni w kwadrat, aby w razie czego od razu podjąć walkę, lecz niewiele to dawało. Ludzie Antoniusza w końcu znaleźli sposób na zadawanie strat obrońcom, ale to też nie zdołało przechylić szali zwycięstwa na korzyść triumwira. Żołnierze kładli się i udawali martwych bądź rannych, oczekując aż zjawi się wróg i spróbuje ich dobić. Wtedy zrywali się i wyrzynali nieświadomych podstępu nieprzyjaciół. Niedługo potem stało się jasne, że kolejna wyprawa przeciw Partii zakończy się klęską. Antoniusz przebił się więc do gór Armenii, gdzie jego legiony były bezpieczne. Nie odzyskano znaków legionowych, nie odbito jeńców, mało tego, Kubiak pisze, że cezarianin stracił 22 tysiące ludzi. Właściwie jedynym pozytywem zdawało się być to, że triumwir przeżył, a Partia nie zagarnęła żadnej z rzymskich prowincji.

Antoniusz i Kleopatra, Lawrence Alma-Tadema

Imperium Romanum

Rok 36 p.n.e. był bardzo ważny w dziejach II triumwiratu. Antoniusz doznał klęski z rąk Partów, Agrypa pokonał Sekstusa Pompejusza, a Lepidus został w ogóle usunięty z politycznej rozgrywki. Jakby mało było napięć, urodziło się trzecie dziecko Antoniusza i Kleopatry, z którą wódz od dłuższego czasu miał romans. Nie do przecenienia w zachowaniu pokoju była rola Oktawii, która starała się powściągnąć zapędy wojenne brata i męża. W roku 37 w Tarencie triumwirowie stali naprzeciw siebie na czele armii i flot, jednak Oktawia zdołała nakłonić zwaśnionych mężczyzn do rozmów. Ileż rzymskich istnień ocaliła wtedy swoją mediacją ta kobieta.

Przenieśmy się teraz do Aleksandrii. Tam w 34 roku p.n.e. odbyła się uroczystość, która jeszcze bardziej spotęgowała napięcie na scenie politycznej. Marek Antoniusz i Kleopatra siedzieli na złotych tronach, niczym Ozyrys i Izyda. Przedstawili egipskiemu ludowi Cezariona, syna Juliusza i królowej, jako prawowitego dziedzica Cezara. Bliźnięta Aleksander Helios i Kleopatra Selene, a także dwuletni wówczas Ptolemeusz Filadelfos (dzieci Antoniusza i Kleopatry) otrzymały zaszczytne godności namiestników wschodnich prowincji Rzymu. Godności te były oczywiście fikcyjne, jednak cała ceremonia stanowiła swoistą kpinę z Oktawiana. W Italii aleksandryjskie święto Antoniusza nie przypadło ludziom do gustu. Kochanka królowej Egiptu oskarżono o rezygnację z surowych rzymskich obyczajów na rzecz pławienia się w luksusach i przepychu, tak charakterystycznych dla tych części antycznego świata. Niektórzy z Rzymian italskich posuwali się jeszcze dalej, sugerowali, że Marek wyzbył się nawet rzymskiej cnoty. Oktawian wiedział, że to dobry pretekst, aby odmówić Antoniuszowi przyznania mu konsulatu, mimo że wcześniej mu to obiecał. Ceremonia w stolicy Egiptu była gwoździem do trumny Antoniusza, jeśli chodzi o reputację w Wiecznym Mieście – w 35 roku odrzucił bowiem Oktawię, która przybyła do Aten z uzupełnieniami dla męża. Marek musiał zdawać sobie sprawę, że w Italii był już skreślony. Nawet zwykli ludzie byli mu wrodzy przez paskudny gest, jakim było odepchnięcie cnej Rzymianki, którą niewątpliwie była Oktawia.

Taki afront względem swojej siostry, był dla Oktawiana idealnym pretekstem do rozpoczęcia honorowej wojny, w której miałby bezwarunkowe poparcie ludu. Jednak Oktawia, mimo jawnej zdrady męża, dalej próbowała przekonać triumwirów, by „zakopali topór wojenny”. John Warry w tym miejscu jeszcze raz przypomina nam o politycznym geniuszu Oktawiana. Stwierdził on, że lepiej wypowiedzieć wojnę Kleopatrze jako wrogowi zewnętrznemu, który pozbawił rzymskiego ducha niegdysiejszego męża stanu. Oczywistym było, że Antoniusz stanie po stronie swojej kochanki, a więc nie atakując bezpośrednio Rzymianina, dziedzic Cezara mógł raz na zawsze pozbyć się współtriumwira. Oktawian wydał zatem dekret, którym pozbawiał Antoniusza członkostwa w triumwiracie. Wszystko zmierzało do kolejnej wojny domowej.

