Rozdziały
Zapraszam do przeczytania fragmentu najnowszej książki: „Wojny Bizancjum” – fantastycznej propozycji dla każdego miłośnika historii bizantyńskiej i średniowiecznej. Wydawcą pozycji jest Wydawnictwo Rebis.
Wprowadzenie
Podczas swego tysiącletniego istnienia – od panowania Justyniana I (527–565) do rządów ostatniego cesarza, Konstantyna XI (1445–1453) – cesarstwo bizantyńskie (czyli średniowieczne imperium wschodniorzymskie) prowadziło niemal nieustające wojny z tym czy innym ze swych sąsiadów. Wynikało to z jego położenia geograficznego i sytuacji strategicznej, z punktem ciężkości na południowych Bałkanach oraz w Azji Mniejszej. Musiało ono stale odpierać zagrożenia, jakim dla jego integralności terytorialnej byli z jednej strony Persowie, a później islamskie, arabskie i tureckie potęgi ze wschodu, z drugiej zaś bałkańscy sąsiedzi z północy – rozmaite barbarzyńskie grupy, w szczególności Słowianie i koczowniczy Awarowie w wiekach VI i VII, a potem, aż do XIII wieku, Bułgarzy. Sprawy komplikował dodatkowo fakt, że stosunki ze średniowiecznymi państwami, które począwszy od V wieku wyrastały na gruzach zachodniego cesarstwa rzymskiego, nie układały się gładko; przez cały czas polityczna atmosfera między partiarchatem w Konstantynopolu a papiestwem, dwoma głównymi ośrodkami religijnymi chrześcijańskiego świata (pozostałe to patriarchaty Aleksandrii, Antiochii i Jerozolimy), była napięta. W miarę jak zachodnio- i środkowoeuropejskie mocarstwa rosły i krzepły – najpierw w formie imperium karolińskiego, potem cesarstwa niemieckiego i królestwa Węgier – zaczęto kwestionować prymat polityczny Bizancjum, aż wreszcie pod koniec XII wieku imperium stało się państwem drugiej kategorii, podporządkowanym rozgrywkom politycznym potężnych zachodnich królestw i sile gospodarczej republik kupieckich w Italii, takich jak Wenecja, Genua i Piza.
Przez całe dzieje imperium fundamentalne znaczenie miały dla niego kwestie militarne, nic dziwnego więc, że na wojsko i pokrewne sprawy przeznaczano nader pokaźną część rocznych dochodów państwa. Jednak choć armia i fizyczna obrona jego ziem były sprawą najwyższej wagi, równie istotną rolę odgrywały dyplomacja i polityka. Były wręcz absolutnie niezbędne dla jego przetrwania, gdyż ze względu na niewielką populację nie można było pozwolić sobie na beztroskie szafowanie tak cennym dobrem. Stąd reputacja Bizantyńczyków jako zręcznych dyplomatów i, w pokrucjatowej zachodniej tradycji, ludzi przebiegłych i kłamliwych – w rzeczywistości niezbyt zasłużona, zwłaszcza w porównaniu z postępowaniem zachodnich mocarstw wobec nich, będąca zaś niefortunnym rezultatem zachodnich uprzedzeń kulturowych. W Bizancjum sławiono zalety pokoju, a wojna była zwykle potępiana. Walki należało unikać za wszelką cenę. Niemniej imperium odziedziczyło wojskowe struktury administracyjne oraz, w wielu aspektach, militarystyczną ideologię ekspansywnego przedchrześcijańskiego imperium rzymskiego z czasów jego świetności. Sprzeczności te przezwyciężano, łącząc chrześcijańskie ideały z polityczną wolą przetrwania i usprawiedliwiając wojnę jako zło konieczne, podejmowane przede wszystkim w obronie rzymskiego świata (tak, jak rozumieli go Bizantyńczycy, sami określający siebie mianem „Rzymian”) i prawosławnej wiary. Późnorzymskie i średniowieczne chrześcijańskie społeczeństwo w regionie wschodniego Śródziemnomorza i południowych Bałkanów wytworzyło zatem wyjątkową kulturę, która potrafiła trwać bez zastrzeżeń przy pacyfistycznych ideałach, legitymizując i zarazem usprawiedliwiając utrzymywanie niebywale sprawnego i na ogół bardzo skutecznego aparatu wojskowego.
W następnych rozdziałach przyjrzę się rozwojowi tej organizacji wojskowej i zilustruję jej efektywność przykładami rozegranych bitew. Historia sił zbrojnych nie jest sprawą czysto wojskową – blaski i cienie militarnych dziejów imperium znajdują analogię we wzlotach i upadkach państwa, zarówno w jego aspekcie politycznym, jak i społeczno-gospodarczym. Sukcesy przeplatały się z klęskami. W VI wieku, dysponując zasobami wciąż jeszcze dominującego imperium, armie zdołały dokonać zdumiewającego wyczynu, odzyskując wiele regionów podbitych w poprzednim stuleciu przez germańskie ludy, takie jak Goci (w Italii) i Wandalowie (w Afryce Północnej), a także odeprzeć barbarzyńskie zagony na Bałkanach i pokonać innego ważnego gracza w zachodnim świecie eurazjatyckim – perskie imperium Sasanidów. Z kolei w VII i większej części VIII wieku utracono pokaźne terytoria w wyniku islamskich podbojów Bliskiego Wschodu, Egiptu, a w końcu Afryki Północnej, czego konsekwencją była restrukturyzacja organizacji wojskowej imperium. W X wieku Bizancjum ponownie przeszło do ofensywy, a w latach trzydziestych XI wieku znów stało się główną potęgą we wschodnim basenie Morza Śródziemnego, z armiami dobrze dowodzonymi i zdyscyplinowanymi do tego stopnia, że sama pogłoska o wymarszu cesarskich wojsk wystarczała, by przywołać większość krnąbrnych byłych sojuszników lub sąsiadów do porządku. Jednak do czasu czwartej wyprawy krzyżowej z 1204 roku z imperium pozostał jedynie cień, a jego siły zbrojne składały się głównie z cudzoziemskich najemników i nieskutecznych lokalnych milicji. Odtąd, choć w drugiej połowie XIII wieku zdołało się na krótko odrodzić, Bizancjum było imperium już tylko z nazwy, jego armie nieustannie w odwrocie, okrojone liczebnie, uformowane i uzbrojone w dużej mierze na modłę zachodnią oraz zbyt kosztowne jak na możliwości państwa. Z tego też względu w niniejszej książce skupię się na okresie do połowy XII wieku, w równej mierze na zwycięstwach i na porażkach oraz na przyczynach jednych i drugich.
Prezentując historyczne ramy, w których toczono poszczególne bitwy i potyczki, korzystałem z najnowszych wyników badań nad bizantyńską i średniowieczną sztuką wojenną oraz organizacją wojskową. Jednak źródła opisów samych bitew są często bardzo stronnicze i nierzadko brak w nich szczegółów koniecznych dla zrozumienia zastosowanej taktyki, ruchów wojsk przed bitwą oraz w jej trakcie, liczby żołnierzy i typów jednostek biorących udział w walkach, a także ukształtowania terenu, gdzie doszło do starcia. Bitwom omówionym w źródłach nieco dokładniej poświęcono sporo uwagi, choć interpretacje tego, co naprawdę się wydarzyło, bywają różne. Tak więc bitwy pod Adrianopolem (378), w której cesarz Walens został pokonany i zabity przez Gotów, na Polach Katalaunijskich (451), gdzie Rzymianie pokonali Hunów, opisane przez Prokopiusza i Agatiasza boje z czasów panowania Justyniana, a także Manzikert z roku 1071 zostały przeanalizowane dość gruntownie. Jest jednak wystarczająco dużo informacji na temat wielu innych starć, by usprawiedliwić coś więcej niż tylko krótką wzmiankę o ich wyniku. Pisząc tę książkę, starałem się wydobyć możliwie jak najwięcej wiadomości o owych bitwach.
