Rozdziały
Jednym z najzagorzalszych wrogów Republiki był Pyrrus, król Epiru (lub hegemon Związku Epirotów – różne źródła różnie podają). Pyrrus to postać bardzo znana – chyba każdy zna powiedzenie „pyrrusowe zwycięstwo” – ale o jego genezie później.
Tło konfliktu
Wojna z Epirem kosztowała Rzym wiele wysiłków i cierpień, pochłonęła wiele tysięcy istnień. Zacznijmy od tego, że wojna ta wywołana została przez grecką kolonię w Italii. Był to Tarent. Rzym stał się największą siłą w Lacjum i środkowej części Półwyspu Apenińskiego. Rzymianie, pragnąc rozszerzyć swoje wpływy, zwrócili się ku południu. Największą przeszkodę na drodze do zdominowania południowej Italii stanowił właśnie Tarent. Tarent miał podpisany z Rzymem traktat, stanowiący, że Rzymianie nie wyślą swych okrętów do Zatoki Tarenckiej. Nie wiadomo, czy traktat ten był aktualny, faktem jest natomiast, że w 282 roku p.n.e. Rzym wzmocnił garnizony w 3 greckich miastach – Turioj, Lokroj i Regium. Generalnie celem tych zabiegów było zabezpieczenie się przed ewentualnym atakiem Lukanów – italskiego ludu żyjącego bardziej na północ. Turioj leżało jednak nad zachodnim brzegiem Zatoki Tarenckiej. Wysłanie tam rzymskich okrętów miało być prawdopodobnie demonstracją siły.
Tarentianie z niepokojem patrzyli na rosnący w siłę Rzym i koniec końców postanowili zadziałać. Oddziały tarenckie zaatakowały i zatopiły wiele statków rzymskich, wypędziły także garnizon Republiki z Turioj. Tarentianie zdecydowani byli na walkę z Rzymem i w imieniu wszystkich miast greckich Italii skierowali do Pyrrusa zaproszenie do interwencji zbrojnej na Półwyspie Apenińskim. Plutarch podaje, że jako wkład do wspólnego wysiłku militarnego zaproponowali nie tylko wojska Tarentu, ale i liczne oddziały plemion tubylczych, a mianowicie wspomnianych wcześniej Lukanów, a także Messapiów i Samnitów. W sumie dawało to 20.000 jazdy i 350.000 piechoty. Nie wiemy, czy dane Plutarcha są w pełni poprawne, wiemy natomiast, że wojska te musiały być naprawdę duże, aby zachęcić do wojny władcę Epiru – dzielnego, lecz niespełnionego wodza – Pyrrusa.
Kampania wojskowa Pyrrusa w Italii
Pyrrus nie namyślał się długo – wysłał swojego zaufanego oficera Cineasa (pochodzącego z Tesalii) do Tarentu wraz z 3000 żołnierzy. Sam zaś zajął się gromadzeniem głównych sił inwazyjnych. Tarentianie przypłynęli do Epiru okrętami transportowymi, które miały przewieźć armię Pyrrusa przez Adriatyk, a także okrętami, których zadaniem było osłanianie transportowanej armii. Sam Pyrrus natomiast płynął masywną septiremą. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ w połowie drogi zerwał się północny wiatr, w wyniku którego część floty Pyrrusa zboczyła z kursu i omijając Sycylię pożeglowała ku Libii. Natomiast dzięki wspomnianej masywności, septirema przywódcy sił inwazyjnych zdołała zachować odpowiedni kurs. Gdy Pyrrus dobił do brzegu, spotkał się z dobrym przyjęciem ze strony Messapiów, którzy udzielili mu wszelkiej potrzebnej pomocy (byli bowiem sojusznikami Tarentu). Pyrrus wyruszył lądem do Tarentu, by połączyć się z resztą swoich sił. Gdy dochodził do celu, naprzeciw wyszedł mu Cineas, mając ze sobą oddziały, które już znajdowały się w mieście. Pyrrus, będąc w Tarencie, nie czynił niczego, co mogłoby obrazić mieszkańców miasta. Jednak jak dobrze wiemy, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Nie inaczej było i tym razem. Gdy rozproszona flota dotarła w końcu do portu tarenckiego, Pyrrus wprowadził w mieście, można by rzec, swego rodzaju dyktaturę. Pozamykał wszelkie ośrodki rozrywki czy sportu, zakazał obchodzenia jakichkolwiek świąt, uroczystości, a jakby tego było mało, postanowił powołać całą ludność Tarentu pod broń. Oczywiście jak pomyślał, tak zrobił. Niektórych mieszkańców ta sytuacja najzwyczajniej przerosła i w akcie sprzeciwu opuścili oni Tarent.
