Niniejsza praca to próba przestudiowania systemu umocnień i manewrów, które zapewniły Rzymianom dominację w dziedzinie oblężniczej na kilka wieków. Poruszę tu kwestię zarówno umocnień obronnych obozu oblężniczego Rzymian. Ostatecznie postaram się stwierdzić co wpływało na skuteczność technik oblężniczych zastosowanych pod Alezją i co sprawiło, że ten system walk o zdobycie miast i zamków stał się popularny na tyle, by w zmienionych formach przetrwać długo, po upadku Imperium Rzymskiego. Swoją pracę chcę oprzeć na głównym tekście źródłowym jakim jest „O wojnie galijskiej”, dziele napisanym przez dowódcę walk w Galii, Gajusza Juliusza Cezara.
„O wojnie galijskiej” to pamiętniki Juliusza Cezara z wojen galijskich toczonych przez niego w latach 58-50 p.n.e., a ich tytuł łaciński brzmi „Commentarii de bello Gallico”. Sam utwór został stworzony w nowatorskim, jak na tamte czasy, stylu pisania, w którym autor pisze o sobie w trzeciej osobie. Charakterystycznym także dla stylu Cezara są prostota, zwięzłość języka i beznamiętność, które upodabniają utwór do wojskowych raportów, a nie wychwalają autora, jego dokonania. Czytając można odnieść wrażenie, że Juliusz Cezar przytacza nam po prostu coroczne sprawozdania z walk w Galii Zaalpejskiej1. Kunszt pisarski autora został doceniony nawet przez jego zaciekłych przeciwników politycznych, m.in. Cycerona. Oprócz opisu działań wojennych, pamiętniki Cezara zawierają dość szczegółowe opisy ludów ich zwyczajów, kultury i wierzeń, które napotkała armia rzymska maszerująca przez Galię, aż po Ren i Brytanię.
Sam Gajusz Juliusz Cezar to postać nietuzinkowa, o której powstało wiele opracowań, dzieł, wykładów i biografii. Był synem Gajusza Juliusza Cezara Starszego, po którym odziedziczył imiona i Aurelii Kotty. Ród Juliuszów, jak sam utrzymywał, wywodził swe pochodzenie od mitycznego Eneasza i bogini Wenus. Od początku swojej kariery politycznej należał do grona popularów (łac. populares), którzy wśród urzędników i Senatu rzymskiego reprezentowali interesy plebejuszy. Początek kariery Cezara to czas dyktatury Lucjusza Korneliusza Sulli, optymaty popierającego Senat, którego działanie doprowadziły nawet do ucieczki młodego Juliusza w Góry Sabiński. Wstawiennictwo przyjaciół Korneliusza Sulli, a także Westalek, sprawiło, że dyktator pozwolił wrócić swojemu przeciwnikowi politycznemu do Rzymu. Przestrzegał jednak: „strzeżcie się: w tym Cezarze drzemie wielu Mariuszów”2, nawiązując w ten sposób do przywódcy popularów: Gajusza Mariusza3. Sytuacja w Rzymie, a także ambicje polityczne sprawiły, że młody potomek rodu Juliuszów wstąpił do armii. Dokonania wojenne, a także dalsze działania polityczne sprawiły, że w roku 63 p.n.e. został wybrany na stanowisko Pontifeksa Maximusa4, po zmarłym Kwintusie Metellusie Piusie. Pontifex Maximus sprawował zwierzchnictwo nad całością życia religijnego w Rzymie, ale także miał poważne wpływy polityczne, polegające głównie na prawie do ustalania listy rodów senatorskich. Kolejnym sukcesem politycznym i militarnym była funkcja namiestnika w Hiszpanii Dalszej, objęta przez Cezara w 61 r. p.n.e. gdzie na własną rękę podjął walkę z niepodbitymi dotąd plemionami górskich. Pomimo porażki w pierwszym ataku na wyspę, gdzie schronili się górale, udało mu się pobić wroga, za co otrzymał tytuł Imperatora5. Sprawdził się również jako zarządca prowincji. Zawiązany wraz z Gnejuszem Pompejuszem Magnusem6 i Markiem Licyniuszem Krassusem7 triumwirat pozwolił Cezarowi na objęcie pięcioletniego urzędu namiestnika w Galii Przedalpejskiej i Ilirii z granicą na rzece Rubikon oraz Galii Narbońskiej. Zwłaszcza możliwość prowadzenia kampanii wojennych z tej ostatniej, bardzo przyciągała uwagę Cezara i stała się punktem wyjścia do wojen galijskich.
