Rozdziały
Bitwa pod Alezją (52 p.n.e.) była kolejnym dowodem na to, że Juliusz Cezar był wybitnym wodzem. Pod Alezją musiał zmierzyć się z jednoczesnymi atakami oblężonych oddziałów Wercyngetoryksa oraz armii Galów idącym im na odsiecz. Działania legionów pod Alezją stanowią największą w starożytności operację oblężniczą
Tło wydarzeń
Wódz rzymski Gajusz Juliusz Cezar, jako prokonsul Galii Przedalpejskiej w latach 58-51 p.n.e. podbił całą Galię, aż po kanał La Manche i Ocean Atlantycki. W międzyczasie podjął także próbę podbicia Brytanii i ziem za Renem, co spowodowało, że w samej Galii Rzymianie dysponowali mniejszymi siłami. Sytuację próbowali wykorzystać ambitni galijscy wodzowie, którzy w tym celu starali się zjednoczyć skłócone plemiona barbarzyńskie. Pierwsze próby były nieudane, lecz na początku 52 roku p.n.e. młody książę Arwernów – Wercyngetoryks ostatecznie zjednoczył siły. Stosując taktykę spalonej ziemi odniósł pewne sukcesy, przejściowo odcinając nawet główne siły Cezara w Galii Przedalpejskiej.
Wódz wojsk sprzymierzonych plemion galijskich wzniecił powstanie, którego celem było wypędzenie Rzymian z Galii. W tym celu do walki powołano ogromną rzeszę żołnierzy, która sięgała blisko 200 tysięcy wojowników. Młody dowódca zmusił/zachęcił kolejne plemiona do buntu, z wyjątkiem sprzymierzonych z Rzymem Eduów i innych pomniejszych plemion. Juliusz Cezar dowiedziawszy się o buncie, natychmiast wyruszył do poszczególnych obozów porozsiewanych po całej Galii, w celu zebrania armii. Mając do dyspozycji mniejszą, lecz bardziej doświadczoną armię, mógł szybciej reagować na wszelkie zagrożenia. Zdawał sobie sprawę, że ta wyprawa będzie dłuższa, więc potrzebował również większego zaopatrzenia. Plemiona sprzymierzone nie dosyłały mu żywności, albo ze strachu przed Wercygetoryksem, albo z jej braku.
Cezar rozpoczął swoją kampanię od zajmowania małych miasteczek i przejmowania zapasów. Po paśmie małych zwycięstw zaczęło brakować ziarna i pożywienia. Cezar zniechęcony, rozpoczął oblężenie Avaricum. Po długim oblężeniu zdobył miasto i splądrował je doszczętnie. Wódz galijski, Wercygetoryks, przez cały czas „siedział na ogonie” Cezara, atakując jazdą jego tylną straż.
Po upadku Avaricum Cezar skierował swoje wojsko na wzgórze Gergowii. Miasto jednak po długich walkach odparło wojska rzymskie i zmusiło je do odwrotu. Cezar atakowany jednocześnie od tyłu przez Eduów (którzy przeszli na stronę Galów), musiał połączyć się z Tytusem Labienusem – dowódcą części swoich wojsk w walkach na wschodzie. Labienus miał opinię bardzo dobrego dowódcy, który jednak (później) zdradził Cezara i przeszedł w wojnie domowej na stronę Pompejusza.
Po połączeniu wojsk i zrekrutowaniu nowych żołnierzy Cezar wyruszył na wschód przeciwko Sekwanom i Lingonom. Wercyngetoryks pragnąc zniszczyć wojska rzymskie w czasie marszu zastawił pułapkę, która dla niego na nieszczęście nie zakończyła się sukcesem. Wojska Cezara odparły rywala i zmusiły go do odwrotu. Zniechęcony galijski dowódca wycofał się do Alezji (dzisiejsze wzgórze Auxois – około 30 kilometrów na zachód od dzisiejszego Dijon), by tam odpocząć i odnowić siły armii. Jednak nie spodziewał się, że Cezar pójdzie w krok za armią Galów i otoczy jego siły w mieście. W ten sposób rozpocząć się miała długa blokada Alezji.