Pyrrus wkrótce dowiedział się, że ku Tarentowi zbliża się potężna armia Republiki Rzymskiej, pustosząc przy okazji ziemie Lukanów (sojuszników Pyrrusa). Władca Epiru wolałby zaczekać trochę z rozpoczęciem walk, nie dotarły bowiem jeszcze do niego oddziały sojusznicze obiecane przez Tarentian, jednak ze strategicznego punktu widzenia, byłoby to błędne posunięcie, ponieważ oznaczało to pozostawienie inicjatywy w rękach wroga, co z pewnością nie wpływało korzystnie na morale armii. Pyrrus wyprowadził więc swoje wojska i wyruszył naprzeciw Rzymianom. Był on bardzo pomysłowym dowódcą i aby zyskać na czasie wysłał do nieprzyjaciela herolda z pytaniem, czy Rzymianie zgodzą się na jego, Pyrrusowy arbitraż w ich sporze z Tarentem. Pyrrus spodziewał się negatywnej odpowiedzi i taką też otrzymał, jednak osiągnął swój cel i zyskał trochę na czasie.
Bitwa pod Herakleją
Pyrrus założył obóz w pobliżu Heraklei, niedaleko rzeki Siris. Przypatrywał się ze swego obozu, jak Rzymianie przeprawiają się przez rzekę. Zaskoczyło go zdyscyplinowanie oddziałów Republiki. Skłonny był oczekiwać posiłków ze strony italskich sojuszników, ale nie chcieli do tego dopuścić Rzymianie. Pyrrus ustawił więc na brzegu rzeki piechotę w szyku obronnym. Gdyby jego plan się powiódł, to wojska Rzymu miałyby znacznie utrudnione przejście na drugą stronę rzeki. Jednak szybsi okazali się Rzymianie, których oddział piechoty przekroczył Siris brodem. Zagrażało to otoczeniem armii epiryjskiej i tarenckiej, więc Pyrrus zmuszony był się wycofać. W takich oto okolicznościach doszło do bitwy pod Herakleją. Pyrrus zdał sobie sprawę, że nie może dalej zwlekać i musi przejąć inicjatywę. W tym celu, wzorując się na tradycyjnej taktyce Aleksandra Macedońskiego, pozostawił swoją falangę, by powstrzymała front Rzymian. Sam zaś na czele 3000 konnych zapoczątkował atak. Wybrał jednak nieodpowiedni moment – Rzymianie zazwyczaj mieli niewielką ilość jazdy, ale tym razem wspierały ich liczne konne oddziały italskich sprzymierzeńców, przez co tesalska jazda Pyrrusa została odparta.
O władcy Epiru można powiedzieć wiele: że był odważny, pomysłowy, czasem brawurowy, że nie tracił głowy nawet w beznadziejnych sytuacjach, ale z pewnością nie można nazwać go wyśmienitym strategiem, taktyka bowiem nie była jego najmocniejszą stroną. Dziwnym więc posunięciem wydaje się rozkaz ataku wydany przez Pyrrusa falandze. Nie było to jej standardowe zadanie i zazwyczaj w takiej roli nie używano falangi, gdyż mogła zostać łatwo otoczona przez wrogą jazdę. Na szczęście dla Pyrrusa, miał on słonie. Słonie bojowe były oddziałem bardzo nieprzewidywalnym, który był w stanie odmienić losy bitwy, jednakże kiedy nieprzyjaciel wywołał popłoch w ich szeregach, te, wpadając w szał, uciekały, nierzadko tratując swoją własną armię. Pyrrus miał jednak szczęście, słonie wywołały panikę wśród rzymskich koni, przez co rzymska konnica nie zdołała wykonać żadnych skoordynowanych manewrów, mających na celu okrążenie falangi wroga. Wtedy tesalska jazda Pyrrusa znów natarła, tym razem jednak skutecznie, konnica Rzymian została wyparta.