W niektórych wypadkach szczegółów, przynajmniej części, może dostarczyć wizyta w terenie (albo próba zlokalizowania omawianych miejsc). Odwiedziłem większość zidentyfikowanych pól bitew lub okolic, w których rozegrały się omawiane starcia, i wykorzystałem to jako wskazówkę przy interpretacji źródeł pisanych. Kiedy indziej głębię i koloryt zapewnić można, posiłkując się innymi opisami podobnych bitew z tego samego okresu i tego samego obszaru, niekiedy pióra tego samego średniowiecznego autora lub autorów. Pod tym względem muszę zatem wyznać, że odmalowując pewne szczegóły niektórych starć, uciekałem się czasem do domysłów i odrobiny wyobraźni, zawsze jednak opierając się na przekazie średniowiecznych tekstów. We wszystkich takich wypadkach odnotowuję to w wykazie źródeł i literatury na końcu książki.
Geografia bizantyńskich wojen
Zanim przystąpimy do zgłębiania sztuki wojennej i organizacji wojskowej, warto rzucić okiem na fizyczny kontekst, w którym należy je sytuować, gdyż oczywiste jest, że nie można ich naprawdę zrozumieć bez wyobrażenia o krajobrazie i innych podobnych czynnikach, które wywierały na nie wpływ. Zasoby, środki łączności, wielkość populacji i wzorce osadnictwa – wszystko to ma tutaj znaczenie i tak jak współcześni strategowie muszą brać te elementy w rachubę, tak też rzymscy oraz bizantyńscy wodzowie i politycy musieli zwracać baczną uwagę na takie sprawy przy planowaniu i realizacji jakiejkolwiek strategii wojskowej.
W bizantyńskim świecie w VI wieku dominowały trzy wielkie regiony: Bałkany, niekiedy sięgające na północ aż po Dunaj, Azja Mniejsza (Anatolia, w przybliżeniu obszar zajmowany przez dzisiejszą Turcję) oraz bliskowschodnie tereny Syrii, zachodniego Iraku i Jordanii; do tego dochodził Egipt, Afryka Północna, Italia, a także morza stanowiące łącznik między owymi ziemiami. Odmienne aspekty klimatyczne w każdym z tych regionów determinowały charakter działalności rolniczej i pasterskiej, a tym samym to, na co władza w Konstantynopolu mogła liczyć pod względem zasobów ludzkich i materialnych.
Półwysep Bałkański przedstawia bardzo surowy i pofragmentowany krajobraz, aczkolwiek rozległe równiny Tracji, Tesalii i południowego dorzecza Dunaju są żyzne i stosunkowo gęsto zasiedlone. Mniej więcej dwie trzecie jego powierzchni pokrywają góry. Alpy Dynarskie przecinają jego zachodnią część w kierunku południowo-wschodnim i wraz ze stanowiącym ich przedłużenie pasmem Pindos górują nad zachodnią i środkową Grecją. Dalsze odnogi tego systemu ciągną się przez południową Grecję i Peloponez. Łańcuch Bałkanu biegnie na wschód od rzeki Morawy mniej więcej 550 km aż do wybrzeży Morza Czarnego, Rodopy zaś tworzą łuk wyginający się na południe, przez Macedonię, w stronę Niziny Trackiej. Doliny rzek i nadmorskie równiny zajmują stosunkowo niewielki obszar, wyraźne jest więc zróżnicowanie klimatyczne między dość łagodnymi warunkami okolic nadmorskich a kontynentalnymi terenów położonych w głębi lądu i gór, zwłaszcza w północnej części regionu. W osadnictwie odzwierciedla to wiele odrębnych jednostek geopolitycznych poprzedzielanych grzbietami gór, rozkładających się wachlarzem wzdłuż dolin rzek w stronę wybrzeży.
W opisach bizantyńskich wojen na Bałkanach przewija się pięć głównych szlaków:
- Via Egnatia: Konstantynopol – Heraklea w Tracji – Tesalonika (Saloniki) – Edessa – Bitola – Ochryda – Elbasan – Dyrrachion (Durrës) nad Adriatykiem.
- Konstantynopol – Adrianopol (Edirne) – wzdłuż rzeki Maricy – Filipopolis (Płowdiw) – przełęcz Sukki (strzeżona u północnego wylotu przez tzw. Wrota Trajana i zagrodzona murem oraz fortami) – przełęcz Wakarel – Serdika (Sofia) – dolina Niszawy – Naissus (Nisz) – główne skrzyżowania dróg na szlakach na południe do Morza Egejskiego i Macedonii, na zachód do Adriatyku, na południowy wschód do Tracji i Konstantynopola oraz na północ do Dunaju – dolina Morawy – Wiminacjum (koło dzisiejszego miasta Kostolac) – Singidunum (Belgrad). Był to główny trakt wojskowy, który uzupełniały liczne odnogi na wschód i zachód, dające dostęp do południowej doliny Dunaju, gór Hajmos i nadbrzeżnej równiny nad Morzem Czarnym, a także, na zachodzie, dolin Morawy Zachodniej, Ibaru i Drinu.
- Tesalonika – dolina Aksjosu (Wardar) oraz przełęcz Demir Kapija (lub wschodni wariant trasy omijający ten wąwóz i prowadzący przez inną przełęcz, nazwaną przez Bizantyńczyków Kleidion (Kljuć) – Stobi – Skopia (Skopje) – Naissus (Nisz).
- Konstantynopol – Anchialos (Pomorie) – Mesembria (Nesebyr) – Odessos (Warna) – ujście Dunaju.
- Adrianopol – przeprawa przez łańcuch Srednej Gory – przełęcz Szipka w głównym paśmie Bałkanu – Nikopolis (Wielkie Tyrnowo) – Novae (Swisztow) nad Dunajem.
Z punktu widzenia strategii wojskowej należy odnotować, że wszystkie te szlaki przechodzą w kilku miejscach przez stosunkowo wąskie i często dość wysokie przełęcze, łatwo blokowane zarówno przez działalność ludzką, jak i zjawiska naturalne. Taki teren idealnie nadawał się do urządzenia zasadzki na nieprzyjacielską armię, a w połączeniu z pogodą (zimowe śniegi mogą tworzyć potężne zwały) stwarzał ciężkie warunki walk. Nawet dziś w pewnych okresach roku przeprawa jest bardzo trudna. Cechy te odcisnęły silne piętno na historii regionu bałkańskiego; szczególnie dobitnie ukazuje to układ szlaków komunikacyjnych oraz stopień i głębia bizantyńskiej kontroli, gdyż w południowej części Bałkanów brak jakiegokolwiek wyraźnego geograficznego centrum – głównymi miastami w okresie średniowiecza były Tesalonika i Konstantynopol, oba położone na obrzeżach półwyspu i jego rozczłonkowanego krajobrazu. W górzystych rejonach, zwłaszcza w Rodopach i Pindosie, władza – czy to w okresie rzymskim, bizantyńskim, osmańskim czy w bliższych nam czasach – zawsze była ograniczona z powodu odległości i niedostępności terenu. W tych okolicach pogaństwo i herezje mogły przetrwać przy znikomych możliwościach ingerencji ze strony władz państwowych albo kościelnych. I choć niewątpliwie opór tamtejszej ludności wobec centralnej władzy politycznej trudno było przełamać, regiony te dostarczały również twardych żołnierzy.