Wojska
Siły rzymskie wynosiły blisko 60 tysięcy żołnierzy (12 legionów wraz z jazdą i auxiliaries). Jeśli zaś chodzi o jazdę mogła ona wynosić od 1000 do 1500 jeźdźców, gdyż Cezar zrekrutował dodatkowy oddział 500 germańskich konnych w Germanii.
Siły galijskie wynosiły około 80 tysięcy żołnierzy pod osobistym dowództwem Wercyngetoryksa oraz 120-250 tysięcy wsparcia. Jazda Galów była większa pod względem liczebości i mogła wynosić około 4 tysięce. Według danych Plutarcha siły wsparcia wynosić mogły nawet 300 tysięcy ludzi. Według współczesnych danych mogły one wynieść około 100 tysięcy.
Oblężenie
Twierdza Alezja leżała na wysokim wzgórzu w widłach rzek Lutosa i Osera, praktycznie niedostępna dla nacierających wojsk. Dlatego Cezar zdecydował się na długotrwałe oblężenie i zmuszenie głodem obrońców do kapitulacji. Tak opisuje twierdzę i fortyfikacje Rzymian sam Cezar:
Samo miasto leżało wysoko na wzgórzu, tak że oczywiście tylko przez oblężenie można było je zdobyć. Podnóże wzgórza oblewały z dwu stron dwie rzeki. Przed miastem rozciągała się równina długości około trzech tysięcy kroków; z wszystkich pozostałych stron miasto opasywały różnej wysokości wzniesienia, ciągnące się w niezbyt wielkiej od niego odległości. Cały ten teren pod murem, a ta część wzgórza była skierowana ku wschodowi, wypełniły były siły zbrojne Gallów i przeciągnęły tu rów oraz zaporę wysokości sześciu stóp. Obwód tych umocnień, które zostały rozpoczęte przez Rzymian, wynosił 10 000 kroków. W odpowiednich miejscach założono osiem obozów i wystawiono dwadzieścia trzy placówki; na placówkach tych stały za dnia straże, aby nie doszło do niespodzianego wypadu; również nocą obsadzały je warty i wzmocnione załogi.
– Gajusz Juliusz Cezar, O wojnie galijskiej, VII 69
Cezar rozpoczął oblężenie od okrążenia miasta z każdej strony wałem o wysokości 4 metrów. Linia fortyfikacji wynosiła 17 kilometrów co było ogromnym wyczynem konstrukcyjnym legionistów. Podczas gdy pracujący tworzyli okopy i obozy, jazda i siły pomocnicze patrolowały i ochraniały miejsce robót. Linia fortyfikacyjna była poprzedzielana 23 fortami połączonymi wałem i fosą. Zanim pierścień się zamknął Wercyngetoryks rozkazał niektórym żołnierzom ze swojej jazdy wrócić do swoich plemion i zebrać potężną armię, która mogłaby przybyć i odepchnąć wroga spod Alezji. Obrońcy mieli zapas żywności na 30 dni, co dawało im szansę na długi opór. Gdy Cezar dowiedział się o planach Wercyngetoryksa natychmiast wysłał posiłki do wzmacniania niedokończonych odcinków, które miały wysokość zaledwie dwóch metrów lub mniej.
Jeździe galijskiej udało się jednak wymknąć z pierścienia, co było dla Cezara dużym powodem do zmartwienia, gdyż mógł się spodziewać jednocześnie ataków z zewnątrz i wewnątrz. Rozkazał zbudować także zewnętrzny pierścień do obrony przed agresorem z zewnątrz. Fortyfikacje obronne rzymskich legionów były naprawdę oszałamiające. Miasto otoczone było 6 metrowym rowem. Główny ziemno-drewniany wał był oddalony o około 400 kroków od fosy i chroniony przez dwa dodatkowe rowy, każdy o szerokości 4,5 metra, przy czym wewnętrzny zalany był wodą. Sam wał miał prawie 4 metry wysokości, na jego szczycie biegł chodnik, a co 24 metry rozmieszczono wieżyczki. Od frontu w równych rzędach powbijano zaostrzone pale, za nimi znajdowały się rzędy mniejszych pali ukrytych w jamach, a jeszcze dalej rzędy żelaznych ostrzy przymocowanych do drewnianych bali zakopanych w ziemi. Wznoszenie fortyfikacji pod Alezją było ogromnym przedsięwzięciem. Wercyngetoryks próbował przeszkodzić w pracach, jednak jego ataki były odpychane przez legionistów.