Pyrrus odniósł zwycięstwo – większe niż to, które określamy mianem „pyrrusowego” – jednak poniósł dość duże straty. I tu pojawia się problem: jakie naprawdę były straty jednych i drugich w tej bitwie? Dane są dość rozbieżne. Dionizjusz podaje, że Rzymianie stracili aż 15.000 żołnierzy, a Pyrrus 13.000. Z kolei Hieronim podaje, że poległo 7000 żołnierzy Republiki, zaś połączone siły Tarentu i Epiru utraciły 4000 ludzi. W każdym razie Pyrrus zdobył porzucony przez Rzymian obóz. Wzrosło również uznanie dla władcy Epiru i wahający się Lukanowie, Samnici i inni sprzymierzeńcy przyłączyli się do wojsk tarencko-epiryjskich.
Pyrrus nie chciał zdobywać Rzymu, ale dotarł na 60 km od miasta i właśnie stąd, korzystając ze zwycięstwa pod Herakleją, chciał negocjować. Jednak jego obecność nie zastraszyła Rzymian – obawy przed porzuceniem przez sojuszników, czy oblężeniem stolicy nie skłoniły Rzymu do zawarcia pokoju, który byłby gwarantem bezpieczeństwa Tarentu. Rzymianie uzależnili przyjazne stosunki z Tarentem od bezwarunkowego opuszczenia przez Pyrrusa i jego wojska Italii.
Bitwa pod Ausculum
Rzymianie jednak nie próżnowali – uzupełniono skład i uzbrojenie obu armii konsularnych. Pyrrus nie mógł ich zlekceważyć, zagrażały bowiem jego tyłom, sojusznikom, liniom komunikacyjnym, a także mogły nadszarpnąć prestiż i wizerunek przywódcy najeźdźców i obniżyć morale jego wojska. Ponownie nie mógł więc Pyrrus zwlekać z rozpoczęciem działań zbrojnych. Zerwał rokowania z Rzymem i zaczął nową kampanię wojenną. Pyrrus napotkał Rzymian w Apulii, niedaleko Ausculum. Ponownie dała o sobie znać słabość taktyczna władcy Epiru – wydał wrogowi bitwę w zalesionym, górzystym terenie, co – patrząc na skład armii Pyrrusa (falanga, jazda, słonie, oddziały miotające) – nie wydaje się zbyt rozsądnym posunięciem. Przyjrzyjmy się teraz danym dotyczącym sił zbrojnych obu stron konfliktu, a konkretniej ich spotkaniu w 279 roku p.n.e. w bitwie pod Ausculum.
Sprzymierzone siły Epiru, Tarentu, Samnitów, Lukanów i innych pod dowództwem Pyrrusa:
- 20000 piechoty
- 3000 jazdy
- 2000 łuczników
- 500 procarzy
- 20 słoni
- 3000 straży przedniej
- luki powstałe w wyniku strat spod Heraklei uzupełnione zostały przez wojska sprzymierzeńców
Siły Republiki Rzymskiej pod dowództwem konsula Fabrycjusza Kwintusa Emiliusza:
- 2 armie konsularne w pełni zmobilizowane
- jazda sojuszników
- razem około 40000 ludzi
W wyniku niekorzystnego dla Pyrrusa terenu bitwa przekształciła się wkrótce w walkę piechoty. Rzymianie przyjęli taktykę nękania przeciwnika, co czynić doskonale pozwalały im wszędobylskie zarośla. Przeciągali oni bitwę przez cały dzień i nie została ona rozstrzygnięta. Następnego dnia Pyrrus postanowił przenieść bitwę na otwartą przestrzeń, która pozwoli mu na wykorzystanie całego potencjału militarnego swojej armii. Agresorom udało się zdobyć las, przez co Rzymianie musieli stoczyć walkę w terenie, który odpowiadał wrogowi. Mimo to, piechota Republiki dotrzymywała pola falandze Pyrrusa, toczyły się ciężkie starcia legionów z falangistami nieprzyjaciela. Żołnierze Rzymu starali się rozstrzygnąć bitwę na swoją korzyść, zanim do walki wkroczą słonie.
Sam Pyrrus wykazał się wielką odwagą, został jednak raniony oszczepem w ramię. Kto wie, może znów chciał być jak Aleksander, który niekiedy wykazywał się brawurą w trakcie walki (raz nawet poszedł na miejsce bitwy bez hełmu). W każdym razie gdy słonie zostały wprowadzone do boju, Rzymianie zmuszeni zostali do odwrotu. Słonie ponownie przechyliły szalę zwycięstwa na stronę Pyrrusa. Ten z kolei, po odniesieniu zwycięstwa, również wycofał się spod Ausculum.