Ta struktura geofizyczna wpływa również na zagospodarowanie terenu. Rejony górskie porastają lasy; niższe partie pogórza zajmują lasy, zarośla i ubogie pastwiska. Ekstenstywne rolnictwo możliwe jest tylko w dolinie Dunaju oraz na równinach Tesalii i Macedonii, z kilkoma dolinami rzecznymi i przynależnymi do nich odcinkami wybrzeży mającymi podobny, lecz skromniejszy potencjał. Tutejsze uprawy oprócz podstawowych zbóż obejmują także drzewa owocowe, winorośl i oliwki. Te aspekty rzeźby terenu determinują nie tylko wzorzec osadnictwa, rozmieszczenie większych ośrodków miejskich i osiedli wiejskich. Mają one wpływ także na polityczną, wojskową i kulturalną historię tego regionu. Z wyjątkiem północnej granicy jest on zewsząd oblany wodami, a rozczłonkowana linia brzegowa, z zatokami i głęboko powcinanymi w ląd odnogami morza, pełni rolę łącznika między sąsiednimi i bardziej odległymi regionami, rozprzestrzeniającego wspólne elementy kulturowe. Łatwy dostęp morski od zachodu, południa i, poprzez Morze Czarne, północnego wschodu miał jednak ujemne strony, otwierając południe Półwyspu Bałkańskiego – Grecję, a zwłaszcza Peloponez – na inwazję.
* * *
Azję Mniejszą, stanowiącą aż do drugiej połowy XIII wieku teren znacznej militarnej aktywności imperium, można podzielić na trzy wyraźnie odrębne strefy: nadbrzeżne równiny, centralny płaskowyż oraz oddzielające je od siebie łańcuchy górskie. Klimat płaskowyżu charakteryzują bardzo gorące, suche lata i ekstremalne mrozy zimą. Ostro kontrastuje to z łagodniejszym śródziemnomorskim klimatem wybrzeży, gdzie rolnictwo jest najbardziej produktywne, a gęstość zaludnienia największa – nadając tym obszarom wielkie znaczenie dla władz jako źródło dochodów. Z wyjątkiem paru osłoniętych dolin rzek na płaskowyżu przeważa gospodarka pasterska – hodowla owiec, bydła i koni.
Najgęściej zasiedlonymi obszarami Azji Mniejszej były wąskie nadmorskie niziny na północy i na południu oraz znacznie rozleglejsze równiny regionu egejskiego, poprzecinane przez zachodnie podnóża centralnego płaskowyżu, który ciągnie się na osi wschód–zachód. To tu właśnie koncentrowało się osadnictwo miejskie, choć na niektórych terenach w głębi lądu, gdzie korzystniejsza od przeciętnej lokalizacja chroniła przed skrajnymi upałami i mrozami, także powstawały nieduże miasta i wioski. Przez całe średniowiecze i aż do całkiem niedawna (dopóki nie wprowadzono nowoczesnych nawozów i mechanizacji rolnictwa) na płaskowyżu dominowało pasterstwo, na żyznych terenach nadmorskich zaś uprawiano zboża, warzywa, winorośl i oliwki. Ekonomiczny byt miast zawsze uzależniony był od ich rolniczego zaplecza, gdyż koszty transportu lądem towarów masowych, takich jak zboże, były zaporowe, jeśli odległość przekraczała kilka kilometrów. Miasta posiadające porty lub inny dostęp do wybrzeża mogły się rozwijać jako ośrodki lokalnego oraz dalekosiężnego handlu i wymiany i w okresach niedostatku pozwolić sobie na sprowadzanie zasobów morzem; ich wielkość nie była zatem aż tak zależna od rozmiarów ich rolniczego zaplecza.
Układ dróg i sieci łączności w Azji Mniejszej podlegał podobnym ograniczeniom jak w regionie Bałkanów. Armie, duże czy małe, podczas przemarszów lub kampanii w Azji Mniejszej napotykały rozmaite trudności, zwłaszcza długie odcinki dróg przez stosunkowo bezwodne i odkryte tereny, oraz surowe góry oddzielające nadmorskie równiny od centralnego płaskowyżu. Jednak te cechy krajobrazu wpływały w takim samym stopniu na siły nieprzyjacielskie i mogły być wykorzystane ze znakomitym skutkiem przeciwko najeźdźcy. Średniobizantyńskie planowanie strategiczne w dużej mierze determinowały te elementy właśnie. Hellenistyczna i rzymska sieć dróg była mocno rozbudowana i choć ze znacznej jej części nadal korzystano w skali lokalnej, w okresie bizantyńskim wyłoniło się wiele głównych szlaków wojskowych, wzdłuż których powstał też łańcuch ufortyfikowanych posterunków i baz wojskowych, kiedy szlaki te stały się korytarzami dostępu dla arabskich najeźdźców. Tak jak na Bałkanach sieć ta ewoluowała zgodnie z wymogami epoki, tak więc z biegiem czasu drogi niekiedy wchodziły do użytku i wychodziły z użycia. W rozmaitych opisach bizantyńskich wojen oraz nieprzyjacielskich inwazji z okresu sięgającego od VI i VII po XII i XIII wiek znajdują się wzmianki o kilku szlakach. Najczęściej, jak się wydaje, korzystano z następujących:
- Chryzopol (naprzeciw Konstantynopola) – Nikomedia – Nikaja – Malagina (ważna cesarska baza wojskowa) – Dorylajon – (zachodnia odnoga przez Kotiajon, wschodnia odnoga przez Amorion) – Akroinon – Ikonion/Synnada – Kolosy/Chonaj. Stamtąd można było odbić na południe, do Kibyry, i dalej przez góry na wybrzeże do Attalii albo, bardziej na zachód, do Myry. Alternatywna droga z Chonaj prowadziła na zachód przez Laodyceę i Tralles do Efezu na wybrzeżu.
- Ikonion – Archelais – Tiana lub Cezarea Kapadocka.
- Ikonion – Sawatra – Tebaza – Kybistra-Heraklea – Lulon – Podandos – wąwóz rzeki Çakit (w górach Antytaurus).
- Cezarea Kapadocka – Tiana – Lulon – Podandos – Wrota Cylicyjskie (Gülek Bogazı) – Nizina Cylicyjska – Tars lub Adana.
- Cezarea Kapadocka – (i) – Ankyra lub Bazylika Terma – Tabion – Euchaita/(ii) – Sebastia – Dazymon – Amazja.
- Sebastia – Kamacha lub Kolonea – Satala.
- Dorylajon – dolina rzeki Tembris (dzis. Porsuk) – Trikomia – Gorbeus – Saniana – Timios Stauros – Bazylika Terma – Charsjanon Kastron – Batys Riaks – Sebastia – (i dalej do Cezarei Kapadockiej, na północ do Dazymonu, na wschód do Kolonei i Satali albo na południowy wschód do Meliteny).
- Saniana – Mokissos – Justynianopol – Cezarea Kapadocka.
Z niektórych z owych tras korzystano bardziej regularnie, co, jak już wspomniałem, odzwierciedlało ich strategiczne znaczenie w danym okresie. Najczęściej wykorzystywano te, które prowadziły na południe i wschód, a od połowy VIII wieku zakładano duże składy lub bazy, z towarzyszącymi im zasobami żywego inwentarza, mające ułatwić prowadzenie kampanii w tych regionach. Obiekty takie powstały w Malaginie, Dorylajonie, Kaborkionie (między Trikomią i Midajonem), a także w pobliżu Kolonei, Cezarei Kapadockiej i Dazymonu.