Rozstrzygająca bitwa miała odbyć się na morzu, tego bowiem chciała Kleopatra. Oktawian zaś uważał Antoniusza za, jak pisze Warry, niewolnika woli egipskiej władczyni, a więc był pewien, że były triumwir poprze stanowisko kochanki. Oktawianowi Cezarowi też jakoś specjalnie takie wyjście nie przeszkadzało, miał przecież u swego boku wiernego przyjaciela, Marka Agrypę. Antoniusz pierwsze zaproponował stoczenie pojedynku. Kiedy triumwir odmówił, spróbował przekonać go do stoczenia bitwy pod Farsalos. Chciał być może raz na zawsze rozstrzygnąć kto jest, albo raczej kto powinien być, prawowitym dziedzicem Cezara. Oktawian tę propozycję również odrzucił. Antoniusz zgromadził swe siły, zarówno morskie, jak i lądowe, nieopodal Akcjum – w Zatoce Ambrakijskiej (południowa Grecja). Jakież musiało być zaskoczenie stronnika Kleopatry, kiedy przy epiryjskim wybrzeżu pojawiła się potężna flota Oktawiana. Antoniusz był mocno zaniepokojony, bo nie skompletował jeszcze załóg do swych okrętów. Poszedł więc po rozum do głowy i postanowił zaryzykować. Ustawił statki w szyku bojowym i kazał wystawiać wiosła nawet w tych miejscach, do których obsadzenia nie miał ludzi. Ryzyko się opłaciło, Oktawian się wycofał.

Monument na cześć zwycięstwa pod Akcjum; Lion Harbour.

Mimo kilku potyczek, Antoniuszowi nie udało się odeprzeć przeciwnika, a flota Oktawiana, którą dowodził wprawiony w morskich bojach Agrypa, zajęła dogodne pozycje przy Wyspach Jońskich i Zatoce Korynckiej. Ruch ten był naprawdę doskonały, zważywszy na to, że odcinał Antoniusza od dostaw z Peloponezu. Były triumwir postanowił uparcie trwać na własnej pozycji. Zrezygnował z tego pomysłu dopiero wtedy, gdy pojawiła się groźba okrążenia. Wycofał się na południe, skąd chciał z całą flotą przebić się do Egiptu, ponieważ tam stacjonowało kolejne siedem jego legionów. Aby tego dokonać, musiał ominąć wyspę Leukas. Antoniusz kazał wypłynąć na pełne morze z podwiniętymi żaglami, jakby sugerował, że zamiast walczyć wybiera ucieczkę. Ustawił trzy swoje eskadry w dwóch liniach, razem ze statkami handlowymi. Z tyłu znajdowały się okręty Kleopatry, na których znajdowała się duża część zaplecza finansowego wojny – całe mnóstwo kosztowności. Armada Oktawiana również uformowała dwie linie. Antoniusz koło południa nakazał swoim okrętom płynąć naprzód, wysunął również lewe skrzydło, aby odrzucić statki Cezara. To pozwoliłoby mu na przebicie się w kierunku południowym i ucieczkę do Egiptu. Agrypa uznał, że należy nieco wycofać linie floty, ponieważ chciał wyciągnąć na otwarte morze Antoniusza. Wtedy zaś przyjaciel Oktawiana mógłby w pełni wykorzystać atut jaki daje duża przewaga liczebna. Oktawian i Agrypa dysponowali 400 okrętami wojennymi i 40000 legionistów. Antoniusz zaś miał pod sobą 230 statków wojennych i 30-50 transportowców, na których łącznie zaokrętowano 20000 legionistów i 2000 łuczników. Obydwie floty zbliżyły się do siebie i zaczęły ostrzeliwać. Żołnierze Oktawiana nie chcieli zbyt blisko podpływać, aby nie narazić się na abordaż ze strony potężnych statków Antoniusza. Agrypa, korzystając z przewagi liczebnej, rozciągnął swe linie na północ i południe. Kochanek Kleopatry musiał rozrzedzić swoje centrum, aby sprostać wrogowi na flankach. Jego potężne okręty dałyby sobie radę w mniejszej liczebności w centrum, ale na skrzydłach przegrywał, zatem jego reakcja była zrozumiała. Mniej więcej w środku szyku pojawiła się luka. I wtedy stało się coś, czego Antoniusz nie przewidział. Kleopatra zupełnie straciła głowę i spostrzegłszy sprzyjający wiatr, przebiła się przez ową lukę i rozpoczęła ucieczkę. Zdezorientowany Antoniusz porzucił swoich ludzi i popłynął za swoją królową. Około 70-80 okrętom udało się dołączyć do wodza. Były triumwir, jak widać, bardziej cenił Kleopatrę, niż własne oddziały. Oni uciekali do Egiptu, zaś zszokowana flota, którą pozostawił na łasce Agrypy, poddała się i przeszła na stronę zwycięzcy. Był rok 31 p.n.e.