Tymczasem plemiona powiadomione o oblężeniu wysłały na odsiecz armię znacznie przewyższającą wojska Cezara. Sam rzymski dowódca przekazywał informacje o 250 tysiącach piechoty i 8000 jazdy, co jednak jest jednak niezbyt realną liczbą. Na pewno jednak nie da się ukryć, że armia zjednoczona w celu uwolnienia Wercyngetoryksa, była naprawdę ogromna.
Gdy oblężenie się przedłużało dowódca wojsk galijskich postanowił wyrzucić za mury wszystkich niezdolnych do walki, w tym kobiety i dzieci za miasto. Zapasów żywności było mało, a osoby niebiorące udziału w walkach były niepotrzebnie karmione. Cezar nie pozwolił przepuścić „wyrzutków”, w wyniku czego wypędzeni ginęli między dwoma obozami.
Wkrótce na horyzoncie na przeciwległym wzgórzu pojawiła się ogromna armia galijska pod dowództwem Commiusa (król Atrebatów), przybyła w celu ratowania towarzyszy. Rozbiła ona o milę od Rzymian obóz, a na drugi dzień przystąpiła do ataku. Tak sytuację opisuje Cezar:
Tymczasem Kommiusz i pozostali wodzowie, którym zostało powierzone naczelne dowództwo, przybyli z wszystkimi siłami pod Alezję i po obsadzeniu wyniosłego wzgórza zajęli stanowiska nie dalej niż tysiąc kroków od naszych umocnień. Następnego dnia, po wyprowadzeniu z obozów jazdy, zapełnili całą tę równinę, o której wspominaliśmy, że rozciągała się na długość trzech tysięcy kroków, a oddziały piesze ustawili na wyżej położonych stanowiskach oddalonych od tego miejsca. Z Alezji roztaczał się widok na tę równinę. Na widok tych posiłków oblężeni poczęli się zbiegać; wymieniali wzajemnie życzenia i wszystkich ogarnęła radość. Wyprowadziwszy więc wojsko zajęli stanowiska przed miastem i zaczęli najbliższy rów zarzucać faszyną i zasypywać ziemią oraz gotować się do wypadu i wszelakich zdarzeń.
– Gajusz Juliusz Cezar, O wojnie galijskiej, VII 79
Wercyngetoryks zobaczywszy, że jego towarzysze walczą od zewnątrz, przypuścił atak na formacje rzymskie od wewnątrz, każąc zasypać szeroką fosę przed umocnieniami Rzymian. Cezar podzielił armię, po czym wysłał jazdę w celu zajęcia galijskich jeźdźców. Oba ataki zostały odparte. Armie Galów poniosły ciężkie straty. Następny dzień był spokojny, gdyż Galowie szykowali drabiny i narzędzia do ataku na fortyfikacje. W nocy po ukończeniu budowy, trębacz galijski odtrąbił atak na pozycje wroga. Walka była zaciekła, a w ciemnościach wielu żołnierzy galijskich powpadało na pale i żelazne pułapki. Skorpiony umieszczone na rzymskich fortach celnie ostrzeliwały Galów. Po stronie Rzymian również było wielu poległych, jednak atak został ponownie odparty.
Następnego ranka kolejny atak został skierowany na słabszy odcinek umocnień, który znajdował się na równinie, niedającej dobrej pozycji do obrony. Wielu Galów rzuciło się na tę część frontu, a ich ofensywą dowodził niejaki Vercassivellaunos, bliski krewny Wercyngetoryksa. Przeciwko 60 tysiącom napierających ludzi broniły się zaledwie dwa legiony wspierane przez oddziały pomocnicze i jazdę. Cezar zdawał sobie sprawę, że jeżeli Galowie przedrą się przez fortyfikacje i dostaną do środka, będą mogli wyrżnąć wszystkich bez problemu. Wyruszył więc w gorący punkt wydarzeń podsycając wiarę w walczących i sam dobywszy miecza walczył jak zwykły piechur. Wysłał także dodatkowe kohorty na pomoc obrońcom. Niektórym Galom udało się przedrzeć przez wały. Zaczęli rozkopywać umocnienia, nie zdając sobie sprawy, że od tyłu zaczyna ich atakować kilka kohort naraz. Zostali wyrżnięci w pień, a reszta atakujących została zaatakowana przez jazdę od tyłu co wywołało popłoch i ucieczkę do miasta. Galowie zostali i tym razem odrzuceni przez piechotę Cezara wspieraną przez jazdę germańską (rzekomo wpadli w panikę na widok czerwonego płaszcza Cezara, który osobiście interweniował w bitwie). Już około północy rzymska jazda wyruszyła w pogoń za uciekającymi Galami; wielu zginęło, reszta uciekła do swoich ojczyzn.
