Rozdziały
Czy Polacy znają mity greckie? Z pewnością większość o nich słyszała, już choćby ze względu na fakt, że stanowią one element programu nauczania w szkole średniej. A czy znają jeden z tych mitów, a konkretnie mit o Dirke? Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że większość zapytanych odpowiedziałaby: nie!
Nie każdy jednak wie, że grecki mit o Dirke przynajmniej częściowo zna (a dokładniej jego zakończenie) mimo, że nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Jak to możliwe? I co do tego mają jeszcze Rzymianie? Zanim o tym – najpierw w wielkim skrócie przypomnijmy sobie treść samego mitu przenosząc się w czasie do mityczno-archaicznych czasów Starożytnej Grecji.
Miejsce: mityczno-starożytna Grecja, Teby
Królestwem Teb właśnie zawładnęli dwaj bracia: Likos (z gr. wilk) i Nikteusz. Na tronie tebańskim zasiadł Likos, jednak bratu oddał połowę królestwa. Żoną króla Likosa była słynąca z podstępności i zazdrości kobieta o imieniu Dirke. Królewski brat Nikteusz miał z kolei córkę o imieniu Antiopa (według jednej z wersji mitu Antiopa uchodziła za pierwszą żonę Likosa). Była ona tak piękną kobietą, że zakochał się w niej sam Zeus przypadkiem ujrzawszy ją w gronie innych dziewcząt, podczas dionizyjskich obrzędów. Przybrawszy postać satyra (czyli bożka płodności i urodzaju w orszaku Dionizosa, który przedstawiany był jako pół człowiek, pół kozioł) porwał ją i uniósł do ustronnej chatki pasterskiej w leśnej głuszy. Wkrótce Antiopa powiła dwóch synów bliźniaków tj.: Zetosa i Amfiona. Po pewnym czasie wspólnego życia – Zeus znikł pozostawiając Antiopę samą sobie w leśnej głuszy. Antiopa tęskniła i przez jakiś czas oczekiwała powrotu boskiego kochanka, ale ten nie powrócił już więcej. Nie doczekawszy się go, straciła nadzieję że kiedykolwiek powróci i postanowiła powrócić na dwór ojca Nikteusza. Nie była to dla niej łatwa decyzja. Zdawała sobie bowiem sprawę, że po jej nagłym zniknięciu w czasie trwania dionizji surowy ojciec Nikteusz z pewnością nabrał przekonania, że po prostu uciekła z jakimś pasterzem, który ją uwiódł i wraca tylko dlatego, że ją porzucił. Cóż jednak miała począć. Bliźnięta pozostawiła w szałasie pod opieką pasterza, a sama wyruszyła do ojcowskiego pałacu błagać go o litość i przebaczenie. Nikteusz choć był śmiertelnie chory i żegnał się już z tym światem, to jednak córce nie przebaczył. Wręcz przeciwnie. Będąc na łożu śmierci zwrócił się do swego brata Likosa, aby zgodnie z jego ostatnią wolą zabił Antiopę, która zhańbiła jego imię. Wkrótce po tym umarł. Król Likos nie wypełnił jednak jego ostatniej woli, gdyż zauroczony pięknością Antiopy nie mógł się zdobyć na jej zgładzenie. Darował jej życie i oddał ją jako niewolnicę swej małżonce, którą była tytułowa Dirke. Zazdrosna Dirke uwięziła jednak Antiopę w lochu zamczyska. Przez długie lata Antiopa była więziona w lochach tebańskiego zamku. Lecz Zeus nie zapomniał o swojej ukochanej. Pewnej nocy, a było to podczas dionizyjskich obrzędów, spadły z niej kajdany, podwoje zaś rozwarły się same. Zeus przywrócił jej witalność, siłę i powab dawno utracone w lochu. Uwolniona Antiopa, natychmiast udała się do chaty w lesie, w której przed laty pozostawiła swych synów bliźniaków. Przybywszy na miejsce znalazła w niej starego pasterza i dwóch dorosłych już synów. Opowiedziała zdumionym młodzieńcom kim jest i co ją przed laty spotkało. Bliźniacy choć początkowo nie wierzyli swej matce, ostatecznie przekonani zostali przez starego pasterza. Los chciał, że w tę samą okolicę udała się Dirke, która akurat tej nocy uczestniczyła w obrzędach dionizyjskich. Gdy ujrzała Antiopę z synami wpadła w złość. Bojąc się zemsty za swe podłe czyny w stosunku do matki bliźniaków jęła zaprzeczać jej opowieści nazywając je majaczeniem rzekomo szalonej kobiety. Chcąc wreszcie uciszyć raz na zawsze skrzywdzoną Antiopę, jako ich królowa, nakazała bliźniakom zabicie Antiopy poprzez przytroczenie do rogów byka, który miał ją rozwłóczyć na śmierć. Synowie jednak nie dali się zwieść i zgotowali Dirke taką śmierć jakiej chciała ona dla ich matki Antiopy. Przywiązali złą Dirke do rogów byka, który ją po ziemi i skałach zawłóczył na śmierć.
