Rozdziały
Wojny markomańskie to seria wojen jakie w latach 167-180 n.e. toczyło Cesarstwo Rzymskie z plemionami barbarzyńskimi zamieszkującymi obszary sąsiadujące z jego północnymi granicami. Podczas całego okresu trwania konfliktu wzięło w nim udział wiele różniących się etnicznie plemion barbarzyńskich, jak np.: germańscy Longobardowie, Markomanowie, Naristowie, Kwadowie czy Burowie, ale również celtyccy Kotynowie, daccy Kostobokowie czy wreszcie sarmaccy Jazygowie czy Roksolanowie.
W różnych momentach tego okresu barbarzyńskie plemiona przekraczały granice Cesarstwa na Renie i Dunaju i dokonywały niezwykle krwawych, łupieżczych rajdów w głąb jego terytorium, co zrodziło w końcu zwrotną i brutalną reakcję Rzymian. Jednak najaktywniejszą rolę wśród plemion atakujących Cesarstwo odegrali germańscy Markomanowie (stąd „wojny markomańskie”) oraz Kwadowie wspierani przez sarmackich Jazygów. Te trzy plemiona w całym okresie wojen markomańskich najbardziej dały się we znaki Cesarstwu i to właśnie ujarzmienie tych trzech plemionom wymagało ze strony Cesarstwa największego wysiłku militarnego1.
Wojny markomańskie przypadły głównie na okres panowania cesarza Marka Aureliusza i toczyły się one dla Rzymu ze zmiennym powodzeniem. Po początkowych porażkach i zepchnięciu do defensywy (lata 167-170) Cesarstwo zdołało jednak przejąć inicjatywę i kolejny okres wojen markomańskich (lata 171-180) cechuje przeniesienie przez Rzym głównych działań wojennych na terytorium przeciwnika. Nietrwałość koalicji zawieranych przez plemiona barbarzyńskie w celu atakowania Cesarstwa, zawieranie przez nie pokoju po odniesionych porażkach tylko po to, aby przy nadarzającej się okazji natychmiast go zerwać i znów podjąć walkę powodowało, że konflikt charakteryzował się różną intensywnością i nagłymi zwrotami akcji w toku prowadzonych walk. Przybliżmy zatem jeden z takich zwrotów akcji w toczonym konflikcie, którego uczestnikiem (obok Rzymian) był germański lud Kwadów2.
Krótko o Kwadach oraz ich udziale w wojnach markomańskich
Kwadowie (zwani też Swewami lub Swebami) byli plemieniem germańskim, które pierwotnie zamieszkiwało tereny nad Menem. Kampanie wojenne prowadzone przez cesarza Oktawiana Augusta mające na celu podbicie i przyłączenie do Cesarstwa ziem Germanii położonych pomiędzy Renem a Łabą spowodowały jednak, że na początku I w.n.e. spokrewnione ze sobą plemiona Markomanów i Kwadów opuściły swe siedziby nad Menem i przesunęły się w kierunku wschodnim tj. na tereny północnej części Dolnej Austrii, południowych Moraw i południowo-zachodniej Słowacji. Jeśli chodzi o samych Kwadów, to w przededniu wybuchu wojen markomańskich od zachodu graniczyli oni ze spokrewnionym z nimi plemieniem Markomanów, a także z germańskimi Naristami lokalizowanymi w tym czasie nad środkowym Dunajem u ujścia Morawy. Przyjmuje się, że granicę pomiędzy Markomanami, a Kwadami stanowiło pasmo Małych Karpat (patrz rys. 1). Z kolei od wschodu graniczyli Kwadowie z Sarmatami (sarmackim plemieniem Jazygów) i germańskimi Burami. Natomiast na północy i północnym wschodzie z zależnym od nich celtyckim plemieniem Kotynów. I wreszcie południową granicę kwadzkiego osadnictwa wyznaczały granice Cesarstwa Rzymskiego3.
Autor cyt. rys.: Nieznany. Źródło: https://breclavsky.denik.cz/zpravy_region/obdobi-zmen-keltove-odchazeji-zacina-era-germanu-20120710.html.
