Powszechnie panuje wiele mitów i zakłamań, co do antycznych Rzymian – ich stylu życia, kultury oraz wojskowości. W tym artykule postaram się przedstawić wybranych 10 przekłamań, które należy sprostować i wyjaśnić.
I. Czy walki gladiatorów zawsze kończyły się rzeziami?
Koszty wyszkolenia gladiatora były bardzo duże. Wyszkolenie gladiatora to kwoty rzędu dziesiątek tysięcy sesterców. W Institutes1 rzymski prawnik Gajusz przekazuje, że kiedy właściciel gladiatora wypożyczał go na walkę w munera otrzymywał 20 denarów (80 sesterców) za powrót swojego gladiatora żywego z areny, a tysiąc denarów za okaleczonego lub martwego. Jak widać więc, stawiano na to, aby gladiatorzy dali raczej ciekawą walkę, a nie krwawą. Mało która szkoła pozwoliłaby sobie na jatkę w której życie traciłoby dziesiątki gladiatorów.
Ponadto należy podkreślić, że na arenę często wpuszczano lekarza, aby szybko opatrzył rany. Lekarz następnie oceniał, który gladiator nadaje się do walki, a który po poniesionych ranach jest kaleką.
Oczywiście gladiatorzy także ginęli. Do dzisiaj odnaleziono wiele cmentarzy gladiatorów. Z pewnością jednak tak wiele krwi na niej nie przelewano, jak to nam się obecnie przedstawia. Wielu gladiatorów otrzymywało wolność po wygranych dziesiątkach walk, a wielu Rzymian i Rzymianek traktowały walki jako możliwość zrobienia niezłej kariery i zarobienia pieniędzy.
II. Czy gladiatorzy byli idealnie umięśnionymi mężczyznami?
W 1993 roku natrafiono w Efezie (zachodnia część Turcji), byłej stolicy rzymskiej prowincji Azja, na antyczne cmentarzysko, na którym jak twierdzą badacze pochowano gladiatorów. Na cmentarzu pochowano łącznie ponad 60 osób, z czego badaniu poddano 22 gladiatorów oraz 31 innych osób pochowanych na miejscu, nie walczących na arenie. Naukowcy przeprowadzili szczegółowe badania kości i czaszek pochowanych ciał dla celów porównawczych2. Wnioski były zaskakujące: dieta gladiatorów była, w dzisiejszym mniemaniu, bardzo wegetariańska i bogata w węglowodany; a raczej uboga w białko. Po wykonaniu analizy izotopowej okazało się, że gladiatorzy, w porównaniu do reszty mieszkańców miasta, jedli znacznie więcej warzyw, a mniej mięsa. Stąd też może wynikać, użyte przez Pliniusza Starszego, potoczne określenie na gladiatorów – hordearii, czyli „jedzący jęczmień”3.
Co więcej, gladiatorzy nie byli idealnie umięśnionymi mężczyznami, o nienagannej sylwetce w naszym mniemaniu, a raczej posiadali znaczne ilości tłuszczu. Posiadamy także źródła opisujące wyżywienie gladiatorów. Jest nim chociażby Galen, rzymski medyk, który w latach 159-161 n.e. pracował w szkole medycznej, która dbała o zdrowie gladiatorów w Pergamonie (obecna zachodnia Turcja). Galen wspomina, że gladiatorzy jadali głównie jęczmień (albo w formie puddingu, albo z wodą w formie napoju) oraz rośliny strączkowe (np. zupę z bobu). Innym typem posiłku był zacier z bobu (vicia faba) zmieszany z obranym jęczmieniem4. Zajadano także suszone owoce. Wyżywienie byłe proste w przygotowaniu i tanie. Węglowodany pozwalały gladiatorom napełnić żołądek oraz dostarczyć niezbędną energię do ćwiczenie i walk na arenie.
Naukowcy uważają, że taka dieta miała na celu nabycie znacznych ilości tłuszczu podskórnego. Był on niezwykle pomocny na arenie, gdyż chronił najważniejsze części ciała typu więzadła, nerwy, naczynia krwionośne przed cięciem. Gwarantowało to lepsze widowisko dla mas, gdyż gladiatorzy byli ranni, widać było cięte i zakrwawione ciała, a mimo wszystko wciąż toczyli bój na arenie.
