Rozdziały
Gdy ulubiony koń cesarza Kaliguli, o wdzięcznym imieniu Incitatus (Chyży), został mianowany senatorem, wielu wytykało mu hiszpańskie pochodzenie oraz fakt, że pierwotnie nazywał się Porcellus (Prosiaczek). Nobliwym prawodawcom sen z powiek spędzał widok złotego żłobu Prosiaczka, uprzęży wysadzanej drogimi kamieniami oraz 18 służących usługujących dzielnemu senatorowi.
Cesarz mało przejmował się uwagami na temat wyboistej drogi politycznej jaką wyznaczył swemu ulubionemu wierzchowcowi. Historycy spierają się jak duży wpływ miał Prosiaczek na politykę Cesarstwa Rzymskiego, wiedzą jednak, że była to jedynie cząstka uwielbienia, z jakim odnosili się Rzymianie wobec swoich koni. Oto ich historia.
Państwo rzymskie dla historyka jest tym, czym dla alpinisty Himalaje. Dzieje ponad 1200 letniego imperium wciąż fascynują kolejne generacje badaczy. Hippika rzymska była specyficzną syntezą wszystkich kultur, jakie wchodziły w skład wielonarodowego kolosa. Rzymianie, których najznamienitszą cechą była błyskawiczna umiejętność przyswajania sobie wszystkiego, co najlepsze, tak od wrogów jak i od podbitych ludów, korzystali z tego pełnymi garściami. Były to więc wpływy między innymi: jazdy galijskiej, numidyjskiej, iliryjskiej, sarmackiej, partyjskiej, sassanidzkiej, greckiej, germańskiej, palmirskiej i huńskiej – oczywiście techniki każdej z wyżej wymienionych, były adoptowane i dostosowywane do rzymskich potrzeb. By zobrazować Państwu mnogość stylów i technik jazdy, wystarczy stwierdzić, że historycy do dziś często nie są w stanie zidentyfikować roli i sposobu jazdy wielu jednostek konnych, wymienianych w oficjalnych spisach wojskowych. Tyczy się to szczególnie jazdy późnorzymskiej. W tej sekcji będziemy starali się wytrwale tropić ślady rzymskich wierzchowców, opisywać ich rolę w boju, transporcie i na arenie sportowej. Ocenę naszego śledztwa pozostawiamy Czytelnikowi. Życzymy zatem miłej lektury i zapraszamy do wyprawy ku pełnej przepychu, intryg i bogactwa ojczyźnie Cezara i Horacego.
Uwielbienie Rzymian wobec koni doskonale obrazuje historia ulubionego rumaka cesarza Kaliguli o imieniu Incitatus (początkowo nazywał się Porcellus, co znaczy Prosiaczek, jednak Kaligula uznał to imię za mało godne i zmienił je na Incitatus – Chyży). Ów rumak z Hiszpanii miał marmurowy boks, żłób z kości słoniowej, purpurowe derki, naszyjniki z pereł, na szyi i posilał się owsem z płatkami złota. Co więcej Incitatus posiadał godność senatora (szalony cesarz zamierzał awansować go do rangi konsula, jednak nie zdążył tego uczynić. W chwili jego śmierci Incitatusowi zabrakło wymaganych rzymskim prawem 3 lat do objęcia stanowiska. Następca Kaliguli, cesarz Klaudiusz, usunął konia ze stanu senatorskiego argumentując to brakiem majątku i stałych dochodów). Incitatus był właścicielem tłumu niewolników, otaczała go własna gwardia przyboczna, posiadał także własny dwór. W jego imieniu zapraszano gości na organizowane pod jego patronatem huczne orgie. Sam cesarz Kaligula wielokrotnie zapraszał Incitatusa do swego stołu osobiście częstując go jęczmieniem i winem ze złotego pucharu. Jak to z końmi bywa jest to postać wielowymiarowa i wysoce niepoznana. Trudno bowiem do końca określić jak duży wpływ wywarł senator Incitatus na kształt polityki imperium rzymskiego. W tej kwestii historycy nie są do końca zgodni…
Słynny rzymski poeta Wergiliusz tak opisuje konia idealnego: „Kark wyniosły”, „brzuch krótki”, „wydłużona głowa”, „grzbiet pełny, pierś gorąca muskułów nie chowa”, „szlachetne źrebię poznasz z dumnej miny i nerwowych goleni”, ” kręgosłup zdwojony w krzyżu”, „kopytem rogowym grzebie dzwoniącym i litym”. Pliniusz Secundus dodaje, że cenionymi były konie „cisawe i dropiate”, zaś mniej wartościowe „bułane”. Przy kupnie konia zwracano uwagę głównie na nogi i kopyto. Często wzorem ludów wschodnich kupujący żądał by zasłaniano sylwetkę całego konia odsłaniając jedynie nogi. Miało to na celu obiektywną ocenę wartości rumaka, tak by kupujący nie dał się zwieść jego pięknu. Miarą jakości kopyta, podobnie jak w Grecji, był dźwięk jaki wydaje kopyto uderzając bruk (numerosum sonitum). Wielu Rzymian przypisywało indywidualne cechy określonym maściom konia np: myszate – najlepsze na łowy, siwojabłkowite do wyścigów, siwe i brudnokasztanowate do rozpłodu.
Rzymianie czyścili konie rękawicami z szorstkiej skóry palmowej, szczotkami ze szczeciny końskiej, gąbkami, drewnianymi nożykami do zeskrobywania potu oraz drewnianymi zgrzebłami. W stajni na noc okrywano konie derkami. Grzywę i ogon przemywano wonnymi olejkami. Obcinano je nożykami w szczotkę lub przystrzygano z lewej strony tak, by włosy opadały tylko na prawo. Bardzo często nie obcinano koniom wcale grzywy, usuwając tylko słabsze końcówki. Rozmiękczano także wargi olejkiem i wodą. Podcinano im również włosy w uszach. Po każdej pracy myto konie ze szczególną dbałością o nogi. Sądzono, iż dobrze jest głaskać i poklepywać młode konie podczas jedzenia, co miało sprawić nawiązywanie więzi między nimi a człowiekiem.
Głównymi składnikami pożywienia była słoma i jęczmień. Jeden z historyków tamtego okresu Pliniusz pisze, iż dzienna racja żywieniowa wynosiła 15 funtów rzymskich. Niekiedy podawano siano i pszenicę. Na wiosnę zalecano zielonkę ze zbóż, zaznaczając jednak by przy tej diecie upuszczać często koniom krwi. Latem karmiono konie czystym jęczmieniem i na cały dzień wypuszczano je na świeżą trawę. W okresie zimowym dodawano koniom do wieczornego posiłku groch na lepsze trawienie. Nie stosowano owsa w ziarnie. Dodawano koniom także sieczkę i plewy. Konie, które wykonywały ciężką pracę, a jednocześnie przebywały długo w stajni, karmiono otrębami i gotowanym jęczmieniem. Dawano im także pietruszkę i selery, by oczyszczać krew. Z Persji przeniesiony został zwyczaj karmienia konia lucerną. Sądzono, że na Krecie rosną dwa rodzaje trawy, z których jeden powiększał śledzionę, drugi zaś pomniejszał (duża śledziona postrzegana była jako niedogodność, ponieważ spowalniała tempo poruszania się konia). Solą, saletrą, octem, pieprzem i miodem wzbudzano popęd płciowy u klaczy.
Stajnia rzymska była praktycznym i sprytnie przemyślanym budynkiem. Tworzyły ją murowane ściany wraz ze żłobami. Nad każdym ze stanowisk umieszczony był prostokątny otwór szerokości 1 cala, długości 1 stopy, przez który przeprowadzona była linka od kantara do niewielkiego ciężarka umocowanego na końcu liny, znajdującego się między żłobem a ścianą stajni. Powyżej umieszczone były niewielkie kwadratowe wywietrzniki. Za ściółkę służyła słoma. Posadzka budowana była z kamieni brukowych o ciężarze 1 funta lub z drewna dębowego. Do podłoża dodawano smołę, ośli nawóz, oliwę, ocet, nasiona bluszczu i czosnek. Bardzo dbano o czystość w stajni wymieniając ściółkę każdego dnia. Konie były przedzielane belkami. W stajniach znajdowały się drabinki na siano i słomę.
Bardzo dużo uwagi poświęcano rozmnażaniu koni o najlepszych cechach i rodowodach. Przy kupnie potencjalnych ogierów i klaczy zawsze podstawą była potwierdzona dokumentami linia genealogiczna koni. Ogiery, które miały być dopuszczane do klaczy, były starannie selekcjonowane i dobierane tak, aby do zapłodnienia nie dochodziło przypadkowo. Przy doborze odpowiednich linii genealogicznych kierowano się następującymi zasadami: corpora praecipue matrum legant – dobry wybór matek. Uważano bowiem, że na płód większy wpływ będzie miała krew klaczy. Ich wiek kiedy mogły mieć potomstwo określany był pomiędzy 2 a 10 rokiem życia. Wskazane było, ażeby klacze były chude i przed samym zapłodnienia bardzo wybiegane.
Ogiery poza odpowiednim pochodzeniem musiały mieć udokumentowana przeszłość sportową. Ich wiek, kiedy nasienie ma najlepszą jakość określano pomiędzy 3 a 20 rokiem życia (sądzono, że starsze dają potomstwo o słabych nogach). Ideałem był czynny sportowo ogier w wieku 20 lat. Wskazane było, by ojciec przyszłego potomstwa był dobrze karmiony i tłusty. Do klaczy dopuszczano ogiera tuż po lekkim wysiłku. Miało to przygotować go do jak najlepszego skoku na klacz. Konie nawet najbardziej znamienite bez odpowiedniego pochodzenia (prolemque parentum) jako reproduktory przedstawiały małą wartość. Bardzo starannie dobierano miejsce i scenerię stosunku. Spółkującym koniom przygrywała muzyka. Wokół nich zaś ustawiane były posągi i malowidła pięknych klaczy i ogierów, co miało pobudzić wyobraźnię koni i wzmóc ich potencję.
Rzymianie mieli bardzo wysoko rozwiniętą technikę jeździecką. Sposób jeżdżenia jaki stworzyli określić można jako: ekstremalnie skrócony w miejscu, drepcący, pozbawiony chodów wyciągniętych, bardzo silnie podebrany wręcz taneczny, pragmatyczny i wygodny. Wg M. Czapskiego rozróżniali 5 chodów:
- Ambularia – inochód, szłap.
- Kłus – Tormentor crutiator, succussator – („udręczacz” krzyża, „podrzucacz”) – wielu sądzi, że kłus rzadko był stosowany ze względu na niewygodę tego chodu.
- Tripudium – był to ruch paradny, przypominający dzisiejszy piaf lub pasaż.
- Cantherius – wolny galop.
- Cursus equicitatus – cwał.
- Stęp.
Określone rumaki dzielili na 17 specjalizacji: avertarius – koń do drogi; solutarius – maneżowy; gradarius – bojowy; cursor – wyścigowy; equus cantherius – spacerowy; venator – łowiecki; saginarius – juczny; ambolatorius– jednochodnik; szłapak, veredus – pocztowy; curulis – woźnik; vectarius – ciężarowy; equipares – koń nauczyciel, koń trenera; triumphales – koń rydwanów tryumfalnych; equus singularis – koń jeźdźca towarzyszącego wozowi na igrzyskach; jugles – konie dyszlowe; funales – orczykowe (sinister lewy, dexter prawy); asinus – osioł. Rozróżniano także kilkanaście odmian maści: albus – siwy; maculatus – srokaty; bicolor – tarant; scutalatus – siwojabłkowity; badius – gniady; badius niger – skarogniady; gilbus – płowy; rufus – kasztanowaty; fulvus – bułany; niger – kary; cinerius – szpakowaty; ferugineus – dereszowaty.
Nazwy nadawano koniom od imion bogów, rzek, bohaterów, cnót lub wiatrów. Zawód nauczyciela jazdy konnej (equisones) był w Rzymie bardzo popularny. Do jazdy stosowano niewielkie lekko zagięte ostrogi (calcar), oraz niewielką poduszkę (ephppii) przytraczaną do grzbietu za pomocą napierśnika i podogonia oraz elastycznego pasa przebiegającego pod brzuchem. Młode źrebięta oswajano do chodzenia na lince i obcowania z człowiekiem w wieku 1, 5 roku. W tym okresie starano się je oswajać z hałasem oraz systemem kar i nagród. Stosowano do tego duże i tępe wędzidła o grubości męskiego palca, umieszczane w miejscu, gdzie koń nie ma zębów. Niezwykle ważnym przy tym było, aby wędzidło było wyważone i oddziaływało z takim samym napięciem na obie strony pyska. Osobniki, którym po raz pierwszy zakładano ogłowie, pozostawiano w boksie na dłuższy czas aby się oswoiły z taką nowością. Baty różnej długości używano głównie do pracy w ręku. W trakcie szkoleń stosowano muzykę, która miała uspokajać konia i uszlachetniać. Właściwe treningi rozpoczynano, gdy rumak rozpoczynał 4 rok życia. Wsiadano na konia na 2 możliwe sposoby:
- Z podstawki – był to rodzaj schodków, na które wchodził jeździec przystawiwszy uprzednio konia. Pragmatyczni Rzymianie stosowali najczęściej ten rodzaj wsiadania. Świadczy o tym fakt, że w miastach i na traktach ustawiane były tego typu pomoce ku większej wygodzie podróżujących.