Po objęciu władzy namiestniczej Juliusza Cezara nad Galią Narbońską, plemię Helwetów opuściło te tereny i weszło w konflikt zbrojny z namiestnikiem. Kolejne starcia wmieszały w wojnę niemal całą Galię, a także Germanów zza Renu. Przypieczętowaniem wojny był nieudany zamach Ariowista, króla północnej Galii, do którego miało dojść podczas rozmów pokojowych między królem, a Cezarem. Kolejne lata to szereg kampanii wymierzonych przeciwko Belgom i plemionom północnej Galii, ale także dwie wyprawy do Brytanii. W latach 53-52 p.n.e. pierwszy triumwirat zaczął się rozpadać, a Cezar stracił część swojej dotychczasowej pozycji. W wyniku śmierci Julii, córki Cezara i żony Pompejusza, została zerwana wieź rodzinna między oboma triumwirami, zaś w boju w Syrii zginął Krassus. Pompejusz urósł w siłę i przeprowadził w Italii szereg reform, a po zostaniu konsulem, także pobór do armii. Te wydarzenia skłoniły Galów do podjęcia próby pokonania znienawidzonego Cezara, który według nich stracił wsparcie Miasta8. Do walki z Cezarem, Gallów poprowadził syn wodza Arwernów – Wercyngetoryks. Tak pisał o nim Namiestnik9:
[…] Arweńczyk Wercyngetoryks, syn Celtyllusa, młody człowiek o bardzo dużym znaczeniu (ojciec jego sprawował najwyższą władzę w całej Galii i za to, że dążył do godności królewskiej, został przez swoich współplemieńców zabity) zwoławszy swoich klientów10 z łatwością ich zapalił do buntu. […] Jak największą gorliwość połączył z jak największą bezwzględnością władzy; wahających się przymuszał surowością kar11.
Sam wódz Galów to postać dość zagadkowa dla historyków. Wiemy o nim głównie dzięki rzymskim przekazom opisującym wojny w Galii. Urodził się jako syn wodzów Arwenów, jednak data narodzin nie jest znana, badacze podają między innymi rok 82. p.n.e. jako najbardziej prawdopodobny. Po osiągnięciu dojrzałości zaciągnął się na kilka miesięcy do armii rzymskiej, a dzięki wysokiemu statusowi społecznemu został członkiem rady wojennej Juliusza Cezara. Tam poznawał sztukę wojenną, techniki i sposoby prowadzenia walk stosowane przez legiony. Odszedł z armii po kilku miesiącach z powodu sprzeciwu wobec brutalnego mordowania galijskiej ludności przez rzymskich legionistów. Wrócił wówczas do domu rodzinnego i na kilka lat wycofał się z życia politycznego Galii. Zachowane źródła pozwalają uważać, że imię Wercyngetoryks było tytułem wojskowym, oznaczało wielkiego wodza, lub króla wojowników. Do czasu otrzymania tego tytułu, jako dorosły mężczyzna, mógł używać imienia Celtyllognatus12, oznaczającego pochodzenie o Celtyllusa.
W 52 r. p.n.e. młody wódz Gallów zaczął wzywać do powstania, wygłaszając przemowy na wiecach w stolicy Arwenów – Gergowii.