Co interesujące, Cyceron w swojej trzeciej Filipice wymierzonej w Marka Antoniusza, porównuje jego sylwetkę do gladiatora, sugerując masywną sylwetkę oraz umniejszając jego status.
III. Czy antyczni Rzymianie utrzymywali higienę na wysokim poziomie?
Antyczny Rzym znamy z pięknych willi i majestatycznych budowli, w których mieszkały elity państwa. Większość jednak społeczeństwa rzymskiego mieszkała w małych mieszkaniach, pojedynczych pokojach lub apartamentach bez jakichkolwiek udogodnień. Wodę nabierali z publicznych studni lub fontann zasilanych akweduktami. Z pewnością nie pobierano wody z rzek, gdyż zdawano sobie sprawę z ich silnego zanieczyszczenia.
Oczywiście higiena w Rzymie mogła budzić wiele zastrzeżeń, gdyż (szczególnie w wielopoziomowych budowlach mieszkalnych) nie było ustępów i nieczystości wylewane były wprost na ulice. Istniał nawet zapis, że za oblanie przechodnia prawo przewidywało karę za „przyodziewek i straty na honorze”, niemniej przypadki oblania zdarzały się chyba dość często.
Podobnie było ze śmieciami. W większości jednak wszelkie odpadki były zbierane w uliczkach między budynkami, co niekiedy powodowało liczne zatory. Dla obmycia ciała udawano się do publicznych lub płatnych łaźni. Jako że nie było miejskich usług sprzątających, okolica była z pewnością przepełniona nieciekawym zapachem, a na domiar złego panoszące się psy i koty roznosiły liczne choroby.
Niekiedy mieszkania posiadały latryny, jednak z reguły znajdowały się one tuż przy aneksie kuchennym, co naturalnie powodowało przenoszenie się drobnoustrojów na spożywane jedzenie.
IV. Czy rzymscy żołnierze walczyli tylko w czerwonych tunikach?
W filmach, rekonstrukcjach historycznych oraz ilustracjach bardzo często ukazuje się rzymskich legionistów ubranych w czerwone tuniki. Czy jednak w rzeczywistości antyczni Rzymianie w wojsku mieli ujednolicony ubiór, który w głównej mierze stanowiony był przez czerwień?
Na początku zaznaczyć należy, co takiego symbolizował czerwony kolor. W odczuciu Rzymian był to kolor i symbol Marsa – boga wojny oraz mitologicznego ojca bliźniąt Romulusa i Remusa. Tym samym, czerwień miała olbrzymie znaczenie w sferze publicznej Rzymian, którzy uważali się za wojowniczy lud, wywodzący się bezpośrednio od Marsa.
Na polu bitwy noszona pod pancerzem czerwona tunika reprezentowała krew i siłę. Z pewnością zwarta linia rzymskiej piechoty, ubranej w czerwień, oddziaływała psychologicznie na wrogą armię, która postrzegała ją jako silną i waleczną.
Nie mamy żadnych twardych dowodów na to, że legioniści ubierali się tylko i wyłącznie w czerwień (jak nam to powszechnie się ukazuje). Trzeba wiedzieć, że żołnierze sami dbali o swoją garderobę i często np. otrzymywali paczki od rodzin m.in. z tunikami. Tym samym mieli ich z pewnością więcej niż jedną. Co więcej, nie było wymogu posiadania zunifikowanego uzbrojenia i ubioru. I tak, żołnierze posiadali różne typy opancerzenia (w zależności na jaki sobie mogli pozwolić) oraz różne kolory tunik.
Bywało też, że wodzowie konfiskowali tkaniny na danym terenie i przeznaczali je na ubiór dla żołnierzy. Nie było więc żadnego odgórnego przykazu, aby stosować tylko czerwień. Poza tym należy też wziąć pod uwagę fakt, że na różnych szerokościach geograficznych bywał różny dostęp do poszczególnych barwników. Kolor tani w Egipcie nie koniecznie musiał tyle samo kosztować w Brytanii.
Sama cena była też sporą barierą. Legioniści nie zarabiali dużych pieniędzy, a tunikę podczas służby łatwo było pobrudzić i zniszczyć. Prawdopodobnie tuniki po wielu praniach traciły swoją barwę, w związku z czym dominowały kolory szaro-bure. Pewnym jest, że noszono tuniki w kolorach naturalnych tj. od białego, przez odcienie szarości, brązy, aż do czerni. W trakcie uroczystości zakładano specjalnie przygotowane śnieżnobiałe tuniki.