- Wskakując z rozbiegu – sposób praktykowany zwłaszcza od III wieku n.e. w wojsku. Obowiązkiem żołnierza była umiejętność natychmiastowego wskoczenia na konia w pełnym rynsztunku.
Podstawowymi ćwiczeniami były:
- Jazda po prostej.
- Jazda po wolcie o kształcie kwadratu ze ściętymi rogami.
- Zwroty na zadzie.
- Galop z wolty na linię prostą.
- Galop z miejsca/z galopu do stój.
- Cwał z miejsca/z cwału do stój.
- Galop z góry/pod górę.
- Zeskakiwanie, przeskakiwanie z konia na konia w biegu.
- Wskakiwanie na konia w pełnym uzbrojeniu.
- Celne ciskanie oszczepem we wszystkich chodach.
- Tworzenie formacji defensywnych (najczęściej figury boczne) przy użyciu tarczy.
- W okresie późniejszym strzelanie z łuku we wszystkich chodach.
Za błędne uważano:
- Jeżdżenie w chodach wyciągniętych, nie zebranych z tzw. „wyciągniętymi nogami” (sit que laboranti similis).
- Brak przepuszczalności, koń niechętny wędzidłu (cervix repugnat habenis).
- Wyciągniętą szyję u konia w trakcie jazdy (świadczyć to miało o złym dosiadzie i słabości fizycznej konia).
- Jeżdżenie kłusem.
Koniom wrażliwym nie zakładano wędzideł. Nie stosowano strzemion. Koni nie podkuwano lecz zakładano im drewniane lub materiałowe ochraniacze na kopyta. Bardzo dbano o nawierzchnie maneżu, posypując ją drobnym piaskiem. W trakcie wykonywania ćwiczeń używano głosu i cmokania. Dosiad jeźdźca był podobny do greckiego z tą różnicą, że ciężar równowagi i wydawania poleceń koniowi przeniesiony został z ud na ostrogi i łydkę. Warto także dodać, że w porównaniu z cenami koni w starożytnej Grecji a Imperium Rzymskim nastąpił znaczący wzrost (w Grecji za konia od 3 do 20 min, w Rzymie zaś legendy opiewają na 100.000 sesterców za konia sportowego).
W Imperium Rzymskim bardzo rozpropagowana była sztuka powożenia. Ogólny mechanizm powozu sprowadzał się do siodełka przytwierdzonego nieruchomo do poprzecznicy dyszlowej, tworząc formalne jarzmo. Istniało wiele rodzajów powozów np:
- Cisum – do krótkiej szybkiej jazdy.
- Monacus – wóz jednokonny.
- Currus augustanus – wóz senatorski.
- Sordidum – gospodarczy.
- Gestatorium – wycieczkowy.
- Onerarium – do wywożenia zabitych areny.
- Quadriga – najpopularniejszy w Rzymie wóz czterokonny.
- Triga – trzykonny.
- Rheda meritoria – podróżny.
- Lectica mannalis – lektyka podróżna kobiet zaprzężona w 2 inochodźce.
Ogromne emocje budziły wyścigi powozów (certamina equestria). Startowały najczęściej kwadrygi o stałych osiach i kołach ze szprychami. Odbywały się one na tzw. Circus Maximus – ogromnym hipodromie, na którym za panowania cesarzy Augusta i Nerona, mogło się zmieścić 260 tysięcy widzów. Ścigający się podzieleni byli według 4 kolorów symbolizujących pory roku: zielony (jesień), biały (zima), niebieski (lato), czerwony (wiosna).
Każda barwa miała swoją własną stajnię, swoich kibiców, naczelników (domini factionum), stronnictwa oraz wysoko postawionych protektorów (np: Kaligula lubił upijać się ze stronnictwem zielonych). Rzymskie hipodromy budowane były na wzór greckich. Miały kształt prostokąta. Na jego bokach były miejsca dla widzów oddzielonych linami, rowem z wodą (euripus) i kratą (cancelli) od areny. Miejsca na balkonach zwanych Opidum zajmowała najbiedniejsza warstwa obywateli. Sędziowie zajmowali wieżyczki wbudowane w rogach areny.
Przy bocznych ścianach od zewnętrznej strony znajdowały się sklepy i korytarze. Arena przedzielona wałem (spina – 5 stóp wysokości i 10 szerokości) mierzyła 2187 stóp długości i 960 szerokości. Na Spinie ustawiano posągi i symbole rozmaitych bóstw. W trakcie zawodów przygrywała cały czas muzyka. Startujący w powozach (aurigowie) na bieg oczekiwali w 12 wozowniach, znajdujących się w jednej z krótszych ścian. Ustawiali się przy linie startowej na znak dany chustką (mappa) przez pretora. Gdy lina opadała ścigano się w biegu (missus) siedmiu okrążeń wokół spiny do mety (meteae). W przeliczeniu na dzisiejsze jednostki długości, obliczono, że ścigający się przebywali 8400 metrów po bieżni liczącej 1200 metrów długości.
Rzymskie konie ścigające się w kwadrygach znane były ze wspaniałego wyszkolenia. Świadczy o tym przypadek koni cesarza Klaudiusza których woźnica wypadł z kwadrygi na starcie. Mimo braku powożącego obiegły 7 okrążeń i wygrały. Po skończonym wyścigu same ustawiły się posłusznie przy mecie.
Zwyczajem było, że konie wyścigowe zdobiły orszaki pogrzebowe cesarzy. Sławnym koniom wyścigowym stawiano pomniki z brązu i mauzolea pośmiertne w kształcie piramid. Portrety najpiękniejszych lub najbardziej znanych rumaków umieszczano na monetach i szlachetnych kamieniach. Modnym było też wygłaszanie wierszy pochwalnych na cześć koni wymieniając szczegółowo ich pochodzenie i osiągnięcia. Wielu cesarzy osobiście startowało w wyścigach kwadryg. Jeden z najbardziej kontrowersyjnych miłośników tego sportu cesarz Kommodusa (z filmu „Gladiator”) wystąpił 735 razy przed publicznością jako powożący.