W czasie wojen markomańskich Kwadowie byli jednym z najaktywniejszych ich uczestników i jednym z najbardziej zaciekłych przeciwników Rzymian. Same wojny markomańskie rozpoczęły się w 167 r. od najazdu na Górną Panonię germańskich plemion Longobardów i Obiów oraz przeprowadzonego równolegle z nim najazdu na sąsiadującą z Panonią prowincję Noricum dokonanego przez Markomanów, Kwadów i Jazygów wspomaganych przez kilka innych pomniejszych plemion. W dość dużej bitwie do jakiej doszło na terenie Panonii barbarzyńcy zostali pobici przez Rzymian i jeszcze w tym samym roku wycofali się z rzymskiego terytorium prosząc o pokój. Pokój został zawarty z przybyłą w celu jego zawarcia barbarzyńską delegacją reprezentującą aż dziesięć plemion, co dopiero wówczas unaoczniło Rzymianom, że łupieżczy najazd nie był przypadkowy lecz stanowił skoordynowaną akcję barbarzyńskich plemion wymierzoną w Cesarstwo. Zawarty pokój nie trwał jednak długo, bowiem już w następnym roku, tj. 168, nastąpiły kolejne ataki barbarzyńców na północne rubieże Cesarstwa. W atakach tych oczywiście udział brali również Kwadowie. Najeźdźcy zostali odparci. W walkach Kwadowie stracili jednak swojego dotychczasowego króla Markomara. Na chwilę ze strony Kwadów (współdziałających z Markomanami) zapanował spokój. Kolejny 170 r zapisał się w historii Cesarstwa jako wyjątkowo krwawy i naznaczony klęskami. Wiosną 170 r. Markomanowie i Kwadowie uprzedzili przygotowywaną przez Rzymian kontrofensywę i w szybkim rajdzie znieśli trzy rzymskie legiony. Straty Rzymian to około 20 tys. poległych i granice imperium stojące otworem przed barbarzyńcami. Po tym sukcesie napastnicy poczuli się na tyle pewnie, że sforsowali Alpy Julijskie i podeszli już pod granicę samej Italii oblegając Akwileję (starożytne miasto niedaleko obecnej Wenecji). Akwileja dobrze obwarowana i wspomagana od strony morza oparła się oblężeniu (rys. 2). Wówczas napastnicy zwinęli jej oblężenie, aby zaatakować i zdobyć niewielkie miasto Opitergium (dzisiejsze Oderzo). Opitergium zostało najpierw doszczętnie złupione, a następnie zburzone. Całą ludność Opitergium barbarzyńcy wymordowali4. Rok 171 uznaje się za początek rzymskiej kontrofensywy i konsekwentnego pozbywania się przez Rzymian najeźdźców ze swojego terytorium. W tymże roku Rzymianie pobili gdzieś nad środkowym Dunajem wracających z łupieskiej wyprawy Markomanów i Kwadów, którym odebrano transportowane przez nich łupy. Wskutek interwencji cesarza odebrane przez rzymską armię barbarzyńcom łupy zostały zwrócone ich właścicielom, co ze względu na niecodzienność takiego postępowania na wojnie zapewne było przyczyną odnotowania tego faktu przez antyczne źródło5. Po zaciętych walkach toczonych z Rzymianami – Kwadowie poprosili o pokój. Być może to właśnie wtedy Rzymianie nadali Kwadom zależnego od siebie króla Furtisa. Następny rok – 172 – przynosi przerzucenie działań zbrojnych na terytorium przeciwnika. Rozbiwszy sojusz markomańsko-kwadzki Marek Aureliusz postanowił spacyfikować Markomanów. Wkrótce zostali oni pobici i jeszcze w tym samym roku zawarto z nimi pokój (rys. 2). Niespodziewanie odnowił się jednak konflikt z Kwadami. Najważniejszą przyczyną odnowienia się konfliktu było wygnanie przez nich nadanego im przez Rzymian króla Furtisa. Zamiast niego Kwadowie wybrali sobie własnego króla o imieniu Ariagaesus – wojowniczo usposobionego do Rzymian. Po dokonanym wyborze barbarzyńcy zwrócili się o jego uznanie do cesarza. Będąc postawionym przed faktem dokonanym cesarz Marek Aureliusz nie uznał dokonanego przez Kwadów samowolnego wyboru króla. Dodatkowo okazało się, że pomimo warunku zobowiązującego Kwadów do niekontaktowania się z Markomanami udzielali oni, podczas działań zbrojnych przeciw tym ostatnim, pomocy polegającej na ukrywaniu na swoim terytorium ich zbiegłych czy rannych wojowników. Nadto nie wywiązali się z warunku mówiącego o zwrocie wszystkich uprowadzonych w niewolę rzymskich jeńców i zawarli sojusz obronny z sarmackimi Jazygami. Marek Aureliusz próbował jeszcze negocjować z barbarzyńcami chcąc uniknąć odnowienia się konfliktu. Zażądał mianowicie od Kwadów jedynie przywrócenia władzy obalonemu królowi Furtisowi. Ci jednak odrzucili żądania cesarza. W odpowiedzi na to cesarz ustanowił wysoką nagrodę za dostarczenie mu żywego lub martwego kwadzkiego króla Ariagaesusa i jednocześnie rozpoczął działania wojenne. W 173 r. przeciwko Kwadom ruszyła zakrojona na szeroką skalę rzymska ofensywa6 (rys. 2).
Autor cyt. rys.: Nieznany. Źródło: https://www.archeologiemusov.cz/en/educational-trails-and-museums/educational-trail-1/panel-1/.
Cud deszczu i cud pioruna
Do walki z Kwadami zmobilizowane zostały siły w liczbie trzech legionów wśród których znalazł się legion XII przerzucony z miejscowości Melitene w Kapadocji w Azji Mniejszej (obecnie Malataya na terytorium Turcji). Walki były krwawe i zażarte. Latem tego samego roku doszło do bitwy, która rozegrała się najprawdopodobniej gdzieś na pograniczu siedzib Kwadów i celtyckich Kotynów, czyli plemienia sąsiadującego z Kwadami i im podległego. W trakcie bitwy wojska rzymskie zostały otoczone i w pewnym momencie zmagań były bliskie porażki, gdy nagle doszło do niezwykłego zdarzenia, które odmieniło losy bitwy. Zdarzenie to zostało potwierdzone w licznych źródłach antycznych i przeszło do historii jako „cud deszczu i cud pioruna” (lub „bitwa cudownego deszczu”)7. Do najważniejszych antycznych źródeł je potwierdzających należą: krótka, choć zawierająca interesujące fakty, wzmianka Juliusza Kapitolinusa zawarta w dziele pt. Historycy Cesarstwa Rzymskiego. Żywoty cesarzy od Hadriana do Numeriana, malownicza relacja rzymskiego historyka greckiego pochodzenia Lucjusza Kasjusza Diona Kokcejanusa zawarta w dziele pt. Historia rzymska i równie malownicza relacja biskupa i dziejopisarza chrześcijańskiego Euzebiusza z Cezarei w Palestynie zawarta w jego dziele pt. Historia kościelna. Warto nadmienić, że choć bitwa i towarzyszące jej niezwykłe zdarzenia, potwierdzone zostały przez relacje ww. dziejopisów, to jednak ich opisy posiadają nie tylko elementy wspólne czy wzajemnie uzupełniające się, ale również elementy rozbieżne co do przyczyny zaistnienia owych niezwykłych zdarzeń, które towarzyszyły toczonej bitwie.