Początkowo starszyzna Gergowii, nie zgodziła się na powstanie przeciwko rzymskim okupantom i wypędziła Wercyngetoryksa, który sojuszników zaczął szukać w prowincjonalnych wsiach i miasteczkach. Jeżdżąc od osady do osady i przemawiając, wódz spotkał się z ochoczym przyjęciem propozycji powstania. W tym czasie, po trwających 6 lat walkach, w całej Galii nie było rodzin, których nie dotknęłyby działania wojenne. Wraz ze wzrostem sił powstańczych, w roku 52 p.n.e. powstańcy zajęli Gergowię, wypędzili pro-rzymską starszyznę, a Wercyngetoryksa obwołali królem i wodzem powstania. Cezar zapisał:
[…] nie odstąpił jednak od swoich zamierzeń, a w dodatku werbował po wsiach biedotę i nikczemników. Do kogo z tak zebranym oddziałem dotarł, tego przeciągał na swoją stronę; wzywał, by dla wspólnej wolności chwytali za broń i po zgromadzeniu pokaźnych sił, wypędził z kraju swoich przeciwników, przez których niedawno został wygnany. Jego ludzie obwołali go królem13.
Zaraz po objęciu dowództwa nad Galami, Wercyngetoryks rozesłał wieści i zaczął pozyskiwać kolejnych sojuszników. W ciągu kilku tygodni do Arwenów przyłączyły się plemiona północno-wschodniej, środkowej i zachodniej Galii, które wymienia w swoich pamiętnikach Cezar: „Senonów, Paryzjów, Piktonów, Kadruków, Turonów, Auleryków, Lemowików, Andów, i wszystkie inne plemiona, które graniczą z Oceanem…”14. W ten sposób Wercyngetoryks zgromadził znaczne siły i odciął Cezara od jego legionów stacjonujących w północnej i środkowej części Galii Zaalpejskiej. Aby odzyskać swoje oddziały, Juliusz Cezar, wykonał niespodziewany manewr, gdyż przedarł się przez zasypane śniegiem przełęcze górskie i dotarł do swojej armii. Następnie przeprowadził serię potyczek, jak również dwa oblężenia, w tym jedno nieudane – oblężenie Gergowii, po którym wojska rzymskie zaczęły przemieszczać się ku ziemiom Sekwanów i dalej do wciąż kontrolowanej przez Rzym Prowincji15. Wiedząc o tym, Wercyngetoryks zebrał armię i uderzył na maszerujące oddziały Rzymian. Pomimo przewagi, nie udało mu się pokonać wroga, ale zmuszony odwrotem kawalerii, wycofał swoje siły do umocnionego miasta – Alezji.
Alezja była miastem plemienia Mandubiów, położone we wschodniej Francji, okolicy współczesnej miejscowości Alise-Sainte-Reine. Tak opisywał Alezję Juliusz Cezar:
Samo miasto leżało wysoko na wzgórzu, tak że oczywiście tylko przez oblężenie można było je zdobyć. Podnóże wzgórza oblewały z dwu stron dwie rzeki. Przed miastem rozciągała się równina długości około trzech tysięcy kroków; z wszystkich pozostałych stron miasto opasywały różnej wysokości wzniesienia, ciągnące się w niezbyt wielkiej od niego odległości. Cały ten teren pod murem, a ta część wzgórza była skierowana ku wschodowi, wypełniły były siły zbrojne Gallów i przeciągnęły tu rów oraz zaporę wysokości sześciu stóp. Obwód tych umocnień, które zostały rozpoczęte przez Rzymian, wynosił 10 000 kroków16.
