Rozdziały
Ammianus Marcellinus, autor dzieła Dzieje rzymskie (łac. Res gestae), dzięki któremu bardzo dobrze znamy historię Imperium Rzymskiego w latach 353-378 n.e., pełniąc wiele funkcji państwowych i będąc uczestnikiem tak znaczących wydarzeń ówczesnego świata, jak oblężenie Amidy i wyprawa na Ktezyfont cesarza Juliana Apostaty, nie poprzestał w swoim dziele tylko na opisie tego typu wydarzeń wojskowo-politycznych.
Z jego relacji znamy także kataklizmy, jakie nawiedziły Imperium w połowie IV w. n.e. Ammianus pisze o trzęsieniach ziemi: w Syrii 18 maja 363 r. n.e., w Tracji i Azji Mniejszej w grudniu tego samego roku, ogromnym trzęsieniu ziemi we wschodniej części Morza Śródziemnego 21 lipca 365 r. n.e. oraz trzęsienie ziemi w Luzytanii w 382 r. n.e. Największym z nich, o magnitudo powyżej 8,5 w skali Richtera, było to z roku 365 – prawdopodobnie największe trzęsienie ziemi w basenie Morza Śródziemnego w pierwszym tysiącleciu naszej ery, a być może nawet w całej historii tego regionu. Nie jest to katastrofa tak znana, jak wybuch Wezuwiusza i zniszczenie Pompejów i Herkulanum, ale z pewnością zasługuje na zwrócenie na niej większej uwagi niż obecnie.
Zniszczenia
Trzęsienie ziemi o świcie 21 lipca 365 r. n.e. miało epicentrum pod wodą u zachodnich wybrzeży Krety. Fala tsunami powstała w jego wyniku zniszczyła wybrzeża centralnej i wschodniej Grecji, Cypru, Sycylii, Libii, Egiptu i resztę wschodniego wybrzeża Morza Śródziemnego. Według Ammianusa Marcellinusa woda, unosząc statki i tysiące zabitych ludzi np. w Aleksandrii wdarła się ok. 2 mile w głąb lądu (ok. 3 km). Na Krecie, najbliższej epicentrum zniszczeniu uległy prawie wszystkie osady położone nad morzem. Z racji największych zniszczeń i bliskości epicentrum samą katastrofę nazywa się czasami „kreteńskim” trzęsieniem ziemi. W wyniku fali tsunami zatopione został port i duża część miasta Apollonia i Sabratha w dzisiejszej Libii. Ślady zniszczeń odnajdywane są podczas wykopalisk również w zachodniej części wybrzeża Morza Śródzemnego, np. w ruinach Neapolis, na terenie dzisiejszej Tunezji. Katastrofa odcisnęła duże piętno na ówczesnych ludziach i kolejnych generacjach. Jeszcze pod koniec VI w. w Aleksandrii dzień katastrofy 21 lipca wspominano jako „dzień grozy” lub „dzień strachu”.
Geologia i odbiór współczesnych
Trzęsienie 365 r. n.e. było spowodowane dużą aktywnością sejsmiczną płyt tektonicznych we wschodniej części Morza Śródziemnego między IV a VI w. n.e. Było ono też największym z całej serii trzęsień nawiedzających pogranicze Azji, Europy i Afryki w tamtych czasach (ledwie kilka lat wcześniej – w 363 r. n.e. trzęsienie nastąpiło w Palestynie, Syrii, Bitynii i Tracji). W wyniku kataklizmu roku 365 prawdopodobnie sama wyspa Kreta wypiętrzyła się aż o 9 m.
Ludzie ówcześni próbowali tłumaczyć sobie, jaka jest przyczyna tak wielkiego kataklizmu. Przejawia się to w pismach starożytnych pisarzy chrześcijańskich, jak i pogańskich, którzy próbowali wyjaśnić trzęsienia ziemi gniewem Boga lub pogańskich bóstw. Miała być to kara wymierzona ludziom za grzechy (np. zmarły 2 lata wcześniej cesarz Julian Apostata próbował przywrócić świetność pogańskim kultom) lub z punktu widzenia pogan kara za odejście od wierzeń starożytnych. Część pisarzy, szczególnie w późniejszych wiekach – już po fakcie, interpretowała kataklizm jako ostrzeżenie przed wojnami domowymi, najazdami barbarzyńców i upadkiem Imperium.
Relacja Ammianusa Marcellinusa
Poniżej tłumaczenie przekazu Ammianusa Marcellinusa na temat kreteńskego trzęsienia ziemi w roku 365 n.e. w tłumaczeniu Ignacego Lewandowskiego (Dzieje rzymskie, fragment księgi dwudziestej szóstej):
(…) dnia 21 lipca, za pierwszego konsulatu Walentyniana i jego brata, nagle na całym świecie wystąpiły straszne zjawiska, o jakich nam dotąd nie donosiły ani legendy, ani rzeczywiste relacje o dawnych czasach. Zaraz bowiem po wschodzie słońca zaczęły gęsto bić pioruny i wprowadzać w silne drgania całą stabilną masę ziemską. Odepchnięte od brzegu morze opłynęło wstecz skłębionymi falami, także na odsłoniętych głębinach dna można było oglądać różne gatunki morskich zwierząt zanurzone w błocie. Na rozległe doliny i ogromne góry, które pierwotnie natura – jak można przypuszczać – ukryła ongiś w przepastnych wodnych otchłaniach, padały teraz promienie słońca. Wiele okrętów osiadło jakby na suchej ziemi, a ludzie przechadzali się swobodnie pomiędzy niewielkimi bajorkami wody, aby rękoma zbierać ryby i tym podobne stworzenia. Wtedy z kolei odwrotnie – wezbrały rozhukane odmęty morskie, a jakby rozgniewane swą porażką, przelewały się przez płytkie miejsca i rozbijały gwałtownie o wyspy oraz rozciągające się szeroko przestrzenie lądu stałego. Zrównały z ziemią niezliczone budowle zarówno w miastach, jak i w ogóle wszędzie tam, gdzie tylko napotkały je na swojej drodze. Tak więc zakryte oblicze świata poprzez szalejącą niezgodę żywiołów ukazało niejako odmienną postać przedziwnych zjawisk. Cofające się bowiem z pełnego morza masy wód, czego przecież nikt się nie spodziewał, zgładziły i zatopiły wiele tysięcy ludzi, a na skutek tego, że powracający żywioł wywołał wiry, uległy także zniszczeniu niektóre okręty. Ujrzano je później, kiedy opadły wezbrane wody, a ciała ludzi, pozbawionych życia podczas katastrofy statków, leżały na plecach bądź na brzuchu. Inne zaś olbrzymie okręty, przesunięte przez gwałtownie dmące wiatry, osiadły wysoko na dachach domów, jak to się zdarzyło w Aleksandrii, a niektóre znalazły się nawet niemal 2 mile od brzegu. Ja sam podczas podróży widziałem koło miasta Motona lakoński statek, który rozpadł się na skutek długotrwałego próchnienia.