Paul Zanker w swojej książce „Apoteoza cesarzy rzymskich. Rytuał i przestrzeń miejska” dokładnie opisuje rytuał apoteozy zwany również consecratio. Dochodzi przy tym do interesujących wniosków natury ogólnej, porównując apoteozę z współczesnymi imprezami masowymi, np. Oktoberfest. Wyjaśnia, że człowiek od zarania dziejów preferował przebywanie w jakiejś społeczności obłożonej pewnymi zasadami i wyjątkowymi dla siebie wartościami. Dumę czuł Rzymianin oglądający uroczyste „wniebowstąpienie” cesarza, dumny jest Polak uczestniczący w obchodach Marszu Niepodległości.
Abstrahując jednak od tych ciekawych wniosków, skupmy się nad samym rytuale apoteozy. Jak zostało wspomniane w tytule, była to najwspanialsza wizualizacja potęgi i chwały Rzymu w całej rozciągłości. Jednocześnie, uczynienie zmarłego cesarza bogiem legitymizowało władzę i nadawało jej ciągłość, oto bowiem następca nieżyjącego był następcą samego boga. Stąd wynika powszechne używanie przez niektórych z żyjących cesarzy tytułu Divi Fillius – Syn Boga (August, Tyberiusz, Neron, Domicjan).
Apoteoza pozwała ludowi rzymskiemu naocznie doświadczyć mocy cesarza, a przez to całego Imperium, którego byli elementami. Rytualny pochód szedł przez całe miasto, które w czasie trwania uroczystości żyło nią, i tylko nią.
Sama struktura apoteozy w znacznym stopniu odpowiadała publicznemu obrzędowi pogrzebowemu (funus) wielkich rodów arystokratycznych i nawiązywała do pogrzebów państwowych późnej Republiki (funus publicum). Taki uroczysty pogrzeb był odprawiony np. nad Sullą. W jego przypadku miała miejsce jedynie kremacja zwłok, podczas gdy w apoteozie doszło do dodania pełnej chwały i mocy otoczki „wniebowstąpienia”. Sakralizacja zmarłego władcy była nowym elementem, który od czasu pogrzebu Juliusza Cezara na stale wpisał się w uroczystości pogrzebowe najlepszych spośród cesarzy. Znane są opisy apoteozy Augusta, Pertinaksa i Septymiusza Sewera. Na ich podstawie dobrze widać, jak w Rzymie rozwijało się samowładztwo i prestiż pojedynczych, wpływowych osób. Oto ogień pod stos pogrzebowy Augusta podkładał jeszcze zwykły centurion, za Pertinaksa robili to już konsulowie, zaś Sewera spopielili jego właśni synowie, Karakalla i Geta. Pokazuje to jednocześnie, jak z czasem apoteoza nabierała jeszcze większego znaczenia, skoro główny jej element wykonywali coraz dostojniejsi Rzymianie.
Pierwszym aktem rytuału była tzw. Agonia w pałacu cesarskim, wzmiankowana jednak tylko przez Herodiana, stąd czasem podaje się ten element w wątpliwość. Wydaje się, że program ceremonii był zmienny, lecz na podstawie apoteozy Pertinaksa i Septymiusza Sewera jesteśmy w stanie wyznaczyć pewne jej stałe elementy.
- Odsłona obrazu bądź kukły informujących o stanie zdrowia cesarza w jego pałacu na Palatynie.
- Procesja idąca do Forum Romanum.
- Kierowanie się przez najważniejsze punkty w mieście (np. Circus Maximus) w stronę Pola Marsowego, gdzie następowało podpalenie stosu.
Przygotowanie całego rytuału było czasochłonne, stąd niemożliwe było spalenie na Polu Marsowym prawdziwych zwłok cesarza. Robiono to znacznie wcześniej, a szczątki składano w mauzoleum. W stosie spalano wspomnianą wcześniej realistyczną kukłę. Tym samym niejako udawano, że cesarz wciąż żyje. Miał „prawo” do odejścia dopiero wraz z objęciem władzy przez następcę, tym samym następowała tu legitymizacja władzy podobna jak w późniejszym średniowieczu, w myśl zasady „Umarł król, niech żyje król!”.
Wspomniana przez Herodiana agonia w pałacu cesarskim jest opisana na przykładzie Septymiusza Sewera. Kukła cesarza była ułożona na bogatych marach u wejścia do pałacu, gdzie można jej było „doglądać”. Tygodniami niekiedy trwały spektakle teatru śmierci – lekarze sprawdzali stan cesarza, który dogorywał w pałacu, a kiedy jego zdrowie ulegało pogorszeniu, malowano kukle bledsze oblicze. Wtedy też senatorowie i ich żony zaczynali przywdziewać żałobne szaty, odpowiednio czarne i białe. Z czasem zawodzili i płakali za zmarłym cesarzem, w sposób teatralny (podobnie jak robi się to w Korei Północnej), by wyrazić w ten sposób nie smutek, lecz lojalność i wierność wobec państwowej władzy.
Po śmierci cesarza jego kukła zostawała odziana w szaty triumfatora, następnie ponownie układana na marach, które potem wybrani ekwici i senatorowie przenosili Świętą Drogą (Via Sacra) na Forum Romanum. Przed marami podążał cały dwór cesarski oraz senatorowie z żonami. W tle przygrywali smutne pieśni różni muzycy, a wtórował im chór.
Ten akt rytuału odpowiadał w swej istocie śmierci ojca rodziny (pater familias) wielkiego rodu (gens), z tą różnicą że cesarz był „czymś więcej”, pater patriae, ojciec ojczyzny, głowa wszystkich rzymskich rodzin. Tym samym prywatny rytuał przeistaczał się w państwowy, ubogacony nowymi aspektami związanymi z sakralizacją.
Kolejny etap apoteozy można podzielić na 3 części:
- złożenie mar na Forum Romanum
- uroczysta parada przed zmarłym cesarzem (kukłą); brali w niej udział wszyscy uczestnicy procesji, obecny był następca i najważniejsi urzędnicy państwowi
- wygłoszenie uroczystej mowy pogrzebowej (laudatio) przez nowego cesarza
Następnie procesja kierowała się w stronę Pola Marsowego, zachwycając po drodze swym przepychem i doniosłością wszelkich gapiów. W punkcie docelowym rozstawiony był już ogromny stos pogrzebowy, wysoki na setki metrów, który wraz z upływem lat stawał się coraz większy. Wypełniony był łatwopalnym chrustem i funtami(!) wonności, kadzideł i perfum – można sobie wyobrazić, jak niesamowity i piękny zapach, musiał unosić się w całym Rzymie nawet przez wiele dni po zakończeniu uroczystości. Do środka stosu wkładano kukłę cesarza. Potem odprawiano wokół niego wojenne tańce pretorianów i pokaz umiejętności jeździeckich kilkunastu rzymskich wojowników, by w końcu podłożyć ogień pod stos, z którego szczytu w ostatniej chwili wylatywał ukryty tam wcześniej biały orzeł…
Był to symbol duszy cesarza, która dołączała do niebiańskiego panteonu.