Rozdziały
Antyczni Rzymianie byli ludźmi niezwykle ruchliwymi, co wynika pośrednio z faktu, że Imperium Rzymskie obejmowało olbrzymie terytorium. Rozległe tereny wymagały dobrze skomunikowanych traktów i bezpiecznych połączeń morskich oraz rzecznych, wolnych od piratów i rabusiów. Podróżowali ludzie stojący wysoko w hierarchii społecznej, aby zadbać o swoje interesy polityczne i gospodarcze; podróżowali kupcy, rzemieślnicy, lekarze i przedstawiciele praktycznie wszystkich zawodów. Podróżowali także pielgrzymi chcący odwiedzić święte miejsca.
Na niewielkie odległości najczęściej przemieszczano się pieszo, zwłaszcza jeśli nie wymagało to zabrania większego bagażu. Najbogatsi byli noszeni w lektykach obsługiwanych przez 2-4 niewolników, ale był to środek transportu powolny i na niewielkie odległości, zwykle w obrębie miasta. Bogaci używali lektyk po to, aby uniknąć kontaktu z warstwami uboższymi.
Na większe odległości, wymagające szybszego tempa, wybierano się zwykle wierzchem używając koni, mułów i osłów. W ten sposób można było ze sobą zabrać całkiem spory bagaż. Aby kopyta zwierząt się nie ścierały na twardej nawierzchni drogi, podkuwano je „żelaznymi sandałkami”.
Najzamożniejsi Rzymianie i kupcy podróżowali na większe odległości, z większym bagażem i służbą, wykorzystując wozy zaprzężone w zwierzęta pociągowe. Wozy posiadały drewniane, obite żelazem, koła. Ze względu na fakt, że duże miasta rzymskie, takie jak Rzym, miały zwartą zabudowę, wąskie ulice oraz duże zatłoczenie, zakazanym było poruszanie się wozami po mieście za dnia (przez pierwsze dziesięć godzin dnia). Stąd też Rzymianie musieli ścierpieć hałas przejeżdżających pojazdów w nocy. Wyjątkiem były cztery rodzaje wozów:
- wozy handlowe – które w nocy dostarczały do miasta towar, by rankiem opuścić pomerium.
- wozy przewozowe (plaustra) – które dostarczały materiały budowlane.
- wozy używane przez Westalki, flaminów i rex sacrorum w celach religijnych.
- rydwany biorące udział w pochodach triumfalnych.
Wiele rodzajów pojazdów antyczni Rzymianie przejęli od Celtów, społeczności walecznej i mobilnej. Dodatkowo stosowano liczne zdobienia wozów; w prowincjach nadreńskich i naddunajskich zdobiono wozy i jarzma brązowymi zoomorficznymi okuciami (motyw dzika), a same zwierzęta pociągowe przyozdabiano, zwyczajem celtyckim, amuletami sporządzonymi z „fajek” i „szabli” dzików.
Rzymskie wozy transportowe |
|
Co ciekawe, antyczni Rzymianie nie wykorzystywali koni do jazdy okrakiem na dłuższych dystansach. W tamtych czasach strzemiona nie były znane, w związku z tym jazda nie była zbyt komfortowa.
Podróże
Czas trwania podróży drogą lądową zależał od wielu czynników. Przede wszystkim należało wziąć pod uwagę porę roku. W lecie można było pokonać odległość dwukrotnie większą niż zimą. Latem bowiem dni są dłuższe, a pogoda lepsza. W każdym razie podróżnik na wozie mógł przebyć około 30 mil (około 48 km) dziennie w porze letniej, a o połowę mniej w zimie. Na krótkich natomiast dystansach, jadąc na koniu, można się było poruszać z dużo większą prędkością i dotrzeć do dwóch lub nawet więcej stationes dziennie.
