Ta strona nie może być wyświetlana w ramkach

Przejdź do strony

Jeśli znajdziesz błąd ortograficzny lub merytoryczny, powiadom mnie, zaznaczając tekst i naciskając Ctrl + Enter.

Od gorączki bagiennej do zielonej wróżki

Ten wpis dostępny jest także w języku: angielski (English)

Od gorączki bagiennej do zielonej wróżki
Od gorączki bagiennej do zielonej wróżki

W jednych z najpotężniejszych lat, gdy Rzym rozciągał swoje granice od Brytanii po Syrię, gdy Juliusz Cezar przemawiał na Forum i gdy legiony deptały kurz dróg ciągnących się w stronę Eufratu, istniała choroba, której żaden triumfator nie potrafił pokonać. Nie było wtedy ani skutecznej wiedzy, ani cudownej receptury, tylko doświadczenie i instynkt, a jednak każdy Rzymianin znał jej imię, choć wypowiadane nie tak, jak my dziś.

Mówili o febris palustris, gorączce bagiennej, która wracała falami, najpierw zimnem i dreszczami, potem żarem, a na końcu potami, zostawiając człowieka wycieńczonego, bladego, z ciężką, twardą śledzioną. Wierzyli, że jej przyczyną jest mala aria, złe powietrze unoszące się nad mokradłami, mroczny oddech ziemi, który zabijał cicho i powoli. Nie wiedzieli o komarach, o pasożytach we krwi, o cyklicznych nawrotach, ale wiedzieli jedno: kto mieszka blisko bagien, ten choruje częściej. Dlatego instynktownie uciekali wyżej, dalej, na wzgórza i winnice, tam gdzie powietrze wydawało się czystsze, a noc spokojniejsza.

Na tę gorączkę próbowano różnych środków, a jednym z najczęściej stosowanych było wino zaprawiane piołunem, zwanym absinthium. Sama nazwa mówi wszystko, bo pochodzi od greckiego ἀψίνθιον (apsínthion), co dosłownie znaczy „to, czego nie da się pić”, napój tak gorzki, że drapał gardło i skrzywił każdą twarz, ale jednak pito go, bo w gorzkości widziano lekarstwo, w cierpieniu nadzieję, że ciało wyrzuci z siebie chorobę. Ironia losu sprawiła, że setki lat później właśnie od tego absinthium narodził się w Europie nowożytnej mocny trunek, znany jako absynt, zielona wróżka artystów i dekadentów. I nie był to już tylko napój salonów paryskiej bohemy – miał też swoją historię wojskową. W XIX wieku francuscy żołnierze kolonialni używali absyntu jako ochrony przed malarią i dyzenterią, tak jakby powtarzali gest dawnych legionistów, pijących piołunowe wino nad Tybrem. To daje piękną klamrę: Rzymianie próbowali ratować się przed febris palustris cierpkim lekarstwem, a ich duchowi spadkobiercy, żołnierze Napoleona i kolonialiści, znów sięgali po piołun w innej postaci, tym razem destylowanej. Równocześnie, podczas gdy armia piła absynt dla zdrowia, artyści belle époque stworzyli z jego goryczy rytuał, któremu nadali niemal religijny wymiar. Grecy nazwali piołun „tym, czego nie da się pić”, a dziewiętnastowieczni paryżanie przekształcili go w zieloną wróżkę, w godzinę natchnienia, w cały ceremoniał z cukrem, wodą, ażurową łyżeczką i fontanną. To, co dla Rzymian było lekarstwem przełykanym z bólem, dla dekadentów stało się przyjemnością, a nawet inspiracją. Wśród jego wyznawców pojawili się Lautrec, van Gogh, Verlaine, Picasso, to ludzie, których talentu nie sposób kwestionować, ale których ciała i dusze absynt trawił po cichu, zabierając krok po kroku. Dla Rzymian piołun był trunkiem, który miał ratować życie; dla modernistów – trunkiem, który zabierał je powoli, zostawiając za to obrazy, wiersze i legendy.

Można więc powiedzieć, że w tej opowieści łączy się kilka warstw ironii i ciągłości: choroba, której przyczyny nie znano, nazwana „złym powietrzem”, dała nam słowo „malaria”, którym posługujemy się w medycynie do dziś. Roślina, której gorzki smak miał leczyć gorączki, dała nam nazwę trunku, który pije się dla przyjemności, a nie z obowiązku. A w tle pozostaje pytanie: czy absynt rzeczywiście „pomaga na zdrowie”? Rzymianin z czasów Cezara, zmagający się z febris palustris, uśmiechnąłby się gorzko: on wiedział, że nie, że żadne wino ani żaden piołun nie zatrzyma gorączki bagiennej. My dziś możemy się uśmiechać inaczej, z kieliszkiem w dłoni, ciesząc się, że medycyna poszła dalej i że gorzki smak piołunu został nam tylko w kulturze, w sztuce i w historii  jako gorzka lekcja i jednocześnie słodki mit.

Autor: Wojciech Bober

IMPERIUM ROMANUM potrzebuje Twojego wsparcia!

Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na kanałach społecznościowych, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie. Nawet najmniejsze kwoty pozwolą mi opłacić dalsze poprawki, ulepszenia na stronie oraz serwer.

Wesprzyj IMPERIUM ROMANUM!

Wesprzyj IMPERIUM ROMANUM

Dowiedz się więcej!

Wylosuj ciekawostkę i dowiedz się czegoś nowego o antycznym świecie Rzymian. Wchodząc w poniższy link zostaniesz przekierowany do losowego wpisu.

Losowa ciekawostka

Losowa ciekawostka

Odkrywaj tajemnice antycznego Rzymu!

Jeżeli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wpisami na portalu oraz odkryciami ze świata antycznego Rzymu, zapisz się do newslettera, który jest wysyłany w każdą sobotę.

Zapisz się do newslettera!

Zapisz się do newslettera

Księgarnia rzymska

Zapraszam do kupowania ciekawych książek poświęconych historii antycznego Rzymu i starożytności. Czytelnikom przysługuje rabat na wszelkie zakupy (hasło do rabatu: imperiumromanum).

Zajrzyj do księgarni

Księgarnia rzymska

Raport o błędzie

Poniższy tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów