Rozdziały
Bitwa nad rzeką Alią, stoczona w roku 390 p.n.e. (według rzymskiego kalendarza) lub 387/6 p.n.e. (według greckiego kalendarza), pomiędzy Rzymianami a Seonami (jednym z galijskich plemion), zakończyła się upokarzającą klęską wojsk rzymskich. W konsekwencji, kilka dni po bitwie Galowie zajęli Rzym, który doszczętnie splądrowali.
Tło konfliktu
Senonowie byli jednym z wielu galijskich plemion, które dokonało inwazji na północną Italię. Następnie osiedlili się na wybrzeżu Adriatyku, wokół miasta Ariminum (obecnie Rimini). Według Liwiusza, zostali wezwani do etruskiego miasta Kluzjum (obecnie Chiusi), przez Arrunsa, który chciał się zemścić na Lukomie za to, że ten uwiódł jego żonę. Lukom był jednak bardzo wpływowy i Arruns zdawał sobie sprawę, że aby wywrzeć zemstę, będzie potrzebował pomocy z zewnątrz. Narzędziem jego zemsty miały być właśnie plemiona galijskie. Gdy Seonowie się pojawili, na mieszkańców Kluzjum padł blady strach i poprosili Rzym o pomoc. Rzymianie wysłali trzech ambasadorów, którzy byli synami Marka Fabiusza Ambustusa, który był jednym z najbardziej wpływowych, rzymskich arystokratów. Trzej bracia ostrzegli Galów, że atak na Kluzjum doprowadzi do wojny, gdyż Rzym będzie bronił miasta Etrusków. W takiej sytuacji rozpoczęto rokowania pokojowe. Seonowie byli gotowi zawrzeć pokój, pod warunkiem że mieszkańcy Kluzjum ofiarują im ziemię. Podczas negocjacji wybuchły jednak walki, do których dołączyli rzymscy posłowie, a jeden z nich zabił nawet galijskiego wodza. Było to pogwałceniem obowiązujących praw, gdyż ambasadorowie powinni być neutralni. Galowie ponieśli w starciu klęskę i odtrąbili odwrót, aby zastanowić się nad dalszym planem działania. Część z nich chciała od razu pomaszerować na Rzym, jednakże starszyzna plemienna stwierdziła, że najlepiej będzie wysłać posłów do Rzymian i zażądać wydania zabójców wodza w ich ręce. Gdy posłowie przedstawili swoją sprawę senatowi, ten z jednej strony przyznał im rację i uznał, że bracia Fabiuszowie, jako ambasadorowie, nie powinni brać udziału w żadnych walkach, ale jednocześnie nie chciał narażać się rodzinie Fabiuszów, która miała duże wpływy w Rzymie. Senatorowie, nie chcąc brać na siebie odpowiedzialności, przekazali sprawę do rozpatrzenia zgromadzeniu narodowemu, które z kolei nie tylko nie przyznało racji Galom (gdyż także wolało się nie narażać wpływowemu rodowi), ale dodatkowo wybrało trzech braci Fabiuszów na nowych trybunów wojskowych. Rozwścieczeni takim postępowaniem Galowie opuścili Rzym, grożąc otwartą wojną. Gdy starszyzna plemienna dowiedziała się, że nie tylko nie wydano morderców w ich ręce, ale jeszcze obdarzono zaszczytami, wśród Galów zawrzało:
Tymczasem Gallowie dowiedzieli się, że uczczono jeszcze gwałcicieli prawa ludzkiego, a z ich poselstwa zadrwiono. Zawrzeli więc gniewem — nad którym lud ten w ogóle nie panuje — podnieśli sztandary i pośpiesznym marszem puszczają się w drogę. Miasta, przerażone hałasem ich szybkiego pochodu, chwytały za broń, wieśniacy uciekali ze wsi, a oni wszędzie, gdzie szli, głośno krzyczeli, że idą na Rzym(…)
– Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu, V.37
Wobec fiaska rozmów pokojowych z Rzymem, Seonowie postanowili ruszyć na Rzym. Głównym wodzem wyprawy wojennej był Brennus.
Nieco inaczej całą historię opisuje Dionizjusz z Halikarnasu. Według niego, Lukom był królem miasta i przed swoją śmiercią przekazał Arrunsowi opiekę nad swoim synem. Kiedy ten dorósł, zakochał się w żonie Arrunsa i uwiódł ją. Zdradzony mąż udał się do Galii, aby sprzedawać oliwki, wino i figi. Galowie, zachwyceni tymi towarami, mieli dopytywać się Arunsa, gdzie można znaleźć takie dobra. Odparł im wtedy, że w bardzo żyznej krainie, która jest wielka i bardzo mało zaludniona, a jej mieszkańcy są kiepskimi wojownikami. Doradził im też, aby najechali owe miejsce, wypędzili dotychczasowych mieszkańców i sami się tam osiedlili, co też Galowie uczynili. Rzymianie wysłali ambasadorów, a jeden z nich, Kwintus Fabiusz, miał zabić jednego z galijskich wodzów. Galowie wysłali do Rzymu posłów i zażądali wydania w swoje ręce zabójcy oraz jego braci, aby mogli dokonać pomsty. Senat rzymski odmówił tym żądaniom, gdyż nie chciał narażać się wpływowej i bogatej rodzinie Fabiuszów. Z drugiej jednak strony senatorowie przyznali, że ambasadorowie zawinili i nie mieli prawa mieszać się do żadnych walk. Zaproponowali więc Gallom finansowe zadośćuczynienia w zamian za śmierć wodza. Galijskich posłów taka propozycja rozwścieczyła i opuścili Rzym, oznajmiając że to wystarczający powód do wojny. Wódz Seonów Brennus, któremu posłowie donieśli o przebiegu rozmów, poczuł się upokorzony propozycją senatu i postanowił rozpocząć wojnę z Rzymem.
Bitwa nad rzeką Alią
Według Liwiusza, Rzymianie całkowicie zignorowali zagrożenie ze strony Seonów. Nie przeprowadzono nawet większego niż zwykle poboru do armii. Byli więc bardzo zaskoczeni, gdy dowiedzieli się, że Galowie znajdują się w odległości „jedenastego kamienia milowego” (czyli szesnastu kilometrów). Przerażeni nie na żarty trybunowie, zebrali pośpieszenie wojsko i wymaszerowali przeciwko agresorom. Liwiusz twierdzi, że przygotowując się do bitwy, trybuni popełnili karygodne błędy. Źle rozmieścili wojsko, nie zbudowali umocnień ani nie obwarowali obozu i co najgorsze nie złożyli ofiar bogom oraz nie poradzili się wróżbitów:
Trybuni wojskowi ani nie wybrali miejsca dogodnego pod obóz, ani nie zbudowali wału, za który mogliby się schronić, a nie pamiętając nawet o bogach — jeżeli już nie pamiętali o sprawach ludzkich, nie zasięgnęli porady znaków na niebie ani nie złożyli ofiar; ustawili tam wojsko i rozciągnęli jego skrzydła, by nie mógł ich otoczyć tłum wrogów. Czoła wojsk nie mogły się zrównać, ponieważ przez wydłużenie linii bojowej mieli środek szyku słaby i ledwie zachowujący ciągłość.
– Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu, V.38
Tak więc centrum rzymskiego ugrupowania stanowiły oddziały rzymskie, zaś skrzydła zajęły oddziały sojusznicze. Wódz Seonów, Brennus, uznał że centrum rzymskiego szyku ma związać jego wojowników walką, podczas gdy skrzydła w tym samym momencie obejdą jego armię i uderzą na tyły. Chcąc uniknąć takiej sytuacji, Brennus zaatakował najpierw flanki rzymskiego szyku. Okazał się to być skuteczny manewr, gdyż sam odgłos bitwy sprawił, że Rzymianie wpadli w panikę i rzucili się do ucieczki. Widok uciekających głównych sił sprawił, że oddziały sojusznicze także postanowiły zdezerterować. Galowie ruszyli w pościg, bez litości zabijając swoich wrogów. Na drodze uciekinierom stanęła jednak rzeka Alia, będąca lewobrzeżnym dopływem Tybru. Wielu spośród nich podjęło próbę przeprawy wpław i ginęło w odmętach, z powodu ciężaru zbroi oraz zmęczenia, spowodowanego ucieczką. Mimo porażki, spora jednak część sił rzymskich zdołała ujść bez większych strat i dotrzeć na ziemie Wejów, skąd jednak nie wysłali posłańców do Rzymu, z wiadomością na temat swojej sytuacji. Reszta rzymskich sił dotarła do miasta, gdzie wiadomość o klęsce wywołała grozę wśród mieszkańców. Sami Galowie byli zaś zaskoczeni swoim łatwym zwycięstwem i początkowo nie ruszali z miejsca, obawiając się, że nagła ucieczka wroga to tylko strategiczny wybieg.