Samo miasto jest określane jako oppidum17 i stanowi rodzaj warownego grodu, budowanego w trudnym do zdobycia terenie, przez plemiona celtyckie. Osady tego typu otaczano murus gallicus18 czyli konstrukcją obronną z drewna i ziemi, czasem wzmocnioną kamieniami. Belki tworzące szkielet konstrukcji układano w odstępach i łączono razem, Cezar mówi tu o wiązaniu, lecz badania archeologiczne pokazują, że występowały także łączenia z żelaznych gwoździ. Następnie między belkami układano kamienie i zasypywano belki ziemią lub żwirem. Dla lepszej stabilności, łączono położone równolegle belki, za pomocą innych, ułożonych i spojonych prostopadle to szkieletu. Po usypaniu pierwszej warstwy, tworzono kolejne, tą samą metodą, tak aż osiągnięto właściwą wysokość. Wykończeniem tej budowli było utworzenie nasypu od wewnętrznej strony muru, która zapobiegała przesuwaniu się belek, a także pozwalała obrońcom wspinać się na obwarowanie. Cezar opisywał te konstrukcje w następujący sposób:
Wszystkie zaś galijskie mury obronne takiej są zazwyczaj konstrukcji. Układa się na ziemi wzdłuż proste i jednolite belki w równych odstępach odległych od siebie na dwie stopy. Wiąże się je od wewnątrz i grubo przykrywa ziemią, natomiast te odstępy, o których mówiliśmy, wypełnia się od przodu wielkimi głazami. Po ich ułożeniu i spojeniu układa się od góry następną warstwę, przy czym również zachowuje się ten sam odstęp, a belki opierają się na sobie, lecz w równych ułożone odstępach poszczególne belki są ciasno powiązane leżącymi pośrodku poszczególnymi głazami. W ten sposób splata się ze sobą kolejno całą konstrukcję, tak długo, aż uzyska się odpowiednią wysokość muru. Konstrukcja ta wcale ładna, zarówno gdy chodzi o wystrój zewnętrzny i różnorodność budulca, dzięki ułożonym na przemian belkom i głazom zachowującym w równych szeregach swój kolejny porządek, jak nadzwyczaj jest odpowiednia do obrony miast, ponieważ przed ogniem chroni kamienna, a przed taranem drewniana zabudowa, której jednolitych belek, nieraz długości czterdziestu stóp, od wewnątrz wzajemnie pospajanych, nie można ani przebić, ani rozerwać19.
W swojej relacji, Namiestnik Galii20, podkreśla wartość estetyczną oraz obronną. Pomimo iż utworzony z belek i kamieniu wzór jest estetycznie poprawny i przyjemny dla oka, to zastosowanie zróżnicowanych materiałów, a zwłaszcza kamienia chroni murus gallicus przed spaleniem, natomiast zastosowanie drewna zwiększa elastyczność konstrukcji i jej odporność na uderzenia taranów. Tak zbudowane mury, Galowie otaczali suchymi fosami i dołami, które miały zapobiegać przedostaniu się wrogów pod samą konstrukcję. Dzięki badaniom archeologicznym odkryto, że na terenie Alezji znajdowały się: świątynia, plac, krypta lub podziemia, obwarowania, teatr rzymski, pomnik, kolumnada oraz konstrukcja zakwalifikowana jako absyda21. W tej formie oppium było trudnym do zdobycia miejscem. Szturm utrudniały również oddziały Galów, które rozbiły obóz przed murami miasta. Problemem, na który uwagę zwrócili także Cezar i Wercyngetoryks, to podjazdowe ataki Gallów, którzy utrudniali dostęp posiłków i zaopatrzenia dla rzymian, z Prowincji oraz Italii. W celu zdobycia twierdzy galijskiej, Rzymianie rozpoczęli prace oblężnicze, które próbowano przerwać poprzez nagły atak konnicy Wercyngetoryksa. Pomimo starań, konnica galijska została odparta i zmuszona przez kawalerię germańską na służbie Rzymu, do odwrotu. Cezar pisze:
[…] zmuszeni do ucieczki nieprzyjaciele sami sobie przeszkadzali i tłumnie tłoczyli się w zbyt ciasnych przejściach. Germanie z tym większą zapalczywością ścigali ich aż do umocnień22.
W wyniku tego doszło do popłochu i porzucenia stanowisk przez Galów oraz złamania szyku, doprowadziło to do rzezi. W „Commentarii de bello Gallico” czytamy:
[…] niektórzy, porzuciwszy konie, usiłowali przedostać się przez rów i wejść na zaporę. Cezar wydał rozkaz ustawionym przed obozem legionom, aby podeszły nieco ku przodowi. Nie mniejszy popłoch ogarnął Gallów znajdujących się w obrębie obwarowań: w domniemaniu, że nieprzyjaciel przyjdzie do nich, wołali „do broni”; niektórzy, ogarnięci przerażeniem, wdarli się do miasta. Wercyngetoryks kazał pozamykać bramy, aby obozy nie opustoszały23.