Statua Via Labicana Augustus przedstawiająca Oktawiana jako Pontifex Maximus.
Na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0.

Antoniusz i Kleopatra przedostali się do Egiptu, jednak wiedzieli, że nie zostało im wiele życia. W roku 30 Oktawian najechał azyl uciekinierów spod Akcjum i postawił kropkę nad „i”. Cezar stanął u bram Aleksandrii. Antoniusz, opuszczony przez oficerów, przez żołnierzy, właściwie przez wszystkich, załamany swoją klęską popełnił samobójstwo. Życie odebrała sobie również królowa Kleopatra, choć zagadka jej śmierci do dziś budzi ciekawość naukowców najróżniejszych dziedzin. Oktawian chciał oszczędzić pokonaną królową, ta jednak bała się, że będzie trofeum w jego triumfie i zdołała odebrać sobie życie. Po jakimś czasie zginął także Cezarion, który pierwotnie uciekł z Egiptu, potem jednak Oktawian przekonany przez kogoś, że nie jest dobrze, gdy jest zbyt wielu Cezarów, nakazał go zabić.

Skończyła się kolejna wojna domowa. Oktawian nie miał już wrogów, na scenie politycznej pozostał sam. Ogłosił się zatem Augustem i utworzył Cesarstwo Rzymskie. Dysponując władzą absolutną przejął wszystkie znane z republikańskich czasów urzędy. Kiedy umarł Marek Emiliusz Lepidus, cesarz Oktawian August został także pontifex maximus, najwyższym kapłanem. Bitwa pod Akcjum rozstrzygnęła wiele, zdaniem Zygmunta Kubiaka przyszło nam żyć w jej cieniu, bo w sposób ostateczny zadecydowała ona o kształcie ówczesnej Europy. Zakończyły się wojny domowe, nikt nie mógł podważyć pozycji Augusta, spadkobiercy wielkiego Juliusza. Dokończył jego dzieło. On, przybrany syn, Oktawian Cezar August.

Autor: Bartosz Jaklik
Źródła wykorzystane
  • Artykuł z portalu Imperium Romanum o śmierci Juliusza Cezara
  • Zygmunt Kubiak, Dzieje Greków i Rzymian
  • Plutarch, Żywoty sławnych mężów
  • Praca kilku autorów, Res militaris I
  • John Warry, Armie świata antycznego

IMPERIUM ROMANUM potrzebuje Twojego wsparcia!

Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na kanałach społecznościowych, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie. Nawet najmniejsze kwoty pozwolą mi opłacić dalsze poprawki, ulepszenia na stronie oraz serwer.

Wesprzyj IMPERIUM ROMANUM!

Wesprzyj IMPERIUM ROMANUM

Dowiedz się więcej!

Wylosuj ciekawostkę i dowiedz się czegoś nowego o antycznym świecie Rzymian. Wchodząc w poniższy link zostaniesz przekierowany do losowego wpisu.

Losowa ciekawostka

Losowa ciekawostka

Odkrywaj tajemnice antycznego Rzymu!

Jeżeli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wpisami na portalu oraz odkryciami ze świata antycznego Rzymu, zapisz się do newslettera, który jest wysyłany w każdą sobotę.

Zapisz się do newslettera!

Zapisz się do newslettera

Księgarnia rzymska

Zapraszam do kupowania ciekawych książek poświęconych historii antycznego Rzymu i starożytności. Czytelnikom przysługuje rabat na wszelkie zakupy (hasło do rabatu: imperiumromanum).

Zajrzyj do księgarni

Księgarnia rzymska

Raport o błędzie

Poniższy tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów