Gdy stopniowo na wschodzie świata hellenistycznego, po upadku Królestwa Pergamonu i przegranej Mitrydatesa VI Eupatora za sprawą Rzymu, rozpadał się ustalony porządek, na obrzeżach Imperium Romanum coraz śmielej zaczynały funkcjonować nieliczne państewka lawirujące pomiędzy Rzymem a Imperium Partów. Jednym z nich było rozwijające się od upadku państwa Seleucydów, Królestwo Kommageny.
Władcy tego państewka swój rodowód wywodzili słusznie, czy też nie, od samego Dariusza I Wielkiego słynnego króla Persów. Jednak kultura helleńska coraz szerszym strumieniem wlewała się do państwa władców Kommageny i ci postanowili nie opierać się jej urokowi. Najbardziej znany z tych królów Antioch I Theos Dikajos Filoromajos Filhelen w sposób jednoznaczny określił swoje upodobania i stronę, w którą będzie spoglądać jego państwo. Nieprzypadkowo jego tytuły oznaczają „Antioch Bóg Sprawiedliwy i Objawiony, Przyjaciel Rzymian i Greków”.
Na początku wszystko układało się dobrze Antioch trafnie opowiedział się po stronie Rzymian w wojnie z królem Armenii Tigranesem II, nie pomylił się stawiając na Pompejusza w jego wojnie z resztkami państwa Seleucydów w Syrii. Otrzymał nawet w Senacie berło z kości słoniowej, wyhaftowaną triumfalną szatę oraz tytuł króla, sprzymierzeńca i przyjaciela Rzymu. Była to tradycyjna formuła, która uznaje i nagradza sojuszników Rzymu.
Jednak od tego momentu Antiochowi I wiodło się coraz gorzej. Wszyscy wiemy czym skończyło się w tych czasach postawienie na Pompejusza. Po raz drugi Antioch I pomylił się zawierając pokój z Antoniuszem i zostając jego sojusznikiem. Takiej zniewagi Oktawian nie wybaczał i Kommagena stała się rzymskim protektoratem. Antioch I zmarł w 36 roku p.n.e.
Z czasem władcy Rzymu odsunęli od władzy dynastię Orontydów, a Kommagena stała się częścią rzymskiej prowincji Kapadocja. Antioch I z Kommageny pozostawił jednak po sobie trwały pomnik – na nowo odkryty w XIX w – swój wspaniały grobowiec w formie tumulusu zwanego Nemrut Dagi, ukryty wśród wzgórz Taurusu Wschodniego w pobliżu dzisiejszego Adiyman w Turcji. Antioch sam sugerował, by jego grobowiec był „w wysokim i świętym miejscu, odległym od ludzi oraz blisko bogów, z którymi on jest w szeregu”. Chciał by jego ciało zostało zachowane dla wieczności. Grobowiec naprawdę robi spore wrażenie; z daleka wygląda jak zwykła góra, jednak podjeżdżając bliżej zauważamy, że jest to dzieło ludzi.
Kopiec z kamieni okazał się prawdopodobnie skutecznym sposobem, by zapobiec jego ograbieniu, a gdyby udało się dostać do jego wnętrza mogło by to być odkrycie na miarę Tutanchamona. No właśnie mogłoby… gdyby tumulus nie był usypany z obsuwających się kamieni. Nieudolne prace archeologów amerykańskich z lat 20 XX wieku i próba jego rozkopania spowodowały jego znaczne obniżenie. Dziś rząd turecki zakazał takich „eksperymentów”. Antioch I uważał siebie za równego bogom; nie mógł chyba jednak zdecydować się na formę swojego kultu, postanowił więc zmieszać irański zoroastrianizm z rzymsko-hellenistycznymi bogami. Ostatecznie postawił na Herkulesa, Zeusa-Ormuzda, Tychę i Apollo-Mitrę.
Osobiście bardzo cieszę się z odwiedzin tego miejsca bo to najdalszy kraniec na wschód Imperium Romanum do którego jak dotąd dotarłem. Widok na równiny Eufratu i samą rzekę, który rozciąga się z Nemrut Dagi daje wspaniałe odniesienie, gdzie sięgała kiedyś nasza europejska cywilizacja. Co właściwie robił w tych tak odległych i obcych kulturowo stronach obywatel Rzymu – nie kupiec? Dlaczego i jak daleko chciał sięgnąć Rzym?