Gdy zakończyła się bitwa, Germanie zrabowali konie i wycofali się do obozu. Wercyngetoryks podjął wówczas decyzję o odesłaniu reszty swojej konnicy, zanim pierścień oblężenia zamknie się ostatecznie. Konni opuścili twierdzę, mając zebrać kolejną armię, która przyjdzie z odsieczą Alezji. Z powodu niewielkich zapasów żywności, wódz Galów, zebrał całe wojsko, także to, które przetrwało z murem, w twierdzy i wyznaczył przydział zboża na wojownika.
Dowódca wojsk rzymskich w tym czasie zarządził budowę kolejnych umocnień.
Najpierw przeprowadził rów o prostopadłych ścianach, szerokości na dwadzieścia stóp, taki aby szerokość jego dna wynosiła tyle samo, co odległość między krawędziami u góry24.
Ten typ okopu, o przekroju kwadratu lub prostokąta mógł być traktowany jako sucha fosa lub w razie potrzeby zalany. Z opisu wynika, że miał on szerokość 26 stóp rzymskich25 co daje długość około 7, 7 metra. Rów ten chronił przed nagłym atakiem, a także utrudniał podejście sił wroga pod dalsze obwarowania. Dopiero za takim wykopem, w odległości 400 kroków, to jest 295, 6 m, wznoszono kolejne fortyfikacje:
Na znajdującej się pośrodku przestrzeni przeciągnął dwa rowy na piętnaście stóp szerokie i tyleż głębokie; rów wewnętrzny na odcinkach płaskich i nisko położonych wypełnił wodą odprowadzoną z rzeki.26
Powyższy fragment mówi o utworzeniu kolejnych, częściowo zalanych rowów, które miały powstrzymywać wojska galijskie. Rowy te miały szerokość i głębokość 4, 44 m27 i w przekroju były kwadratowe. Te umocnienia skutecznie powstrzymywały szturmowanie dalszej części obwarowań chroniących obozy rzymskie. Następnie, za rowami wzniesiono:
[…] nasyp wysoki na dwanaście stóp. Dodał mu przedpiersień28 i blanki, a w miejscach spojenia osłon i nasypu wielkie pale rozwidlone…29
Wysokość nasypu to około 3, 6 m i w połączeniu z poprzedzającymi go rowami oraz przedpiersiem, a także palisadą30 i palami, otrzymujemy zaporę zdolna trwale powstrzymywać ataki wyprowadzane z Alezji. Jeżeli niezauważeni dotychczas Galowie, próbowali się przedzierać, straże na wale, w każdej chwili mogły podnieść alarm i zasypywać wrogów gradem pocisków, pilum31 czy też kamieni. Pierścienia umocnień w tym pierwszym okresie oblężenia, dopełniały opisane przez Cezara wieże:
[…] wokół całego oszańcowania postawił wieże, które stały w odległości osiemdziesięciu stóp od siebie32.
Wieże, wykonane z drewna stanowiły dodatkowy punkt obserwacji terenu walki, oraz ostrzału wroga na większą odległość. Ich rozmieszczenie w odstępach 23, 68 m od siebie dawało duże pole rażenia. Dzięki temu systemowi można było również dużo łatwiej koordynować ruchy własnych wojsk i w razie potrzeby przekierować wsparcie na właściwy odcinek umocnień. Konstruowanie wież, pozwalało także na zmniejszenie liczebności stałych wart, które z wysokich platform mogły, przy mniejszej liczebności legionistów, obserwować większy teren, co było niezmiernie ważne w przypadku tak dużego obszaru, jaki stanowiły umocnienia rzymskie wokół Alezji.