Dowodem na to, że żołnierze odbywali służbę w różnych kolorach tunik jest fresk z jednego z domów w Pompejach. Dostrzec tam możemy dwóch legionistów w białych tunikach, a jednego w czerwonym ubraniu.
Z pewnością można jednak powiedzieć, że najpopularniejsza była czerwień ze względu na taniość jej wytworzenia. Dominowała zapewne także biel oraz kolory ciemne (np. ciemno brązowy). Wśród wyższego dowództwa legionu występowała droższa – „czerwień szkarłatna”. Najdroższa purpura z kolei zarezerwowana była dla generałów, a później jedynie cesarzy.
Jeżeli chodzi o żołnierzy rzymskich i wioślarzy służących we flocie morskiej to za sprawą Wegecjusza (pisarza z IV wieku n.e.) wiemy, że posiadali oni tuniki niebieskie.
V. Czy medycy cieszyli się w antycznym Rzymie szacunkiem?
Antyczni Rzymianie pierwotnie nie darzyli lekarzy wielkim szacunkiem. Ich wiedza i ewentualne remedia pochodziły z życia wiejskiego. Leczono za pomocą prostych domowych środków. Katon Starszy pisze, iż stosowną wiedzą powinien dysponować ojciec rodziny – pater familias.
Tak Plutarch ukazuje jego podejście do medycyny:
A sobie sam napisał zbiór przepisów, według którego osobiście leczył i pielęgnował chorych domowników. Nigdy nie stosował dłuższego poszczenia. Choremu dawał jarzynę ze strzępkami mięsa kaczki, dzikiego gołębia albo zająca. To miało być dla słabych lekkie i odpowiednie. Tylko że po ich spożyciu ma się liczne sny. Ale przy takim leczeniu i takiej diecie, mówił, i on sam jest zdrowy, i w zdrowiu utrzymuje swoich ludzi w domu.
– Plutarch z Cezarei, Katon Starszy, 23
Pierwszymi lekarzami byli często greccy niewolnicy (servi medici). Rzymianinowi nie wypadało wykonywać tej profesji. Mnóstwo też było szarlatanów, niedouczonych znachorów i magików.
W II wieku p.n.e. sukces chirurga ran Archagatosa przetarł szlak innym lekarzom, jednak ze względu na swoje działania, które łączyły się z silnym bólem u pacjentów nadano mu przydomek Carnifex, czyli „kata”.
Społeczeństwo rzymskie z dużą nieufnością odnosiło się do cudzoziemskich lekarzy. Swoje zdanie na temat greckich lekarzy przedstawił Katon Starszy. W swoim liście do syna pisze:
(…) o Grekach tych powiem (…), jest to rodzaj ludzi bardzo niegodziwych, nie dających się pouczyć… A tym bardziej gdy nam swoich lekarzy ześle. Ci sprzysięgli się między sobą zgładzić wszystkich barbarzyńców lekarstwem (…) I za to każą sobie płacić, aby ufność pozyskać i tem łatwiej mordować… Zakazuje ci tedy mieć związki z lekarzami (…).
– Pliniusz Starszy, Historia naturalna, 29.13–14
Wielu Rzymian korzystało z usług podejrzanych medyków oferujących tajemnicze maści, eliksiry lub wznoszących modły do bogów. Z czasem w państwie rzymskim powstała swego rodzaju rywalizacja między lekarzami, którzy chcąc zdobyć sławę przepisywali różnego rodzaju lekarstwa i zalecenia dla chorego, co nierzadko kończyło się dla niego śmiercią. Ciekawy fragment pozostawił Pliniusz Starszy.
Widocznie lekarze staczali ciężkie walki i często przegrywali, albowiem na jednym z grobowców znajdujemy napis Iatronices, co znaczy – „zwycięzca lekarzy”. (…)
Nikczemne około chorych kłótnie, gdy jeden z drugim nie zgadza się. Stąd też ten głośny napis na pomniku pewnego nieszczęśliwego: „Zabiła mnie wielka liczba lekarzy”.– Pliniusz Starszy, Historia naturalna XXIX, 5
VI. Czy vomitorium było pokojem do wymiotów?
Obecnie istnieje powszechne mylne przekonanie, że vomitorium był to specjalnie wydzielony przez antycznych Rzymian pokój do opróżniania żołądka w trakcie bankietów.