Tak „cud deszczu i cud pioruna” zrelacjonowany został we wzmiance Juliusza Kapitolinusa8:
Przestrzegał Marek [chodzi o cesarza Marka Aureliusza – przyp. autora] sprawiedliwości nawet wobec wrogów wziętych do niewoli. Na ziemi rzymskiej osiedlił wielu osadników spośród obcych ludów. Prośbami swoimi wyjednał piorun przeciw machinom wrogów, a upragniony deszcz, gdy jego żołnierzom dokuczało pragnienie.
– Juliusz Kapitolinus, Marek Antoninus Filozof, 24, 4, w: Historycy Cesarstwa Rzymskiego. Żywoty cesarzy od Hadriana do Numeriana
Tak natomiast ową bitwę o niezwykłym zakończeniu opisał w swym dziele Kasjusz Dion9:
(…) W udziale przypadła mu wielka wojna przeciwko Kwadom i szczęśliwa Fortuna pozwoliła mu odnieść niespodziewane zwycięstwo lub raczej było mu ono dane przez Niebiosa. Gdy Rzymianie narazili się na niebezpieczeństwo w bitwie, Moc Boska niespodziewanie ich ocaliła. Kwadowie otoczyli ich w dogodnym miejscu. Rzymianie dzielnie się bronili, złączywszy tarcze, jednak barbarzyńcy zaprzestali walki, mając nadzieje, ze wróg zostanie pokonany przez żar i pragnienie. Wobec tego postawili straże wszędzie dookoła i otoczyli ich, aby nie mogli nigdzie zdobyć wody, liczebnie bowiem przeważali nad Rzymianami. Rzymianie popadli w ciężkie tarapaty z powodu zmęczenia, ran, żaru słońca i pragnienia, z tych też przyczyn nie mogli ani walczyć, ani maszerować dalej, tylko stali prażeni słońcem na linii bitwy i w kilku posterunkach, kiedy nagle zachmurzyło się i spadł ulewny deszcz, z pewnością boskiego pochodzenia. (…) wszyscy zaraz zwrócili twarze ku górze i zaczęli pić ustami. Potem niektórzy schwycili tarcze i hełmy zupełnie jak wiadra, sami pili i dawali wodę koniom. Gdy szarżowali na nich barbarzyńcy, pili i walczyli jednocześnie (…). większość z nich tak bardzo zajęta była piciem, że atak wroga mógł spowodować wielkie szkody, gdyby na wraże szeregi nie spadł gwałtowny grad i piorun. W tym samym miejscu można było zobaczyć wodę i ogień zstępujący z Niebios. Jedna strona była przemoczona i piła, druga była palona ogniem i umierająca.
– Lucjusz Kasjusz Dion Kokcejanus, Historia rzymska, LXXI, 8-10.
I wreszcie „cud deszczu i cud pioruna” na kartach Historii kościelnej biskupa i zarazem chrześcijańskiego dziejopisa Euzebiusza z Cezarei przedstawia się następująco10:
Wieść niesie, że (…) Marcus Aurelius Caesar, w chwili, kiedy stawał do bitwy z Germanami (…) z miejsca ruszyć nie mógł, ponieważ pragnienie osłabiło wojsko jego. Wówczas żołnierze tak zwanej legji meliteńskiej, którą wiara od onych czasów zachowała aż do dni naszych, już ustawieni w szyku bojowym przeciwko nieprzyjacielowi, padli na kolana, jak to zazwyczaj czynimy przy modlitwach naszych, i zwrócili się do Boga z błaganiem. Już na ten widok zdziwienie ogarnęło nieprzyjaciół, lecz równocześnie prawie zdarzyła się, jak niosą wieści, rzecz jeszcze dziwniejsza. Nawałnica zmusiła wrogów do ucieczki i sprawiła wśród nich spustoszenie, deszcz natomiast rzęsisty orzeźwił wojsko tych, którzy wzywali pomocy bożej, a którzy wszyscy przed chwilą mieli zginąć z pragnienia. O zdarzeniu tem opowiadają obcy wierze naszej autorzy, którzy się zajmowali historią owych czasów, jak również i nasi pisarze. (…). Z ich grona Apolinary [chodzi o współczesnego cesarzowi Markowi Aureliuszowi biskupa frygijskiej Hierapolis – przyp. autora] powiada, że od owego czasu legja, która przez swą modlitwę cud ten sprawiła, otrzymała od cesarza na pamiątkę owego zdarzenia znamienną nazwę łacińską legji „gromowładnej”.
– Euzebiusz z Cezarei, Historia kościelna, V, 5, 1-5.