Wyścigi odbywały się najczęściej przy okazji uroczystego obchodzenia świąt. W rzymskiej tradycji było aż 200 dni świątecznych. Każdego dnia odbywało się ponad 100 wyścigów. Pośród kierujących zaprzęgami wypadki śmiertelne zdarzały się bardzo często. Powożący dochodzili do wielkich fortun. Jednym z najbardziej znanych był Aureliusz Mollicius, który w wieku 20 lat miał na koncie prawie 150 zwycięstw. Weterani, którym udało się przeżyć, mogli poszczycić się do 3000 zwycięstw. W owym czasie byli oni niezaprzeczalnymi idolami. Ich podobizny ozdabiały talerze i kubki. Pisywano o nich wiersze i umieszczano na marmurach slogany na ich cześć.
Transport cywilny
Transport lądowy w państwie rzymskim, jak i w całej starożytności miał znaczenie dużo mniejsze niż morski. Działo się tak z powodów wciąż nie zreformowanej uprzęży podgardlnikowo-popręgowej. Dwa konie lub muły ciągnące wozy w takiej uprzęży, mogły uciągnąć nie więcej niż pół tony materiału na wozie. Nie pomogło 80 000 km słynnych rzymskich dróg, które choć dostępne dla każdego, były tworzone głównie z myślą o sprawnym przemieszczaniu się wojska. Na drogach tych co tysiąc kroków ustawiane były kamienie milowe, zaś co 15 metrów podstawki do wsiadania na zwierzęta transportowe. Nadzór na stanem dróg sprawowali edylowie kurulni i kuratorzy dróg. Brukowane drogi były niezwykle szerokie i masywne. Ich nawierzchnia była jednak katastrofą dla koni, które nie były jeszcze wtedy podkuwane (od IV zaczęto stopniowo wdrażać skórzany kaftan na kopyto).
Rzymianie dysponowali zadziwiająco szybką pocztą konną. Przy każdym trakcie znajdowały się w określonych odległościach specjalne stacje pocztowe, gdzie wymieniano konie. Każda stacja musiała posiadać nie mniej niż 40 koni. Odległości przez pędzących pocztowców odmierzane były kamieniami milowymi przy trakcie. Tempo z jakim przemieszczała się pilna wiadomość wynosiło 80-135 km na dobę. Poczta przewidziana była tylko dla państwowych urzędników. Jej głównym zadaniem było zapewnienie płynnej i nieprzerwanej łączności informacyjnej prowincji z metropolią. Poczta wykonywała także przewozy publiczne, gospodarcze i od czasu do czasu wojskowe. Wiadomości w początkowej fazie przenosili cursores, wywodzący się ze stanu niewolniczego. Prywatne wiadomości posyłane były przez własnych gońców.
Pierwsza poważną reformę poczty państwowej przeprowadził Oktawian August na początku I w. n.e. Wprowadził on wzdłuż dróg wojskowych dodatkowych urzędników juvenes z pojazdami by zapewnić sobie przez system sztafet szybszy przepływ wiadomości. Od tego czasu stacje pocztowe mansio służyły także jako przystanki dla oddziałów wojskowych. Ich obowiązkiem było utrzymywanie w ciągłej gotowości koni, zaprzęgów, osłów i woły. W tej fazie rozwoju, stacje były utrzymywane na koszt okolicznej ludności. Zmieniło się to wraz z dekretem cesarza Nerwy pod koniec I wieku n.e. Ustawa, która upamiętniona został monetą okolicznościową Vehiculatio Italiae Remissa, zdejmowała obciążenia z ludności kładąc je na karb skarbu państwowego. Zarządzenie to powtarzane było kilkakrotnie za cesarza Hadriana na początku drugiego wieku oraz skrupulatnie wprowadzane na całym terytorium państwa rzymskiego. Od tego momentu poczta stała się urzędem z własnym taborem i pracownikami.
Tabor zwierzęcy miał być raz w roku uzupełniany zaś 1 jego środków pochodzić miała od okolicznej ludności. Miało to chronić przed wszelkimi nadużyciami. Pocztą taką mogli podróżować jedynie urzędnicy zaopatrzeni w cesarski glejt tractoria. Było to niezwykle surowo przestrzegane. Przykładem tego, jaką dbałość wykazywali Rzymianie w tej kwestii, jest list słynnego pisarza i namiestnika prowincji Bitynii i Pontu – Pliniusza Młodszego do cesarza Trajana. Pliniusz kaja się w owym liście i niezwykle wylewnie tłumaczy wyprawę własnej żony transportem pocztowym do ciotki. Nad porządkiem całej poczty czuwał Prefekt pretorianów, dowódca straży przybocznej cesarza. Po kryzysie w III wieku n.e. pocztą zajmowali się prefekci pojazdów stacjonujący przy namiestniku prowincji. Im podlegali zarządcy stacji, tym zaś obsługa stacji: parobcy, mulnicy, koniuchowie, kołodzieje, weterynarze, woźnicy i poganiacze. Bardzo ważną rolę pełnili kurierzy, byli bowiem odpowiedzialni za zaopatrzenie w paszę. Jako że ich praca wymagała długich rajdów po okolicy, pełnili oni także rolę donosicieli i szpiegów. Szczyt ich znaczenia przypadł na panowanie Konstantyna Wielkiego, który uczynił z nich osobną organizację agentów cesarskich.
Równie ważną funkcję pełnili parochowie, którzy byli odpowiedzialni za obsługę podróżnych, a więc dostarczanie im: łóżek, materaców, opału oraz ich zakwaterowywanie. W razie przejazdu cesarskiego lub większego przemarszu wojsk, dodatkowych koni dostarczać musiały najbliżej znajdujące się gospodarstwa. Takie dodatkowe konie nazywano paraveredi. Samo nadjechanie cesarza lub jego wysoko postawionych wysłanników, wzbudzało hekatombę trwogi a następnie totalne spustoszenie stacji i jej okolic. Działo się tak, bowiem na sam podstawowy przydział dla takich gości składały się: chleb, wino, słonina, wieprze, prosięta, barany, jagnięta, gęsi, bażanty, miód przaśny, kmin, pieprz, goździki, cynamon, daktyle, pistacje, migdały, sól, świece woskowe, warzywa mierzone w ilości wypełnionych nimi wozów oraz od kilkudziesięciu do kilkuset pochodni. Podobną katastrofą były przemarsze wojsk, które siłą rekwirowały konie osły, woły wraz z poganiaczami.
Po kryzysie politycznym i ekonomicznym – jaki spadł na cesarstwo w połowie III wieku, pocztę reorganizuje Konstantyn Wielki. Za jego panowania przewozy pocztowe przeznaczano do zaopatrywania dworu, przemarszów wojska i uzupełnianie jego taboru, oraz dla urzędników. Ustanowiono wtedy bardzo wysokie kary za malwersacje kupna i sprzedaży zwierząt pocztowych i wozów państwowych. Zakazano całkowicie rekwizycji od przyległej ludności zwierząt używanych do orki. Administracja Konstantyna wprowadziła także zakaz ładowania więcej niż 100 funtów rzymskich na juczne zwierzęta, zaś na wozy nie więcej niż 1000 funtów (w zaokrągleniu przyjąć można, że 1 funt rzymski wynosi 327, 45 gramów i zwany był libra). Zakazano także używania długich plecionych biczów do poganiania zwierząt. Dozwolone były zaś niewielkie baciki. Przyjmuje się także, iż pojazdy pocztowe poruszały się z prędkością 40-45 km na dobę. Najpopularniejszymi pojazdami środkowej i późnej republiki był tzw. rheda i angria.