To tyle, jeśli chodzi o treść mitu greckiego o Dirke. Ktoś może powiedzieć: mit jak mit. Nie pierwszy, nie ostatni, który kończy się tragicznie dla jednego z jego bohaterów i szczęśliwie dla innego. Ktoś inny z kolei może zapytać: cóż wspólnego z tym mitem mają niemityczni bynajmniej Rzymianie? Otóż, nie stanowi tajemnicy fakt, że w okresie podbojów, Rzym zetknął się z kulturą grecką czy to na Półwyspie Apenińskim podporządkowując sobie poleis tzw. Wielkiej Grecji (np. Tarent, Kroton w południowej Italii czy sycylijskie Messana, Syrakuzy) czy też w okresie późniejszym w czasie wojen macedońskich toczonych na Półwyspie Bałkańskim (słynne ogłoszenie „wolności Hellenów” w czasie ogólnogreckich igrzysk na Istmie Korynckim w 196 r. p.n.e.). Kultura grecka okazała się być na tyle atrakcyjną i piękną, że z biegiem czasu Rzym uległ w dużej mierze jej silnemu wpływowi, samemu stając się (ze względu na prowadzone podboje) jej propagatorem i (jeśli można się tak wyrazić) swoistym nosicielem. Hellenizacja, której ulegli Rzymianie miała olbrzymi wpływ na rzymską filozofię, religię, naukę, jak również sposób ich myślenia i kształtowanie się obyczajów. Wpływy greckie najszybciej objęły religię rzymską. Wynikiem swego rodzaju fascynacji Rzymian mitami greckimi, było oficjalne uznanie dwunastu bogów greckich. Z kolei rozrywek Rzymianom dostarczały między innymi amfiteatry. Jednak tu należy podkreślić pewną istotną różnicę z kulturą grecką. O ile w Grecji były to miejsca rozrywki typowo intelektualnej, gdzie wystawiano sztuki dramatyczne czy też komedie, to na arenach rzymskich obficie lała się krew walczących z sobą gladiatorów, dzikich zwierząt czy wszelkiego rodzaju skazańców ginących w najwymyślniejszy sposób ku uciesze tłumów ogarnionych krwawym amokiem. Jednym z takich sposobów kaźni na rzymskich arenach okazało się być odgrywanie właśnie sceny z greckiego mitu o Dirke. Stał się zatem krwawy finał owego mitu jednym z ulubionych sposobów dokonywania kaźni pierwszych chrześcijan, a dokładniej chrześcijańskich kobiet. Nieszczęsne niewiasty przywiązywano do rozdrażnionego byka, aby ginęły na arenie miażdżone i rozdeptywane przez rozwścieczone zwierzę. Zachowało się na ten temat wiarygodne świadectwo, świadka owych czasów i wydarzeń, którym był papież Klemens I (był to 4. papież w latach ok. 91–101, zaliczany do Ojców Kościoła, zginął śmiercią męczeńską). W Pierwszym Liście do Koryntian papież ten poświadcza, że na arenach rzymskich cyrków kobiety chrześcijańskie były męczone właśnie w ten sposób: „Prześladowane przez zazdrość kobiety, nowe Dirki i Danaidy, ofiary zniewag okrutnych i świętokradczych, przebiegły pewnym krokiem całą drogę wiary i mimo słabości swego ciała zdobyły chwalebna nagrodę” (List do Koryntian, rozdział 6, wers 2).