Tak naprawdę vomitorium było to wyjście w amfiteatrze lub stadionie, umożliwiające szybkie opuszczenie przez tłum budynku. Zwykle przejście znakowało się pod rzędami siedzisk. Często vomitorium wykorzystywali aktorzy, aby wejść lub opuścić scenę. Współczesne stadiony naśladują nowatorski pomysł Rzymian.
Skąd jednak taka pomyłka w rozumieniu słowa vomitorium? Wyrazu użył Makrobiusz, jednak nie w kontekście uczt, a obrazu widzów masowo opuszczających amfiteatr5. Sformułowanie to zostało jednak mylnie zinterpretowane w XIX wieku, w odniesieniu do specjalnych izb w trakcie uczt. Panujące przekonanie o nieokrzesanych i dekadenckich biesiadach spowodowało nadinterpretację; nie można jednak wykluczyć, aby takich pokoi gospodarze w rzeczywistości nie przygotowywali.
Nie ma jednak wątpliwości, że obfite uczty rzymskie w domach bogatych nobilów kończyły się wymiotowaniem. Wspomina o tym stoicki pisarz Seneka Młodszy (4 p.n.e. – 65 n.e.). W jednym ze swoich pism opowiada, jak to niewolnicy sprzątają wymiociny na bankietach, podsumowując ucztujących: „wymiotują aby jeść, jedzą aby wymiotować”.
VII. Czy kobiety rzymskie nie mogły prowadzić biznesów?
Kobiety w świecie rzymskim nie miały takiej samej pozycji jak mężczyźni; m.in. nie mogły głosować w zgromadzeniach, ani piastować urzędów publicznych. Z drugiej jednak strony mogły posiadać ziemię, pisać własne testamenty i zeznawać w sądzie. Samodzielność ta była jednak ograniczona.
Prawo rzymskie, już od czasów prawa XII tablic, ubezwłasnowolniało kobiety: w domu pozostawały one pod opieką ojca – pater potestas lub męża po ślubie – manus. Jednak na przestrzeni II p.n.e. – II wieku n.e. przyjął się zwyczaj, że kobieta zwykle nie wchodziła pod władzę swojego męża. Co więcej, w roku 46 n.e. Senat uchwalił senatus consultum Velleianum – prawo zabraniające kobietom poręczania za kogoś oraz podejmowania samodzielnych zobowiązań.
Kobieta, w przypadku kiedy jej ojciec nie żył i nie znajdowała się pod władzą męża, przez całe swoje życie musiała posiadać swojego opiekuna (tutela mulieris lub tutor), który pełnił funkcję autoryzacyjną w przypadku transakcji, spisania testamentu lub jakiegokolwiek innego kontraktu pod przysięgą. Opiekun był swego rodzaju zabezpieczeniem dla jej interesów. Było to przyjęte prawo i zostało ono wielokrotnie wspomniane w antycznych źródłach.
Należy także nadmienić, że za rządów Oktawiana Augusta (27 p.n.e. – 14 n.e.) wprowadzono prawo, które znosiło obowiązek posiadania opiekuna, jeśli kobieta urodziła stosowną ilość potomków (troje dzieci w przypadku wolnourodzonej i cztery w przypadku wyzwolenicy).
Nasza wiedza na temat udziału Rzymianek w finansach świata antycznego pochodzi w dużej mierze z zachowanych drewnianych tabliczek (tabulae), pokrywanych woskiem, na których zapisywano informacje o zawartych transakcjach oraz zobowiązaniach finansowych. Do naszych czasów zachowały się m.in. 153 takie tabliczki, które znaleziono w domu bankiera Lucjusza Cecyliusza Jukundusa w Pompejach.