Zdobycie i splądrowanie Rzymu
Liwiusz opisywał, że początkowo Galowie byli bardzo zaskoczeni swoim łatwym zwycięstwem nad wojskami rzymskimi. Przez jakiś czas nie opuszczali pola bitwy, obawiając się, że nieprzyjaciel zastawił gdzieś zasadzkę. Zwycięscy wojownicy poświęcili ten czas na ograbianie poległych wrogów. Widząc w końcu, że nieprzyjaciel nie nadchodzi, powzięli decyzję o kontynuowaniu marszu na Rzym. Dotarli pod miasto tuż przed zachodem słońca i tu zaskoczył ich kolejny widok, zastali bowiem szeroko otwarte bramy oraz nieobsadzone mury. Galowie postanowili uniknąć nocnej bitwy w nieznanym miejscu i rozbili obóz pomiędzy Rzymem a rzeką Anio, odkładając do rana wkroczenie do miasta. Tymczasem mieszkańcy Rzymu nie byli świadomi, że większości ich sił udało się po przegranej bitwie ujść na ziemie Wejów. Byli przekonani, że klęskę przetrwały tylko niedobitki, które dotarły do miasta. Wszyscy byli przerażeni. Rzymianie, zdając sobie sprawę ze swojej bezbronności, postanowili że niedobitki z bitwy, młodzież zdolna do noszenia broni, a także młodzi senatorowie wraz ze swoimi rodzinami, schronią się na wzgórzu kapitolińskim, które zmieniono w punkt obronny. Flaminowie, kapłani oraz westalki, mieli zabrać „państwowe świętości” jak najdalej od miasta i dbać o to, aby kult bogów był kontynuowany. Sytuacja była tak tragiczna, że wielu starców, którzy dawniej pełnili ważne, państwowe urzędy, postanowiło zostać w mieście. Wielu z nich podążyło za swoimi synami na Kapitol, ale większość postanowiła pozostać w swoich domach. Niemal cała ludność, dla której nie było miejsca na kapitolińskim wzgórzu, opuściła Rzym i udała się na Janikulum, a następnie rozproszyła się po sąsiednich wsiach i miastach. Kapłani i westalki mogli zabrać tylko niektóre z „państwowych świętości”. Resztę zakopali w kapliczce, znajdującej się przy domu kapłana Kwiryna, a następnie opuścili miasto, wraz zresztą uchodźców. Wtedy dostrzegł ich pewien plebejusz, Lucjusz Albiniusz, który wywoził z miasta swoją rodzinę na wozie. Uznał że nie wypada, aby westalki szły pieszo, niosąc cenne relikwie. Kazał więc swej rodzinie zsiąść z wozu i umieścił na nim kapłanki oraz niesione przez nich świętości, po czym zawiózł je do Cerę, etruskiego miasta, które było sprzymierzeńcem Rzymu.
Starzy mężczyźni, którzy byli zbyt słabi aby uciekać, postanowili zostać w mieście i z godnością czekać na swój los. Ci spośród nich, którzy poprzednio zajmowali wysokie urzędy państwowe, czekali na Galów w swoich domach, ubrani w najlepsze szaty, z oznakami pełnionych przez siebie urzędów i godności. Następnego dnia, wraz z wschodem słońca, Galowie wkroczyli do miasta. Minęli otwarte bramy i wkroczyli na Forum Romanum. Wojownicy zostawili mały oddział, który miał mieć na oku załogę Kapitolu, a reszta spośród nich rozeszła się po mieście, szukając łupów. Wszędzie witały ich jednak opustoszałe ulice i puste domy. Jedynymi których spotkali, byli starcy, siedzący spokojnie w swoich domach. Początkowo Galowie byli zaskoczeni i zdumieni ich spokojem. Szybko jednak uległo to zmianie:
Bo właściwie tylko z podziwem patrzyli na mężów siedzących w przedsionkach domów, zupełnie podobnych do bogów przez swój strój, przez wygląd dostojniejszy od ludzkiego, a także i przez majestat, widoczny w rysach twarzy i powadze oblicza. Wpatrzyli się w nich jakby w posagi i tak stali. Według opowiadań jeden z nich, Marek Papiriusz, laską z kości słoniowej uderzył w głowę Galla, który zaczął gładzić jego brodę (wszyscy wtedy nosili długie brody) i przez to wzbudził w nich gniew; jego też pierwszego zamordowano, a następnie wybito innych na ich krzesłach. Po wymordowaniu dostojników nie oszczędzano już nikogo z ludzi, złupiono domy, a po złupieniu podłożono pod nie ogień.
– Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu, V.41
Liwiusz twierdził jednak, że pożary nie były zbyt duże, gdyż prawdopodobnie Galom bardziej chodziło o zastraszenie załogi Kapitolu, niż faktyczne zniszczenie Rzymu. Odniosło to jednak wręcz odwrotny skutek, gdyż widok płonących i walących się domów oraz odgłosy mordowania, jeszcze bardziej zmobilizowało obrońców do walki. Kilka dni później, gdy Galowie zrozumieli, że samym niszczeniem miasta nie uda im się złamać ducha obrońców, postanowili przypuścić atak na Kapitol. Zostali jednak odparci, ponosząc przy tym spore straty. To doświadczenie skutecznie zniechęciło ich do dalszych prób zdobycia wzgórza szturmem. Od tego momentu Galowie podzielili swoje siły na dwie części. Pierwsza miała oblegać na Kapitol, a druga splądrować najbliższe okolice, aby zdobyć żywność dla armii. Uchodźcy bowiem, a także załoga Kapitolu, zawczasu ogołocili miasto z żywności, a to czego nie zdołali zabrać, zniszczyli sami Galowie, gdy wszczęli pożary. Niektórzy z Galów dotarli do Ardei, gdzie przebywał na wygnaniu były rzymski przywódca wojskowy, Marek Furiusz Kamillus, którego oskarżono o defraudację. Kamillus zmobilizował mieszkańców Ardei do walki i w nocnym ataku doszczętnie rozbił siły Galów. Nieliczni, którzy przetrwali walkę, uciekli do Ancjum, gdzie zostali otoczeni i doszczętnie wybici przez tamtejszą ludność.
Tymczasem w Rzymie panował względny spokój. Seonowie prowadzili „martwe” oblężenie i dbali tylko o to, aby żaden z obrońców Kapitolu nie próbował przekraść się pomiędzy ich posterunkami. Miał też miejsce pewien niezwykły incydent. Jeden z Rzymian, Gajus Fabiusz Dorsuo, ubrany w uroczystą szatę zszedł z obwarowanego wzgórza kapitolińskiego i udał się na Kwirynał, gdzie złożył tradycyjną, coroczną ofiarę, po czym wrócił nie zatrzymany do swoich. Dlaczego Seonowie nic mu nie zrobili? Liwiusz uznał że albo byli oni zaskoczeni odwagą i śmiałością młodzieńca, albo bardzo wzruszeni religijnością Rzymianina, który pomimo tragicznego położenia, chciał oddać cześć swoim bogom:
(…) może Gallowie osłupieli wskutek takiego nadzwyczajnego dowodu odwagi, a może wzruszyła ich religijność, której ten lud bynajmniej nie lekceważy.
– Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu, V.46
Tymczasem żołnierze którzy uciekli na terytoria Wejów, dokonali przegrupowania, a na swojego przywódcę wybrali centuriona Kwintusa Cedycjusza. Udało im się nawet rozbić oddziały Etrusków, które korzystając z zamieszania, próbowały najechać ziemię Wejów. Z dnia na dzień siły Cedycjusza rosły w siłę, dołączyli do niego uchodźcy z Rzymu, a także ochotnicy z Lacjum. Centurion postanowił wezwać Kamillusa i przekazać mu dowodzenie, jednak na coś takiego zgodę musiał wyrazić senat, gdyż były wódz nadal przebywał oficjalnie na wygnaniu. Odważny rzymski żołnierz, Poncjusz Kominiusz, podjął się misji dostania na oblężony Kapitol i uzyskania od senatu zgody na odwołanie Kamillusa z wygnania. Udało mu się przekraść przez posterunki Galów i dostać się na oblężone wzgórze, gdzie przedstawił senatorom całą sprawę. Senat jednogłośnie zwolnił wtedy Kamillusa z wygania i nadał mu stanowisko dyktatora, dzięki czemu mógł stanąć na czele wojsk rzymskich.
Tymczasem Seonowie ponownie podjęli próbę szturmu na Kapitol. Prawdopodobnie bowiem, odkryli mało strome podejście na wzgórze, z którego skorzystał wcześniej Poncjusz. Pod osłoną nocy podjęli próbę wspięcia się na górę i prawie udało im dostać się za umocnienia wroga. Ich wspinaczka przestraszyła bowiem święte gęsi Junony, które natychmiast zaczęły hałasować i obudziły jednego z rzymskich żołnierzy, Marka Manliusza. Wszczął on alarm i dzięki jego odwadze oraz czujności, atak Galów został odparty. Tym „walecznym” wyczynem gęsi uratowały także same siebie, gdyż panujący wśród Rzymian głód spowodował, że wielu spośród nich patrzyło już na ptaki łakomym wzrokiem. Incydent z Galami sprawił jednak, że gęsi otoczono dużym szacunkiem, a tym samym uniknęły one przerobienia na strawę dla obrońców.