No dobrze, wątek rzymski został wyjaśniony. Teraz ktoś może z kolei zapytać: cóż to wszystko ma wspólnego z Polską i rzekomo nieuświadomioną znajomością mitu o Dirke przez naszych krajanów. Niektórzy czytelnicy być może już domyślają się jego poczesnego miejsca w polskiej kulturze i świadomości narodowej. Lecz my w tym miejscu ponownie przeniesiemy się w czasie. Choć tym razem, w nie tak odległą przeszłość, bo do przełomu XIX i XX wieku.
Miejsce: Cesarstwo Rosyjskie, ziemie polskie pod zaborem, Warszawa
Piasek areny rzymskiego amfiteatru jest żółty. Na piasku, gdzieniegdzie czerwieni się krew. Na środku areny leży martwy, potężny, czarny byk z przywiązanym do niego ciałem nie żyjącej kobiety. Z pyska zabitego byka sączy się krew. Ciało martwej kobiety przywiązanej do byka jest nagie. Jej długie blond włosy rozrzucone w nieładzie przykrywają arenę i szyję martwego byka. Z lewej strony byka, nieopodal jego tylnych nóg stoi otyły cesarz Neron w otoczeniu dworzan w tym: liktorów, lutnisty, dwóch dam dworu, potężnie zbudowanego dowódcy wojskowego i ekwity w białej todze stojącego na uboczu pozostałych dworzan otaczających Nerona (kto wie może to nawet sam Seneka). Ten okrutny cesarz krótkowidz o rudawych ondulowanych włosach właśnie zszedł ze swej bezpiecznej loży, aby z bliska nasycić wzrok i zaspokoić swą ciekawość efektem dopiero co zakończonej kaźni. Z prawej strony, za cesarzem, w wejściu na arenę stoją czarnoskórzy niewolnicy z lektyką. Obok nich grupa zmęczonych gladiatorów (tzw. bestiarii wyspecjalizowanych w walkach z dzikimi zwierzętami) którzy brali udział w widowisku. Jeden stoi oparty o trójząb, drugi dzierży czerwoną płachtę (którą odwracał uwagę byka w dopiero co stoczonej z nim walce) trzeci o siwych włosach i siwym sumiastym wąsie wsparł się na długiej włóczni. Wszyscy zasępieni patrzą na martwy efekt swych zmagań sprzed chwili – w duchu pewnie czując ulgę, że udało im się przeżyć jeszcze jeden występ na rzymskiej arenie. I, że udało się im zyskać o jeszcze jeden dzień życia więcej w Rzymie czasu szalonego Nerona. Powyżej twarze widzów, którzy wychylając się przez balustrady trybun amfiteatru z ciekawością przyglądają się efektowi właśnie zakończonego widowiska. Twarz cesarza Nerona i jego świty choć lekko zaciekawione, to w gruncie rzeczy pozbawione są jakiegokolwiek głębszego napięcia czy poruszenia. Wszyscy bezduszni, zepsuci, pozbawieni ludzkich uczuć. Beznamiętnie spoglądają na martwą kobietę, na martwą… Dirke! Dirke ich czasów!