Na podstawie wyżej wymienionych źródeł antycznych można z dużym prawdopodobieństwem wywieść następujący przebieg bitwy Rzymian z Kwadami podczas prowadzonej przeciwko nim letniej kampanii 173 r. Otóż z opisu Kasjusza Diona można wywnioskować, że prowadząca działania wojenne przeciwko Kwadom armia rzymska – w skład której wchodził również ów przerzucony z Melitene w Kapadocji legion XII – została otoczona przez przeważające siły przeciwnika. Nie wiemy czy położenie w jakim znaleźli się Rzymianie wynikło z tego, że wpadli oni w pułapkę zastawioną przez barbarzyńców czy też było wynikiem nietrafnej oceny własnych możliwości militarnych polegającej na wydaniu bitwy liczniejszemu przeciwnikowi przy niekorzystnych dla własnej armii warunkach terenowych. Tak czy inaczej, w trakcie toczącej się bitwy legioniści zostali otoczeni przez przeważającego liczebnie przeciwnika. Walka toczyła się najwyraźniej w zwarciu przy mocno zaciśniętych szeregach, na co wskazuje fragment Diona mówiący o tym, że legioniści „dzielnie się bronili, złączywszy tarcze”. W pewnym momencie toczonego boju barbarzyńcy najwyraźniej zdali sobie sprawę, że otoczony legion nie ma dość siły aby wyrwać się z okrążenia i zamiast wykrwawiać się w walce z dzielnie broniącymi się i zapewne lepiej radzącymi sobie w bliskim starciu rzymskimi legionistami, zaniechali walki i przystąpili do blokady unieruchomionego legionu. Najwyraźniej postanowili wykorzystać fakt, że legion został przez nich unieruchomiony na otwartym płaskim terenie bez dostępu do wody. Dodatkowo wyjątkowo upalny dzień, w którym przyszło legionistom toczyć walkę, dawał Kwadom uzasadnioną nadzieję, że wycieńczona walką i żarem lejącym się z nieba, odniesionymi ranami oraz niemożnością ugaszenia pragnienia przez ludzi i zwierzęta – armia rzymska będzie musiała albo poddać się i pójść w niewolę, albo też jeśli nie będzie chciała się poddać, to wskutek wycieńczenia i niskiego morale prędzej czy później ulegnie zagładzie na przykład wskutek szturmu na jej pozycję. W każdej z tych sytuacji Kwadowie odnieśliby militarne zwycięstwo nad Rzymianami, a gdyby doszło do kapitulacji Rzymian dodatkowo upokorzyli by Cesarstwo biorąc do niewoli wysłane przeciw nim rzymskie oddziały. Na razie jednak zmagania trwały. Bardzo możliwe, że Rzymianie wykorzystali zaistniałą przerwę w walce, aby schronić się w naprędce przygotowanym warownym obozie marszowym, czyli w tego rodzaju obozie jaki zwykli byli stawiać na koniec każdego dnia marszu (łac. castrum aestiva)11. Choć ww. źródła nie wspominają o tym wprost, to jednak można to wywieść z fragmentu mówiącego o tym, że barbarzyńcy „postawili straże wszędzie dookoła i otoczyli ich, aby nie mogli nigdzie zdobyć wody” podczas gdy Rzymianie „stali prażeni słońcem na linii bitwy i w kilku posterunkach”. Poza tym skoro legioniści nie mogli się przebić z okrążenia i została wokół nich ustanowiona blokada przez liczniejszego przeciwnika, schronienie się armii za wykopanym rowem i usypanym wałem ziemnym byłoby jak najbardziej logicznym następstwem zaistniałej sytuacji. Unieruchomiony legion w końcu i tak prędzej czy później zastałby zmierzch, a wszyscy żołnierze nie mogli całą noc trzymać szyku i stać w pogotowiu. Niespodziewany nocny atak kwadzkiej armii mógłby rozbić zmęczonych żołnierzy i doprowadzić do szybkiego pogromu armii. Natomiast rowy i ziemne wały, którymi armia rzymska zawsze zwykła okalać miejsce obozowania były częścią prostej, ale wysoce skutecznej (mimo pewnej prowizoryczności) obrony obwodowej miejsca jej nocnego spoczynku12. Choć chwilowo nie niepokojona, sytuacja rzymskiej armii nadal była jednak ciężka ze względu na wspomniany fakt, braku dostępu do wody, którego na dłuższą metą nie wytrzymaliby ani ludzie, ani zwierzęta. Jeden z antycznych opisów wskazuje, że barbarzyńcy najprawdopodobniej również wykorzystali przerwę w walce prowadząc przygotowania do szturmu na rzymskie pozycje, w przypadku, w którym okazałoby się że Rzymianie nie poddadzą się i będą jednak walczyć do końca. Wskazuje na to zarówno dalszy przebieg bitwy, ale przede wszystkim przywołana wzmianka Juliusza Kapitolinusa mówiąca, że Swewowie posiadali jakiegoś rodzaju machiny. Co ciekawe wzmianka Kapitolinusa jest jedynym antycznym źródłem pisanym, które wskazuje na użycie przez barbarzyńców przeciwko Rzymianom machin oblężniczych. Były to najprawdopodobniej jakiegoś rodzaju prostej konstrukcji platformy czy wieże oblężnicze, które podprowadzone pod wał obwodowy rzymskiego obozu, w przypadku rozpoczęcia szturmu na rzymskie pozycje, umożliwiłyby przerzucenie jednocześnie w kilku miejscach swewskich wojowników za obwałowanie tegoż obozu13. Nie wydaje się bowiem, aby barbarzyńska armia prowadziła ze sobą owe machiny wojenne na miejsce bitwy, gdyż latem 173 r. wojna toczyła się już na terenie barbaricum. W tym czasie Swewowie na własnym terytorium byli de facto w defensywie, a prowadząc działania obronne nie potrzebowaliby przecież machin oblężniczych – bo i w jakim celu.
