Tytus Liwiusz wspomina ciekawe starcie. W roku 349 p.n.e. Republika Rzymska prowadziła wciąż liczne wojny z sąsiadami, mające na celu zdobycie dominacji w Italii. Walczono także wciąż z Galami – od początku IV wieku śmiertelnymi wrogami Romy. Kiedy Rzymianie rozłożyli się obozem w okolicy bagien pontyjskich, miały się do nich zbliżyć kolumny Galów.
Spośród nich przed szeregi wystąpił (tradycyjnie dla tego ludu) „wyróżniający się wzrostem i uzbrojeniem” wojownik, uderzając włócznią o tarczę i wyzywając najdzielniejszego z Rzymian na pojedynek. Zgłosił się niejaki Marek Waleriusz – trybun wojskowy, który służył pod konsulem Lucjuszem Furiuszem Kamillusem.
Kiedy wojownicy stanęli naprzeciw siebie i zaczęła się ich walka, stała się rzecz, którą Liwiusz przypisuje działaniu bogów – na hełmie Rzymianina miał usiąść kruk. Marek Waleriusz natychmiast zinterpretował ten znak jako dobrą wróżbę i prosił bogów o wsparcie w dalszej części pojedynku.
Wtedy też ptaszysko zaczęło brać dosłownie udział w walce – raz po raz wzbijało się w powietrze i atakowało twarz Gala dziobem i szponami. Osłabionego i oślepionego wroga Waleriusz przebił mieczem. Wtedy też kruk odleciał. Za zwycięstwo w tym pojedynku, Rzymianin otrzymał 10 wołów, złotą koronę oraz uzyskał nowy przydomek – Corvus, czyli po prostu „Kruk”.