Na początku tego tekstu wspomniałem, że wyjaśnię genezę powszechnie znanego związku frazeologicznego „pyrrusowe zwycięstwo„. Zwrot ten oznacza odniesienie zwycięstwa, jednak zbyt wielkim kosztem. Odnosi się on przede wszystkim do bitwy pod Ausculum. Poległo w niej 6000 żołnierzy Fabrycjusza Kwintusa Emiliusza oraz 3550 Pyrrusa. Ktoś może powiedzieć: „Jak to zbyt wysokim kosztem, przecież Pyrrus znowu wygrał, a na dodatek po raz kolejny to Rzymianie ponieśli większe straty!” Tak, zgadzam się z tym, jednak jest kilka powodów do nazwania bitwy pod Ausculum „pyrrusowym zwycięstwem”. Po pierwsze, w tym starciu zginęło wielu spośród najzdolniejszych, najlepszych oficerów Pyrrusa. Po drugie, sam władca został ranny. Po trzecie i najważniejsze zarazem, Rzymianie byli u siebie i wciąż mogli rekrutować nowych żołnierzy, a Pyrrus, przebywając na terenie wroga, nie mógł tego dokonać. Warto zauważyć, że gdyby Pyrrus był lepszym strategiem, jego armia nie poniosłaby aż tak kosztownych strat.
Pyrrus cierpiał na bardzo niewdzięczną przypadłość, mianowicie nie potrafił rozwiązać do końca praktycznie żadnego problemu. Porównałbym go do dziecka, które pragnie nabyć nowej umiejętności (nauka języka obcego, gra na instrumencie muzycznym itp.). Dopóki jest łatwo, uczy się z zapałem, ale kiedy pojawiają się trudności, porzuca dotychczasowe zajęcie i zaczyna się interesować czymś innym. Nie inaczej było z władcą Epiru.
Działania na Sycylii
Po bitwie pod Ausculum porzucił wojnę w Italii i zainteresował się Sycylią, gdzie miasta greckie pozbawione dowódcy na miarę Agatoklesa zagrożone były przez Kartagińczyków. Postanowił rozpocząć tam swoją nową kampanię. Myślał, że w ten sposób uda mu się wycofać z twarzą z Italii, gdzie jego sytuacja stawała się niekorzystna. Z nowych działań Pyrrusa bardzo niezadowolony był Tarent, bowiem wstępne rokowania pokojowe z Rzymem nie zakończyły się pomyślnie, a wódz zostawiwszy w mieście garnizon zabrał 30000 piechoty i 25000 konnicy i pożeglował ku Sycylii.
Tam odnosił wyraźne sukcesy, Kartagina słynęła bowiem z wyśmienitej floty, ale jej armia była raczej średnia. Kartagińczycy zostali zepchnięci na zachód wyspy. Wkrótce wojska Pyrrusa dotarły do silnie ufortyfikowanego kartagińskiego miasta na zachodnim krańcu Sycylii – Eryksu. Eryks został zdobyty szturmem. Sygnał trąbki zdezorientował obrońców na murach i oznaczał początek ataku. Podstawiono drabiny i Pyrrus osobiście rzucił się w wir walki siejąc śmierć, gdziekolwiek się nie obrócił. Tym razem jednak jego brawura nie została okupiona żadną raną. To był triumf, o jakim Pyrrus zawsze marzył, uczcił go więc igrzyskami sportowymi na cześć Heraklesa. Po tej dotkliwej klęsce Kartagińczycy byli skłonni do negocjacji pokojowych. Z kolei italscy rozbójnicy, żyjący można by rzec, poza prawem, najęci niegdyś w Kampanii jako oddziały Agatoklesa, zaczęli wymuszać opłaty od miast sycylijskich. Nazywano ich mamertynami, co w ich własnym dialekcie oznaczało ludzi boga wojny. Dlaczego o nich mówię, tak ni z gruszki, ni z pietruszki? Otóż odegrali oni istotną rolę w późniejszych wydarzeniach. Pyrrus poskromił mamertynów, zdobył ich warownie i rozbił w decydującej bitwie. Jednak i tego problemu Pyrrus nie rozwiązał do końca. Mamertyni przetrwali i napsuli w późniejszych czasach Pyrrusowi jeszcze wiele krwi. Wróćmy do tematu.