I oto, kiedy wydawało się, że koniec rzymskiej armii jest bliski i już nic nie może odwrócić losów bitwy, nagle zachmurzyło się i z nieba zaczęły lać się strumienie deszczu. Kasjusz Dion podaje, że legioniści natychmiast zaczęli pić lecący z nieba deszcz zwróciwszy swe twarze bezpośrednio ku górze. Łapano również wodę we wszystko co tylko dawało możliwość jej zmagazynowania, np. w wypukłe tarcze, hełmy oraz zapewne we wszelkie inne naczynia jakie były pod ręką. Zgromadziwszy wodę podawano ją zmęczonym i spragnionym zwierzętom, aby i te mogły się napoić. Swewowie zorientowawszy się, że ulewny deszcz odświeży siły otoczonych Rzymian, chcąc temu przeszkodzić, a także korzystając z zamieszania jakie nieuchronnie musiało się wkraść w szeregi spragnionej i zarazem pijącej armii rzymskiej rozpoczęli atak. Część pijących legionistów stawiła opór atakującym, jednak zamieszanie w rzymskich szeregach musiało być całkiem duże, skoro Kwadom omal nie udało się zdobyć pozycji bronionych przez Rzymian. Na tą okoliczność Kasjusz Dion nie bez kozery zauważa bowiem, że „większość z nich [tj. legionistów – przyp. autora] tak bardzo zajęta była piciem, że atak wroga mógł spowodować wielkie szkody”. Zatem, gdy znów wydawało się, że klęska jest blisko, a barbarzyńcy przełamią rzymską obronę, ponownie doszło do nadzwyczajnego zdarzenia. Oto bowiem rozpętanej nawałnicy zaczęły towarzyszyć wyładowania atmosferyczne, a dodatkowo z nieba na głowy walczących zaczął spadać grad. Co więcej, uderzające raz za razem pioruny trafiły akurat w szarżujących Swewów zabijając i raniąc, jak możemy to sobie wyobrazić, jakąś część wojowników swewskich stłoczonych w miejscach, w których próbowali oni przełamać rzymską obronę. Pioruny zniszczyły również co najmniej jedną z wykorzystywanych przez Swewów machin oblężniczych. Na płaskim odsłoniętym terenie wieże oblężnicze zbudowane przez swewskich wojowników stanowiły zapewne najwyższe z punktów wystających ponad tenże teren, tym samym były punktami najbardziej narażonymi na uderzenie pioruna. W zaistniałej sytuacji atak na rzymskie pozycje załamał się, a swewska armia zdemoralizowana odniesionymi stratami, a zapewne również faktem sprzyjania swoim przeciwnikom przez siły natury – poszła w rozsypkę. Przegrana wydawałoby się bitwa zakończyła się dla Rzymian nie tylko (jak uważają antyczni pisarze) cudownym ocaleniem, ale również pełnym zwycięstwem.
Przedstawiając „bitwę cudownego deszczu” nie można pominąć kwestii interpretacji tego wydarzenia w starożytnych przekazach, choćby dlatego, że legły one u podstaw tego, w jaki sposób jest ona określana współcześnie. Dość oczywistym jest, że posługiwanie się przez współczesnych historyków pojęciem „cudu” (pierwsze prace posługujące się tym terminem powstały w XIX w.) w odniesieniu do zdarzenia, którym była zwykła bitwa (choć oczywiście tocząca się ze zmiennym szczęściem dla obydwu zaangażowanych stron) – wynikło wprost ze sposobów objaśnienia tego zdarzenia przez starożytnych autorów14. Jednak wśród podanych przez starożytnych dziejopisów przyczyn ziszczenia się owego „cudu” można dostrzec kilka, mających go objaśniać, wariantów interpretacyjnych. Przytoczone wyżej źródła antyczne reprezentują trzy zasadnicze warianty interpretacyjne cudownego zakończenia opisanej bitwy i akurat w tym zakresie pozostają ze sobą w sprzeczności15. Jednym z takich wariantów jest próba przypisania cudownego zakończenia bitwy mocy sprawczej samego cesarza Marka Aureliusza. W tym kierunku zmierza krótka wzmianka Juliusza Kapitolinusa, który w przytoczonym powyżej fragmencie (poprzez użycie słów „prośbami swoimi wyjednał”) uznaje „cud deszczu i cud pioruna” za dzieło woli i mocy samego Marka Aureliusza16. Inną próbą wyjaśnienia „bitwy cudownego deszczu” jest spojrzenie na jej nadzwyczajny przebieg na gruncie religii pogańskiej (łac. interpretatio pagana)17. Przedstawicielem tradycji pogańskiej jest na przykład Kasjusz Dion. Według Kasjusza Diona cudowny deszcz został wymodlony przez egipskiego maga Arnufisa19 (postaci jak najbardziej historycznej) który znajdował się w rzymskich szeregach i w swych modłach zwracał się do różnych bogów, a w szczególności do Hermesa Aeriosa, którego rzymskim odpowiednikiem był Merkury. I wreszcie kolejnym sposobem wyjaśnienia tego zdarzenia jest próba jego wyjaśnienia w oparciu o rozwijającą się religię chrześcijańską (łac. interpretatio christiana). Taką tradycję reprezentuje na przykład wyżej cytowana relacja biskupa Euzebiusza z Cezarei, który wymodlenie cudownego deszczu przypisuje legionistom będących chrześcijanami i którzy służyli w XII legionie z Melitene. Gwoli wyjaśnienia należy zaznaczyć, że w owym czasie obecność chrześcijańskich żołnierzy w legionie, który stacjonował najpierw w Syrii, a następnie w Melintene w Kapadocji, była jak najbardziej prawdopodobna19.