Następnego dnia do obozu przybyli dyplomaci z żądaniem bezwarunkowej kapitulacji. Wercyngetoryks został pojmany, a wielu jego żołnierzy stracono. Ta tę sytuację opisuje Cezar:
Następnego dnia Wercyngetoryks, zwoławszy zgromadzenie, oświadczył, że „podjął się tej wojny nie dla osobistych korzyści, ale dla wspólnej wolności, a ponieważ trzeba poddać się losowi, oddaje im siebie dla dwu możliwości, albo będą woleli przez jego śmierć dać Rzymianom zadośćuczynienie, albo przekazać go im żywcem”. Wyprawiono do Cezara posłów w tej sprawie. Rozkazał wydać broń, naczelników plemiennych przyprowadzić. Sam zasiadł na umocnieniach przed obozem: tutaj przyprowadzono wodzów; Wercyngetoryksa wydano, broń złożono. Eduów i Arwernów zachował, żeby mógł przez nich odzyskać plemiona, z pozostałych jeńców poszczególne osoby porozdzielał jako zdobycz pomiędzy całe wojsko.
– Gajusz Juliusz Cezar, O wojnie galijskiej, VII 89
Juliusz Cezar mógł świętować swój wielki triumf oraz praktycznie ogłosić zdławienie wielkiej rebelii.
Konsekwencje
W wyniku tej bitwy, zakończyło się jedno z największych powstań, jakie kiedykolwiek wybuchło na terenach Galii. Do niewoli trafiło blisko milion ludzi, dowódca galijski Wercyngetoryks trafił do więzienia na kilka lat (Wercyngetoryks uznał swą klęskę i ofiarował się w niewolę za swój lud), by potem w triumfie Cezara (już za jego dyktatury) w Rzymie zostać uduszonym. To zwycięstwo miało ogromny wpływ na dalsze losy Galii. Mimo kolejnego buntu w 51 roku p.n.e., z którym Cezar poradził sobie szybko, nigdy już nie doszło do tak wielkiego powstania. Eduowie i sojusznicy rzymscy, którzy się mu sprzeciwili zostali łagodnie potraktowani. Zawarto także porozumienie z naczelnikami plemion galijskich o umiarkowanych trybutach na rzecz Rzymu.
Senat rzymski, w ramach podziękowania Cezarowi za zdławienie rebelii, uznał 20-dniowy czas radości w Rzymie; nie zgodził się jednak na triumf, co było działaniem czysto politycznym wrogów Cezara.
Przez ponad cztery stulecia Galia była jedną z najważniejszych, najbardziej „zromanizowanych” i najbogatszą, obok Egiptu, prowincją Imperium Rzymskiego. Cezar zdławieniem rebelii i podbojem Galii dowiódł wielkiego kunsztu wojennego oraz potwierdził, że szczęście wciąż mu sprzyjało.
Jednak najwięcej na wojnie skorzystał sam Juliusz Cezar. Pokonanie potężnej armii barbarzyńców przyniosło mu w Rzymie sławę. Pogromca Galów miał za sobą całkowicie oddaną armię weteranów, którzy na całej tej awanturze nieźle się wzbogacili. Nie można jednoznacznie stwierdzić w jakim stopniu sukcesy odniesione w Galii przyczyniły się do rozbudzenia ambicji Cezara, ale nie ulega wątpliwości, że bez zwycięstwa pod Alezją nie byłoby Rubikonu. Alezję można traktować jako jeden z etapów na drodze Rzymu od Republiki do Cesarstwa.