Cezar zauważa także kolejny problem w prowadzeniu działań, jakim stało się uszczuplenie oddziałów biorących udział w walkach. Zaangażowani w prace oblężnicze legioniści stali się bezużyteczni na polu walki, gdyż mogli jedynie wycofywać się do obozu i wymagali wsparcia. Takie zmniejszenie liczebności oddziałów w czynnej walce powoduje, że Galowie próbowali atakować umocnienia, sam Juliusz Cezar pisze, że oprócz zwykłych ataków, wróg robił wypady nawet kilkoma bramami Alezji jednocześnie, co miało rozproszyć broniących umocnień i zmniejszyć ich zdolność do utrzymania pozycji. W ten sposób pojawił się pomysł rozszerzenia umocnień o dodatkowe pułapki:
[…] Z tego względu Cezar uznał, że do tych umocnień należy dodać znowu umocnienia, aby mogły one być bronione przy mniejszej liczbie żołnierzy. Ścinano więc pnie drzew albo dość grube konary, następnie okorowywano je i zaostrzano na końcach, a także kopano nieprzerwanie ciągnące się rowy, głębokie na pięć stóp. Owe pale tu wpuszczone i u dołu powiązane, aby nie można było ich wyrwać, wystawały na zewnątrz na wysokości gałęzi. Było pięć takich rzędów wzajemnie ze sobą połączonych i splecionych…33
W cytowanym fragmencie czytamy o pierwszych wersjach zasieków, które miały powstrzymywać atak piechoty. Ułożone regularnie, połączone w rowach ze sobą, przysypane często do połowy, stanowiły mur ciasno ustawionych pod kątem, zaostrzonych pali. Skutecznością przypominało to ustawiony w szyku oddział piechoty z długimi włóczniami, jednak w przeciwieństwie do prawdziwej armii, nie potrzebowało odpoczynku. Atak na takiego rodzaju umocnienia zatrzymywał konnicę, spowalniał piechotę i narażał na ostrzał, ukrytych za zasiekami żołnierzy. Ten system poprzedzały jeszcze inne umocnienia, które tak opisano:
Przed nimi w skośnych rzędach w kształcie pięciokąta rozstawionych, wykopano doły głębokie na trzy stopy, o zwężającej się z lekka ku dołowi pochyłości. Wygładzone pale grubości uda, u góry dobrze zaostrzone i mocno nadpalone wbijano tutaj tak, żeby wystawały z ziemi nie więcej niż na cztery palce […] pozostałą część dołu przykrywano, dla zamaskowania zasadzki, łoziną i chrustem34.
Ten system umocnień to przodek popularnych w średniowieczu „wilczych dołów”, który był stosunkowo prosty i tani w wykonaniu, a zarazem niezwykle skuteczny i śmiercionośny na polu walki. Sposób działania, polegał na zwabieniu wroga w okolicę dołu, następnie po wejściu na chrust kryjący pułapkę, wróg wpadał do dołu, gdzie nabijał się na pal. Upadek nie zawsze oznaczał śmierć od pułapki, ale czasem był niezwykle bolesny i zmuszał wojownika do wycofania się z pola walki. Same materiały, czyli nadpalane pnie drzew lub grube gałęzie miały dodatkowe działanie: rany przez nie zadane były brudne, a drzazgi wbite w ranę dodatkowo powodowały stan zapalny, ta pułapka zabijała częściej wojownika, który z niej wyszedł, niż tego, który wpadł do dołu. Widać tu także rzymską znajomość podstawowych praw fizyki: pale, naostrzone, łatwo mogły się tępić, jednak przypalone, lub zwęglone nie tępiały, ale dłużej wytrzymywały i w ostateczności, łamały się po wbiciu w ranę. Cezar dodaje, że takich szeregów by6ło osiem, a doły z palami rozmieszczono w odstępach około 90 cm czyli trzech stóp. Przed tymi, wydawać by się mogło, ogromnymi obwarowaniami, umieszczono dodatkową, przykrą, niespodziankę:
Przed nimi zakopywano w ziemi pręty długie na stop z przymocowanymi do nich żelaznymi hakami i w niewielkich od siebie odstępach wszędzie je rozmieszczano…35
Ostatnim etapem umacniania obozu oblężniczego Rzymian, były tak zwane przez nich „bodźce”, które miały utrudniać marsz wroga na obóz. Była to prosta konstrukcja, z pni lub nawet gałęzi, w które wbito żelazne elementy. Cezar pisze o hakach, ale mogły to być także połamane kawałki grotów włóczni, groty strzał, czy złamane ostrza noży, a wiec każdy, zaostrzony kawałek żelaza, który udało się przymocować do drewnianych prętów. Tego rodzaju, krótkie pręty, lekko tylko przysypane ziemią, stanowiły problem dla koni, których kopyta, pokaleczone, dyskwalifikowały kawalerię z pola walki. Również piechota o bosych, lub słabo obutych spotach, padała ofiarą tej przykrej pułapki. Mimo, iż nie był to bardzo śmiercionośny system, mógł zostać niedoceniony przez atakujących. Rany na nogach utrudniały walkę, mogły prowadzić do zakażenia lub osłabienia organizmu, co eliminowało na jakiś czas wojownika, który nieopatrznie wpadł w taką pułapkę.