Z czasem głód zaczął jednak gnębić zarówno obleganych, jak i oblegających. Seonów dodatkowo dręczyła zaraza. Na swój obóz wybrali bowiem nisko położone miejsce, leżące pomiędzy wzgórzami, gdzie panowała malaria, więc wielu z nich umierało z chorób oraz upałów. Dodatkowo nie grzebali jak trzeba swoich zmarłych, co także nie wpływało pozytywnie na ich zdrowie. Brennus rozpoczął więc negocjacje z Rzymianami, nakłaniając ich do poddania się. Zaznaczył też, że w zamian za okup, sam może opuścić miasto. Przywódcy Rzymian, którzy wyczekiwali odsieczy Kamillusa, początkowo odmówili, jednak z powodu nacisku swoich ludzi, musieli się w końcu zgodzić. Brennus i trybun Kwintus Supicjusz zasiedli więc do rozmów i po negocjacjach, ustalili sumę okupu na tysiąc funtów złota. Tu jednak Rzymian czekało kolejne upokorzenie. Podczas ważenia złota, które miało miejsce przy wypłacania okupu, wyszło na jaw że Galowie dostarczyli sfałszowane ciężarki, które były cięższe niż powinny być. Gdy Rzymianie zwrócili na to uwagę, Brennus roześmiał się tylko i dorzucił na szalę swój miecz, mówiąc „Vae victis”, czyli „biada zwyciężonym”.
Płacenie okupu Seonom, w zamian za opuszczenie miasta, było upokorzeniem dla Rzymian, jednak Liwiusz twierdził, że ostatecznie nie doszło do wypłaty haraczu, gdyż podczas kłótni przy ważeniu złota, pojawił się Kamillus, na czele swojej armii. Kazał on zabrać złoto i zaprzestać jakichkolwiek targów. Brennus próbował oponować, twierdząc że porozumienie już zawarto, jednak Kamillus stwierdził że trybun wojskowy nie mógł podjąć takiej decyzji bez jego zgody, gdyż zgodnie z rzymskim prawem, w razie wyboru dyktatora wszyscy inni urzędnicy działać mogli tylko z jego polecenia, gdyż on stał najwyżej w hierarchii. Skoro więc trybun wojskowy zawarł układ z Galami bez jego wiedzy, nie miał on żadnej mocy prawnej. Następnie Kamillus rzucił wyzwanie Gallom i rozgromił ich w dwóch bitwach. Liwiusz pisze, że była to miażdżąca klęska dla Seonów, zaś samemu Kamillusowi przysporzyła ona wiele sławy i prestiżu:
A więc zaraz po pierwszym starciu zostali Gallowie rozproszeni w tak krótkim przeciągu czasu, w jakim poprzednio nad Alią odnieśli zwycięstwo Następnie w drugim porządnym starciu pod wodzą tego samego Kamillusa zostali pobici na drodze Gabińskiej przy ósmym kamieniu milowym, dokąd zwrócili się w ucieczce. Tutaj wszystkich wycięto, zdobyto obóz i nie zostawiono przy życiu ani jednego świadka klęski W ten sposób wyrwał dyktator ojczyznę z rąk wrogów i w tryumfie wrócił do miasta; wśród żołnierskich żartów, które zwykle wojsko układa dość niezręcznie sławiono go i nazywano Romulusem, ojcem ojczyzny i drugim założycielem miasta.
– Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu, V.XV
Diodor Sycylijski podał nieco inną wersję wydarzeń. Według niego Seonowie pierwszy dzień po bitwie nad Alią spędzili na polu walki, obcinając zabitym głowy, co według Diodora, było ich zwyczajem. Potem dwa dni spędzili obozując pod murami Rzymu, którego mieszkańcy panikowali, gdyż myśleli że cała ich armia została unicestwiona. Wielu Rzymian uciekało z miasta, podczas gdy przywódcy zdecydowali, że żywność, złoto, srebro oraz inne dobra, należy zabrać na Kapitol, który zamieniono w obóz obronny. Seonowie początkowo nie próbowali wedrzeć się do miasta, gdyż uważali że hałas, który z niego dobiegał, oznaczał, że Rzymianie szykują zasadzkę. Ostatecznie jednak, czwartego dnia, wyłamali bramy i wdarli się do miasta, które splądrowali, chociaż Diodor twierdził, że nie uczynili krzywdy cywilom, którzy w nim pozostali. Następnie przez kilka dni podejmowali próby zdobycia Kapitolu szturmem, jednak za każdym razem byli odpierani, ponosząc przy tym ciężkie straty. Galowie zrozumieli wtedy, że nie zdobędą wzgórza szturmem i zdecydowali się prowadzić oblężenie.
