W dzisiejszych czasach wielu emigrantów, którzy przyjeżdżają na stałe do innych państw wnosi ze sobą swój dorobek kulturowy, swój język, tradycje, obyczaje. Powstają całe dzielnice emigrantów, które do złudzenia i na ile to możliwe przypominają ich rodzinne strony.
Na przykład Mała Italia w Nowym Jorku, Chinatown, Jackowo – polska dzielnica. W jakimś też stopniu emigranci przyjmują też kulturę nowego kraju, chociaż trudno przyswoić sobie mentalność obywateli nowej ojczyzny. Zawsze gdzieś wyjdzie mentalność, która cechuje poszczególne narody. Niektóre nacje w ogóle się nie asymilują, lub robią to bardzo opornie (np. Azjaci, Arabowie, Afrykanie).
W Imperium Rzymskim było inaczej, co świadczy o wyjątkowości Rzymu. Każdy kto się tam znalazł niezależnie od okoliczności stawał się Rzymianinem, nawet nie mając obywatelstwa. Przyjmował styl bycia, język, obyczaje. Swoim dzieciom nadawał rzymskie imiona, przyjmował religię i wszystko inne. Nie znaczy to wcale, że zapominał o tym kim sam jest, ale pragnienie bycia Rzymianinem było tak duże, że wcale nie eksponował swoich korzeni, a podkreślał, że jest obywatelem Imperium na taką skalę, jaka dzisiaj nie występuje wśród emigrantów.
Czy można znaleźć wśród ruin rzymskich miast pozostałości innych kultur ludzi zamieszkujących obszar Imperium? Znalezienie takich pozostałości jest bardzo trudne i jest ich niezwykle mało. Wielu dzisiejszych emigrantów stara się zachować swoją tożsamość narodową; w Rzymie nikt z obcych praktycznie o to nie dbał. Chciał być bardziej rzymski niż sami Rzymianie. Rzymianie też w jakimś stopniu otwierali się na nowinki z innych krajów, ale nie dlatego że musieli, ale z czysto praktycznych względów. Przyjmowali na swój grunt kulturę np. Grecji i jej dorobek materialny, a następnie wzbogacali ją swoimi osiągnięciami, a jak wiemy były one naprawdę imponujące. Rzym nie miał się czego wstydzić. Przyjmowali również wierzenia, nie tylko greckie, ale też innych narodów. Na przykład kult Mitry, solarnego boga wschodu, który przywędrował do Rzymu z Indii via Persja, czy też kult bogini Izydy z Egiptu.
Takie przypadki biorąc pod uwagę całokształt rzymskiej historii, były raczej dość rzadkie. Były w miastach rzymskich greckie, czy też żydowskie dzielnice (były one odbiciem specyfiki tych narodów), ale czy ktoś słyszał o galijskich, trackich, arabskich itp. dzielnicach? Nawet jeżeli nie mówili łaciną, na ulicy nikt by nie poznał, że nie jest to Rzymianin, tylko np. Hiszpan. Bo do złudzenia ktoś taki przypominał Rzymianina. Tak było w całym Imperium. Oczywiście, że dzisiejszy emigrant, nie biorąc pod uwagę ich rysów twarzy, czy też koloru skóry, też może się wtopić w społeczeństwo nowej ojczyzny, ale najczęściej dotyczy to w zdecydowanej większości mieszkańców Europy lub mających europejskie korzenie, którzy chcąc, czy też nie, w dużym stopniu są spadkobiercami kultury i obyczajowości starożytnego Rzymu.