Wśród pragmatycznych Rzymian bardzo rozpowszechnione były poradniki rolnicze. Sporo uwagi poświęcano w nich koniom. Zwierzęta te niezwykle ciekawie opisuje Rutyliusz Taurus Emilianus Palladiusz w dziele „Opus agriculturae”:
- „Stajnie dla koni powinny być zwrócone na południe. Od strony północnej powinny mieć lufciki zamykane zimą, otwierane latem. Stać powinny wyżej od innych zabudowań by ustrzec kopyta zwierząt od wilgoci. W boksach dla koni ustawia się dębowe podłogi, by leżąc miały miękko, stojąc zaś twardo. Podwórze stajni powinno być skierowane na południe i wystawione na słońce, by ustrzec konie przed letnim żarem należy budować okapy z żerdzi i gałęzi pokryte dachówkami, gontami, sitowiem lub janowcem barwierskim”.
- „Nie ma znaczenia w jakim miejscu znajdują się szopy na siano byleby tylko mały przewiew i suche podłoże. Daleko od zabudowań ze względu na niebezpieczeństwo pożaru”.
- „Nawóz ośli jest najlepszy i nadaje się do ogrodów”.
- „Używano końskich kopyt do ubijania klepiska tuż przed samą młócką”.
- „Znakowanie koni w styczniu”.
- „Ogiery do klaczy dopuszczano w marcu. Relatywnie od oceny sił ogiera powinien on kryć kilka lub kilkanaście razy, nie więcej niż 12-15 razy. Dzięki temu długo się nie zestarzeje. Ogier doskonały powinien mieć masywne i mocne ciało, wysokość adekwatną do siły, podłużny bok, masywny i okrągły zad, pierś szeroką, całe ciało wypełnione splotami mięśni. Szczupłe i mocne nogi z wyżej zaczynającymi się wklęsłymi kopytami. Ogier powinien mieć małą i delikatna głowę, krótkie i wyraziste uszy, skórę niemal przylegającą do kości, wielkie oczy, rozwarte chrapy, nisko zwisającą grzywę i ogon, mocno i trwale zaokrąglone kopyta. Ogiery kryjące powinny mieć kolor kasztanowaty, złocisty, białawy, czerwonawy, brązowy, płowy, brudnoszary w cętki, biały nakrapiany, biały, kary. Przede wszystkim należy jednak wybierać ogiery koloru jasnego o jednolitym umaszczeniu. Ogiery powinny przebywać osobno tak by nie pogryzły się między sobą. Mogły one zapładniać po skończeniu 5 roku życia. Klacze o długim i dużym brzuchu, o takiej samej budowie jak ogier. Za najlepszy czas na pokrycie klaczy uważany był wiek 2 lat. Niewskazane było zapładniać klaczy po skończeniu 10 roku życia, bowiem rodziła potomstwo ociężałe i powolne. Klaczom, które nie chciały dopuszczać do siebie ogiera smarowano narządy rodne utartą ckliwicą. Klacze szlachetnych ras kryte powinny być co dwa lata, by zapewnić im czyste i odżywcze mleko. Ciężarnych klaczy nie należało zmuszać do biegania lecz karmić do syta. Musiały one mieć także ciepłe i przestronne boksy. Tyczy się to jednak tylko koni szlachetnej rasy. Konie nieszlachetne mogą zapładniać się przez cały rok. W zimę przeznaczano dla koni pastwiska słoneczne i obfitujące w trawę w lecie zaś miejsca chłodne i zacienione. Pastwiska nie mogły mieć zbyt miękkiego podłoża by kopyto zachowało swoją twardość. Źrebiąt nie powinno się dotykać ręką do czasu 2 lat. Powinno się je bardzo chronić przed chłodem. Konie zajeżdżano ukończeniu 2 lat. Dobre cechy u źrebiąt to wesołość, szybkość, żwawość oraz ciała masywne, wydłużone, pełne widocznych mięśni, jądra równe i mał, e a także cechy podobne jak u ogierów kryjących. Rzymianie potrafili rozróżniać wiek na podstawie zębów (koń w wieku 2, 5 lat traci środkowe górne zęby, w czwartym roku życia wymienia kły (kanini), przed szóstym rokiem wypadają górne trzonowe (molares), w wieku 6 lat uzupełnia zęby które utracił jako pierwsze, w siódmym roku życia wszystkie zęby są uzupełnione, po tym czasie nie można było rozpoznawać wieku konia). W marcu kastrowano ogiery nieprzydatne do rozpłodu”.
Hippika Gymnasia
Rzymska hippika militarna była do końca II wieku n.e. w największym stopniu wzorowana na jeźdźcach galijskich. Nie był to jednak jedyny wzorzec. Praktycznie rzecz ujmując w każdym zakątku imperium jeżdżono inaczej, w wojsku zaś wpływy te mieszały się. Fundamentem dla samych rzymian była jednak konnica galów i germanów. Zmieniło się to w połowie III wieku gdy prym zaczęły wieść wzorce militarne konnic wschodnich. W najwcześniejszym okresie historii rzymskiej (VII wiek p.n.e) żołnierzem zostać mógł tylko obywatel o odpowiednim statusie majątkowym, który pozwoliłby mu na kupno wyposażenia. Ponadto, co jest ciekawe, nie otrzymywał on żadnego żołdu, ani racji żywnościowych. Żołnierz początku monarchii musiał być w pełni niezależny finansowo. Obywatele byli podzieleni na 3 tribusy, gdzie każdy z nich liczył po 10 kurii. Każda kuria w razie zagrożenia zewnętrznego miała wystawić 100 osobowy oddział piechoty, tzw. centurię. A więc razem 3 tribusy wystawiały łącznie 3000 armię. Dodatkowo każdy z nich zobligowany był do wystawienia 100 osobowego oddziału jeźdźców, co łącznie ze wszystkich tribusów dawało 300 jeźdźców. Dowódcą tribusu był trybun wojskowy. Nowe reformy wprowadził król Serwiusz Tuliusz ( 578 -543 p.n.e.), który podzielił społeczeństwo na 5 klas wedle cenzusu majątkowego. I tak:
- I klasa majątkowa – obywatele o majątku powyżej 100.000 asów. Ich uzbrojeniem były: hełm, tarcza okrągła (clipeus), nagolenniki, pancerz, włócznia (hasta) i miecz. Siła wynosiła 80 centurii z których 12 centurii tworzyło jazdę złożoną z najbogatszych mieszkańców Rzymu.
