Zdecydowanie jednym z najciekawszych – a możliwe, że i najpiękniejszych – miast Imperium Romanum była dawna stolica Królestwa Nabatejczyków: Rakmu, znana bardziej jako Petra. Włączona w obręb cesarstwa za panowania Trajana w 106 roku n.e. została stolicą prowincji Arabia i rozpoczęła się dynamicznie rozwijać.
Dziś – doceniona wpisem na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO i uznana za jeden z Nowych Cudów Świata – sławna jest przede wszystkim z wykutych w wielobarwnych skałach grobowców, łączących w swej architekturze wpływy arabskie, syryjskie, egipskie, greckie i rzymskie. Ale w czasach rozkwitu miasta była Petra przede wszystkim prężnym ośrodkiem handlowym. Na przełomie er, u kresu niespodległości, szacuje się, że liczyła około 30-40 tysięcy mieszkańców. Świadectwem tego niech będzie teatr na blisko 10 tysięcy widzów wzniesiony prawdopodobnie w I wieku n.e przez króla Aretasa IV, a rozbudowany decyzją cesarza Trajana.
Kamienne i wielobarwne (obie nazwy – grecka Petra – „skała” i nabatejska: Rqm, Rakmu – „wielobarwna” – są więc jak najbardziej uzasadnione i prawdziwe) miasto wraz ze swoimi zabytkami przyciągało turystów już w starożytności – niech przykładem będzie wizyta cesarza Hadriana w roku 130 n.e. Imperator, będący przecież architektem-amatorem, wizytując prowincje swego rozległego państwa starał się odwiedzać także miejsca uznawane za interesujące. A taka już wtedy była Petra.
Czy cesarz Hadrian odwiedził starożytne nabatejskie miejsca kultu położone wysoko ponad centrum miasta i przecinającą je cardo maximus, główną ulicą – śmiem wątpić. Na pewno widział – możliwe, że uczestniczył w obrzędach – potężną świątynię Duszary, miejscowego naczelnego boga, zwaną dziś przez miejscowych Beduinów Kasr Bint Firaun – Pałacem Córki Faraona – i mocno nadwyrężoną przez liczne trzęsienia ziemi. To zresztą te kataklizmy przyczyniły się do wyludnienia miasta we wczesnym średniowieczu, a co za tym idzie – do zachowania jego niezwykłych zabytków. Hadrian przebywając w mieście zapewne odwiedził wspomniany już miejscowy teatr a w nocy korzystał z – również miejscowych – lampek oliwnych.
Była bowiem Petra jednym z większych ośrodków produkcji tych „antycznych żarówek”. Oczywiście nie jedynym – produkcja tych przedmiotów codziennego użytku to właściwie w Imperium Rzymskim przemysł masowy. Łatwość wytworzenia oraz użyteczność (oraz, nie oszukujmy się, kruchość – ot, taka antyczna wersja „spisku żarówkowego”) sprawiały, że – tu dość śmiała teza – lampka oliwna była rzymskim odpowiednikiem magnesu na lodówkę. Z Egiptu podróżnik przywoził okaz ozdobiony krokodylem, z Kartaginy statkiem wpływającym do portu – a z wizyty w Circus Maximus z rozpędzonym rydwanem. Potem taka pamiątka mogła oświetlać pokój w insuli na Zatybrzu. Czy tak było? Trudno powiedzieć – badania nad pochodzeniem lampek oliwnych – mimo olbrzymiego materiału archeologicznego – nie są aż tak zaawansowane, choć już dziś wiadomo, że rzeczywiście istniały lokalne szkoły zdobnictwa tych niewielkich przedmiotów.
Także będąc w Petrze można natknąć się na liczne okazy lampek oliwnych. Najczęściej na stoiskach miejscowych Beduinów. Prawie 2000 lat po wizycie cesarza Hadriana natknąłem się właśnie na takiego handlarza antykami. Na upartego można by nazwać owego Beduina (i jego rodzinę – to synowie przeczesują okoliczne góry i pustynie, a ojciec sprzedaje znajdźki zagranicznym turystom) złodziejem rozkradającym dziedzictwo narodowe – ale mogą to zrobić tylko jordańscy urzędnicy, a tych zdaje się taki proceder nie interesować. W każdym razie miał ów Beduin oprócz łacińskich i greckich (raczej z czasów Bizancjum niż hellenistycznych, ale nie jestem numizmatycznym ekspertem – napis basileus jednoznacznie określał głowę na monecie jako popiersie jakiegoś greckojęzycznego władcy) monet kolekcję rzymskich lampek oliwnych. Dopiero po dłuższej rozmowie ów – wychowany w purytańskiej jakby nie było kulturze islamu – wyjął „spod lady” – czy raczej „zza pazuchy” najcenniejszy (a może najbardziej dlań fascynujący) przedmiot: lampkę oliwną ze sceną erotyczną!
Dla muzułmańskich mieszkańców dzisiejszej Jordanii czy dla pierwszych chrześcijan taka lampka zapewne była czymś gorszącym – ale dla Rzymian w czasach Hadriana na pewno nie. Dość powiedzieć, że takich znalezisk na terenie całego Imperium jest multum. I to z różnymi pozycjami. Czy były to źródła światła w lupanarach? A może miały działać zachęcająco w sypialniach statecznych rzymskich matron? Trudno powiedzieć. Zapewne i jedno, i drugie – i jeszcze kilka innych: pasowały do lekkiego stylu życia elity cesarstwa, były żartem, stanowiły zabawny element wystroju domu… Może też były pamiątkami po wizycie w rzeczonym lupanarze? Na pewno były na porządku dziennym – czy też może nocnym. A skoro tak, to może i sam cesarz Hadrian z takich właśnie „erotycznych żarówek” korzystał w czasie swojego pobytu w mieście. Relacji kronikarskich niestety brak.