Kupcy byli w społeczeństwie rzymskim liczną grupą, jednak zawsze budzili niesmak. Handel wydawał się niegodnym Rzymianina zajęciem. Przeciwstawiano czynności kupieckie, czyli spekulacje cenowe, sprzedaż gotowych produktów i słowne transakcje fizycznej pracy na roli, pisaniu czy walce wręcz.
Wydawało się, że kupiectwo jest haniebne, bowiem nie tworzy „materii”, nie kształtuje jej. Kupiec to jakby pasożyt, który nie dokłada nic do gotowego już produktu, a jednak na nim zarabia! Co ciekawe sprzedaż produktu wykonanego własnymi rękoma (np. przez obrotnego rzemieślnika) nie budziła już wstrętu – krytykowano jedynie odsprzedawanie drobnych ale „nieswoich” towarów. Warte odnotowania jest, że wielki handel morski również nie był uznawany za haniebny, bowiem uważano, że jest istotny dla istnienia państwa. Wielcy Rzymianie, tacy jak Cyceron i inni, tępili jedynie drobny handel. Tak mówił sam Arpinata1:
Handel, jeżeli jest drobny, poczytywać należy za zajęcie uwłaczające; jeżeli zaś jest rozległy i obraca wielkimi zasobami, jeśli sprowadza ze wszystkich stron wiele towarów i bez oszustwa dostarcza ich wielu ludziom, to nie trzeba go zbytnio ganić. Zdaje się, że można nawet ze wszech miar pochwalić takiego kupca, jeżeli syt zysku czy raczej zadowolony z osiągniętych już korzyści przeniesie się z portu na rolę i podąży do swoich wiejskich posiadłości, tak jak wielokroć udawał się przedtem z pełnego morza do portu.
– Cyceron, O powinnościach, 1, 151, przekład W. Kornatowskiego,
Nawet słynny Arpinata przyznaje więc, że handel morski jest istotny dla sprawnego funkcjonowania państwa, choć jednocześnie dodaje na koniec, że takie kupiectwo powinno być jedynie wstępem do prawdziwie godnego Rzymianina zajęcia – pracy na roli. Kupiec, choćby i najskuteczniejszy w całym kraju, choćby najistotniejszy dla spełniania zachcianek mieszkańców wielkiego Imperium, wciąż był traktowany z rezerwą. Wyjaśnia to konflikty, które tworzył handel wśród senatorów (a którym zajmowali się często potajemnie) i liczne ustawy blokujące to zajęcie dla wspomnianej grupy społecznej. Handel kojarzył się jako zajęcie niegodne, stąd próbowano uniemożliwić go senatorom np. poprzez nakaz zmniejszenia pojemności ich statków, co w teorii miało wyłączać je z kupieckich transakcji. W teorii, bowiem senatorowie i tak chętnie zasilali swoje bogactwa haniebnym handlem – kolejny dowód na słuszność wespazjanowego powiedzenia „pecunia non olet„.
Przy okazji wielkiego handlu morskiego warto wyjaśnić, dlaczego mimo wszystko był on bardziej szanowany (czy raczej mniej pogardzany) niż drobny handel detaliczny. Wiązało się to z pojęciem trudu i pracy – labor -, znanym z aktywności wiejskiej i rolniczej. Przy wyprawie morskiej, czyli płynięciu w nieznane i próbie okiełznania straszliwego żywiołu wody również występował labor, natomiast przy ustnej, drobnej transakcji handlowej przeprowadzanej w mieście już nie. Brak wysiłku, brak niebezpieczeństwa był więc tym, co odróżniało handel drobny od wielkiego. Poza tym podróże morskie gwarantowały nowe doświadczenia, poznanie szerokiego świata, co w oczach starożytnych zawsze zasługiwało na aprobatę. Plutarch wyjaśnił to zjawisko w „Żywocie Solona”:
W owych czasach, mówi Hezjod, praca nie była poniżająca. Zawody nie ustanawiały żadnego podziału ludzi, a handel cieszył się nawet szacunkiem, gdyż umożliwiał styczność z obcymi społecznościami, sprzyjał powstawaniu przyjaźni między panującymi i wzbogacał człowieka o doświadczenia. Niektórzy kupcy założyli wielkie miasta, jak na przykład Proti, który założył Marsylię i jest czczony przez Gallów znad Rodanu. Mówią, że także Tales [z Miletu] oraz gramatyk Hipokrates trudnili się handlem. Platon pokrył koszty swego pobytu w Egipcie sprzedając oliwę.
Plutarch odwoływał się w tym tekście do antycznej Grecji, lecz będąc związanym z Rzymem przedstawiał w nim też poglądy rzymskie. Handel morski był wtajemniczeniem w prawdziwe życie, próbą okiełznania groźnego żywiołu, zasmakowaniem w trudach i niebezpieczeństwach godnych Rzymianina – stąd większy szacunek dla tego właśnie handlu.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć o stereotypach związanych z kupiectwem. Już w eposie homeryckim Fenicjanie (lud wybitnie kupiecki) występują z epitetem „zachłanni”; tak też został określony kupiec, który oszukał Odyseusza. U Homera Fenicjanin jest kupcem, ale i porywaczem. Podobną złą reputację spotykamy w kulturze rzymskiej w odniesieniu do Kartagińczyków (niejako potomków Fenicjan). Cyceron twierdzi, że to właśnie oni pierwsi przywieźli wraz ze swymi towarami „zachłanność, zamiłowanie do zbytku oraz niewysłowioną chciwość na wszystkie rzeczy”.
Łączenie pochodzenia z zawodem w więź etniczno-kupiecką jest częstym zjawiskiem w starożytnym Rzymie. Ludy odmienne od Rzymian często mają skłonności handlowe (czyli haniebne) lub szczególnie czczą bóstwa kupieckie. Juliusz Cezar opisuje np. powodzenie, jakim cieszył się Merkury (opiekun handlu) u Gallów, którzy uważali go za wynalazcę wszystkich sztuk. Był on ponadto przewodnikiem na drogach oraz posiadał wyjątkową moc sprzyjającą interesom (Wojna galijska, 6, 17, 1).
Stereotypy etniczno-kupieckie silne były także pod koniec starożytności, gdy Hieronim ze Strydonu w swoich Listach nazywa Syryjczyków „handlarzami i najbardziej chciwymi spośród śmiertelnych”. Z kolei Salwian z Marsylii w swoim tekście O Opatrzności Bożej widział w Syryjczykach synonim mercartores, gatunku ludzi poświęcających się jedynie „obmyślaniu oszustw i snuciu ułudy”, a Sydoniusz Apolinary dopełnia obraz nazywając ich żywymi symbolami lichwy. Nawet więc w V wieku naszej ery „kupiec” wciąż pozostawał określeniem pejoratywnym.