Kilka ważnych szlaków posłużyło Arabom, a później Turkom, jako drogi dostępu z Cylicji i północnej Syrii do Azji Mniejszej:
- Wrota Cylicyjskie – Podandos – Lulon – Heraklea – Ikonion lub Lulon – Tiana – Cezarea Kapadocka.
- Germanikea (Kahramanmaraş) – Kukuzos – Cezarea Kapadocka.
- Adata – Zapetra – Melitena – Cezarea Kapadocka – Likandos lub Cezarea Kapadocka – Sebastia lub Melitena – Arsamosata (Šimšat) – Chalata (nad jeziorem Wan).
- Mopsuestia (Al-Massisa) – Anazarba (Ain Zarba) – Syzjon – Cezarea Kapadocka.
Należy zwrócić uwagę, że wiele z tych tras nie biegnie wzdłuż głównych brukowanych dróg rzymskich, lecz pomniejszymi i często znacznie starszymi szlakami, które dawały więcej sposobności napojenia i wypasu zwierząt oraz zaopatrzenia wojsk. Dla większości dróg istniały równoległe warianty, niektóre odpowiednie dla pojazdów kołowych, o brukowanej nawierzchni, inne przypominające raczej ścieżki, często dostępne jedynie dla ludzi idących gęsiego oraz pewnie stąpających zwierząt jucznych. Lokalna znajomość takich ścieżek była decydująca dla udanych kampanii w partyzanckich wojnach, jakie toczono na wschodnich granicach. Wiele z tych szlaków zmodyfikowano w odpowiedzi na sytuację, jaka nastąpiła po utracie wschodnich prowincji na rzecz Arabów w VII wieku. Do innej doniosłej zmiany doszło pod koniec XI wieku, kiedy to punkt cię?ko?ci cesarskiej strategii w?Anatolii musia?żkości cesarskiej strategii w Anatolii musiał się przemieścić wskutek zajęcia przez Seldżuków większości centralnego płaskowyżu. Uformowała się nowa strefa graniczna, ciągnąca się wzdłuż pasa marginalnych ziem, które oddzielały niziny i nadmorskie równiny od interioru i płaskowyżu. Do lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XII wieku takie twierdze, jak Chonaj, Choma (Sublajon), Filomelion, Kotiajon, Dorylajon, Ankyra i Kastamon przejęły rolę najbardziej wysuniętych posterunków granicznych, osłaniając terytoria odbite z rąk Turków, z siecią mniejszych placówek i fortec strzegących najważniejszych szlaków z interioru do rejonów nadmorskich. Wyznaczają one jednak apogeum dokonań cesarzy z dynastii Komnenów. Choć ich wysiłki zostały dobrze spożytkowane przez cesarzy nicejskich w okresie Cesarstwa Łacińskiego (1204–1261) po czwartej wyprawie krzyżowej, napór Turków okazał się niepowstrzymany.
W przeciwieństwie do poszatkowanej topografii Bałkanów i Anatolii pozostałe obszary imperium miały mniej surowy charakter, aczkolwiek Syrię i Palestynę przecinały pagórkowate tereny wokół Jerozolimy i Tyberiady oraz dzikie, niedostępne góry Libanu, na wschodzie zaś stepy i pustkowia wielkiej Pustyni Syryjskiej skutecznie rozdzielały strefy rzymskich i perskich wpływów w regionie. Żyzna dolina Nilu oraz bogate rolnicze obszary Palestyny i zachodniej Syrii były (i są) znacznie zamożniejsze niż Bałkany i Azja Mniejsza i, aż do ich utraty w VII wieku, zapewniały większą część dochodów imperium. Rozległe nadbrzeżne równiny Tunezji rodziły zarówno oliwki, jak i zboża, te ostatnie w wielkich ilościach, i Rzym z Afryki właśnie sprowadzał większość zboża dla wyżywienia swej populacji, tak jak Konstantynopol był pod tym względem mocno zależny od Egiptu.
Choć pierwotnie granice imperium obejmowały wszystkie te ziemie, przez większą część jego istnienia jego posiadłości ograniczały się do Bałkanów i Azji Mniejszej, wraz z Wyspami Egejskimi, Kretą i Cyprem, a także fragmentów południowej Italii. Choć nasz przegląd rozpoczyna się od frontów syryjskiego i mezopotamskiego, to Azja Mniejsza i Tracja były scenerią bitew, w których częściowo rozstrzygały się losy cesarstwa.
Nie ulega wątpliwości, że rzymska armia zawdzięczała swoją skuteczność i sprawność bojową sieci dróg wojskowych, zbudowanych w większości w okresie 100 p.n.e.–100 n.e. Rzymski system dróg ułatwiał także i wspomagał komunikację cywilną, w szczególności przepływ dóbr, ludzi i informacji. Z rozmaitych powodów regularna konserwacja dróg – obowiązek nałożony przez państwo na miasta – prowadzona i regulowana na poziomie lokalnym, w późnym okresie rzymskim, jak się wydaje, została poważnie zaniedbana. Istotną konsekwencją tej zmiany i problemów, jakie spowodowała, jeśli chodzi o użytkowanie pojazdów kołowych, była znacznie większa zależność od zwierząt jucznych. Pod koniec III i w IV wieku wprowadzono ścisłe regulacje dotyczące rozmiarów, ładowności i typów pojazdów kołowych wykorzystywanych przez państwowy system transportu. Dzielił się on na dwie gałęzie: szybką pocztę (szybsze zwierzęta juczne, lekkie wozy oraz konie lub kuce) i wolną pocztę (wozy zaprzężone w woły i podobne ciężkie pojazdy) i choć instytucja ta w średniowieczu wyraźnie podupadła, wydaje się, że przez cały okres bizantyński funkcjonowały wciąż jednolite usługi transportowe i kurierskie.
Wiele było typów i standardów dróg: źródła wspominają zarówno o szerokich traktach, jak i wąskich drogach lub ścieżkach, drogach brukowanych i niebrukowanych, zdatnych lub niezdatnych dla ciężkich wozów i pojazdów kołowych. Drogi o strategicznym znaczeniu na ogół bardziej regularnie remontowano. Wszystko wskazuje na to, że po VI wieku naprawiano tylko niektóre ważne szlaki, wykorzystując do tego głównie przymusową pracę miejscowej siły roboczej i wykwalifikowanych rzemieślników odpowiednich do bieżącego zadania. System dróg w Anatolii, z cesarskimi i prowincjonalnymi obozami marszowymi ulokowanymi w strategicznie ważnych punktach, był w rezultacie od połowy VII wieku mniej rozgałęziony, ale wciąż sprawny. Podobnie przedstawiała się sytuacja na Bałkanach, choć obozy marszowe, takie jak te w regionie anatolijskim, są znane dopiero od XII wieku. Konserwacja tych odcinków była sprawą lokalną i pozbawioną systematyczności, a skąpe świadectwa sugerują, że wiele z nich przeistoczyło się nieomal w ścieżki odpowiednie jedynie dla zwierząt jucznych, z brukowaną lub utwardzoną nawierzchnią tylko w pobliżu miast i twierdz.