Czyżbyśmy byli w antycznym Rzymie ? Ależ nie! To wciąż Warszawa z początku XX w. Siedziba Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, w której właśnie na stałe wystawiony zostaje monumentalny obraz polskiego malarza Henryka Siemiradzkiego (wymiary obrazu to 263 x 530 cm). Obrazem zatytułowanym Dirce chrześcijańska przeniósł Siemiradzki współczesnych (i przenosi nas do dzisiaj) w czasy panowania cesarza Nerona. Siemiradzki przedstawia rzymską inscenizację greckiego mitu o Dirke. Mitu, który odtworzono w amfiteatrze na życzenie cesarza Nerona. W swoim zamiłowaniu do sztuki i kultury greckiej polecił szalony cesarz uśmiercić (w sposób opisany w tym greckim micie) młodą, piękną kobietę, której jedyną winą był fakt, że była chrześcijanką. Obraz cieszył się znaczną popularnością w Europie. A największą, na ówczesnych ziemiach polskich będących w owym czasie pod rozbiorami. Współcześni interpretowali go bowiem jako alegorię męczeństwa narodu polskiego, który prędzej czy później zwycięży swych ciemiężycieli, tak jak prześladowani i nieugięci w swej wierze chrześcijanie zwyciężyli, gdy w 382 r. cesarz Teodozjusz Wielki ogłosił chrześcijaństwo religią panującą w cesarstwie rzymskim. Również i dzisiaj obraz Siemiradzkiego cieszy się popularnością choć pewnie już ze względów artystycznych tj. zespolenia wydawałoby się rzeczy niezespajalnych: tematu historycznego z mitologicznym oraz antyku z chrześcijaństwem. Odtworzył zatem Siemiradzki i przechował na płótnie dla potomnych warte pamięci, mistyczne zdarzenie sprzed prawie dwóch tysięcy lat. Obecnie, obraz Siemiradzkiego można podziwiać w Muzeum Narodowym w Warszawie. Na przestrzeni ponad 120 lat od jego powstania z pewnością oglądnęły go tysiące, jeśli nie miliony Polaków. Wiadomo już, że Henryk Siemiradzki słynny polski artysta malarz, to jeden z dwóch tytułowych Henryków, który swoim dziełem rozpropagował w polskim społeczeństwie grecki mit o Dirce. Jak nazywa się jednakże drugi z nich?
Miejsce: Monarchia Austro-Węgierska, ziemie polskie pod zaborem, Kraków
„(…). Nagle ozwał się przeraźliwy głos mosiężnych trąb, a na ów znak otworzyła się krata naprzeciw cesarskiego podium i na arenę wypadł wśród wrzasków bestiariów potworny tur germański, niosący na głowie nagie ciało kobiece. (…). Wtem amfiteatr umilkł. Augustianie podnieśli się jak jeden człowiek z miejsc, gdyż na arenie stało się coś nadzwyczajnego. Oto pokorny i gotowy na śmierć Lig, ujrzawszy swą królewnę na rogach dzikiej bestii, zerwał się jakby sparzony żywym ogniem i pochyliwszy grzbiet, począł biec pod kątem ku rozszalałemu zwierzęciu. Ze wszystkich piersi wyrwał się krótki okrzyk zdumienia, po którym uczyniła się głucha cisza. Lig dopadł tymczasem w mgnieniu oka rozhukanego byka i chwycił go za rogi. (…). Wszystkie piersi przestały oddychać. W amfiteatrze można było usłyszeć przelatującą muchę. Ludzie nie chcieli wierzyć własnym oczom. Jak Rzym Rzymem, nie widziano nic podobnego.
