Legenda o Horacjuszach i Kuracjuszach to historia rzymska, która opowiada o rywalizacji miast Rzymu i Alba Longa. Aby uniknąć rozlewu krwi sąsiednich osad, zdecydowano się rozstrzygnąć konflikt poprzez pojedynek najlepszych wojowników z dwóch rodów: Horacjuszy i Kuracjuszy.
W 673 roku p.n.e. królem Rzymu został niezwykle wojowniczy Tullus Hostiliusz. Był on trzecim według tradycji władcą Rzymu. Według rzymskiego historyka Tytusa Liwiusza, Tullus chciał podporządkować sobie sąsiadów, w tym miasto Alba Longa, które było mocno spokrewnione z Rzymem. Pretekstem do wojny była rywalizacja o bydło i wzajemne oskarżanie się o kradzież.
Tullus, który dążył do rozpoczęcia konfliktu z władcą Alby – Gajuszem Kluiliuszem – znalazł sprytny sposób, jak wywołać wojnę tak, aby wyglądało to na winę drugiej strony. Król oddał stado, o które rościł pretensje rywal, jednocześnie tak długo przetrzymując posłów z Alba Longa, że wyglądało na to, że przeciwnik jest chciwy i niehonorowy. Tullus oskarżył rywala o celowe zaostrzanie relacji i unikanie zawarcia porozumienia. Tym sposobem doszło do wojny Rzymu z Alba Longa.
Według legendy armie Rzymu i Alby walczyły ze sobą, ale nikt nie mógł uzyskać zdecydowanej przewagi. W trakcie wojny zmarł dotychczasowy król Alby Longi, a w jego miejsce powołano dyktatora Mettiusza Fufetiusza z nieograniczoną władzą. Aby uniknąć rozlewu bratniej krwi1 zaproponował on Tullusowi rozstrzygnięcie konfliktu poprzez pojedynek najlepszych wojowników. Pierwotnie walczyć mieli sami wodzowie, jednak zgodzono się, że pojedyncza walka nie może decydować o losach państw.
Ostatecznie, z każdej armii wybrano po trzech najdzielniejszych i najwaleczniejszych żołnierzy, którzy staną do boju. Rzymianie wybrali trzech braci Horacjuszy, a mieszkańcy Alby trzech Kuracjuszy. Miała więc to być rywalizacja między rodzinami, które co więcej były mocno ze sobą spokrewnione i utrzymywały dobre relacje.
Pojawia się tutaj motyw wyższości ojczyzny nad rodziną. Oba rody musiały stanąć w śmiertelnej walce, która decydowała o losach Rzymu i Alba Longa. Tytus Liwiusz podkreśla, że ich ojcowie, chociaż wiedzieli, że mogą już nie zobaczyć synów, byli dumni z zaufania jakim ich obdarzono. Pobłogosławili szykujących się do starcia i odebrali od nich przysięgę, że będą walczyć do końca, aby dać zwycięstwo swojej ojczyźnie.
Horacjusze i Kuracjusze, jako kuzyństwo, pozdrowili się i pożegnali przed bratobójczym starciem. Żołnierze obu armii stanęli wokoło rywalizujących mężczyzn, którzy dobyli mieczy i ruszyli do walki. Przez dłuższy czas żadna ze stron nie mogła zdobyć przewagi, co dowodziło że rywale mieli podobne umiejętności oraz motywację. Z czasem zarówno Horacjusze jak i Kuracjusze zaczęli odczuwać zmęczenie, a ciosy zaczęły dosięgać ciał przeciwników. Rannych było dwóch Rzymian i trzech Kuracjuszy. Wtem jeden z wojowników Alba Longa zaskoczył Rzymianina i zadał mu śmiertelny cios. Nie nacieszył się on jednak długo zwycięstwem, gdyż sam został położony przez brata zamordowanego Horacjusza. Temu z kolei przeciwnik wytrącił miecz i natychmiast położył martwego na ziemi.
W tej chwili na placu boju pozostało dwóch Kuracjuszy i jeden Rzymianin – Marek, który był najmłodszym z rodzeństwa. Ten nie odniósł jednak jeszcze żadnych obrażeń, w przeciwieństwie do Kuriacjuszy, którzy mocni się wykrwawiali. Wykorzystując to, odbiegł od przeciwników, chcąc ich zabijać stopniowo. Wpierw zabił pierwszego rywala, któremu nie mógł przyjść z pomocą brat; by potem zmierzyć się z wycieńczonym od ran pozostałym przy życiu Kuracjuszem. Ten także został powalony na ziemię.
Zwycięstwo Rzymian oznaczało, że Alba Longa stała się wasalem Rzymu. Z szacunkiem postąpiono z ciałami pokonanych braci, których pochowano na miejscu walki w okazałych grobowcach.
Marek wracając z wojny do domu natknął się na swoją zapłakaną siostrę Horację, która rozpaczała po śmierci jednego z Kuracjuszy, z którym była zaręczona. Ten będąc wściekłym, że siostra jest pogrążona w żałobie nie po rodzeństwie a po rywalu, w afekcie zabił Horację. Zwycięski Horacjusz zadając cios powiedział: „niech tak zginie każda Rzymianka, która ośmieli się rozpaczać z powodu śmierci wroga”. Ojciec Marka pochwalił syna za czyn, twierdząc że córka przyniosła by ich rodowi jedynie hańbę.
Zgodnie jednak z prawem rzymskim Horacjusz musiał odpowiedzieć za śmierć obywatela rzymskiego. Sąd wydał wyrok śmierci na ostatniego Horacjusza. Zdesperowany ojciec Marka wystąpił przed królem i zgromadzonym ludem z wzruszającą przemową, w której stwierdził, że nie zniósłby kolejnego straconego syna, i czy Rzymianie potraktować swojego bohatera jak zwykłego złoczyńcę. Przemowa tak wzruszyła władcę i lud, że ostatecznie zrezygnowano z wyroku śmierci. Jednak aby uniknąć złości bogów złożono ofiary pochwalne, a Marek musiał publicznie przejść pod tzw. jarzmem, zmuszającym do upokarzającego, niskiego schylenia głowy.