Transport wodny był znacznie szybszy, a już na pewno o wiele tańszy niż lądowy. Przewóz na duże odległości towarów masowych, takich jak zboże, był na ogół kolosalnie drogi – koszt wyżywienia wołów pociągowych, utrzymania poganiaczy i woźniców oraz opłacania lokalnych myt, w połączeniu z niezmiernie powolnym tempem jazdy wozów, windował wartość przewożonych dóbr powyżej ceny, za jaką ktokolwiek byłby skłonny je kupić. Choć niekiedy się zdarzało, że masowo transportowano towary na znaczne odległości, tak naprawdę jednak stać było na to jedynie państwo, przy pewnym współudziale zamożnych osób prywatnych. Opłacalność żeglugi, wynikająca z transportowania wielkich ilości towarów jednym statkiem obsługiwanym przez nieliczną załogę, dawała nadmorskim osadom znaczną przewagę pod względem łączności z szerokim światem.
Podboje islamskie
Przegrana Rzymian w bitwie nad rzeką Jarmuk w 636 roku wyznaczyła faktyczny kres poważnego rzymskiego oporu w Syrii wobec islamskich sił, które od dwóch lat panoszyły się w tej prowincji. Muzułmańska inwazja na Syrię rozpoczęła się na przełomie lat 633 i 634. W lutym i w lipcu 634 roku cesarskie siły starły się z muzułmańskimi wojskami w Palestynie, w okolicach Gazy oraz pod Adżnadajn na północy; w obu wypadkach poniosły klęskę. Późnym latem padło Scytopolis (Pella), a w roku 635 Arabowie zajęli Damaszek i Emesę. Bizantyńskie instalacje obronne w tym regionie były w ruinie i cesarzowi Herakliuszowi jedynie z wielkim trudem udało się zgromadzić żołnierzy z armii polowych Wschodu i Armenii pod ogólnym dowództwem swojego brata Teodora oraz armeńskiego wodza Wahana, aby przypuścić kontratak. W odpowiedzi na ten ruch muzułmańskie wojska opuściły oba miasta i wycofały się na południe. Cesarskie siły pociągnęły tam doliną Bekaa, po czym stanęły obozem koło dzisiejszej Al-Kiswy, zmuszając Arabów do wycofania się w kierunku Dery, gdzie zajęli oni mocną linię obronną ciągnącą się w stronę Dajr Ajjub. Nastąpiło kilka miesięcy manewrów, w tym lipcowe potyczki, w których los sprzyjał to jednej, to drugiej stronie. Choć strategiczny zamysł bizantyńskiego głównodowodzącego wydawał się rozsądny – odwlekanie akcji w nadziei, że muzułmanie zniechęcą się, padną ofiarą epidemii w swoim obozie albo odejdą w poszukiwaniu dalszych łupów – w ostatecznym rozrachunku gorzej wyszła na tym armia cesarska. Po pierwsze, lokalne władze cywilne bardzo niechętnie współpracowały w kwestii aprowizacji, co było przyczyną spięć między żołnierzami a miejscową ludnością, zwłaszcza w Damaszku i jego okolicach. Tarcia w łonie dowództwa powodowały dalsze problemy. Źródła mówią, że jeden z dowódców, armeński wódz Wahan, został okrzyknięty cesarzem przez swych żołnierzy, chociaż sugerowano, że jest to prawdopodobnie późniejsze „wzbogacenie” pierwotnej relacji dotyczącej jednego z takich sporów. Efektem był brak spójności oraz dyscypliny, co z kolei doprowadziło do wielu błędów taktycznych po stronie sił cesarskich, kiedy zdecydowały się wreszcie przejść do czynów. Właściwy konflikt trwał kilka tygodni, ale do ostatecznego starcia doszło w połowie sierpnia. Po mniej więcej trzech dniach manewrów i walk na terenie ciągnącym się od Dżabiji do doliny Jarmuku bizantyńska armia została rozdzielona i oskrzydlona, gdy arabska konnica wykorzystała burzę pyłową, która rozpętała się ostatniego dnia. Finał nastąpił 20 sierpnia. Niektóre jednostki zostały odcięte i uległy panice, inne poszły w rozsypkę i poniosły ciężkie straty, gdy próbowały uciekać przez pofałdowany teren; wiele zostało wybitych do nogi tam, gdzie stały. Rezultatem było całkowite zwycięstwo muzułmańskiej armii i praktyczne znisz-czenie zorganizowanych bizantyńskich wojsk polowych w tamtym regionie. Damaszek ponownie przeszedł w ręce Arabów, a cesarz, otrzymawszy wieść o klęsce, nakazał ewakuację zajętych prowincji, wycofanie wszystkich sił na pozycje obronne i unikanie otwartej bitwy. Klęska była powszechnie postrzegana w całym rzymskim świecie jako katastrofa. Pięćdziesiąt lat później palestyński mnich, Anastazjusz z Synaju, napisał, że bitwa ta stanowiła przełomowy punkt muzułmańskiego podboju Syrii i Palestyny, po którym odzyskanie przez cesarstwo jakichkolwiek utraconych ziem stało się niemożliwe.
Bitwy pod Dżabiją (Gabitą) i nad Jarmukiem 636
Bitwa rozpoczęła się w okolicach Gabity, inaczej Dżabiji, na wschodnich stokach Wzgórz Golan, w rejonie leżącym niespełna pięć kilometrów na północny wschód od dzisiejszego miasta Nawa. Dżabija była ważną bazą i obozowiskiem Ghassanidów, konfederacji wyznających chrześcijaństwo Arabów, którzy od dawna byli filarem rzymskiej władzy na Wschodzie, pełniąc rolę zarówno sprzymierzonych wojsk w walkach przeciwko Sasanidom i ich własnym arabskim stronnikom, jak i cennych strażników bezpieczeństwa we wschodnich prowincjach, zwłaszcza w Palestynie. Dżabija wraz z otaczającymi ją pastwiskami zapewniała paszę i żywność i znakomicie nadawała się na bazę do prowadzenia operacji wojskowych. Była też istotna ze strategicznego punktu widzenia, ponieważ armia mogła kontrolować stamtąd szlak na południe z Damaszku i panować nad regionami na południe i wschód od miasta. Zrozumiałe jest więc, dlaczego obie strony konfliktu były gotowe poświęcić wiele, by mieć ją w swoich rękach. Przybyłe od północnego zachodu wojska cesarskie rozlokowane były na znacznym dystansie wzdłuż linii rzymskiej drogi, która biegła na północny wschód do Damaszku, równolegle do wadi Ar-Rukad, suchego koryta rzecznego odgałęziającego się od Jarmuku. Droga skręcała na wschód i przecinała je na południe od Dżabiji, po czym na powrót odbijała na północny wschód. Aby nie dopuścić do okrążenia skrzydeł przez szeroko rozstawione i częściowo ukryte muzułmańskie siły, bizantyńskie linie zostały mocno rozciągnięte na nierównym terenie, co utrudniało komunikację między obydwoma skrzydłami. Jeden obóz bazowy, prawdopodobnie zajmowany przez bizantyńskie prawe skrzydło, założono koło dzisiejszej Jakusy, 25 kilometrów na południe od Dżabiji, inny w Dżillik (dzis. Al Kiswa) na północ od Dżabiji, będący bazą dla oddziałów Teodora Trityriosa, w samej Dżabiji zaś niemal na pewno znajdował się jeszcze inny obóz, przypuszczalnie należący do wojsk ghassanidzkich.