Władca Epiru odmówił Kartagińczykom pokoju, o który prosili, a jakby tego było mało, zażądał, aby całkowicie i definitywnie wycofali się z Sycylii. Jednak w tym momencie Pyrrus rozpoczął spór z miastami greckimi na Sycylii. Niektóre z nich poparły nawet Kartagińczyków, inne z kolei werbowały niedobitki mamertynów. Władca epiryjski otrzymał też wiadomość o poważnym zagrożeniu dla Tarentu ze strony Rzymian. Stworzyło to kolejny pretekst, dla którego Pyrrus mógł wycofać się z kolejnej problematycznej sytuacji. Planował zaatakować Kartaginę w Afryce, stał się jednak niepopularny ze względu na przymusową rekrutację załóg wioślarskich. Fakt o powrocie najeźdźców do Italii przesądziło odparcie Pyrrusa przez Kartagińczyków spod Lilybaeum – najbardziej wysuniętej na zachód twierdzy punickiej. Tak oto Pyrrus, pozostawiając kolejną niedokończoną wojnę, opuścił Sycylię.
Sojusz rzymsko-kartagiński
Teraz chciałbym powiedzieć co nieco o pewnym, z perspektywy czasu, niezwykłym i może dla niektórych nawet szokującym wydarzeniu. Chodzi mi tutaj o sojusz Republiki Rzymskiej i Kartaginy. Kiedy Pyrrus prowadził kampanie w Italii i na Sycylii, co datuje się na lata 281-275 p.n.e., Rzym i Kartagina związane były wieloma traktatami, których liczba nie jest dokładnie znana. O owych porozumieniach można by wiele opowiadać, ja jednak przejdę od razu do sedna, a mianowicie do traktatu rzymsko-kartagińskiego dotyczącego Pyrrusa. Datowany był on na rok 279 p.n.e. i zakładał, że jeżeliby Rzym lub Kartagina doszły do porozumienia z Pyrrusem, powinien się w nim znaleźć zapis traktujący o możliwości wspólnej walki przeciw Pyrrusowi, jeśli Rzymianie bądź Kartagińczycy staliby się ofiarami najazdu władcy Epiru. W takim wypadku Kartagina miała dostarczać statków transportowych, oba państwa natomiast płaciły swoim żołnierzom oddzielnie. Można powiedzieć, że w razie ataku Pyrrusa, Rzym i Kartagina podzieliliby się obowiązkami – walka na morzu to specjalność Kartagińczyków i tam mieli się oni „zaopiekować” Pyrrusem, natomiast domeną Rzymian była walka na lądzie i tam mieli pokonać agresora. Kartagina nie była zaś zobowiązana do wystawienia jakichkolwiek sił lądowych. Strony podpisujące traktat zaprzysięgły go uroczyście, każda na swoich bogów, a jego tekst został uwieczniony na tablicach z brązu i umieszczony w świątyni Jowisza w Rzymie.
O ile inne traktaty rzymsko-kartagińskie można nazwać umowami handlowymi, to ten był porozumieniem czysto militarnym. Jego celem było przeciwstawienie się interwencji Pyrrusa na Sycylii. Jak się zapewne domyślacie, współpraca Kartaginy i Rzymu, dwóch, ośmielę się stwierdzić, najpotężniejszych państw basenu Morza Śródziemnego, aspirujących do miana mocarstwa, jeśli nie nawet supermocarstwa, nie mogła wyjść Pyrrusowi na zdrowie. Wkrótce kartagiński wódz przybył do Rzymu wraz ze 120 okrętami, aby odradzić Rzymianom pokój z Pyrrusem. Rzymianie początkowo byli do tego skłonni. Wtedy Kartagińczycy odpłynęli negocjować z władcą Epiru, ale i te rozmowy nie przyniosły rezultatu. Powrócili wtedy do stolicy Republiki. Tym razem gospodarze okazali się bardziej przychylni. Kartagińskie poselstwo osiągnęło zakładany cel, 120 okrętów przeważyło szalę. Rzymianie zdecydowali się więc kontynuować wojnę z sojusznikami Pyrrusa na lądzie. Dowódca kartagiński przewiózł ponadto 500 żołnierzy rzymskich dla umocnienia garnizonu w Regium nad Cieśniną Messyńską.