Tymczasem Etruskowie najechali ziemie Wejów, zdobywając niewolników oraz łupy. Rzymscy żołnierze, którzy schronili się na tamtych terenach, zastawili na nich zasadzkę i rozbili. Zdobyli przy tym ich obóz, odzyskując zagrabione przez nich dobra, uwalniając jeńców i zdobywając olbrzymią ilość broni. To zwycięstwo zwiększyło morale Rzymian, którzy zaczęli przegrupowywać swoje siły, powiększając je o mężczyzn, którzy uciekli z Rzymu. Szybko powzięli też decyzję o odbiciu Rzymu z rąk Galów. Rzymski żołnierz, Kominiusz Poncjusz, przekradł się na Kapitol, aby przekazać obrońcom, że rzymska armia wyczekuje okazji do kontrataku. Co ciekawe, Diodor w swojej relacji w ogóle nie wspomina o Kamillusie. Poncjusz miał przepłynąć Tyber i dostać się na Kapitol, wspinając się po stromym klifie. Gdy przekazał swoją wiadomość oblężonym, wrócił na ziemie Wejów tą samą drogą. Galowie musieli jednak odnaleźć ślady jego wspinaczki, gdyż próbowali dostać się na Kapitol w ten sam sposób co Poncjusz. Rzymianie, ze względu na stromość tego miejsca, nie strzegli go zbyt pilnie i podobnie jak w relacji Liwiusza, od klęski ocaliła ich „interwencja” świętych gęsi Junony. Po tym wydarzeniu Rzymianie podjęli negocjacje z Galami, którzy za cenę tysiąca funtów złota, zgodzili się opuścić miasto i wycofać z terenów rzymskich. Po wypłaceniu im haraczu dotrzymali danego słowa i odeszli. W drodze powrotnej zostali jednak zaatakowani przez Etrusków na równinie Trauskiej i doszczętnie rozbici.
Plutarch przedstawił z kolei znacznie dramatyczniejszy obraz zdobycia Rzymu. Galowie dotarli do miasta trzy dni po zwycięskiej bitwie. Zastali otwarte bramy, a także nieobsadzone mury. Mieli wkroczyć do miasta przez bramę kolińską. Brennus zostawił część wojowników pod Kapitolem, aby powstrzymać ewentualny atak jego załogi, a sam udał się na Forum Romanum. Tam Seonów zaskoczył widok sędziwych Rzymian, siedzących przed swoimi domami, ubranych w najlepsze szaty i z oznakami pełnionych dawniej urzędów. Początkowo Galowie bali się do nich zbliżyć i dotknąć, uważając ich za istoty nadprzyrodzone. W końcu jeden z nich zdobył się na odwagę i pogładził po brodzie jednego z Rzymian. Ten w odpowiedzi uderzył go swoją laską w głowę. Galowie wpadli wtedy w szał, zaczęli zabijać każdego kto wpadł im w ręce, nie oszczędzając kobiet i dzieci, które pozostały w mieście. Splądrowali także domy oraz wszczęli pożary, które miały trwać przez kilka dni. Podjęli także próbę szturmu na Kapitol, lecz zakończyła się ona niepowodzeniem. Plutarch napisał także, że Galowie wkroczyli do Rzymu w idy lutowe (czyli 13 lutego) a oblężenie Kapitolu trwało siedem miesięcy.
Według Plutarcha, część Galów dotarła do Ardei. Przebywający tam Kamillus był jednak na to przygotowany i rozbił ich siły. Gdy wieści o tym zwycięstwie się rozeszły, z sąsiednich regionów i miast nadpłynęli ochotnicy oraz niedobitki rzymskiej armii spod Alii. Wszyscy oni chcieli aby Kamillus został ich wodzem i poprowadził ich na Rzym. On jednak odmówił, argumentując, że przybywa na wygnaniu i może zostać wodzem tylko za zgodą senatu. Plutarch także powtarza historię Poncjusza, który przekradł się na Kapitol i uzyskał od senatu pozwolenie, na objęcie przez Kamillusa urzędu dyktatora. Łącznie z oddziałami sojuszniczymi oraz siłami rzymskimi, Kamillus miał mieć pod sobą około dwudziesty tysięcy żołnierzy.