Głównodowodzącym bizantyńskich sił był Wahan (Baanes), wspierany przez Teodora Trityriosa, magister militum per Orientem (dowódcę polowej armii Wschodu), oraz Jerzego, dowódcę armii polowej Armenii, wraz z Dżabalą Ibn al-Ajhamem, wodzem kontyngentu Ghassanidów. W bitwie uczestniczył również Niketas, syn perskiego króla Szarbaraza, który z bizantyńską pomocą objął tron, po czym zginął zamordowany. Wydaje się, że Wahan miał przy sobie wojska głównodowodzącego Armenii (magister militum per Armeniam) i obozował z nimi w Jakusie, natomiast oddziały Teodora założyły swoją bazę nieco na północ od Dżabiji. Pierwszego dnia końcowego starcia bizantyńskie siły zostały ustawione w zwykłym trzyczęściowym szyku; Jerzy dowodził prawym skrzydłem, nieznany z imienia oficer w randze drungariusza – lewym. Centrum przypuszczalnie zarezerwował dla siebie Wahan lub Teodor Trityrios. Jednakże mimo tej typowej struktury z nieco zniekształconych i często sprzecznych opisów bitwy wynika jasno, że konfrontacja faktycznie składała się z kilku odrębnych, choć powiązanych ze sobą potyczek, i jest wielce prawdopodobne, że każda z głównych bizantyńskich formacji operowała mniej lub bardziej niezależnie, jeśli chodzi o ich taktyczny szyk bojowy, mając własne skrzydła i centrum.
Liczby walczących po obu stronach nie da się ustalić. Po stronie cesarskiej zaangażowane były pokaźne części armii polowych Wschodu i Armenii, ale mało prawdopodobne, żeby te wojska były w pełnej sile albo żeby wszystkie tworzące je jednostki zostały przerzucone do działań na tym jednym froncie. Zgrubne oszacowania dla armii Wschodu wskazują nominalną siłę około 15 tysięcy ludzi, dla tej z frontu armeńskiego zaś około 12 tysięcy. Zakładając, że zaangażowano połowę obu armii, łączna liczba nieprzekraczająca 15 tysięcy wraz z arabskimi sojusznikami, plus dalsze 2–5 tysięcy z jednostek ściągniętych w trybie nadzwyczajnym (spośród limitanei stacjonujących w Emesie na przykład), wydaje się wiarygodna. Całkowity stan liczebny cesarskich wojsk rzędu 20 tysięcy byłby zatem rozsądną wartością, aczkolwiek pozostaje to domysłem. To, że armia muzułmańska była równie liczna, nie jest prawdopodobne, co więcej, przyjęta przez muzułmańskie dowództwo taktyka wyraźnie wskazywałaby na słabsze siły, zmuszone rozprawiać się z cesarskimi armiami na raty, jednocześnie stosując taktykę uników lub nękania w pozostałych częściach pola bitwy. Obie strony posiadały pokaźne kontyngenty piechoty i jazdy, choć konkretny skład rzymskich armii pozostaje zupełną niewiadomą.
Dokładny przebieg wydarzeń jest trudny do odtworzenia. Wydaje się, że rozkaz ogólnego natarcia na całym froncie został wydany 18 lub 19 sierpnia, sprowokowany przez muzułmańskie wypady oraz ostrzały z ich głównej linii rozpoczęte około południa. Godzina ta została, jak się zdaje, rozmyślnie wybrana przez arabskich dowódców, wtedy bowiem bizantyńscy żołnierze byli najbardziej udręczeni upałem. Choć ze strategicznego punktu widzenia Bizantyńczycy zajmowali względnie dobrą pozycję, stali wobec kilku problemów taktycznych, z których najważniejsze były: pofałdowany teren w centralnym i południowym sektorze obszaru, na którym rozciągnięte były obie armie, oraz nieuniknione rozczłonkowanie ich sił przez dwa wadi, przez które się przeprawiali. Jeszcze bardziej istotny był fakt, że nad wadi Ar-Rukad był tylko jeden most i że dopóki wojska znajdowały się między nim a biegnącym dalej na wschód wadi Allan, groziło im, że zostaną odizolowane i rozbite po kawałku.
W początkowym ataku w północnym sektorze siły bizantyńskiego lewego skrzydła zdołały odepchnąć stojące naprzeciw nich nieprzyjacielskie wojska i ruszyć w stronę muzułmańskiego obozu. Doniosłą rolę w tym natarciu odegrały jednostki bizantyńskiej piechoty z lewego skrzydła, jednak ich zapał został sprytnie wykorzystany przez muzułmanów, którzy udali bezładny odwrót i zaczęli hałaśliwie zwijać obóz, jak gdyby w panice. Jednocześnie spora liczba żołnierzy zdołała się ukryć w skalistym terenie, by czekać na sposobność do kontrataku, i jest wielce prawdopodobne, że taktyka ta została zawczasu zaplanowana na tego rodzaju sytuację. W trakcie pościgu piechota i konnica rozdzieliły się, co umożliwiło oddziałowi muzułmańskiej jazdy pod dowództwem Chalida Ibn al-Walida przebicie się przez bizantyńską linię i zaatakowanie konnicy na skrzydle. Wspólnie z ukrytymi żołnierzami, którzy znaleźli się teraz za linią natarcia bizantyńskiej jazdy, rozbili oni bizantyńskie jednostki konne, które pierzchły w nieładzie. Następnie, zapewne wczesnym wieczorem, wycofująca się muzułmańska piechota przeprowadziła kontratak na wyczerpanych już bizantyńskich piechurów. Pozbawione wsparcia konnicy, z nieprzyjacielską jazdą po jednej stronie i piechotą na tyłach, bizantyńskie wojska błyskawicznie poszły w rozsypkę i rzuciły się do ucieczki. Miało to szczególnie niefortunne konsekwencje, gdyż pozwoliło muzułmanom przejąć kontrolę nad jedynym mostem nad wadi Ar-Rukad. Mniej więcej w tym samym czasie ghassanidzcy sojusznicy, którym powierzono obronę tej pozycji, wpadli, jak się wydaje, w panikę, jedni przechodząc na stronę wroga, a inni porzucając swoje stanowiska. Następnie konnica pod Chalidem Ibn al-Walidem zatoczyła łuk, by zaatakować bizantyński obóz bazowy w Dżillik, który wzięła szturmem przy jedynie symbolicznym oporze. W nieco ponad cztery czy pięć godzin całe bizantyńskie lewe skrzydło przestało istnieć.
Tak dobiegł końca pierwszy dzień walk. Po początkowym sukcesie i niezwykle zaciętych walkach odnotowanych zarówno w muzułmańskich, jak i bizantyńskich źródłach, wstępna faza bitwy zakończyła się zepchnięciem cesarskich sił na północnym, czyli lewym skrzydle, z klinem muzułmańskich wojsk zajmującym przestrzeń między tymi jednostkami a bizantyńskim centrum. Wydaje się jasne, że taktyka zastosowana przez muzułmanów przy ich obozie w północnej części pola bitwy była starannie zaplanowana z wyprzedzeniem, by zwabić cesarskie siły do pościgu i umożliwić rozbicie ich szyku i spójności. Pod tym względem muzułmański wódz, Abu Ubajda Ibn ad-Dżarrah, znakomicie wykorzystał cechy terenu i odniósł nad przeciwnikiem czyste zwycięstwo w kategoriach ogólnej strategii. Południowe, czyli prawe skrzydło oraz centrum cesarskich wojsk zostały w tym czasie rozlokowane wokół obozu w Jakusie i, co ważniejsze, przeprawiły się przez wadi Ar Rukad, żeby zająć obszar między nim a wadi Allan na wschodzie. Z tej pozycji przeszły do natarcia i odepchnęły muzułmańskie siły umieszczone tam, by osłaniać muzułmańskie centrum i prawe skrzydło (oraz główny obóz), ale wydaje się, że zatrzymały się na wadi Allan. Gdy rozeszła się wieść o dezercji Ghassanidów, morale tej części armii zaczęło podupadać. Sytuacja pogorszyła się jeszcze, kiedy w nocnym ataku z zaskoczenia muzułmańskim siłom udało się wziąć szturmem bizantyński obóz w Jakusie, zmuszając rozstawione wokół niego oddziały do ucieczki przez kamieniste wadi albo na północny wschód, wzdłuż drogi do Damaszku.
