Wał Hadriana, Vallum Hadriani, to bodaj najsłynniejsza z rzymskich limes. Powstał w latach 121-129 n.e. i ciągnął się na długości 117 kilometrów dzisiejszej wsi Bowness nad Solway Firth po twierdzę Segedunum (dziś to Wallsend nad Tynem).
Wał przecinał więc Brytanię niemal po linii od wschodu do zachodu i – prawdopodobnie – miał bronić tą najbardziej na północ wysuniętą rzymską prowincję przed atakami kaledońskich Piktów. Względnie – jak powiedziałby poeta – oddzielać miał Światło od Ciemności. Ale to już wiecie. Jest jednak coś, o czym niekoniecznie musieliście słyszeć.
Wędrując wzdłuż dawnych fortyfikacji – zachowanych całkiem dobrze mimo upływu lat – zauważyć można niezwykle regularną konstrukcję umocnień. Co 500 metrów wyrastały wieże strażnicze (dziś zwane po angielsku „zamkami milowymi”, „milecastle”), a co półtora kilometra budowano niewielkie obozy dla strzegących muru żołnierzy. Regularnie też – to ważna informacja – pojawiały się też bramy: Wał Hadriana nie miał odgrodzić Kaledończyków od Imperium – miał jedynie, jak byśmy dziś powiedzieli, regulować przepływ ludzi i towarów. Były to więc tak naprawdę długie na 117 kilometrów i dość kosztowne w budowie rogatki.
No, z tymi kosztami budowy może trochę przesadziłem – warto pamiętać, że fortyfikacje budowali żołnierze z trzech miejscowych legionów – i zapewne nie była to najprzyjemniejsza służba. Z zachowanych w Windolandzie (najbardziej na północ położone rzymskie miasto, opuszczone i niezasiedlone od końca Starożytności, przez to tak lubiane przez archeologów) dokumentów – a była to w dużej mierze prywatna korespondencja zwykłych Rzymian – dowiadujemy się, że już wtedy klimat Brytanii – umiarkowany morski – był powodem utyskiwania południowców. Było zimno i wilgotno, dookoła Windolandy pełno było bagien i torfowisk (owa torfowa ziemia sprawiła, że do naszych czasów przetrwało tam bardzo wiele przedmiotów codziennego użytku, które normalnie nie zachowałyby się), a i sama Windolanda… Cóż, kto widział pozostałości miasta, ten wie, że nie była to wielka metropolia. Na dodatek w Brytanii nijak nie chciała rosnąć winna latorośl – a jak urosła, to wino było niezwykle podłe. Do tego – zapewne, tu mogę trochę konfabulować, ale przecież człowiek zawsze jest człowiekiem – Brytania leżała daleko od Rzymu. Co oznaczać mogło, że urzędnicy – na przykład administrujący budową Wału Hadriana – czuli się wyjątkowo bezkarnie… Naprawdę, służba wojskowa w Brytanii nie mogła należeć do ulubionych pośród rzymskich legionistów.
Może to właśnie swego rodzaju bunt żołnierzy-budowniczych jest powodem najdziwniejszej konstrukcji Wału Hadriana? Oto bowiem niedaleko antycznej Windolandy i współczesnego Housesteads znajduje się brama… donikąd.
Jak pisałem – Wał przecina Brytanię niemal po linii prostej, biegnąc niczym strzała po miejscowych wzgórzach, to opadając, to się wznosząc, a bramy, wieże i forty znajdują się w regularnych odstępach. Jaki był jednak sens budowania bramy w momencie, kiedy mur postawiony był na krawędzi urwiska? Ja go nie widzę – może więc był to taki przejaw buntu budowniczych: wy nam każecie budować, to zbudujemy jak nam każecie. Byłby to chyba pierwszy w historii przykład strajku, nomen omen, włoskiego.
Alternatywnym tłumaczeniem jest chyba tylko zbyt ścisłe trzymanie się rozkazów i wytycznych: skoro na tym kilometrze muru ma być brama, to być musi – i nieważne dokąd prowadzi.
Która z tych dwóch możliwości jest prawdziwa (jeśli któraś jest, oczywiście) nie dowiemy się chyba nigdy.
I jeszcze jedna sprawa: która to brama jest taką niesforną – wszystkie mają bowiem swoje numery? Tą informację zachowam sobie in pectoram – sami jedźcie i poszukajcie, w końcu to jedna z atrakcji Wału Hadriana.