Postępując od strony Alezji, wróg musiał przedrzeć się najpierw, przez antyczne „pole minowe”, które tworzyły metalowe haki i kolce, dalej doły z zaostrzonymi palami i wreszcie zapora z podobnych, wystających nad ziemie, zaostrzonych pni. Docierając za te zasieki, galijski wojownik musiał pokonać dwa rowy, w tym jeden częściowo zalany wodą, by następnie wspiąć się na wał, również umocniony zaostrzonymi kijami i gałęziami, a na końcu sforsować drewniane blanki i wieże, które broniły dostępu do oddziałów rzymskich. Wszystko to pod ostrzałem łuków i gradem pilum, ciskanych z umocnionej pozycji. Próba wdarcia się do obozu była niemal samobójstwem, jednak ataki wyprowadzane przez wojsko Wercyngetoryksa, prawdopodobnie, nie szukały okazji do zajęcia obozu, lecz sposobu na przedarcie się przez pierścień oblężenia.
Cezar wznoszący wały oblężnicze był świadomy, tego, że mimo zwycięstw, obecnie znajduje się w sercu wrogiego terytorium, a w okolicznych lasach i osadach, czyhają wojska Galów. Nakazał wiec wznieść obronne umocnienia po obu stronach obozu. Zapisał:
Po zakończeniu tych robót Cezar trzymał się możliwie jak najbardziej równego, zgodnie z charakterem miejsca, terenu i przeprowadził w obwodzie czternastu tysięcy kroków dokładnie taki sam system umocnień, w odwrotnej od poprzednich kolejności, przeciwko nieprzyjacielowi z zewnątrz, aby ani nawet przy wielkiej liczebności, jeśliby się tak zdarzyło po jego odejściu, nie mógł okrążyć załóg tych umocnień […] kazał wszystkim mieć w zapasie paszy i zboża na trzydzieści dni36.
Wydaje się, iż w tym czasie, Gajusz Juliusz Cezar, nie był pewny jak duże zapasy ma załoga Alezji i na jak długo im te wystarczą. Przewiduje tu możliwość opuszczenia oblegających, może w celu wycofania się na bezpieczniejszą pozycję, a może w celu przyjścia z odsieczą Prowincji. Tak czy inaczej, przygotowuje obóz na długie oblężenie, chociaż wie, że zapasy żywności mogą skończyć się szybko, a on sam będzie zmuszony odstąpić spod murów Alezji, lub wezwać tabory z Galii Narbońskiej. W tym czasie sytuacja oblężonych nie jest łatwa, gdyż zapasy żywności wystarczyły na miesiąc, a druga armia Galów, którą wezwał Wercyngetoryks, wciąż nie pojawiła się na tyłach rzymskiego obozu.
Wraz z odwlekającą się w czasie odsieczą galijską, rada wojenna Wercyngetoryksa postanowiła, że wszystkich, niezdolnych do walki należy wypędzić z miasta. Zarazem Cezar nie zgodził się na przyjęcie uciekinierów i tak obaj dowódcy skazali Mandubiów z Alezji, na powolną śmierć z głodu i pragnienia, pomiędzy umocnieniami obu stron konfliktu. Kiedy pojawiła się odsiecz, Cezar wypuścił część oddziałów poza obóz i doprowadził do wygranej bitwy, która zmusiła napastników (atakujących od Alezji i z zewnątrz) do odwrotu. Galowie próbowali kolejnego fortelu w nocy, gdy podkradając się do umocnień Rzymian, chcieli zaskoczyć oblegających. Niestety brak koordynacji i doskonałe umocnienia sprawiły, że i ten wypad zakończył się fiaskiem. Dopiero kolejna bitwa niema przerwała oblężenie. Zmasowany atak galijski i przemarsz wojsk wrogich na słabiej umocnione pozycje Rzymian, sprawił, że jedynie manewr oskrzydlający konnicy i kilku kohort rzymskich, rozgromił przeciwnika. Z opisu Cezara wynika, iż Galowie przerwali część umocnień od strony Alezji, jednak wsparcie i koordynacja wojsk przez posłańców, którymi dysponował Cezar, doprowadziły do ustawienia znacznych sił w rejonie zagrożonym. Atak oskrzydlającej konnicy, wspartej kohortami piechoty legionowej, jak również część konnicy i kohort pod dowództwem samego Cezara, rozgromiły wrogie wojska i zmusiły do odwrotu. Była to ostatnia bitwa Galów pod Alezją. Następstwem tego starcia było poddanie grodu, a także pojmanie Wercyngetoryksa i pozostałych galijskich wodzów. Był to koniec powstania Wercyngetoryksa w Galii.