Utrata tego obozu na południowej, czyli prawej flance oraz mostu nad Ar-Rukadem oznaczała, że główne oddziały cesarskiej armii zostały nie tylko odcięte od lewego skrzydła (co do którego mogły sądzić, że wciąż jest na swoim miejscu), ale i pozbawione wszelkich szans na uporządkowany odwrót, gdyż były teraz uwięzione na obszarze między wadi Ar-Rukad i wadi Allan od zachodu i wschodu oraz wadi Jarmuk od południa. Rankiem 20 sierpnia, wraz z nadejściem silnego muzułmańskiego kontyngentu od północy, gdzie powinny były znajdować się wojska cesarskie, oraz natarcia muzułmańskich jednostek, które nocą zajęły ich obóz w Jakusie, wśród głównych oddziałów wybuchła panika i doszło do kompletnej rozsypki. W pewnym momencie, być może kiedy nadciągające od północy muzułmańskie formacje zwarły się z lewą flanką bizantyńskiego centrum, rozpętała się burza piaskowa i wszelkie pozory ładu prysły. Rozpaczliwie szukając ratunku, sporo ludzi i zwierząt zginęło, skacząc ze stromizny, by uciec kamienistym dnem wadi Ar-Rukad od zachodu lub Jarmuku od południa. Wielu żołnierzy wraz z oficerami po prostu rzuciło broń i usiadło, czekając, aż zostaną pojmani, jednak, co tragiczne, muzułmańscy dowódcy najwyraźniej wydali rozkaz, żeby nie brać jeńców, więc ci, którzy wybrali takie rozwiązanie, zostali wyrżnięci na miejscu.
Na tym etapie musiało już od dawna być jasne, że cesarskie siły zostały rozbite i nie zdołają przeprowadzić kolejnego ataku. Problem pozostałych bizantyńskich dowódców polegał na tym, jak wyprowadzić wojska w jakim takim porządku. Ostatecznie okazało się to niemożliwością i choć pokaźna liczba ludzi zdołała zbiec w stronę Damaszku (wielu, korzystając z mostu nad wadi Ar-Rukad, zanim został on zdobyty dzień wcześniej przez muzułmańską konnicę), wszystkie relacje są zgodne co do tego, że siły cesarskie poniosły bardzo ciężkie straty, zarówno z rąk zwycięskich muzułmanów, jak i w wyniku własnych prób ucieczki.
Pościg za pokonanymi wojskami był bezlitosny; wielu udało się ujść z terenu katastrofy, kilka wiarygodnych źródeł wspomina jednak o muzułmańskich oddziałach ścigających i koszących bizantyńskich żołnierzy do samego Damaszku i dalej, aż po leżącą na północy Emesę. Cesarska armia de facto przestała istnieć i choć niewykluczone, że armie polowe, które dostarczyły jednostek do tej siły – te z armeńskiego i wschodniego okręgu wojskowego – pozostały nietknięte, aczkolwiek znacznie okrojone liczebnie, wydaje się jasne, że muzułmańskie zwycięstwo przekreśliło wszelkie szanse na zorganizowanie skutecznego dalszego oporu wobec islamskich armii w Syrii i Palestynie. Utrzymać mogły się tylko pojedyncze garnizony i warowne miasta i faktycznie Herakliusz wkrótce potem wydał ogólny rozkaz, którego sens sprowadzał się do tego, że odtąd należy unikać bezpośrednich starć z muzułmańskimi wojskami.
Chociaż opisy bitwy są zagmatwane i upstrzone półlegendarnymi szczegółami dodawanymi, w miarę jak opowieści o klęsce Bizantyńczyków rozrastały się z biegiem lat, pozwalają wyrobić sobie wyobrażenie o ogólnym przebiegu walk. Jasno widać też z nich, że cesarska armia cierpiała z powodu dwóch podstawowych bolączek. Po pierwsze, dowództwo tej niejednorodnej armii było rozczłonkowane. Choć miała jednego głównodowodzącego, Wahana, wśród jego podkomendnych istniały wyraźne różnice zdań i sporo wewnętrznych sporów. Wydaje się, że koordynacja działań jej poszczególnych części była bardzo słaba, i wygląda wręcz na to, że północne skrzydło oraz centrum i skrzydło południowe walczyły de facto jako trzy, a już na pewno dwie odrębne armie. Strategicznego mostu nad wadi Ar-Rukad, na przykład, broniły wojska zarówno potencjalnie zawodne – wszystko wskazuje na to, że dezercje na stronę muzułmańską oraz zwykłe ucieczki z pola bitwy zaczęły się już na samym początku – jak i wyraźnie nie dość silne, by oprzeć się zdecydowanemu szturmowi. Obozy, choć zgodnie ze standardową rzymską praktyką, jaką przedstawiają podręczniki wojskowe z epoki, znajdowały się dość daleko od terenu głównych walk, to jednak w sytuacji, w której należało spodziewać się wysoce mobilnej taktyki błyskawicznych ataków ze strony muzułmańskich wojsk arabskich (a ów sposób walki nie był Bizantyńczykom obcy), pozostały zaskakująco odsłonięte. Ta ostatnia kwestia jest bardzo istotna, gdyż wydaje się, że bizantyńskie dowództwo absolutnie nie doceniło ruchliwości i szybkości muzułmanów. Jednym ze skutków było to, że jego ewidentne próby ustanowienia „frontu” okazywały się żałośnie chybione, gdyż muzułmańskie siły wyraźnie dawały radę przecinać „front” w rozmaitych decydujących momentach bitwy, nie napotykając przy tym większych problemów. To dodatkowo osłabiło spójność cesarskich sił i oznaczało, że bitwa pod Dżabiją-Jarmukiem w rzeczywistości przybrała postać kilku odrębnych, choć połączonych ze sobą potyczek, w których wynik każdej miał wpływ na pozostałe, ale ich wzajemne powiązanie taktyczne było nadzwyczaj luźne.
Po drugie, najwyższe dowództwo wojsk muzułmańskich najwyraźniej doskonale zdawało sobie sprawę z taktycznego potencjału poszatkowanego i bardzo nierównego terenu i ewidentnie zaplanowało w kilku przypadkach użycie taktyki, która wykorzystałaby te możliwości do maksimum. Pozorowane odwroty i, zwłaszcza, ukrywanie się oddziałów wśród obiektów terenowych, gdzie mogły pozostać przyczajone do czasu, aż zostaną wezwane do ataku, okazały się szczególnie skuteczne. Niewykluczone też, że muzułmańscy dowódcy postanowili zawczasu, iż bitwa zostanie przeprowadzona jako kilka powiązanych starć, dzięki czemu dowódcy poszczególnych jednostek mieli znaczną swobodę działania w ramach ogólnego planu, by wyzyskać pojawiające się sytuacje. Inicjatywa pozostawała więc niemal całkowicie po stronie muzułmanów, a Bizantyńczycy, usiłujący utrzymać mniej lub bardziej jednolity front, z wyjątkiem początkowych walk w sektorze północnym działali wyłącznie defensywnie.