- II klasa majątkowa – obywatele o majątku od 75.000 do 100.000 asów. Ich uzbrojeniem były: hełm, tarcza podłużna, nagolenniki, włócznia (hasta) i miecz. Siła wynosiła 20 centurii.
- III klasa majątkowa – obywatele o majątku od 50.000 asów. Ich uzbrojeniem były: hełm, tarcza podłużna, nagolenniki, włócznia (hasta) i miecz. Siła wynosiła 20 centurii.
- IV klasa majątkowa – obywatele o majątku do 25.000 asów. Ich uzbrojeniem były: włócznia (hasta) i oszczep. Siła wynosiła 20 centurii. Klasa ta wystawiała także dwie centurie trębaczy grających na rogu i trąbie.
- V klasa majątkowa – obywatele o majątku do 11.000 asów. Ich uzbrojeniem były: proce i kamienie do rzucania. Siła wynosiła 30 centurii.
Obywatele poniżej progu 11.000 asów tworzyli jedną centurię i nie byli przyjmowani do służby wojskowej. Tak wiec armia rzymska w VI – IV wieku p.n.e. liczyła 19.300 żołnierzy z czego 1200 osób tworzyła konnica. W tym okresie Rzymianie walczyli podobnie jak Grecy, a więc stosując falangę. W trakcie kolejnych podbojów Italii siła wojsk rzymskich opierała się na konnicy zaś kolejne podbijane ludy zamieniane były na sprzymierzeńców, którzy chcąc odzyskać na nowo bogactwo i ziemię musieli wraz z rzymianami atakować następnych sąsiadów. Większość takich sprzymierzeńców italskich miała obowiązek dostarczania konnicy. Dalsze przeobrażenia nastapiły na początku III wieku po tzw. Reformach Mariusza Furiusza Kamilusa. Podstawą taktyczną stał się wtedy legion podzielony na kohorty i manipuły, walczące nie falangą lecz potrójnymi szeregami, które ustawiały się w szachownicę, tak by kolejne linie walczących mogły się przemieszczać wewnątrz szyku.
Cały legion liczył teraz 4500 żołnierzy z 320 jeźdźcami. Uzbrojenie jazdy w czasach republiki składało się z długiej włóczni (hasta), skórzanego pancerza, hełmu (podobny do używanych w piechocie). Sytuacja uległa zmianie po II wojnie punickiej na przełomie II – III wieku p.n.e. Rzymianie w tym okresie gwałtownie zderzają się zaletami ciężkiej konnicy numidyjskiej i galijskiej. Niedługo po okresie wojen punickich następuje okres tzw. buntu sprzymierzeńców italskich. Od tego czasu datuje się wprowadzanie konnic sprzymierzonych i najemnych nie tylko z samej Italii lecz z całego basenu morza śródziemnego, byli oni jednak ekwipowani na wzór rzymski. W okresie cesarstwa od I – II n.e. w skład legionu wchodziło 300 – 500 jeźdźców, tworząc oddział zwany alae. Na alae składało się 16 turmae po 30 – 33 jeźdźców. Istniały także większe jednostki zwane cohors militaria liczące 700 – 750 jeźdźców rozmieszczonych w 24 turmae. Osobnymi oddziałem była Jazda Cesarska (equites singulares imperatoris) utworzona przez cesarza Hadriana jako odział przyboczny. Składała się z 500 doborowych jeźdźców. W tym okresie w liczącej od 400.000 do- 600.000 armii rzymskiej konnica odgrywała rolę pomocniczą, siłą rozstrzygająca o losach bitwy była nadal piechota legionowa.
Klasyczne uzbrojenie konnicy rzymskiej z okresu świetności cesarstwa I – II wieku n.e. to:
- HEŁMY – zdecydowanie różniły się w konstrukcji od tych używanych przez piechotę. Uszy były zupełnie zakryte, co najwyżej znajdowały się tam małe otwory, umożliwiające słyszenie. Zakrycie uszu było niezbędne z racji tego, że nieprzyjaciel mógł w tym miejscu z łatwością zrobić żołnierzowi dziurę w głowie. Dodatkowo nie posiadały takiej ochrony karku jak u pieszych żołnierzy. Było to spowodowane faktem, że gdyby delikwent spadł z konia to przez ten tylny daszek najprawdopodobniej złamałby sobie kark. Zdarzało się też, że żołnierze nosili prawdziwe peruki, z włosów ludzkich bądź zwierzęcych.
- TARCZE – oddziały pomocnicze jazdy używały tarcz podobnych kształtem do tych, jakie mieli żołnierze z oddziałów pieszych, z tym, że w przypadku konnych tarcze były na ogół płaskie. Tarcza jak taka została znaleziona w I wieku n.e. Miała kształt heksagonalny. Mierzyła ok. 125 cm długości i 64 cm szerokości, w najszerszym miejscu. Ochraniała niemal cały bok kawalerzysty. Uchwyt w przeciwieństwie do tarczy piechoty miała pionowy. Była bardzo ciężka bo ważyła ok. 9 kg, lecz była też przy tym doskonale wyważona. Owalny typ, znaleziono w Dura, datowany na III wiek n.e., są jednak i skarby dużo wcześniejsze. Podobnie jak każda inna, tarcza składała się z trzech sklejonych warstw listew pokrytych skórą.
- PANCERZE – używano kolczug, zbroi łuskowych, bądź napierśników. Jeden z belgijskich reliefów ukazuje też dość interesujący rodzaj pancerza tzn. kombinację lorica segmentata z koszulką kolczą. Jednak nie mamy znalezisk które by potwierdzały ten relief.
- SPHATA – miecz bardziej ostry i dłuższy na końcu od popularnego gladiusa, o klindze nawet do 91, 5 cm długości, zaś szerokość samego ostrza wynosiła ok. 4, 4 cm. Rękojeść była rzeźbiona podobnie jak przy gladiusach. Noszone najprawdopodobniej przy prawym boku.
- CONTUS – najdłuższa z włóczni używanych przez konnych – długa na 3, 65 m trzymana w obu rękach, dlatego jeźdźcy, którzy jej używali nie mieli tarcz. Weszła do użytku w II wieku n.e. ekwipowano ją jednak na niewielką skalę. Typową włócznią była krótsza „lancias pugnatorias”, każdy z konnych miał też „minores subarmales” czyli oszczepy. Według znalezionej na terenie Brytanii inskrypcji datowanej na I wiek n.e. każdy konny miał jedną włócznię i dwa oszczepy. Sprzymierzeńcy, mieli przy sobie nie dwa, ale minimum trzy oszczepy. Flawiusz podaje, że żołnierze jazdy sprzymierzeńców posiadali zwykle trzy oszczepy. Krótkie oszczepy wkładane były futerału na prawym boku konia, a nie z tyłu.