Lig trzymał dzikie zwierzę za rogi. Stopy jego zaryły się wyżej kostek w piasek, grzbiet wygiął mu się jak łuk napięty, głowa schowała się między barki, na ramionach muskuły wystąpiły tak, iż skóra niemal pękała pod ich parciem, lecz osadził byka na miejscu. I człowiek, i zwierz trwali w takiej nieruchomości, iż patrzącym zdawało się, że widzą jakiś obraz przedstawiający czyny Herkulesa lub Tezeusza lub grupę wykutą z kamienia. Ale w tym pozornym spokoju znać było straszliwe natężenie dwóch zmagających się ze sobą sił. Tur zarył się również, jak człowiek, nogami w piasek, a ciemne, kosmate jego ciało skurczyło się tak, iż wydawał się do olbrzymiej kuli podobny. Kto pierwej się wyczerpie, kto pierwszy padnie, oto było pytanie, które dla tych rozmiłowanych w walkach widzów miało w tej chwili więcej znaczenia niż ich los własny, niż cały Rzym i jego panowanie nad światem. Ów Lig był im teraz półbogiem godnym czci i posągów. Sam cezar wstał także. Oni z Tygellinem, słysząc o sile człowieka, umyślnie urządzili takie widowisko i drwiąc mówili sobie: „Niechże ten Krotobójca pokona tura, którego mu wybierzem”, teraz zaś spoglądali w zdumieniu na obraz, jaki mieli przed sobą, jakby nie wierząc, żeby to być mogła rzeczywistość. W amfiteatrze można było widzieć ludzi, którzy podniósłszy ręce zostali w tej postawie. Innym pot oblał czoła, jakby sami zmagali się ze zwierzęciem. W cyrku słychać było tylko syczenie płomieni w lampach i szelest węgiełków opadających z pochodni. Głosy zamarły widzom w ustach, serca natomiast biły w piersiach, jakby je chciały rozsadzić. Wszystkim wydało się, że walka trwa wieki.
A człowiek i zwierz stali ciągle w okropnym wysileniu, rzekłbyś, wkopani w ziemię.
Wtem głuchy, podobny do jęku ryk ozwał się z areny, po którym ze wszystkich piersi wyrwał się okrzyk i znów zapadła cisza. Ludzie mniemali, że śnią, oto potworna głowa byka poczęła się przekręcać w żelaznych rękach barbarzyńcy.
A twarz Liga kark i ramiona poczerwieniały jak purpura, grzbiet wygiął się jeszcze silniej. Widać było, że zbiera resztę swych nadludzkich sił, ale że mu już ich nie na długo wystarczy.
Coraz głuchszy, chrapliwszy i coraz boleśniejszy ryk tura pomieszał się ze świszczącym oddechem piersi olbrzyma. Głowa zwierzęcia przekręcała się coraz bardziej, a z paszczy wysunął się długi, spieniony język.
Chwila jeszcze i do uszu bliżej siedzących widzów doszedł jakby trzask łamanych kości, po czym zwierz zwalił się na ziemię ze skręconym śmiertelnie karkiem.
Wówczas olbrzym zsunął w mgnieniu oka powrozy z jego rogów i wziąwszy dziewicę na ręce, począł oddychać śpiesznie.
Twarz mu pobladła, włosy polepiły się od potu, barki i ramiona zdawały się być zlane wodą. Przez chwilę stał jakby na wpół przytomny, po czym jednakże podniósł oczy i począł patrzeć na widzów.
A amfiteatr oszalał. Ściany budynku poczęły drżeć od wrzasku kilkudziesięciu tysięcy widzów (…)”.