Na inne tabliczki natrafiono także w Herkulanum czy w willi rzymskiej pomiędzy Neapolem i Salerno. Zwłaszcza w tym drugim miejscu, określanym „Archiwum Sulpicii”, odkryto niemal 300 tabliczek, datowanych na I wiek n.e., które opisują w większości transakcje dokonane w małym porcie Puteoli. Badacze po dziś dzień nie są pewni czy przedstawiciele rodu Sulpicii byli raczej argentarii (bankierami z szerszymi uprawnieniami finansowymi) czy faeneratores (lichwiarzami). W każdym razie pewnym jest, że byli to potomkowie wyzoleńców, którzy stworzyli naprawdę imponujący biznes finansowy.
Co interesujące, w domu Sulpicii do tej pory gruntownie przeanalizowano 127 tabliczki, z czego 23 uwzględniają/wspominają w transakcjach kobiety. Warte odnotowania jest to, że nie są to jedynie Rzymianki z wyższych sfer; mamy do czynienia z niewolnicą (serva), wyzwolenicą (liberta) czy panią domu (domina). Co wyczytać możemy z tabliczek? Przykładowo:
- Patulcia Erotis, liberta, potwierdza że otrzymała 19,500 sesterców w aukcji, w której licytowano jej przedmiot. Jak się okazuje była to kwota naprawdę imponująca, gdyż pozwalała zakupić niemal 40 ton zboża.
- Marcja Fausta, liberta, wzięła pożyczkę w wysokości 2000 sesterców od przedstawiciela Sulpicii.
- wolnourodzona Caesia Priscilla zadłużyła się u rodu Sulpicii na kwotę 24,000 sesterców.
Jedyna zachowana tabliczka z tzw. triptychonu (dokument składający się z trzech tabliczek) ukazuje nam interesującą transakcję/umowę dokonaną przez niewolnika na polecenie swojej pani. Przyrzeczenie (stipulatio) dokonane zostało przez niejakiego Pyramusa, jednego z niewolników wysoko sytuowanej matrony Caesii Priscilli. Na tabliczce możemy wyczytać, że niewolnik składa na głos obietnicę. Gajusz – rzymski jurysta z II wieku n.e. – przedstawia tego typu przysięgę na zasadzie pytania – odpowiedzi:
Zobowiązanie jest ustnie wyrażane poprzez pytanie i odpowiedź, na przykład:
„Czy uroczyście zgadzasz się mi to oddać?”
„Uroczyście się zgadzam”
„Oddasz to?”
„Oddam to”
„Obiecujesz?”
„Obiecuję”6– Gajusz, Instytucje, 3.92
Jak widać więc w czasach antycznych zobowiązywano się dotrzymać umowy nie tylko pisemnie, ale i ustnie. Z pewnością jednak dominowała potrzeba posiadania materialnego dowodu, stąd też spisywano porozumienie na tabliczkach.
Wracając do Pyramusa – bankier Gajusz Sulpicjusz Faustus wypłacił mu 4000 sesterców, domagając się wcześniej przyrzeczenia zwrotu pieniędzy; było to tzw. mutuum (pożyczka). Dowodzi to, że prawo rzymskie było bardzo elastyczne i zezwalało nawet niewolnikom w pośredniczeniu w transakcjach/operacjach. Zapewne wysoko sytuowana Rzymianka chciała uniknąć plotek na swój temat lub publicznego zjawiania się w przedstawicielstwie bankowym.
Powszechne przekonanie o braku aktywności kobiet rzymskich w sferze publicznej jest błędne. Nie miały one naturalnie podobnej sytuacji jak mężczyźni, jednak wykorzystując w odpowiedni sposób prawo mogły prowadzić własne interesy, dbać o finanse oraz zapożyczać się. Śmierć ojca nie oznaczała, że kobieta automatycznie przechodziła pod potestas męża i mogła zachować pełną niezależność otrzymując prawnego opiekuna lub dochowując się niezbędnej ilości dzieci.
Kobiety z wyższych sfer nie pojawiały się osobiście w celu dokonania operacji finansowych, a raczej korzystały z pomocy swoich wyzwoleńców lub niewolników. Prawdopodobnie zgoda na „bezpośrednie” zaciąganie zobowiązań wynikało ze spełnienia wymogów prawodawstwa Augusta, odnośnie ilości dzieci. Kobiety o niższym statusie pojawiały się zapewne osobiście, a w przypadku braku spełnienia wymogu dzietności, towarzyszyli im opiekunowie.