Po epizodzie z gęsiami kapitolińskimi, Galowie mieli coraz mniej chęci do dalszego oblegania wzgórza. Brakowało im żywności, niepokoiły ich także plotki o armii Kamillusa, która maszerowała na Rzym. Seonów gnębiły także choroby, ponieważ obozowali wśród ruin i nie pogrzebali ciał zabitych, które zaczęły gnić. Oddychanie utrudniał też wiatr, które ciągle rozwiewał popioły. Ciepieli też z powodu śródziemnomorskich upałów, do których nie byli przyzwyczajeni. Z tych powodów śmiertelność w armii galijskiej była bardzo wysoka, a wszędzie w ich obozie leżały ciała zmarłych, których nie można było pochować.
Natomiast obrońcy Kapitolu nie otrzymali żadnych wiadomości od Kamillusa, gdyż Galowie pilnie strzegli całego wzgórza. Sytuację pogarszał głód. W końcu poczuli się oszukani i postanowili zapłacić Seonom okup, w zamian za opuszczenie miasta.
Kiedy Kamillus przybył do Rzymu, nakazał zabrać całe złoto z wagi i oznajmił Galom, że umowa w sprawie zapłaty okupu jest bezprawna, ponieważ on, jako dyktator, nie wyraził na nią zgody. Galowie próbowali oponować i prawie doszło do walki pomiędzy nimi a Rzymianami. Rozlew krwi powstrzymał tylko fakt, że obie armie nie mogły rozwinąć bojowych szyków w zrujnowanym mieście. Ostatecznie Brennus zabrał swoich wojowników i opuścił Rzym w nocy. O świcie zostali jednak doścignięci przez Kamillusa. Bitwa zakończyła się pogromem Galów. Niedobitki które uniknęły masakry, były bezlitośnie ścigane i zabijane przez mieszkańców okolicznych miast i wsi.
Wieści o zdobyciu Rzymu przez Galów, dotarły nawet do Grecji. Plutarch wspomniał o niedokładnej historii spisanej przez Heraklidesa z Pontu oraz Arystotelesa. Kiedy ten ostatni pisał o zdobyciu Rzymu przez Galów, stwierdził, że miasto ocalił „pewien Lucjusz”, a nie Kamillus.
Współczesne kontrowersje
Relacje o bitwie nad Alią oraz o splądrowaniu Rzymu, zostały spisane kilka wieków później, a ich wiarygodność jest dyskusyjna. Widać to zwłaszcza w rozbieżności pomiędzy Liwiuszem a Diodorem, dotyczących splądrowania miasta.
Informacje o odbiciu miasta przez Kamillusa, jest postrzegana przez wielu współczesnych historyków, jako dodatek do opowieści, gdyż nie wspomnieli o tym ani Diodor Sycylijczyk, ani inny grecki historyk, Polibiusz. Diodor stwierdził, że Galowie zostali pokonani przez Etrusków na równinie Trauskiej (niezidentyfikowanym do dziś miejscu), gdy wracali z południowej Italii. Strabon napisał natomiast, że Galów rozgromili mieszkańcy Cerę (sprzymierzonego z Rzymianami etruskiego miasta, w którym znalazły schronienie westalki), którzy przy okazji odzyskali złoto, którym Rzymianie zapłacili Seonom haracz, w zamian za opuszczenie miasta. Tym samym przeczy to wersji, że Kamillus nie dopuścił do wypłaty okupu. Jak już wspomniano, Plutarch twierdził, że według Arystotelesa, Rzym został ocalony przez „pewnego Lucjusza”. Może się to odnosić do Lucjusza Albiniusza, który pomógł westalkom w drodze do Cerę. Rola którą mieszkańcy tego miasta odegrali w rozgromieniu Galów jest niejasna. Niewykluczone, że była ona większa, niż opisują to rzymskie źródła.
Pytaniem jest także, co Seonowie w ogóle robili w centralnej Italii. Diodor Sycylijski napisał, że Galowie przywędrowali do Italii, gdyż szukali nowych ziem, ponieważ w ich poprzedniej ojczyźnie panowały złe warunki. Uzbroili więc swoją młodzież i wysłali ją na poszukiwania nowego terytorium do osiedlenia. Dlatego najechali Etrurię i splądrowali tereny Kluzjum. Niektórzy jednak uważają to za wątpliwe. Uwagę zwraca bowiem fakt, że wszystkie źródła wspominają wyłącznie o oddziałach wojowników i nie ma słowa na temat obecności wśród nich kobiet i dzieci, co jest przecież charakterystyczne dla ludów migrujących, szukających nowych ziem do zasiedlenia. Nie można więc wykluczyć wersji, że Galowie którzy zdobyli Rzym, byli najemnikami. Bowiem kilka miesięcy później, tyran Syrakuz, Dionizjos I, wynajął galijskich najemników na wojnę, którą toczył w południowej Italii. Tłumaczyłoby to, dlaczego Seonowie wędrowali na południe. Równie prawdopodobne jest to, że mogli zostać rozbici podczas drogi powrotnej.