Kończąc relację dotycząca „cudu deszczu i cudu pioruna” warto podkreślić, że wyżej przywołany Euzebiusz z Cezarei wskazuje w swojej relacji na jeszcze jedną ciekawą okoliczność związaną ze stoczoną bitwą. Stwierdza mianowicie, w odniesieniu do biorącego udział w zwycięskiej walce legionu XII z Melitene, że „legja, która przez swą modlitwę cud ten sprawiła, otrzymała od cesarza na pamiątkę owego zdarzenia znamienną nazwę łacińską legji «gromowładnej»„. Używa przy tym greckiego słowa keraunobolos, którego łacińskim odpowiednikiem jest fulminatrix co można przetłumaczyć w odniesieniu do tego legionu jako „miotający piorun”20. Powyższa wzmianka uznawana jest jednak za pomyłkę tego dziejopisa, gdyż nazwa legionu XII z Melitene poświadczona była już wcześniej w źródłach i od czasów Oktawiana Augusta nosiła łaciński przydomek fulminata, którego greckim odpowiednikiem jest słowo keraunoforos co można przetłumaczyć jako „niosący piorun”. Przydomek ten miał bowiem pochodzić od indywidualnego znaku tego legionu, którym było wyobrażenie pioruna21. Skoro zatem Euzebiusz z Cezarei pomylił się i przekręcił przydomek meliteńskiego legionu z Fulminata na Fulminatrix błędnie sądząc, że został on nadany temu legionowi dopiero na pamiątkę jego udziału w „bitwie cudownego deszczu” – to czyż w całej tej historii nie jest mimo wszystko czymś niezwykłym, że uczestnictwo w „cudzie deszczu i cudzie pioruna” przypadło legionowi, którego znakiem i przydomkiem był tak czy inaczej… piorun właśnie.
Marek Aureliusz łaskawy i triumfujący
Wkrótce po odniesionym zwycięstwie pojmany został kwadzki król-uzurpator Ariagaesus. Zwycięska bitwa oraz pojmanie kwadzkiego króla miało ten skutek, że niebawem Swewowie poprosili o pokój. Warunki pokoju były surowe. Nakazano Kwadom uwolnić wszystkich rzymskich jeńców oraz zakazano im osiedlania się w pasie dziesięciu mil od rzymskiej granicy na Dunaju (czyli w odległości około 15 km). Zakazano im także wstępu na rzymskie targowiska położone w przylimesowej strefie, co było sankcją o charakterze ekonomicznym uderzającą w jedną z podstaw egzystencji plemion swewskich czyli prowadzony z Rzymianami handel. Nadto Kwadowie zobowiązani zostali do dostarczenia armii rzymskiej własnych rekrutów. Tych ostatnich niezwłocznie wcielono do różnych rzymskich jednostek (tzw. numerii)22. A co się stało z kwadzkim królem-uzurpatorem, za którego cesarz wyznaczył nagrodę i którego uzurpacja doprowadziła do wznowienia wojny z Kwadami ? Odpowiedź na to pytanie daje nam Kasjusz Dion, który w swym dziele tak przedstawił los byłego już kwadzkiego króla Ariagaesusa: „Marek był tak zawzięty na Ariagaesusa, że wydał proklamację głoszącą, że ten kto przyprowadzi go żywcem, otrzyma tysiąc sztuk złota, a ten, kto go zabije i pokaże jego głowę – pięćset. Jednak w innych wypadkach cesarz ten zwykł był traktować nawet najbardziej swych zajadłych wrogów po ludzku: na przykład nie zabił, ale jedynie wysłał do Brytanii Tiridatesa, satrapę, który wywołał zamieszki w Armenii (…). To więc pokazuje, jaka wielka była jego złość na Ariagaesusa. Jednakże, kiedy pojmano później tego człowieka, nie zrobił mu żadnej krzywdy, ale odesłał go do Aleksandrii”23. Zatem choć Ariagaesus został wygnany do Aleksandrii w Egipcie, to jednak zachował głowę, a jego ułaskawienie przez cesarza należy uznać za okoliczność niezwykłą w czasach, gdy pojmani wrogowie Rzymu uświetniali triumfalny pochód zwycięskiego wodza, aby po jego zakończeniu zwykle zostać rytualnie uduszonymi24.
Póki jednak co na triumfalny pochód było jednak za wcześnie. Po zawarciu pokoju z Kwadami, jeszcze w tym samym 173 roku, Rzymianie rozpoczęli bowiem wojnę z Jazygami. Postanowili wziąć odwet za dotychczasowy udział tego sarmackiego plemienia w najazdach na rzymskie terytorium. Rozpoczynając działania wojenne przeciwko Jazygom, cesarz chciał również trwale ich osłabić, gdyż do tej pory nie ponieśli oni dotkliwszych strat w prowadzonych walkach i przez to byli nieustannym zarzewiem buntów pozostałych, wydawałoby się ujarzmionych już, plemion germańskich. Natomiast Kwadowie pomimo przegranej w „bitwie cudownego deszczu” i zawartego pokoju, wciąż nie zrezygnowali z antyrzymskiej polityki. Początkowo nieoficjalnie wspierali swoich sarmackich sojuszników (Jazygów) prowadzących walkę z Cesarstwem. Niemniej jednak już w następnym roku, z poduszczenia tychże Jazygów (dotkliwie pobitych w „bitwie na zamarzniętym Dunaju”) zerwali pokój z 173 r. i ponownie rozpoczęli regularne działania zbrojne przeciwko Rzymianom. W kwietniu 175 r. wyczerpani walkami ponownie zwrócili się o zawarcie pokoju. Cesarz przystał na pokój, chcąc w ten sposób osłabić Jazygów, których wspomagali oni militarnie (rys. 2). Warunki nowego pokoju z Kwadami zostały złagodzone w porównaniu do warunków pokoju z 173 r. Złagodzono im na przykład zakaz osiedlania się przez nich w pasie przygranicznym z dotychczasowych dziesięciu mil od rzymskiej