VIII. Czy Rzymianie mieszkali jedynie w willach i nisko-kondygnacyjnych domach?
W roku 1884 w Chicago w USA zbudowany pierwszy drapacz chmur. Liczył sobie 42 metry wysokości. Wkrótce potem New York World Building przekroczył wysokość stu metrów. W obu tych wypadkach było jednak to tylko naśladownictwo starożytnych Rzymian. Pierwsze wieżowce wyrosły bowiem właśnie w antycznym Rzymie. Były to insulae, w tym najsłynniejsza z nich, prawdziwy cud i osobliwość miasta – Insula Felicles.
Nim jednak o nieruchomości Felikuli – krótkie przypomnienie, czym była insula.
Insula to – mówiąc najprościej – dom czynszowy. Kamienica. Powstawały one w Rzymie około IV wieku p.n.e. i były odpowiedzią na stały wzrost mieszkańców w granicach murów serwiańskich. Wraz z rozrostem Republiki, a potem Cesarstwa, insule pojawiały się w wielu innych miastach imperium – przykładem będzie tu Tyr, o którym jeszcze będzie mowa. Ale oczywiście nie stały się jedynym typem miejskich domów.
W Pompejach – mieście bogatym – króluje prócz czynszowych insuli jednorodzinny domus, często rozrośnięty do rozmiarów willi (jest to antyczna wersja współczesnego podziału miast na blokowiska i osiedla jednorodzinne). Ale tam, gdzie ludność zwiększa się gwałtownie a powierzchnia miasta nie, ten tradycyjny rzymski dom zanika. Z braku miejsca insula rośnie nie w szerz, a wzwyż. Już w III wieku p.n.e. większość tych budowli ma trzy piętra – a wkrótce przekroczy i tę barierę. Insula miała bowiem generować właścicielom zysk – stąd budowano je bardzo szybko, tanio – i bardzo niechlujnie. Zawalenia, czy pożary w insulach zdarzały się częściej niż często. Stąd próba ograniczania wysokości rzymskich budowli przez kolejnych cesarzy, na przykład Oktawiana Augusta (maksymalna wysokość 70 pes, rzymskich stóp, trochę ponad 20 metrów; 1 pes = c.a 44,5 cm) czy Trajana. Po wielkim pożarze Rzymu Neron ograniczył wysokość do 60 pes. Obostrzenia te nie obowiązywały w innych miastach cesarstwa, stąd zdziwienie słynnego Strabona, że we wspomnianym Tyrze insule są niemal tak imponujące jak w stolicy.
W samym Rzymie cesarskich zakazów przestrzegano dość swobodnie. Dość powiedzieć, że jedyna rzymska zachowana insula, pochodząca z II wieku n.e. leżąca u stóp Kapitolu pięciopiętrowa Insula dell’Ada Coeli szacowana była na 30 metrów wysokości (zachowane ruiny mają ich 23). Jaką wysokość miał wobec tego pierwszy mieszkalny wieżowiec świata – owa Insula Felicles (Felicula) – trudno powiedzieć. Ośmiopiętrowy twór powstał w okresie największego rozkwitu Cesarstwa, a jego sława odbiła się szerokim łukiem po całym obszarze Morza Śródziemnego. Przykładem niech będzie umieszczenie tego budynku w polemikach Tertuliana z Walentynianami. Budynek ten stał koło Cyrku Flaminiusza jeszcze w IV wieku n.e. i traktowany był, wraz z Kolumną Aureliana i Panteonem, jako atrakcja turystyczna ówczesnego miasta. Na tle pięcio- czy sześciopiętrowych, liczących po 40 metrów wysokości, insulae nieruchomość Felikuli musiała wyglądać naprawdę imponująco. Dużo mniej informacji mamy o stojącym na południowo-wschodnim stoku budynku zwanym Septizodium (od cesarza Septymusza Sewera). Niewiele po nim pozostało, lecz część naukowców szacuje jego wysokość na jakieś 70 metrów.
Niestety, do dzisiejszego dnia te giganty nie przetrwały. Na szczęście zachowały się te odrobinę niższe insule. W samym Rzymie jest, jak wspominałem, jedna; trochę odkopano w Pompejach i Herkulanum. Prawdziwą zaś ostoją tych antycznych blokowisk jest Ostia – w dawnym portowym mieście przetrwała ogromna liczba tych budowli uzmysławiająca nam, jak wielu mieszkańców tłoczyło się w miastach tamtego czasu – podobnie zresztą jak i we współczesnych metropoliach.