W czasach cesarstwa podróż publicznym „dyliżansem” pozwalała pokonać dystans do 96 km dziennie. Juliusz Cezar jadąc powozem przebył kiedyś odległość 1280 km (800 mil) w 8 dni, czyli 160 km dziennie. Posłaniec z Rzymu wiozący pilną wiadomość o śmierci Nerona, dotarł do Galby przebywającego w Hiszpanii w czasie 36 godzin, pokonując dystans 531 km (332 mil). Tyberiusz śpiesząc się do umierającego brata Druzusa Starszego, jechał bez przerwy, dzień i noc, i w 3 dni przebył 960 km (600 mil). Publiczna poczta, przewożona powozem lub konno, była dostarczana do celu odległego o 160 km (100 mil) w czasie jednego dnia. Wiemy także, że np. list wysłany z Rzymu do Brundyzjum docierał do odbiorcy w sześć dni (odległość 370 mil), a do Aten 21 dni.
W roku 52 p.n.e. Juliusz Cezar wysłał list z Brytanii do Cycerona w Rzymie, który doszedł do adresata w ciągu 29 dni. Dla porównania w roku 1834 sir Robert Peel, bardzo się śpiesząc, przebył drogę z Londynu do Rzymu w czasie 30 dni.
Odległości w starożytnym Rzymie |
Odległości drogą lądową między najważniejszymi miastami cesarstwa a Rzymem (w milach):
Odległości drogą morską między głównymi portami rzymskimi (w dniach żeglugi):
|
Podróżowanie lądem zabierało więcej czasu niż wodą i było bardziej męczące (nierówności i przeszkody na drodze), jednak z pewnych względów istniała pewna rekompensata. Po pierwsze, burze, które spotkałoby się na lądzie, były rzadko przyczynami śmierci podróżnego. Zaś pora roku nie stanowiła różnicy; dla porównania czas żeglugi w czasach antycznych trwał od maja do października i był względnie bardziej niebezpieczny.
W podróż lądową można było zabrać więcej bagażu. Oprócz niezbędnych naczyń kuchennych i zastawy stołowej, ręczników, pościeli itd., podróżny prawdopodobnie musiał mieć więcej odzieży na zmianę. Do niezbędnych części stroju podróżnika, zaliczyć można było: grube buty lub sandały, kapelusz z szerokim rondlem, kilka peleryn: krótką, lekką na lepszą pogodę (lacerna), inną na dni deszczowe (paenula z wełny lub skóry, z kapturem sięgająca do kolan), jeszcze inną na dni chłodne (cirrus, długi wełniany płaszcz z kapturem). Pieniądze i kosztowności noszono w sakiewce na pasku okręconym wokół talii (zona) lub w małym woreczku zawieszonym na szyi (crumena, ballantion). Podróżni, którzy koniecznie chcieli znać czas, mogli zaopatrzyć się w mały kieszonkowy zegar słoneczny, niewielki okrągły przyrząd z brązu (odnalezione egzemplarze mają średnicę 3,5 – 6 cm); niektóre z nich były tak skonstruowane, że można ich było używać w całym cesarstwie, inne były przeznaczone na określone tereny. Kobiety nosiły w drodze mniej więcej taką samą odzież jak mężczyźni, chociaż dłuższą, sięgającą do kostek. Jeśli brały ze sobą biżuterię, to trzymały ją w ukryciu, z obawy przed rabusiami.
Przy ważniejszych drogach ustawiane były kamienie milowe (miliarium), zgodnie z milą rzymską, czyli co 1478,5 metrów. Ich nazwa wzięła się od milia passuum, czyli „jedna tysięczna kawałków”. Ich celem było naturalnie informowanie o odległości do konkretnych miejsc. Co 5 mil umieszczano tzw. kamień kurierski (lapides tabulari) dla orientacji w trakcie szybkiego pokonywania odległości.
Rzymscy podróżnicy po drodze mogli zatrzymać się w wydzielonych miejscach postojowych (mansiones), na których znajdowały się także przydrożne gospody. Jeśli podróżującym był urzędnik cesarski, udawał się do gospody utrzymywanej przez pocztę cesarską; jeśli był zamożnym patrycjuszem, mógł spędzić noc w jednym ze swoich domów, który znajdował się na drodze. Kupcy, czy też inni dobrze sytuowani Rzymianie mogli starać się zatrzymać po drodze w domu swoich przyjaciół, znajomych, czy wspólników (tzw. deversoria). W ostateczności, jeśli nie można było liczyć na schronienie w domu, pozostawał jeszcze namiot i małe obozowisko. Zwykli podróżni mogli liczyć na przydrożne gospody (tabernae), gdzie mogli odpocząć, zjeść oraz przespać się. Tego typu budowle znajdowały się przy wszystkich głównych drogach rzymskich, a czasami było ich tak dużo, że można było wybierać, w której się zatrzymać. Niektóre z samotnie stojących przy drodze oberży, z czasem stawały się zalążkami osiedli i miejscowości.
