Dwie twarze dzisiaj nie kojarzą się nam dobrze. Zwłaszcza w języku polskim „dwutwarzowość” niebezpiecznie zbliża się do „dwulicowości” – bardzo nielubianej ludzkiej cechy. Dawny rzymski bóg o dwóch twarzach doczekał się nawet swojego mrocznego miejsca w kulturze masowej – jedna ze zbrodniczych organizacji wypełniających szpiegowskie uniwersum Jamesa Bonda, nazywała się przecież Janus („Goldeneye” 1995). Do Janusa nawiązuje także pewien antagonista Batmana.
Czy jednak Janus rzeczywiście zasługuje na łączenie go ze światem złoczyńców?
Januarius, January, Janvier, Januar, gennaio, январь – w niemal wszystkich europejskich językach nazwa stycznia wywodzi się od imienia staroitalskiego boga Janusa (polski jest na tym tle przedziwnym wyjątkiem :-) ). Janus to bóstwo prastare. Nad Tybrem oddawano mu cześć jeszcze na długo, nim Rzym stał się potęgą. Na długo nim pod wpływem greckim rzymski panteon został zdominowany przez pięknych i – mimo swych potężnych mocy – bardzo ludzkich bogów. Modlili się do niego rolnicy w czasach, kiedy Rzym był tylko zbiorem kilkudziesięciu chat na Palatynie, a kanoniczne „siedem wzgórz” – miejscem zajmowanym przez parę niezwiązanych ze sobą wiosek.
Lecz nawet później, gdy najważniejszymi bóstwami rzymskiej religii zostali bogowie, których Rzymianie powiązali z ich greckimi odpowiednikami – Zeusem, Afrodytą, Herą, Ateną itd… – Janus, choć skryty w ich cieniu, zachował swe ogromne znaczenie. Może nie budowano mu świątyń wielkich jak ta na Kapitolu albo na Welii, ale ofiary składano nie mniej gorliwie aż do samego końca, czyli do czasu, kiedy jego kult przegrał z tym oddawanym pewnemu Nazarejczykowi.
Zakres boskiej „kompetencji” Janusa był w Rzymie bardzo szeroki. Łatwiej byłoby chyba wskazać, czym się Janus NIE opiekował, niż opisywać, czego faktycznie był patronem. Zazwyczaj powtarza się, że był bogiem zarazem początku i końca, ale łatwo zauważyć, że taka kompetencja czyniła zeń opiekuna niemal wszystkiego, z czym jakiś początek lub jakiś koniec się wiązał, na przykład:
- końca roku i początku nowego,
- drzwi i progów (bo przecież oznaczały one wejście do domu i wyjście z niego, a zarazem początek podróży i jej koniec),
- pomyślnego rozpoczęcia wojny i jej szczęśliwego zakończenia,
Rzymianie skoligacili swojego Janusa z Juturną – boginką opiekującą się źródełkiem na Forum Romanum, i Fons – bogiem wszystkich źródeł. Dlaczego? Bo przecież każde źródło to też początek jakiejś życiodajnej rzeki lub chociaż strumienia…
Utożsamiając Janusa z początkiem i końcem każdej rzeczy, każdej sprawy, każdego zjawiska, jesteśmy już tylko o krok od skojarzenia go z upływającym czasem.
Takie cechy Janusa wpłynęły na sposób, w jaki go sobie wyobrażano: jako mężczyznę o dwóch twarzach zwróconych w przeciwne strony – tak jak koniec jest przeciwieństwem początku, a przeszłość – przyszłości. By dodatkowo to podkreślić, często jedna twarz jest młodzieńcza, a druga przedstawia starca. Może nam wydać się to dziwaczne, wszak przyzwyczailiśmy się do wizerunków grecko-rzymskich bogów przybierających bardzo ludzkie formy. Ale gdy się nad tym głębiej zastanowić, wizerunek Janusa nie powinien nas niepokoić. Przypomnijmy sobie rysunki w niemal każdej gazecie tuż przed „Sylwestrem” i w pierwszych dniach stycznia: wyobrażenie brodatego, zgarbionego „starego roku” witającego nadchodzący „Nowy Rok” – najczęściej uosobiony przez małego chłopca, często wręcz niemowlę. Toż to przecież wyraz dokładnie tego samego toku myślenia, który Rzymian doprowadził do wyobrażenia sobie Janusa – boga o dwóch twarzach. Może to przypadek, a może kolejny dowód na to, że antyczne korzenie naszej kultury zapuściły się znacznie głębiej, niż jesteśmy skłonni przypuszczać :-).
Zawsze mnie fascynuje, że mimo naszej technologii, lotów w kosmos, superszybkich komputerów, satelitów pozwalających nam komunikować się z każdym miejscem na ziemi – na każdym kroku spotykamy dowody, że jesteśmy spadkobiercami kultury italskich rolników żyjących w rytm siewów, dla których najważniejsza była przychylność bóstw pradawnych bóstw o niepokojącym wyglądzie.