Nie każdy w starożytnym Rzymie marzył o piastowaniu wysokich i prestiżowych urzędów. Retor i sofista z II w. n.e. Eliusz Arystydes, Grek z Azji Mniejszej, jeden z najgorliwszych wyznawców Asklepiosa, jest przykładem uporczywego unikania służby na rzecz państwa, a robił to niezwykle skutecznie.
Jako znany i majętny człowiek został wybrany przez zarządcę prowincji Azja, niejakiego Sewerusa, „stróżem pokoju” (ejrenarchą). Arystydes odwołał się od tej decyzji, wysłał do Sewerusa adwokatów, którzy jednak otrzymali od niego tylko zapewnienie zwolnienia go od podatków; nominacja na urząd pozostała w mocy. Pisząc listy, przekonując i radząc się adwokatów i przyjaciół, Arystydes został tymczasem powołany na drugi urząd! Tym razem miał zostać prytanem. Teraz musiał w obydwu sprawach odwoływać się do tego samego namiestnika. Wygłosił przed nim płomienną mowę i tak go zachwycił, że Sewerus nie wspomniał już o żadnym urzędzie. Rok wcześniej Arystydes miał podobny problem: został wybrany poborcą podatkowym.
Mówca wysłał list, tym razem do Rzymu, tłumacząc niemożność objęcia urzędu ze względów zdrowotnych. To poskutkowało i znów sofista uniknął przykrego dla niego obowiązku. Jakby tego było mało, wkrótce potem, Arystydesa wybrano najwyższym kapłanem Asklepiosa. On jednak oświadczył, że nie podejmie się tego gdyż nie otrzymał w tym względzie żadnych wskazówek od boga (Asklepiosa oczywiście). Nie był to koniec problemów Arystydesa: zgłoszono jego kandydaturę do Zgromadzenia Prowincji. I znów retor musiał pisać odwołanie, i znów skutecznie. Został zwolniony ze wszelkich obowiązków na czas przebywania w sanktuarium Asklepiosa, czyli na czas leczenia, co akurat Arystydes robił aż przez 17 lat swojego życia.