IX. Czy Rzymianie zawsze byli geniuszami budowlanymi?
Rzymianie pozostawili po sobie wiele wspaniałych budowli, wiele z nich przetrwało do dzisiejszych czasów w lepszym lub gorszym stanie zachowania. Wielką popularnością wśród Rzymian cieszyły się amfiteatry, na których gromadziły się tłumy ludzi, aby zobaczyć walki gladiatorów. Niestety na jednym z nich w wyniku skąpstwa doszło do ogromnej tragedii, której skutkiem była liczba ofiar śmiertelnych porównywalna do strat legionów rzymskich w bitwie w Lesie Teutoburskim 9 r. n.e.
Dzisiaj możemy podziwiać pozostałości i ruiny kamiennych aren, lecz w miastach imperium budowano także amfiteatry zbudowane z drewna, które jednak z czasem zostały wyparte przez te pierwsze. Jedna z takich konstrukcji została wzniesiona w oddalonej o 8 kilometrów na północ od Rzymu Fidanie, gdzie w 27 r. n.e. stała się miejscem największej katastrofy stadionowej w historii Rzymu. Przebieg całego wydarzenia opisał rzymski historyk Tacyt w swoich Rocznikach, gdzie wspomina o Atyliuszu – prawdopodobnie przedsiębiorcy, wywodzącego się z rodziny wyzwoleńców, który chciał zorganizować igrzyska gladiatorskie. W tym celu podjął się budowy drewnianego amfiteatru, bardzo jednak skąpił i oszczędzał na materiałach do jego budowy. Nie zbudował on fundamentów na stabilnym gruncie ani nie wzmocnił nadziemnej części konstrukcji solidnymi krokwiami. Według Tacyta uczynił tak, ponieważ nie robił tego z nadmiaru pieniędzy czy ambicji, ale dla jak największego chciwego zysku.
Gdy budowa obiektu dobiegła końca zorganizowano walki gladiatorów, tłumy widzów wypełniły arenę do ostatniego miejsca. Niestety pod naporem wypełnionych trybun drewniana konstrukcja nie wytrzymała i zawaliła się częściowo do wewnątrz, a częściowo na zewnątrz miażdżąc i grzebiąc mnóstwo ludzi zarówno na samym stadionie jak i na pasażu sklepów wokół niego. Ci, którzy zostali zabici od razu ponieśli stosunkowo szybką i bezbolesną śmierć. O wiele gorszy los spotkał tych, którzy zostali przysypani elementami budynku lub mieli zmiażdżone bądź wyrwane kończyny przeżywając okropne cierpienia. Wielu z nich zapewne zmarło dopiero kilka dni po tych wydarzeniach. Tacyt twierdzi, że liczba ofiar zabitych i okaleczonych wyniosła około 50 tysięcy osób. Z kolei inny historyk Swetoniusz w Żywotach cezarów podał, że tylko sama liczba ofiar śmiertelnych wyniosła ponad 20 tysięcy ludzi. Jest to porównywalna liczba do strat legionów rzymskich w krwawej bitwie w Lesie Teutoburskim gdzie poległo od 25 do 30 tysięcy legionistów.
Po tych wydarzeniach Senat rzymski zadecydował, że organizacją igrzysk gladiatorów mogą zajmować się wyłącznie ludzie, których majątek wynosi co najmniej 400 000 sesterców oraz, że od teraz amfiteatr może zostać wzniesiony tylko na gruncie, którego stabilność została wcześniej sprawdzona. Sam sprawca całego zdarzenia Atyliusz został wygnany i nie wiadomo jak potoczyły się jego dalsze losy. Jak widać oszczędność na materiałach budowlanych, a tym samym na bezpieczeństwie mu nie popłaciła, został zapamiętany, jako winny śmierci tysięcy osób okrywając się hańbą.
X. Czy antyczni Rzymianie posypali ziemię pokonanej Kartaginy solą?
Powszechnie ukuło się stwierdzenie mówiące, że antyczni Rzymianie po pokonaniu Kartaginy w 146 roku p.n.e. nie tylko zrównali miasto z ziemią, ale i posypali je solą, chcąc w ten sposób upewnić się, że nic nie wyrośnie na tych znienawidzonych terenach.