granicy (czyli około 15 km) do pięciu mil od rzymskiej granicy (czyli około 7,5 km). Tym też sposobem Jazygowie pozostali osamotnieni w swej walce. Wkrótce, bo w czerwcu 175 r. wyczerpani i osamotnieni Jazygowie również poprosili o pokój. Początkowo cesarz odmówił Jazygom zawarcia pokoju, zamierzając prowadzić wojnę aż do ich całkowitego unicestwienia, jednak plany te pokrzyżował bunt do jakiego doszło w Syrii. Najprawdopodobniej na skutek fałszywej wieści o śmierci cesarza w 175 r. Gajusz Awidiusz Kasjusz dowódca legionów wschodnich i zwierzchnik całego Wschodu ogłosił się cesarzem. Senat ogłosił go wrogiem Rzymu, a prawowity cesarz Marek Aureliusz zmuszony był wyruszyć przeciwko uzurpatorowi. Chcąc nie chcąc, cesarz przerwał zatem działania wojenne prowadzone przeciwko Jazygom by uniknąć prowadzenia wojny na dwóch frontach. Tym sposobem w 175 r. na północnych rubieżach Cesarstwa zapanował pokój. Po stłumieniu rewolty Awidiusza Kasjusza na Wschodzie cesarz odbył jeszcze inspekcję po wschodnich rubieżach imperium i powrócił do Rzymu pod koniec następnego roku25. Zwycięstwa odniesione przez cesarza nad Germanami i Sarmatami w toku długotrwałych walk zwieńczone zostały wreszcie uroczystym triumfem, który cesarz (i jego syn Kommodus) odbył w dniu 23 grudnia 176 r.26
Najprawdopodobniej również wtedy – tj. w 176 r. – zaprojektowana została reliefowa dekoracja mająca upamiętniać wydarzenia z wojen markomańskich, która następnie wyrzeźbiona została na specjalnie w tym celu wybudowanej kolumnie. Wyjaśnić należy, że kolumna ta choć ukończona została do 193 r., a zatem już po śmierci cesarza Marka Aureliusza (cesarz zmarł w 180 r.) to jednak ze względu na fakt, że jej reliefowa dekoracja wijąca się w formie wstęgi po trzonie kolumny, ukazuje prawie wyłącznie rzymską kontrofensywę z lat 171-175 (bez lat 177-180) pozwala na wnioskowanie, że całość musiała zostać zaprojektowana wkrótce po zawarciu w 175 r. wspomnianego pokoju. Kolumna Marka Aureliusza (bo tak też jest ona obecnie określana) stanowi podstawowe źródło ikonograficzne o wojnach makomańskich27. Co ciekawe „cud deszczu i cud pioruna” znalazł się wśród wydarzeń przedstawionych na trzonie kolumny w formie dwóch oddzielnych scen. Scena nr XVI przedstawia „cud deszczu”. Scena nr XI – „cud pioruna”. Przy czym na wstędze oplatającej trzon kolumny, to scena „cudu pioruna” (o numerze XI) poprzedza scenę przedstawiającą „cud deszczu” (o numerze XVI). Dało to podstawę trwającym od XIX w. i wciąż nierozstrzygniętym sporom historyków, czy oba zdarzenia należy łączyć ze sobą jako mające miejsce w czasie jednej bitwy, czy też stanowią one oddzielne, niezwiązane ze sobą bitwy, którym towarzyszyły nadprzyrodzone zdarzenia28. Wyrazem owego rozróżnienia i toczących się sporów współczesnych historyków jest poniekąd przytoczone powyżej pojęcie „bitwy cudownego deszczu”, ograniczające nadprzyrodzone zdarzenia towarzyszące antycznej bitwie wyłącznie do „cudu deszczu”. Tak czy inaczej, w scenie XVI odnoszącej się do „cudu deszczu” dostrzec można m.in. postać legionisty ze wzniesionymi w górę ramionami i spoglądającego w niebo. Wygląda to tak, jakby legionista ten albo błagał o pomoc bogów, albo też, właśnie tym bogom dziękował za sprawiony cud w postaci spływającego na niego deszczu. Nad legionistą rozciągają się bowiem ni to ramiona, ni to skrzydła na wpół ludzkiej, brodatej postaci unoszącej się w powietrzu. Z długiej brody i szeroko rozpostartych skrzydeł (czy też może ramion) tejże groźnie wyglądającej postaci, spływają strumienie wody. Wodą tą, rzymscy żołnierze i zwierzęta gaszą pragnienie. Widać również, że niektórzy legioniści łapią padający deszcz do odwróconych tarcz (patrz fot. 1).
Autor fot. Cristiano64. Tytuł fot. Il miracolo della pioggia sulla Colonna di Marco Aurelio (pol. Cud deszczu na kolumnie Marka Aureliusza). Fot. na licencji CC BY-SA (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/). Żródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Miracolo_della_Pioggia.JPG.
W scenie tej uwidoczniono również stos ciał zabitych barbarzyńców i ich koni. Ciała zabitych piętrzą się poniżej spoglądającej na nie z góry tajemniczej postaci, co ma nasuwać skojarzenie, że to właśnie ona przyczyniła się do ich unicestwienia (patrz fot. 1 i fot. 2). Przyjmuje się, że ową brodatą postacią jest najwyższy z bogów panteonu rzymskiego, czyli Jowisz o przydomku Pluvius (łac. „zsyłający deszcz”). Przedstawiona w opisany powyżej sposób na kolumnie Marka Aureliusza „bitwa cudownego deszczu” utrzymana jest w nurcie interpretatio pogana, choć w nieco odmiennej wersji aniżeli wersja przedstawiona przez Kasjusza Diona. Próżno bowiem doszukiwać się na wykonanej płaskorzeźbie postaci cesarza i egipskiego maga Arnufisa, o których wspomniał w swej relacji Kasjusz Dion, co z kolei stanowi przyczynek do prowadzonych obecnie naukowych rozważań czy cesarz uczestniczył osobiście w tej bitwie29.