Również i tym razem nie znaleźliśmy się w starożytnym Rzymie, przynajmniej nie dosłownie. Jesteśmy wciąż w Krakowie z końca XIX w. Właśnie opublikowane zostało pierwsze wydanie książkowe powieści Henryka Sienkiewicza pt. Quo vadis (1896 r.) którą zaczytuje się polskie społeczeństwo podzielone trzema zaborami. Książkowe wydanie powieści (wcześniej wydawana była odcinkami w prasie, w każdym z trzech zaborów) spowodowało, że stała się ona niemal natychmiast wielkim wydarzeniem w literaturze nie tylko europejskiej, ale również światowej i przyniosła jej autorowi prawdziwie międzynarodową sławę. W 1905 r. Henryk Sienkiewicz otrzymuje literacką Nagrodę Nobla „z uwagi na wspaniałe zasługi jako pisarza epickiego”. Do tego najważniejszego dla każdego pisarza uhonorowania z pewnością przyczyniło się największe i najsłynniejsze z jego dzieł, którym było właśnie Quo vadis. Z resztą, do dzisiaj w powszechnej świadomości panuje przekonanie (choć z formalnego punktu widzenia błędne) że Nagrodę Nobla otrzymał Sienkiewicz za powieść Quo vadis. Jeśli chodzi natomiast o najbardziej interesującą nas finałową scenę walki (jednego z bohaterów powieści) Ursusa z bykiem, do którego przywiązana jest Ligia, to wartym odnotowania jest, że Ursus pokonuje na rzymskiej arenie germańskiego tura, którego współcześni odbierali jednoznacznie jako symbol niemieckiego zaborcy. Sama natomiast scena walki z bykiem (tak przejmująca i trzymająca w napięciu czytelnika) niewątpliwie zaczerpnięta została przez Sienkiewicza z greckiego mitu o Dirke i jego okrutnej rzymskiej inscenizacji w cyrku Nerona. Potwierdza to również fakt, że włoska oficyna Detken & Rocholl, która pierwsza uzyskała zgodę pisarza na włoskie tłumaczenie Quo vadis i która wydała powieść polskiego noblisty w tymże języku, w podzięce za to, ufundowała dla niego w 1899 r. wykonaną z brązu kopię Byka farnezyjskiego. Pierwowzorem tego pięknego daru dla Sienkiewicza była pochodząca z III w. marmurowa rzymska rzeźba o wysokości 3,7 m. Stanowi ona rzymską kopię niezachowanej greckiej rzeźby z brązu z ok. 100 r. p.n.e., dłuta mistrzów szkoły rodyjskiej – braci Apolloniosa i Tauriskosa z Tralles. Rzymski Byk farnezyjski, został jednak zmieniony w stosunku do oryginału poprzez dodanie postaci pasterza oraz Antiopy. Ta piękna rzymska rzeźba (będąca kopią niezachowanej niestety rzeźby greckiej) została odkryta w 1546, w termach cesarza Karakalli. Oczywiście wybór kopii rzymskiego Byka farnezyjskiego jako daru dla Sienkiewicza nie był przypadkowy. Rzeźba przedstawiająca wyobrażenie momentu, gdy synowie Antiopy: Zetos i Amfion przywiązują mityczną Dirke do rogów potężnego byka stanowiła wyraźne nawiązanie do słynnej sceny cyrkowej z Quo vadis, w której Ursus ratuje przed niechybną śmiercią Ligię przywiązaną do rogów germańskiego tura, a inspiracji do napisania której, dostarczył Sienkiewiczowi wspomniany (inscenizowany przez Rzymian na arenach) grecki mit o Dirke. Powieść Sienkiewicza do dziś cieszy się wyjątkową popularnością na świecie. W Polsce jest lekturą obowiązkową w szkole średniej. Z kolei rzeźbę Byka farnezyjskiego podarowaną Sienkiewiczowi można podziwiać jako ozdobę salonu w Pałacyku Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku (będącym Oddziałem Muzeum Narodowego w Kielcach).
W ten to właśnie sposób grecki mit o Dirke, z jego krwawą rzymską inscenizacją, stał się dla obu naszych wielkich twórców źródłem inspiracji, której niezwykłe owoce podziwiamy od kilku pokoleń – choć nie zawsze w pełni świadomi jej mitycznego źródła. Czy jednak dziś czas inspiracji mitami oraz ich wpływu na literaturę i sztukę nie przeszedł aby do lamusa historii? Wzajemnie uzupełniające się kultury: grecka i rzymska (wspaniałe lecz i nierzadko okrutne) z pewnością nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Dlatego, aż chce się zapytać: Quo vadis Dirce…?