Niewykluczone także, że Galowie przybyli do Kluzjum, ponieważ wynajęła ich jedna z dwóch politycznych frakcji, które toczyły spór o władzę nad miastem. Druga strona mogła wtedy poprosić o pomoc Rzym, co stało się źródłem całego konfliktu, a historia o Arrunsie, zazdrosnym o uwiedzioną żonę, mogła być zwykłym mitem.
Konsekwencje najazdu
Porażka nad Alią oraz splądrowanie Rzymu, było dla Rzymian dotkliwą i upokarzającą porażką. Osłabiła ona także jego status w Italii. Klęska ośmieliła inne italskie ludy, z którymi Rzym musiał toczyć wojny przez następne trzydzieści dwa lata, aby odzyskać i ugruntować swoją pozycję. W konsekwencji doprowadziły one do znacznego pogorszenia stosunków Rzymu z Ligą Latyńską.
Kilka lat po splądrowaniu Rzymu, miasto zostało otoczone nowymi murami, które zbudowano z ciosanego kamienia, sprowadzanego z terytorium Wejów. Było to wielkie przedsięwzięcie, gdyż nowe mury miały jedenaście kilometrów długości. Pierwotny mur był bowiem zrobiony z lokalnego tufu, który był niskiej jakości i łatwo pękał i kruszył się. Nowy mur był znacznie lepszej jakości, chociaż kamień do jego budowy był twardszy i przez to trudniejszy w obróbce.
Splądrowanie Rzymu zakorzeniło też wśród Rzymian długotrwały i głęboki lęk przed Galami. W latach 350-349 p.n.e., Lacjum dwukrotnie najechali nieidentyfikowani Galowie, którzy zapewne byli maruderami. Podczas drugiego najazdu, Marek Waleriusz Korwus stoczył pojedynek z galijskim wodzem i zabił go:
W owym czasie ogromne siły Galów obozowały w dystrykcie pontyjskim [mokradła leżące na południe od Rzymu], a armia rzymska została ustawiona w bitewnym szyku przez konsulów, których bardzo martwiła siła i liczebność wroga. Tymczasem wódz galijski, człowiek ogromnych rozmiarów i postury, w zbroi lśniącej złotem, wielkimi krokami wyszedł naprzód, potrząsając włócznią i jednocześnie rzucając wyniosłe i pogardliwe spojrzenia na wszystkie strony. Przepełniony lekceważeniem wobec wszystkiego, co widział, rzucił wyzwanie każdemu z całej armii rzymskiej, aby wystąpił i zmierzył się z nim, jeśli się odważy. Wówczas, gdy wszyscy wahali się między strachem i wstydem, trybun Waleriusz, otrzymawszy wprzódy pozwolenie konsula, wystąpił – śmiało, ale z pokorą – aby się z nim zmierzyć. Spotkali się, stanęli i toczyli już walkę, gdy objawiła się boska moc. Nagle przyleciał kruk [po łacinie corvus] wcześniej niezauważony przez nikogo, przysiadł na hełmie trybuna i stamtąd zaczął atakować twarz i oczy Gala. Podlatywał do Gala, nękał go, pazurami szarpał mu głowę, skrzydłami zasłaniał mu widok, a po wyładowaniu swojej wściekłości wrócił na hem trybuna. Tak więc trybun, na oczach obu armii, polegając na własnym męstwie i z pomocą broniącego go kruka, pokonał i zabił aroganckiego przywódcę wrogów, za co dostał przydomek Korwus.
– Kwadrygariusz, fragm. 12 (Peter), którego cytuje Aulus Geliusz, „Noce attyckie”, 9.11.4-9.11.9.
Po pojedynku doszło do bitwy, w której wygrali Rzymianie. Polibiusz napisał, że zawarli pokój z Galami, którzy nie wracali przez następnych trzydzieści lat. Wprawdzie Rzym pokonał Seonów w bitwie pod Sentinum podczas trzeciej wojny samnickiej, ale powszechny strach przed Galami nadal trwał. W roku 228 p.n.e., 216 p.n.e. i 114 p.n.e., lęk przed ich najazdami był tak silny, że Rzymianie składali ofiary z ludzi, grzebiąc żywcem parę Galów i Greków, mimo że ludzkie ofiary nie były rzymskim zwyczajem. Prawdopodobnie jednak miały one wybłagać u bogów ochronę przed kolejnym, galijskim najazdem.