Autor fot. Barosaurus Lentus. Tytuł fot. Detail from the Column of Marcus Aurelius in Rome (pol. Szczegół z kolumny Marka Aureliusza w Rzymie). Fot. na licencji CC BY (https://creativecommons.org/licenses/by/3.0/). Źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Column_of_Marcus_Aurelius_-_detail2.jpg.
Z kolei w scenie XI przedstawiającej „cud pioruna” widać rzymskich legionistów zamkniętych w forcie obleganym przez barbarzyńców. Fort oblegany jest przy pomocy machin oblężniczych. Jedna z nich jest połamana i płonie, a wydobywające się z niej kłęby dymu unoszą się ku niebu. Wokół płonącej machiny oblężniczej widać zabitych swewskich wojowników. Z pomiędzy dymu pnącego się ku niebu wyłania się natomiast kolejny piorun, który za chwilę znowu porazi swewskie wojska (patrz fot. 3). Scena XI na kolumnie Marka Aureliusza jest zatem drugim antycznym źródłem (oczywiście ikonograficznym) które obok pisemnej wzmianki Kapitolinusa, wskazuje, że w trakcie bitwy barbarzyńcy użyli przeciwko Rzymianom machin oblężniczych – najprawdopodobniej wież oblężniczych. Jest to źródło, które będąc najbliższym przedstawionym wydarzeniom, może być wręcz uznane za pierwotne w stosunku do przytoczonej powyżej pisemnej wzmianki Juliusza Kapitolinusa, którą ze względu na czas powstania dzieła, w którym się znalazła (przełom III i IV w.) może być źródłem wtórnym30. Natomiast udokumentowane przez starożytnych używanie przez Germanów wież oblężniczych, przeciwko złapanej przez nich w potrzask rzymskiej amii, dobitnie wskazuje, że od czasów wojen prowadzonych przez cesarza Oktawiana Augusta na terenie Germanii z początku pierwszego stulecia, barbarzyńcy wiele się nauczyli w dziedzinie sztuki wojennej. Nie był to więc dobry prognostyk dla Cesarstwa na przyszłość31.
Autor fot. Helen Simonsson. Tytuł fot. The Column of Marcus Aurelius, AD 180-192, Rome (pol. Kolumna Marka Aureliusza, 180-192 n.e., Rzym). Fot. na licencji CC BY-SA (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0/). Źródło: https://www.flickr.com/photos/hesim/6306369810/in/album-72157648227403581/.
Pokój z 175 r. nie zakończył jednak wojen markomańskich. Po dwóch latach kruchego pokoju, w 177 r., walki nad Dunajem wybuchły z nową siłą. Do walki przeciwko Cesarstwu ponownie zerwali się Kwadowie (ale także Markomanowie i sarmaccy Jazygowie). W pewnym momencie cesarz rozpatrywał nawet utworzenie na terenach pacyfikowanych barbarzyńców dwóch nowych prowincji cesarstwa – „Markomanii” na trenach markomańsko-kwadzkich oraz „Sarmacji” na obszarze zasiedlonym przez sarmackich Jazygów. Wskazuje na to kilka przesłanek. Markomanowie i Kwadowie po kilkunastu latach toczonego konfliktu byli już bardzo mocno wyczerpani i w zasadzie całkowicie spacyfikowani. Ich terytorium było okupowane przez ok. 20 tys. rzymskich żołnierzy rozlokowanych w pokrywających je gęstą siecią warownych obozach. Nie wybrano im również (tj. Markomanom i Kwadom) klientelnych władców. Warto w tym miejscu nadmienić, że powstanie nowych prowincji mających w przybliżeniu obejmować tereny dzisiejszej Austrii, Czech i Słowacji nie tylko zromanizowałoby te nowe obszary, ale również miałoby ten skutek, że rzymska nauka i kultura bezpośrednio oddziaływałby na plemiona germańskie zamieszkujące tereny przyległe do tychże nowych prowincji, czyli na środkową część ówczesnego barbaricum. Być może promieniowałaby jeszcze dalej na północ aż do dorzecza Wisły i Odry, co mogłoby trwale (w pozytywnym słowa tego znaczeniu) zmienić bieg historii tej części dzisiejszej Europy Środkowo-Wschodniej32. Jakkolwiek by było, realizacji tych ewentualnych planów przeszkodziła śmierć cesarza, która nastąpiła 17 marca 180 r. w naddunajskim wojskowym obozie Vindobona (dzisiejszy Wiedeń, rys. 2). Syn i następca Marka Aureliusza na cesarskim tronie – Kommodus – po krótkiej kampanii, pół roku po śmierci swego ojca zawarł pokój z oboma germańskimi plemionami. Pokój nakładał pewne obostrzenia na barbarzyńców (zdaniem niektórych historyków niezbyt surowe w stosunku do kondycji w jakiej się wówczas znajdowali). Traktat pokojowy przewidywał jednak również wycofanie się rzymskiej armii z zajmowanego przez nią barbarzyńskiego terytorium. Północna granica Cesarstwa pozostała niezmieniona33. Jeśli zatem Marek Aureliusz faktycznie planował utworzenie dwóch nowych prowincji, które przesunęłyby granice Cesarstwa bardziej na północ, opierając je o łuk Karpat, to plany te wraz z jego śmiercią zostały bezpowrotnie stracone, a historia Europy Środkowo-Wschodniej potoczyła się znanym nam torem.