- RZĄD JEŹDZIECKI – siodło rogate, opinane popręgiem, z napierśnikiem przez szyję i pierś konia, nazadnikiem złączonym z podogoniem. Ogłowie posiadało dodatkowy pasek pionowy, idący przez czoło konia i łączący nachrapnik z naczółkiem. Wszystkie pasy rzędu łączone były pierścieniami przez które przeplatano krzyżujące się pasy. W pierścienie wtłaczano ozdobne guzy. Wędzidła, dwuczęściowe, łamane były najczęściej wzoru celtyckiego, z okrągłymi ogranicznikami, stosowano także munsztuki z łańcuszkiem pod dolną szczęką konia. Pod siodło podkładano gruby potnik, nieznacznie wystający za siodło. Główną bronią jeźdźca rzymskiego była broń miotana: oszczepy, dzirty, włócznie). Długi miecz do walki konnej spatha uważany był za broń ważną lecz głownie pomocniczą.
Jednym z pierwszych zapisów treningu jest Ludus Troiae, opisywany przez poetę Wergiliusza we fragmencie słynnej „Eneidy”:
Rozbiegają się w szeregu i rzędy rozłącz,
Trzy hufce chłopiąt, po czym na owy znak rączo,
odwrócą bieg i na się wymierzają dziryty.
Potem w różne ich strony raźnymi kopyty,
Niosą konie – naprzeciw siebie toczą koła,
Co obraz zbrojnej bitwy przed widzem wywoła,
To odsłonią w ucieczce plecy, to gromadą,
Zwrócą włócznie, to znowu w zgodzie ze sobą jadą.
Dziejopisarstwo rzymskie dostarcza wielu interesujących podręczników do walki konno. Wiele z nich nie dotrwało do naszych czasów, jednak te które się ostały ukazują bardzo ciekawy obraz (np. „Acies contra alanos” lub „Ars Tactica” historyka Arriana). Wojsko do końca II wieku n.e. trenowało podług zasad zwanych ogólnikowo hippika gymnasia. Przytoczmy tu kilka podstawowych technik treningowych konnicy rzymskiej z tego okresu. Warto dodać ze komendy odbywały się najczęściej na znak chorążego z towarzyszeniem odpowiedniego dźwięku trąby. Często bywało tak że konie na sam określony dźwięk wykonywały manewr nie czekając na jeźdźca. Był to efekt nieustających ćwiczeń prowadzony tak w czasie pokoju jak i wojny.
Ćwiczenia odbywały się z reguły w podstawowej liczbie oddziałów zwanych Turmae – była to grupa licząca 30 – 33 legionistów podzielona na dwie drużyny. Obie grupy spotykały się na arenie ćwiczebnej o kształcie elipsy. Arena miała trybunę z której widzowie mogli śledzić przebieg ćwiczeń. Gdy nie było areny, ćwiczenia przeprowadzano na trawiastych maneżach (prata). Obie grupy używały odróżniających je Chełmów, które dzieliły ich na „greków” i „amazonki”. Wszyscy mieli na sobie zbroje i pełen rynsztunek. Jeźdźcy zatrzymywali się tak ze pierwszy koń miał lekko wysunięty łeb w stosunku do następnego rumaka. Dawało to efekt szyku w formie linii stojącej schodkami w lewo. Był to tzw. szyk testudo. Tak ustawiony oddział chronił się doskonale dużymi owalnymi tarczami.
Takie ustawienie wymagało koni o krótkich grzbietach i szyjach. Ćwiczenie polegało na tym by do stojących w takim szyku koni jeźdźców rzucać nienaostrzone włócznie, tak by przyzwyczaić je do spokojnego i zdyscyplinowanego stania w jednym miejscu w warunkach bitewnych. Jeźdźcy rzymscy używali 3 sztuk dzirytów troczonych za prawa nogą w specjalnym futerale przytroczonym do siodła. Po wstępnej rozgrzewce w połowie odległości miedzy dwoma grupami ustawiano dwóch starych weteranów na bardzo spokojnych rumakach. Po chwili symulowany atak zaczynała grupa pierwsza, umownie nazwijmy ją „A”. Na znak dowódcy pierwszy jeździec ruszał skróconym galopem przed siebie i zataczając krąg kierował się w stronę dwóch jeźdźców na środku pola. Chwilę po tym atak rozpoczynała grupa druga – B.
Atakując na podobny sygnał – ruszał z niej pierwszy jeździec w prawo, chcąc przeciąć drogę legioniście z grupy A. Jadąc galopem żołnierz B przerzucał tarczę przez szyje konia by uniknąć ciosu od stojącego na środku weterana i ciskając jednocześnie dzirytem w jeźdźca A, po czym w galopie wracał do swojego szeregu. Tymczasem legionista A po odparciu ataku i rzucie skręcał gwałtownie w lewo i mijając dwóch kolejno stojących żołnierzy raził ich dzirytami. Po udanym ataku skręcał półwoltą w prawo aby pozdrowić publiczność i powrócić do swojego szeregu.
Drugie ćwiczenie wykonywano w ten sposób, że obie drużyny stały jak poprzednio z tym, że znajdowały się bardziej na lewo od trybuny. Zespół A zaczynał atak tak by galopować w lewą stronę prostopadle do szeregu B. Grupa B miała dwie możliwości: 1. na wprost i na lewo 2. zawracając kolejno w miejscu w prawo półwoltą i do góry aby przeciąć drogę grupie A. W tym starciu mijano się „na krzyż” w precyzyjnie odmierzonych interwałach czasowych raz z lewa raz z prawa. Żołnierze atakowali się dzirytami wzajemnie podczas przekraczania krzyżówki. W trakcie walki osłaniano się tarczami raz z boku raz na plecach. Taki rodzaj ataku połączonego z obroną nazywano petrinos. Po przeprowadzeniu petrinos grupa A zakręcała dużym łukiem w prawo a zespół B po obrzuceniu dwóch nieruchomo stojących celów zakręcała w lewo. Przed samą trybuną zespół A wykonywał woltę atakując wracającą grupę B. Legioniści z grupy A wykonywali wtedy dwa rzuty: jeden przed siebie prosto w początkowej fazie wolty, drugi sposobem partyjskim wyjeżdżając z wolty na prostą, odwracali się tyłem i rzucali.
