W 15 roku rzymska wyprawa karna, dowodzona przez Aulusa Cecynę, wracająca do baz nad Renem, została otoczona przez Germanów. Legioniści, mimo że byli świetnie zdyscyplinowani, byli również bardzo przesądni i szybko skojarzyli fakty.
Zrozumieli, że ich sytuacja jest bardzo podobna do tej z 9 r. i szybko stwierdzili, że ich los będzie taki sam jak legionistów Warusa. W obozie zapanował chaos: „nie było namiotów dla manipułów, ani bandaży dla rannych”. W pewnym momencie koń zerwał się z wędzidła, spłoszył się i obalił kilku żołnierzy. Milites nie wiedzieli skąd to zamieszanie i uznali, że to Germanie wtargnęli do obozu, po czym zaczęli uciekać do bram. Wydawało się, że nastąpi powtórka z bitwy w lesie Teutoburskim. Wtedy to Aulus Cecyna rzucił się na ziemię przy progu bramy. Legioniści nie chcąc zadeptać swego wodza zatrzymali się, a ten zebrał wszystkich wokół siebie i zaczął pouczać swoją armię, mówiąc „że jedyny w orężu ratunek” oraz, że „gdyby chcieli uciekać, czeka ich jeszcze więcej lasów, jeszcze głębsze moczary”.
Po swej przemowie Cecyna rozpoczął atak na niczego niespodziewających się Germanów, zwyciężył ich i ścigał ich aż do zmroku.