Tabernae – przydrożne gospody
Typowe rzymskie tabernae były to dwukondygnacyjne budynki na planie kwadratu lub prostokąta, do którego przylegało podwórze dla furgonów i wozów. Na parterze była stajnia dla zwierząt, kuźnia, kuchnia z jadalnią i biuro właściciela. Na piętrze znajdowały się pokoje gościnne. Jadalnia wraz z kuchnią były często ogrzewane. Pokoje na piętrze przeznaczone dla podróżnych nie były zapewne duże, ogrzewano je kominkami lub koszami na węgiel. Gospody i oberże znajdowały się nie tylko przy drogach, którymi podróżowali wędrowcy, ale i w miastach leżących na ich szlaku. Taka miejska oberża, czy też gospoda była czymś na kształt taniego motelu.
Obok typowych usług związanych z kuchnią i sypialnią, podróżny mógł również zetknąć się w gospodzie z prostytutkami. Nawet w porządnych gospodach tzw. hospitium można było skorzystać z usług prostytutki. Nie było z tym problemu w gospodach niższego rzędu tzw. cauponae, w których gościli głównie marynarze, woźnice i niewolnicy.
Gospody w mieście można było poznać po tym, że nad drzwiami wejściowymi znajdowały się zawsze zapalone lampy (pomocne zwłaszcza w nocy). W ciągu dnia, od strony ulicy, gospoda miała wystawiony bar, przy którym można się było posilić. Istniały też znaki ilustrujące nazwę i profil zakładu. Nazwy były różne: „Słoń”, „Koło”, „Apollo”, „Kogut” itp. Fasada budynku często była ozdobiona malowidłami np. dzbanami wina lub scenami erotycznymi. Na ścianie przed wejściem wywieszano tabliczki zachęcające do skorzystania z usług gospody oraz cenniki oferowanych potraw. Gospody w miastach były mniejsze od tych znajdujących się na wsiach i przy drogach. Na parterze znajdowały się: kuchnia, mała sień, restauracja, recepcja i latryna; na piętrze były pokoje dla gości. Z tyłu, za budynkiem, czasami znajdowało się małe podwórze i stajnia dla zwierząt oraz wozów podróżnych.
Prowadzenie gospody było najczęściej profesją kobiety. Często jednak, w imieniu właścicielki, zakładem zarządzał kierownik (wyzwoleniec lub niewolnik). Reszta personelu to zazwyczaj niewolnicy: odźwierny, chłopcy hotelowi, tragarze, kelnerzy, barmanki, sprzątaczki. Podróżnik po przyjeździe do gospody był prowadzony do swojego pokoju. Były to pomieszczenia wieloosobowe. Rzadko kiedy pokój był przeznaczony tylko dla jednego gościa. Pomieszczenie było małe, wyposażone tylko w łóżka z materacami (najczęściej pełnymi pluskiew) i świeczniki. Na ścianach sypialni liczne były graffiti pozostawione przez gości. Umyć się i odświeżyć podróżny mógł w łaźni miejskiej. Tutaj mógł również coś zjeść i wypocząć lub niekiedy skorzystać z usług prostytutki.
