Namiestnicy prowincji rzymskich mieli taką władzę, że mogli podporządkowane sobie terytorium wykorzystywać w sposób absolutny. Taka sytuacja miała miejsce praktycznie przez cały okres istnienia państwa rzymskiego, jednak szeroką wiedzę mamy zwłaszcza o I wieku p.n.e. Rzadko wówczas zdarzał się sprawiedliwy i rozsądny administrator, przykładu Cycerona.
Cyceron tak scharakteryzował stosunki panujące na prowincjach:
Wszystkie prowincje płaczą, wszystkie ludy niezawisłe żalą się, wszystkie królestwa uskarżają się na naszą chciwość i gwałt; nie ma tak oddalonego miejsca na ziemi, gdzie by nie sięgnęła samowola i niesprawiedliwość naszych urzędników. Nie oręża i nie wojny musi Rzym obawiać się ze strony obcych ludów, lecz skarg, łez i żalów.
W skutek zdzierstw w prowincjach znacznie wzrastały majątki arystokracji. Ludność zamieszkująca na prowincjach była nierzadko zobligowana przez namiestnika do płacenia wysokich podatków na rzecz państwa i zapełniania prywatnego skarbca.
Samowola administratorów nie pozostawała jednak bez odzewu ze strony bardziej moralnych elit. W republikańskim Rzymie ukształtowały się procesy o zdzierstwa (de repetundis). Przed trybunał trafiało wielu rzymskich polityków: w 69 roku p.n.e. propretor Galii Narboneńskiej Marek Fontejusz, w 66 historyk i mówca Gajusz Licyniusz Macer oraz Dundanius czy trybun ludowy Maniliusz. W 65 roku p.n.e. przed trybunałem stawia się Katylina za malwersacje i zdzierstwa w Afryce; w 63 roku Gajusz Kalpurniusz Pizon oskarżony został o nadużywanie władzy w Galii Narboneńskiej; a w 59 roku Lucjusz Waleriusz Flakkus za działania w Azji.
Nie zawsze jednak winni stawali przed sądem. Zdarzało się, że były namiestnik uniknął procesu za sprawą wpływowego przyjaciela – np. Salustiusz przy pomocy Cezara.