Kartagina dominowała na wodach Morza Śródziemnego kilkaset lat pierwszego tysiąclecia p.n.e. Wraz z rozrostem republiki rzymskiej doszło do konfliktu interesów, który doprowadził do wyniszczających trzech wojen punickich. Dwa pierwsze starcia były wyrównaną walką mocarstw, z których zwycięsko wyszedł Rzym; głównie za sprawą determinacji oraz niekończących się zapasów ludzkich. Trzecia wojna punicka (149-146 p.n.e.) w dużej mierze była jedynie egzekucją dokonaną przez potężną Republikę na słabej i podporządkowanej Kartaginie. Elity państwa rzymskiego (w tym słynny Katon Starszy) dążyły do zniszczenia znienawidzonych Punijczyków, którzy ośmielili się niegdyś postawić stopę w Italii i zagrozić istnieniu Republiki. Kartagina po porażce w drugiej wojnie punickiej zmuszona została do zapłaty olbrzymich kontrybucji wojennych i ograniczenia swojej suwerenności oraz polityki zagranicznej na rzecz Rzymu. Po latach skrupulatnej spłaty zobowiązań finansowych miasto podnosiło się z kolan, co rodziło zaniepokojenie wśród wielu polityków rzymskich, którzy notabene szukali kolejnych zysków. Wykorzystując konflikt Kartaginy z Numidią, wymuszono kolejną wojnę. Po trzech latach oblężenia dobrze obwarowanej Kartaginy, miasto zostało zdobyte przez wojska Scypiona Afrykańskiego Młodszego wiosną 146 roku p.n.e.
Czytając historię wojen punickich w wielu książkach znaleźć możemy informację, że Rzymianie po zburzeniu Kartaginy posypali jej ziemię solą, tak aby nic więcej na niej nie wyrosło. Miało to być pełne podkreślenie upadku niegdysiejszego rywala. Przekaz ten jednak nie ma żadnej wzmianki w antycznych źródłach. Za sprawą pisarza greckiego z I wieku p.n.e. – Diodora Sycylijskiego – wiemy że miasto zostało zrównane z ziemią, a Kartagińczycy unicestwieni7. Z kolei np. Horacy czy Propercjusz twierdzą, że po zburzeniu miasta, symbolicznie zaorano ziemię, podkreślając pełną anihilację. Najbardziej wiarygodnym źródłem antycznym jest przekaz Polibiusza w „Dziejach”. Polibiusz był przyjacielem i towarzyszem Scypiona Młodszego w kampanii afrykańskiej. W jego dziele nie znajdziemy żadnych informacji o posoleniu ziemi, a jedynie wzmiankę, że miasto pełne było ruin; a nie że zostało w pełni zniszczone. Późniejszy autor – Appian z Aleksandrii – przekazał, że odbudowa miasta miała miejsce na zlecenie Oktawiana Augusta pod koniec I wieku p.n.e. Jednak aby uniknąć złych zaklęć, które rzucono na ziemię, gdzie stała Kartagina, zdecydowano się wznieść miasto w niedalekiej odległości.
Absolutnie jednak, brak jest jakichkolwiek wzmianek odnośnie posolenia ziemi kartagińskiej, tak aby uniemożliwić w przyszłości kultywowania ziemi. Z całą pewnością takie stwierdzenie pojawiło się w XIX-wiecznej historiografii, która następnie była regularnie powielana. Autorzy z wspomnianego wieku nawiązywali do starożytnego Bliskiego Wschodu, gdzie m.in. w źródłach asyryjskich lub hetyckich znaleźć można informację, że solenie ziemi miało charakter przeklęcia i aspektu rytualnego.
Co interesujące, ziemie otaczające Kartaginę uznano jako ager publicus (ziemie publiczne), i przekazano je w użytkowanie lokalnej społeczności oraz rzymskim i latyńskim kolonistom. W krótkim czasie po pokonaniu Kartaginy w III wojnie punickiej, obszar ten był ważnym źródłem zboża, które transportowano do Rzymu. Innym ciekawym zagadnieniem jest, że Rzymianie używali soli jako czynnika odstraszającego pasące się zwierzęta. Wspomina o tym Pliniusz Starszy w swojej encyklopedii „Historia naturalna”8.