Bitwa pod Benewentem
Poprowadzona przez Kartagińczyków akcja dyplomatyczna przeciw Pyrrusowi bez wątpienia okazała się bardzo skuteczna. Mało tego, kartagińska flota zaatakowała powracające z Sycylii wojska Pyrrusa, zatapiając jego liczne statki. Ponadto przetransportowała ona do Italii oddział 1000 mamertynów, którzy męczyli władcę Epiru wojną partyzancką. I armia Pyrrusa zaczęła się sypać. Samnici byli bardzo rozczarowani tym, że Pyrrus tak zaniedbał ich sprawę. Nie chcieli już dłużej utrzymywać tak licznego kontyngentu w jego wojskach. Rzymskie armie konsularne działały od tej pory oddzielnie. Pyrrus wysłał połowę swej armii do walki z wrogami na ziemiach Lukanów, zaś sam, na czele pozostałych sił, pomaszerował na północ. Spotkał Rzymian pod Benewentem.
Pyrrus miał do dyspozycji 20.000 piechoty, 3000 jazdy oraz słonie, natomiast konsul rzymski Maniusz Kuriusz 17.000 piechoty i 1200 sojuszniczej. I znów wódz najeźdźców „błysnął” głupotą. Tym razem postanowił spróbować nocnego ataku. Trzeba przyznać, niezbyt to było mądre. Zalesiony, nieoświetlony teren uniemożliwiał skuteczne wykonanie tego przedsięwzięcia. Zresztą co tu dużo mówić, nawet sam Aleksander Macedoński odrzucił opcję nocnego ataku pod Gaugamelą, a kimże wobec słynnego Macedończyka był Pyrrus. W każdym razie, podczas nocnego marszu straż przednia wojsk Epiru zgubiła się. O świcie okazało się, że jest nie w tym miejscu, gdzie powinna być. Zaalarmowani niespodziewanym przybyciem wroga Rzymianie zorientowali się, że to jedynie straż przednia, szybko więc zaatakowali ją i rozbili. Kolejnym faktem, który musiał zmartwić Pyrrusa jest to, iż Rzymianie znaleźli sposób na słonie. Po wprowadzeniu do akcji tych wielkich ssaków, Rzymianie musieli się wycofać. Lecz wtedy do kontrataku przystąpiły oddziały rezerwowe Republiki. Udało im się zdobyć kilka słoni. Reszta została przestraszona i skierowana na epiryjskie oddziały.
Klęska Pyrrusa
Pyrrus doznał bolesnej porażki, po której powrócił do Epiru. Pod jego dowództwem pozostało tylko 8000 piechoty i 500 konnicy. Plutarch mówi, że władca nie miał pieniędzy na ich utrzymanie, musiał więc poszukać nowej wojny. Postanowił „odwiedzić” Macedonię, która została zajęta przez Antygona Gonatasa. W tym czasie na południu Europy znajdowali się Galowie, których zaletą było to, że nie wymagali wysokiego żołdu, więc, mimo iż stanowili zagrożenie dla cywilizacji greckiej, byli najmowani przez wodzów z Grecji. Pyrrus i Antygon nie stanowili tu wyjątku. Pyrrus pokonał armię Antygona, który doznając klęski uciekł z Macedonii. Jednakże ludność macedońska wkrótce zraziła się do władcy Epiru. Ten więc, można rzec, by tradycji stało się zadość, zostawił niedokończony problem i odpowiadając na kolejne zaproszenie, wmieszał się w konflikt polityczny w Sparcie.
Tymczasem w Apulii, pozostawiony przez Pyrrusa w Tarencie garnizon stawiał Rzymianom opór aż do 272 roku p.n.e., kiedy to zdecydował się poddać. Rzymianie pozwolili mu odejść na honorowych warunkach, nie mścili się także za bardzo na mieszkańcach Italii, którzy poparli Pyrrusa. Najwięksi wodzowie ginęli zazwyczaj taką wzniosłą, może i poetycką wręcz śmiercią. Filip II został zamordowany, jego syn Aleksander umarł wycieńczony chorobą, Hannibal (o nim w następnej części cyklu, jeśli takowa będzie) zażył truciznę, Cezar został zasztyletowany. Pyrrus może i nie należał do grona najwybitniejszych dowódców, za to okoliczności jego śmierci są wręcz kuriozalne. Udając się do Sparty pewnie myślał sobie, że zostanie panem na Peloponezie, tymczasem jednak znalazł się w Argos podczas zamieszek ulicznych. I nasz Pyrrus niestety poległ. A w jaki sposób? Oberwał w głowę… dachówką, rzuconą przez jakąś kobietę. Nie przypomina Wam się czasem przysłowie „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”?