Posiłki jedzono najczęściej w swoich pokojach. Były przyrządzane przez własną służbę lub przynoszone z kuchni gospodarza na życzenie do pokoju. Można też było zjeść posiłek w sali jadalnej, czyli restauracji znajdującej się na parterze gospody. Podróżny mógł jednak udać się do innej restauracji lub baru na mieście. Można było również skorzystać z „rzymskiego fast-fooda„. Był to marmurowy kontuar wychodzący na ulicę (mający 2-2,5 metra długości). Na blacie stały dzbany z winem; za kontuarem siedział szynkarz i podawał klientowi to, co ten zamówił. Taki starożytny bar szybkiej obsługi nazywano thermopolium (czyli dosłownie „miejsce, gdzie sprzedawane jest coś ciepłego”) lub opinae. Najczęściej był to kubek wina. Naukowcy podejrzewają, że podawano także kaszę, gulasz rybny i garum. Pito i jedzono na miejscu, stojąc przy blacie kontuaru.
Restauracja w gospodzie miała kuchnię z paleniskiem do gotowania i jadalnię ze stołami i krzesłami. Lepsze restauracje miały kilka jadalni i toalety, niektóre z nich otwarte dziedzińce do jedzenia na świeżym powietrzu (tak jak dzisiejsze „ogródki” w restauracjach). Oprócz potraw, serwowano wino (od najzwyklejszego po najlepsze importowane gatunki). Pito je rozcieńczone z zimną lub gorącą wodą. Spożywano różnego rodzaju poncze i drinki (wino mieszane z ziołami, miodem itp.).
Restauracje i bary znajdujące się w gospodach otwierano przed południem. Były czynne do późnych godzin nocnych, gdyż organizowano w nich muzykę i tańce. Wtedy także liczono na duże zyski z usług prostytutek oraz hazardu. Wiele z tych miejsc było bardziej knajpami i spelunkami niż restauracjami z prawdziwego zdarzenia.
Podróże morskie i rzeczne
Podróż morzem była szybsza niż lądem, jednak tak jak zostało wspomniane była to wyprawa zdecydowanie mniej bezpieczna z powodu możliwych sztormów. Co więcej, na statki żeglujące po morzu mogli czyhać piraci, którzy byli prawdziwą zmorą Morza Śródziemnego w I połowie I wieku p.n.e.1 Warto także ponownie wspomnieć, że żegluga możliwa była tylko od maja do października, gdyż później przychodziły zachmurzenia i burze zimowe uniemożliwiające spokojną żeglugę. Czas przestoju nazywano mare clausum. Nie oznacza to jednak, że w przypadku korzystnych warunków pogodowych nie decydowano się w ogóle na rejs.
Głównymi portami na wybrzeżach Morza Śródziemnego były: Portus i Ostia przy Rzymie, Cezarea, Aleksandria, Kartagina, Gades, Narbona, Marsylia, Kartagena, Tarragona. Bez wątpienia najważniejszy był Rzym. Stąd podróżny mógł szybko dostać się do Egiptu. Na trasie Rzym-Aleksandria kursowała flota przewożąca zboże. Do Grecji można było popłynąć przez Cieśniną Messyńską, wokół Peloponezu do Koryntu i Aten. Stąd łatwo można było przepłynąć Morze Egejskie i dostać się do Efezu i Smyrny w Azji Mniejszej. Czas trwania podróży morskiej zależał od wiatrów i typu statku. Jeśli był to okręt pełnomorski płynący przez otwarte morze, podróż trwała krócej, jeśli był to mały statek płynący blisko brzegu, wzdłuż wybrzeży, wówczas podróż była długa. Dla przykładu: wyżsi urzędnicy rzymscy pływali w służbowych podróżach wojennymi galerami. Pływały one wzdłuż brzegów i co noc zawijały do portów. Podróż była więc powolna, ale bezpieczna i wygodna.
Decydujące znaczenie dla żeglugi miały łagodne letnie wiatry, nazywane „etezyjskimi”. Wiały one stale z północnej części morza i występowały we wschodniej części Morza Śródziemnego, głównie na Morzu Egejskim. Przy takich wiatrach, podróż z Rzymu do Aleksandrii trwała od 10 do 20 dni. Z powrotem było już o wiele gorzej. Można było płynąć nawet dwa miesiące, albo i dłużej. Trzeba było wówczas płynąć wzdłuż południowych wybrzeży Azji Mniejszej, przez Kretę, Maltę i Sycylię walcząc z przeciwnymi wiatrami. Podróż z Rzymu do Koryntu, w zależności od wiejących wiatrów, trwała tydzień lub dwa.