Co składało się na skuteczność zastosowanych przez Rzymian metod oblężniczych? Obserwując kolejność powstawania umocnień, możemy stwierdzić, że był to wcześniej wypracowany system, który można było dowolnie konfigurować i dostosowywać do sytuacji. Podstawą wydaje się tu być umocniony obóz z okalającym, obleganym twierdzę, wałem ziemnym. Dalej, jeśli zachodzi potrzeba, można zdublować ten system, tworząc korytarz między wałami, łączący obozy. Taki układ pozwala na bezpieczną komunikację między walczącymi i ułatwia przeprowadzanie posłańców między poszczególnymi odcinkami wałów i obozów. Każdy wał był wykończony przez faszynę, drewniane belki lub zaostrzone gałęzie, a na szczycie przez palisadę oraz wieże. System taki chronił oblegających przed nagłymi atakami, a w razie wdarcia się wroga za palisady, mógł służyć jako ochrona wojsk, odcinających wroga w ciasnej przestrzeni międzymurza. Kolejne etapy umacniania obozów, to rowy, które mogły zostać zalane jako fosa, lub jako suche stanowiły przeszkodę dla nagłego ataku. W takich rowach, piechota i konnica tracą impet uderzenia, a wspinaczka na wały staje się dodatkowo utrudniona i wystawia atakujących na ostrzał z wyżej położonej pozycji. Nie pomaga tu ukrywanie się za ścianami rowów, gdyż część pocisków, czy kamienie rzucane przez oddziały oblężnicze z wież, wciąż są w stanie razić wrogi wypad. Tak podstawowy sposób budowania umocnień oblężniczych przetrwa na kolejne wieki, a nawet zostanie zaadaptowany do średniowiecznych i późniejszych warunków co może świadczyć o skuteczności tej metody37. Rzymianie nie poprzestają jednak na tych umocnieniach i przedpole uzbroili w powstrzymujące kawalerię i spowalniające piechotę, zaostrzone, osadzone pod kątem pale. Ta metoda miała służyć głównie zatrzymaniu szarży konnicy, ale sprawdzała się także w spowalnianiu innych jednostek. Dalej, ze względu na napór wojsk, Rzymskie legiony kopią doły, w które wbijają zaostrzone pale i ukrywają pod chrustem. Jest to dość prosta, ale skuteczna metoda wyeliminowująca wrogie oddziały. Mimo to, pojawiają się także pułapki polowe z zaostrzonych kawałków metalu. Cały system, rzadziej stosowany, przetrwa do czasów współczesnych, pod postacią okopów, czy pułapek (drutów kolczastych i desek nabijanych gwoździami). Rzymskie metody, otaczają przeciwnika ukrytego w twierdzy, śmiercionośnym pierścieniem zasadzek i nagłych ataków legionów, bezpiecznie ukrytych za fortyfikacjami. Chronią one również legionistów przed atakami z kilku stron. Ten niezwykle skuteczny system, który pod Alezją, zdaje się przeżywać swój rozkwit, będzie wzorem dla kolejnych pokoleń wodzów, kształtującego się, rzymskiego Imperium. Można tu postawić hipotezę, iż późniejsze dokonania sztuki oblężniczej i okopowej pól bitew w całym świecie łacińskim, czerpały z dorobku Rzymu, który zapisał w swoich pamiętnikach Gajusz Juliusz Cezar.