Jednak skuteczność cesarskich sił obniżyło kilka innych czynników. Przede wszystkim pokaźną część wojsk stanowili albo rekruci, albo ludzie kompletnie nieobznajomieni z metodą walk i charakterem wroga, któremu mieli stawić czoło. Jedna z relacji wspomina, że Jerzy, dowódca armii polowej Armenii, stanął obozem w Jakusie, aby poświęcić kilka dni na przeszkolenie swych ludzi do radzenia sobie z taktyką wroga i zaznajomienie ich z wyglądem oraz sposobami walki Arabów. Inne relacje napomykają o załamaniu dyscypliny w szeregach niektórych części armii i o bardzo niskim morale żołnierzy. Namiestnik Damaszku pokłócił się z naczelnym dowódcą, Wahanem, w kwestii zaopatrywania wojsk z lokalnych zasobów. Udało mu się zasiać panikę wśród części zmierzających na plac boju oddziałów, skłoniwszy grupy obywateli, by w środku nocy uderzyli w czynele i narobili hałasu, co przepędziło je z miasta. Taka nerwowość i bojaźliwość rzekomo regularnych wojsk polowych nie wróżyły dobrze ich reakcji na samą bitwę.
Można przyjąć, że wiele z tego odzwierciedla ogólny stan armii cesarskich na Wschodzie po ostatecznym pokonaniu Persów w latach 626–627. Choć bowiem infrastruktura administracyjna armii polowych i wojsk granicznych lub garnizonowych została wedle wszelkiego prawdopodobieństwa odtworzona, potencjał bojowy, dyscyplina i wyszkolenie żołnierzy w tych armiach wydają się, delikatnie mówiąc, niezadowalające. Choć nie ma powodu wątpić, że klęska Bizantyńczyków była owocem znakomitej strategii i taktyki muzułmanów, jasne jest, że równie istotną rolę odegrały podzielone dowództwo, brak spójności i niskie morale wśród regularnych żołnierzy. Okazało się to spuścizną, z którą cesarstwo walczyło usilnie i długo, aż do połowy VIII wieku, i która bez wątpienia była jedną z głównych przyczyn utraty pozostałych wschodnich prowincji oraz Egiptu.
Następstwa: zmiana strategii
Islamskie podboje radykalnie odmieniły strategiczną i polityczną geografię całego wschodniego regionu śródziemnomorskiego. Kompletne fiasko prób odparcia najeźdźców w otwartej bitwie pociągnęło za sobą gruntowną zmianę strategii, w myśl której zaczęto unikać otwartych starć z muzułmańskimi armiami. W następstwie katastrofalnej klęski z 636 roku armie polowe zostały wycofane najpierw do północnej Syrii i Mezopotamii, a wkrótce potem na linię pasm Taurus i Antytaurus. Armie polowe, które dawniej operowały w Syrii, Palestynie i Mezopotamii, wycofano do Anatolii i włączono w znacznie zmienione struktury gospodarcze i strategiczne. O tym, w których regionach je rozlokowano, decydowała zdolność tych okręgów do utrzymania żołnierzy, jeśli chodzi o prowiant i inne potrzeby. Cesarską armię polową ściągnięto z powrotem do jej pierwotnych baz w północno-wschodniej Azji Mniejszej i Tracji, gdzie występuje odtąd pod nazwą Opsikion. Wojska, którymi dowodził magister militum per Orientem (czyli głównodowodzący armii Wschodu), zajęły południową część centralnej Azji Mniejszej i były nazywane armią Anatolikon, natomiast podległe głównodwodzącemu Armenii, zwane odtąd Armeniakon, osadzono we wschodnich i północnych rejonach Azji Mniejszej. Armia głównodowodzącego Tracji, którą, jak się wydaje, przerzucono na wschodni teatr działań w połowie lat trzydziestych VII wieku i użyto bez powodzenia do obrony Egiptu, została umieszczona w bogatych centralnych prowincjach zachodniej Anatolii, nosząc odtąd nazwę Thrakesion. W ostatnich dziesięcioleciach VII wieku okręgi, w których rozlokowane były te wojska, zaczęto określać zbiorczo nazwami stacjonujących tam armii. Choć takie rozmieszczenie poszczególnych armii polowych w prowincjach wynikało niewątpliwie z wymogów logistycznych, miało też oczywiste implikacje strategiczne, oznaczało bowiem, że zorganizowanie rzymskiego kontrataku zajmuje stosunkowo dużo czasu, obrona zaś jest zdezintegrowana i organizowana nieco chaotycznie na szczeblu lokalnym.
Prowincje, które należały do utworzonej przez Justyniana quaestura exercitus, nie przetrwały słowiańskich i awarskich najazdów na Bałkany (chociaż cesarstwo wciąż kontrolowało znaczną część samego Dunaju poprzez izolowane twierdze w delcie rzeki i na wybrzeżu Morza Czarnego), ale region Morza Egejskiego nadal funkcjonował jako źródło okrętów i zasobów ludzkich, a korpusy marynarki, zwane pod koniec VII wieku „wojskami okrętowymi”, czyli karabisianoi, miały, jak się wydaje, pierwszą bazę na Rodos. Wobec wydatnie zwiększonego zagrożenia dla odsłoniętej linii brzegowej cesarstwa oraz terenów w głębi lądu, jakie stworzył gwałtowny rozwój arabskiej potęgi morskiej począwszy od lat sześćdziesiątych VII wieku, te „wojska okrętowe” z czasem przeisto-czyły się w trzon środkowobizantyńskiej prowincjonalnej floty wojennej. Armie magistri militum oraz egzarchów Italii i Afryki (która obejmowała Sardynię) wciąż istniały, choć ostatnia zniknęła wraz z zakończeniem arabskiego podboju Afryki Północnej w latach dziewięćdziesiątych VII wieku, podczas gdy armia Italii przetrwała, na coraz bardziej okrojonym terytorium, aż do upadku Egzarchatu Rawenny w połowie VIII stulecia.
John Haldon
Wojny Bizancjum. Strategia, taktyka, kampanie
Lektura obowiązkowa dla każdego miłośnika historii bizantyńskiej i średniowiecznej -„Speculum”
Doskonały przegląd militarnych działań Bizancjum – Richard Cornwell, deremilitari.org.
Cesarstwo bizantyńskie przetrwało tysiąc lat, wykazując godną uwagi wytrwałość oraz elastyczność organizacyjną i ideologiczną. Chrześcijańskie imperium wytworzyło kulturę zdolną trwać przy pacyfistycznych ideałach, legitymizując zarazem utrzymywanie nadzwyczaj sprawnej armii. To błyskotliwe kompendium prezentuje jedną z najwszechstronniejszych i najbardziej innowacyjnych armii średniowiecza, która musiała stawić czoło m.in. germańskim i słowiańskim plemionom, Persom, Arabom, Turkom osmańskim czy krzyżowcom. Taka różnorodność wrogów wymuszała elastyczność sztuki wojennej, która rozwinęła się w niezwykły sposób. Równocześnie z opisem wojen i bitew autor analizuje taktykę i wyposażenie wojsk Bizancjum, aspekty technologiczne i strategiczne, kwestie logistyki, rolę najemników.
Jak dotąd żaden autor nie pokusił się o przedstawienie przeglądu bizantyńskich wojen. Niniejsza książka, oparta na źródłach z epoki, wynikach badań naukowych i wizji lokalnej, pokazuje blaski i cienie militarnych dziejów cesarstwa, rzucając nieco więcej (i może mniej romantycznego) światła na tę niezwykle wyrafinowaną cywilizację.
Tekst wzbogacają plany bitew, mapy oraz liczne ilustracje.
OKAZJA! | było 47.90 zł | Dzisiaj cena: 34.28 zł
Specjalnie dla Czytelników !!! niższe ceny po kliknięciu w poniższy link i wpisaniu hasła do rabatu: imperiumromanum