Dlaczego trwało to tak długo? Starożytne statki były niezbyt szybkie i w dużej mierze polegały na pomyślnym wietrze oraz prądach. Jednostki osiągały prędkość średnią do 6 węzłów, z tego też powodu podróż z Rzymu do Narbony trwała 3 dni, do Koryntu 5 dni, na Rodos 7 dni, a do Aleksandrii 10 dni. Podróż z Konstantynopola (Bizancjum) na Rodos trwała 5 dni, a do Aleksandrii 9 dni.
Osoby podróżujące, o ile nie były bogatymi obywatelami, nie mogły skorzystać z oferty statku pasażerskiego. Jedyną możliwością była zapłata kapitanowi statku handlowego, który akurat płynął w odpowiadającym nam kierunku. Co interesujące, w Ostii znajdował się nawet specjalny plac, na którym można było dowiedzieć się o odpływających jednostkach i ich destynacji. Z racji na fakt, że statki towarowe przeznaczone były do przewożenia ładunków, pasażerowie liczyć się musieli z nie najlepszymi warunkami.
Podróżująca osoba musiała być zaopatrzona we własną żywność, naczynia do gotowania i, jeśli ją było stać, służbę do pomocy. Rezerwacji rejsu można było dokonać u magister navis zajmującego się handlowymi interesami właściciela statku. W niektórych portach, przed wyjazdem, podróżny musiał uzyskać zgodę namiestnika na podróż. Wydawano wówczas stosowny dokument i trzeba było uiścić opłatę (zależała ona od zawodu np.: kapitan płacił 8 drachm, marynarz 5, a prostytutka aż 108). Osoby podróżujące statkiem musiały wziąć ze sobą formę namiotu lub narzuty, gdyż antyczne kajuty przysługiwały jedynie najwyższemu dowództwu statku i bogaczom. Jedynym miejscem, na jakim mogli spać był pokład statku, gdzie także powstawały swego rodzaju kuchnie.
Odpłynięcie statku następowało w przypadku dobrych warunków pogodowych, więc podróżni musieli być przygotowani w każdym momencie na sygnał od kapitana. Co więcej, przykładano uwagę do takich kwestii jak pechowe dni (np. 24 sierpnia, 5 października i 8 listopada), niepomyślne znaki (kichnięcie podczas wejścia na pomost statku, kraczący kruk, wypowiedzenie pewnych nieodpowiednich słów, zły sen kogoś z załogi) czy złe wróżby. Podczas rejsu zabronione były bluźnierstwa, tańce, a jeśli ktoś umarł podczas podróży natychmiast pozbywano się ciała wrzucając je do wody; uważano że śmierć jest złym sygnałem dla wyprawy.
Kiedy statek bezpiecznie dotarł do celu, podróżni z radością składali dary wotywne bóstwom za szczęśliwy rejs i opiekę. Warto odnotować, że starożytni Rzymianie nie byli dobrymi żeglarzami i nie przepadali za morskimi podróżami, pomimo faktu że pokonali niegdysiejszą potęgę morską – Kartaginę. Jeżeli mogli wybrać, woleli unikać wypraw morskich.
Warto także zwrócić uwagę na szlaki rzeczne, które były chętnie wykorzystywane w podróży/przewożeniu towarów w terenie. Zarówno Strabon jak i Pliniusz Starszy stwierdzają, że rzeki zwiększały możliwości handlu oraz przyspieszały transport. Podać można wiele przykładów: Tyber, Baetis (hiszpańska Gwadalkiwir), Cilbus (hiszpańska Guadalete) czy Ebro.
Porty działały jako łączniki rzek, morza oraz dróg lądowych więc były idealnym miejsce na rozwój handlu oraz rozrost ośrodka. Przykładowo miasto rzymskie na południu Galii – Arelete (obecne Arles) – dawało dostęp do Rodanu, rzeki która wchodziła głęboko w kontynent. Innym przykładem jest Rawenna czy Patawium (obecna Padwa) w Italii, które znajdują się u ujścia Padu, rzeki przecinającej Półwysep Apeniński.