Ammianus Marcellinus to ostatni wielki historyk ginącego świata rzymskiej civitatis. Jego „Dzieje rzymskie” (Res gestae) powstały w momencie szczególnym, gdy Imperium Romanum powoli wkraczało w czas nieodwracalnych przeobrażeń, które w konsekwencji doprowadziły do ukształtowania nowego oblicza Europy.
Dzieło to jest przebogatą panoramą rzymskiej historii od roku 96 n.e. do bitwy pod Adrianopolem czyli roku 378 n.e. Niestety do naszych czasów zachowało się tylko 18 ksiąg z lat 353-378 n.e. Historyk dużo uwagi poświęca północnym ziemiom cesarstwa m.in. Galii, której tereny były regularnie najeżdżane przez plemiona germańskie. Tak się też stało w roku 357 n.e. Przeciwko Alamanom wyprawił się cezar Julian. Do decydującej bitwy tej kampanii doszło pod Argenturatum. Germanie byli pewni zwycięstwa, tym bardziej, że pewien zbieg z oddziałów pomocniczych poinformował ich, że Rzymianie mają tylko 13 tysięcy żołnierzy. Wysłali, więc do cezara posłów z zuchwałym żądaniem, aby wycofał się z terenów, które zajęli dzięki męstwu i mieczom (Dzieje rzymskie 16,12,3). Julian nie podjął negocjacji, a posłów uwięził.
Bitwa pod Argentoratum rozegrała się w upalny sierpniowy dzień 357. Po germańskiej stronie do walki stanęło siedmiu królów, dziesięciu książąt, długi szereg wielmożów oraz 35.000 wojowników (D.rz.16,12,26). Na tle Germanów szczególnie wyróżniał się Chnodomar, król Alamanów odziany w ognisty pióropusz, dosiadający potężnego rumaka i wsparty na wyjątkowo długim oszczepie. Wnet zagrały trąby i bitwa się rozpoczęła. Barbarzyńcy przygotowali zasadzkę, ukrywając część wojowników w rowach, lecz rzymski dowódca Sewerus wyczuł niebezpieczeństwo i ostrożnie posuwał się do przodu. Julian obserwujący wszystko ze wzgórza, sądził, że Rzymianie boją się starcia z Germanami. Popędził, więc tam natychmiast na czele przybocznego oddziału 200 jeźdźców, aby zachęcić swoich do walki. Nagle w szeregach piechoty alamańskiej usłyszano okrzyki gniewu i zauważono zamieszanie. Piesi wojownicy zażądali, by książęta germańscy zsiedli z koni i dzielili z nimi wszelkie niebezpieczeństwa. Jako pierwszy zsiadł z konia Chnodomar.
Ze straszliwy krzykiem i wściekłością, wymachując dzidami tysiące Alamanów rzuciło się biegiem na legionistów. Lewe skrzydło wojsk rzymskich załamało się i żołnierze zaczęli uciekać, lecz Julian natychmiast tam pogalopował i zagrzewał ludzi do walki. Na pomoc przybyły też oddziały pomocnicze Kornutów ( nazwa pochodzi od znaków w kształcie rogu – cornua noszonych na hełmie i tarczy) i Brakchiatów (oni dla odmiany nosili na ramieniu spinki, po łacinie – braccae) oraz rzymscy sprzymierzeńcy – Batawowie. Nie był to jeszcze koniec zmagań, bo oto do walki wyrwała się gromada germańskich wojowników z najznamienitszych arystokratycznych rodów i potężnym uderzeniem przerwała szeregi rzymskiej piechoty. Był to najkrwawszy dla obu stron, lecz ostatni już zryw Alamanów. Desperacki szturm się nie powiódł i barbarzyńcy zaczęli stopniowo się cofać, a później bezładnie uciekać. Wielu zginęło w zdradliwym nurcie Renu. Legioniści zaś ruszyli w pościg z takim zapamiętaniem, że oficerowie z trudem zdołali ich powstrzymać.
Według relacji Ammiana Rzymian poległo 243 w tym 4 wyższych oficerów. Natomiast straty wśród Alamanów były ogromne; podobno naliczono 6 tysięcy zabitych. Wielu dostało się do niewoli. Najznamienitszym jeńcem był sam Chnodomar, którego przewieziono do Rzymu. Był trzymany pod strażą na wzgórzu Celius. Zmarł tam po latach niewoli.
I tak zakończyła się jedna z wielu zbrojnych kampanii prowadzonych przeciw plemionom germańskim, które w IV wieku n.e. coraz śmielej poczynały sobie na ziemiach cesarstwa.