Rzymianie, jako naród słynący ze swojej bogobojności już w czasach starożytnych, starali się możliwie jak najczęściej kierować państwem zgodnie z wolą bogów odczytywaną poprzez znaki wróżebne. Naród Kwirytów wielce szanował ptaki, gdyż to właśnie z ich lotu za pomocą auspicjów przepowiadano przyszłość i boskie zamiary.
Mało kto jednak wie, jak wielką estymą u starożytnych wieszczy cieszyły się… kury. Wróżenie za pomocą kur wróżebnych – alektriomancja (z gr. kura) miało status publicznych auspicjów, często wagi państwowej. Ptakami zajmował się nawet specjalnie powołany do tego człowiek, tzw. pullularius, którego zadaniem było dostarczenie ptaków na miejsce i przygotowanie ich do wróżby. Samo wieszczenie polegało najczęściej na obserwacji ptaków dziobiących rozrzucone ziarno: znak odczytywano jako pomyślny, gdy kury zjadały je chętnie, i niepomyślny, gdy nie były nim zainteresowane.
Swetoniusz w biografii Tyberiusza opisuje historię Klaudiusza Pulchera, który przed bitwą morską pod Drapani u wybrzeży Sycylii w 249 roku p.n.e. postanowił poradzić się wyroczni właśnie za pomocą tej metody. Kiedy zobaczył, że kury nie chcą zjadać ziarna, rozkazał – wściekły – wyrzucić je za burtę, aby „piły, skoro nie chcą jeść” (bitwę rzecz jasna przegrał, na dodatek tracąc 93 ze 120 okrętów).
Bardziej dociekliwi mogli polegać na innej formie alektriomancji, udzielającej konkretnej odpowiedzi. Starożytni zalecali narysowanie na ziemi okręgu, podzielonego na tyle części, ile liter liczył sobie grecki alfabet (podpowiadamy, że dwadzieścia cztery) oraz rozsypaniu na nich ziarna. Wówczas do środka okręgu należało wpuścić koguta o określonym przez wróżbę kolorze, który nie zaznał jeszcze kury (gra słów – z greki niezaślubiony). Litery, do których podszedł w pierwszej kolejności, tworzyły odpowiedź wyroczni na zadane pytanie. Mówi się, że właśnie w ten sposób cesarz Walens poznał imię swojego następcy (alektriomantyczny kogut wydziobał ziarno z liter T.E.O.D).