Niektóre książki czyta się jak najlepszą powieść, pomimo faktu, że powieściami one nie są. Przykładem na to jest chociażby książka „Ostatni renesans bizantyjski”, traktująca o osiągnięciach cywilizacji bizantyjskiej w okresie ostatnich dwóch wiekach istnienia greckojęzycznego cesarstwa, jaka wyszła spod pióra niezrównanego Stevena Runcimana należy do takiej właśnie grupy, preferowanych przeze mnie lektur o tematyce historycznej. Pod naporem nieszczęść i nieprzerwanych klęsk polityczno-militarnych, jakie nawiedzały ich ukochane cesarstwo pod rządami dynastii Paleologów i okresowo Kantakuzenów Bizantyjczycy zaczęli kierować swoje zainteresowania w stronę różnorakich nauk.
Prym wśród nich wiodła oczywiście teologia, czego skutkiem były różnego rodzaju dziwactwa pokroju hesychazmu. Niemniej jednak także inne nauki poruszające bardziej materialne zagadnienia również były dość intensywnie uprawiane, co nie pozostało bez wpływu na intelektualistów epoki renesansu w zachodnim świecie. Odwrót w stronę świata nauki, jakiego dokonały ostatnie pokolenia bizantyjskiej elity to sposób na pewnego rodzaju emigrację wewnętrzną od brutalnego świata, który ich przerastał i jednocześnie dogłębnie przytłaczał. Dzięki temu ginąca cywilizacja po raz ostatni rozbłysnęła blaskiem, który przechwycony przez narody zachodnie nie wszystek umarł. Ponadto wypada stwierdzić, że ostatnie dwa wieki istnienia greckiego cesarstwa, należącego do ludu, który mimo przeciwności losu zwał się konsekwentnie „Rzymianami” dowodzą bezspornie, że ludzie uczeni nie są w przeważającej większości dobrymi organizatorami, w których ręce należałoby oddać władzę nad państwem.