Innym ćwiczeniem było ustawienie się obu grup w dwie równoległe do siebie linie podążające każda za chorążym trzymającym sztandar signum (najczęściej tzw. sarmackiego smoka – kukłę o rozwartej paszy zatkniętej na długi pal z czerwona kokardą). Na sygnał chorążego i dęcia w trąbę obie grupy dokonywały zwrot ku sobie o 45 stopni, symulując szarże przeciw sobie i przejeżdżając każda na stronę drugiej ustawiwszy się w regulaminowej linii za chorążym.
Kolejnym podstawowym ćwiczeniem był tzw. cwał kantabryjski. Polegał on na ustawieniu obu grup w jednej linii w bliskiej odległości od siebie w szyku testudo. Następnie pierwszy jeździec z jednej i drugiej grupy ruszali przekątną przed siebie zataczając każdy jedno duże koło. W miejscach gdzie okręgi stykały się, ciskali oni do siebie oszczepami. Po chwili do ćwiczenia ruszał kolejno po sobie każdy jeździec z obu grup wykonując okręg i ciskając do siebie oszczepami w miejscu zetknięcia okręgów.
W trakcie ćwiczeń jeźdźcy nie używali żelaznych grotów a tarcze były lżejsze. Często włócznie zaopatrzone były w zaokrąglane końce. Oszczepy ciskano znad głowy. Metoda ta została zrekonstruowana przez badaczy z austriackiego muzeum w Carnantum. W trakcie ćwiczeń walki oszczepem zakładano koniom skórzane naczółki, zaś końskie oczy chronione były ażurowymi osłonami, odlewanymi z brązu. Jeźdźcy zakładali także maski w kształcie twarzy, pozostawiające jedynie niewielki otwory na usta i oczy. Często podczas takich ćwiczeń odtwarzano mityczne walki greków z amazonkami, maski więc nierzadko imitowały twarze kobiet. Potwierdza to znalezisko z miejscowości Straubing w Bawarii, gdzie jedna z kobiecych masek zaopatrzona był nawet w specjalnie rzeźbione loki. Rzymską konnice starano się uczyć wykonywania różnych ćwiczeń na zasadzie odruchu, bez momentu zastanowienia się. Były wiec to ćwiczenia powtarzane do znudzenia. Jednoczesne zasłanianie się tarcza i miotanie oszczepu, rzucanie do tyłu, rzucanie jak w jak najszybszym tempie, jak największej liczby oszczepów, ciskanie bronią w trakcie zwrotów, ciskanie bronią do tyłu przy jednoczesnym przerzuceniu tarczy. Oczywiście wszystkie ćwiczenia przeprowadzane w najszybszych tempach. Jeźdźcy rzymscy musieli także mieć wskakiwać na konia z ziemi w pełnym oporządzeniu, z każdej strony.
Wielonarodowościowa konnica Rzymu obfitowała w mistrzów jazdy lecz także ofiary własnej nieumiejętności. Znanych jest wiele opisów, gdzie nie tylko szeregowi legioniści lecz także i oficerowie łamali sobie karki przez ponoszące i nie słuchające ich konie. Większość jednak była jeźdźcami znamienitymi, dokonującymi iście akrobatycznych wyczynów (Józef Flawiusz z opisu oblężenia Jerozolimy):
Jeden z jeźdźców kohorty imieniem Pedanius zajechał przeciwnikowi drogę w pełnym pędzie i porwał jednego z uciekających nieprzyjaciół, młodzieńca zresztą silnie zbudowanego i uzbrojonego, chwyciwszy go za nogę przy kostce. Musiał się mocno wychylić i to z konia w pełnym galopie, ale i okazać niemałą siłę ramienia i w ogóle ciała, a do tego mistrzowskie opanowanie jazdy konnej. Przywiódł tedy owego jeńca do cezara jakby zdobył jakiś cenny skarb. Tytus wyraził podziw dla siły tego, który go pochwycił.
– Józef Flawiusz, Wojna żydowska, VI.2.8
Stosowano także ćwiczenia militarne:
- Quintena – rzut oszczepem w pełnym biegu do pieńka.
- Palus – był to pal z wystającymi belkami tak skonstruowany, że nacierający jeździec nie siedzący we właściwej postawie uderzany był w odsłonięte miejsca.
- Lusus trojanus – dwa ścierające się oddziały po 19 jeźdźców (natarcie, wycofanie, rozejm). Gra trwała nie więcej niż 10 minut.
- Pyrycha militaris – ćwiczenie legionistów na podobnych zasadach co lusus trojanus z zastosowaniem także wojsk pieszych.
Do wojska wstępowali ochotnicy z całego imperium. Służba trwała 25 lat. Początkowo przyjmowano wyłącznie ludzi zamożnych posiadających ziemię lub nieruchomości, ale od I wieku p.n.e. żołnierzem mógł zostać każdy. Obywatele Rzymu byli legionistami, a pozostali służyli w wojskach pomocniczych. Najmniejszym zwartym oddziałem rzymskiej armii było contubernium – grupa ośmiu żołnierzy zajmujących na postoju jeden namiot. Dziesięć contubernia tworzyło centurię (80 ludzi), sześć centurii kohortę, a dziesięć kohort legion. Pierwsza kohorta posiadała dodatkowych ludzi zajmujących się administracją i wsparciem. Liczebność legionu w okresie rozkwitu cesarstwa wynosiła 5500 żołnierzy. Na czas panowania cesarza Hadriana datuje się także pierwsze jednostki wzorowane na sarmackich i partyjskich jeździecch z opancerzonym koniem.
Proporcje piechurów wobec konnicy uległy drastycznej zmianie po klęsce pod Edessą, jaką ponieśli rzymianie z rąk ciężkiej jazdy sasanidzkiej w 259 roku n.e. Tam właśnie, ciężkie formacje katafraktów perskich zgniotły w proch i pył 70 tysięcy doborowego piechura rzymskiego, zaś sam cesarz Walerian został wzięty do niewoli, by służyć jako podnóżek do wsiadania sasanidzkiemu królowi Szapurowi. Dotkliwa porażka rzymian miała ogromny wpływ na reformę armii dokonaną przez cesarza Galiena – syna Waleriana. Wyodrębnił on tzw. vexiliationes – konne formacje w ramach armii polowej podzielonych na equites promoti w północnej Italii i Grecji oraz equites scutarii w północnej Afryce i Chorwacji (equites dalmatae, equites mauri). W tym okresie wyodrębniają się jednostki wzorowane na ciężkiej jeździe z miasta Palmyra.
Miasto to na wschodnich rubieżach cesarstwa słynęło z doborowej hiper ciężkiej jazdy, chroniącej zbroją całego konia. Od tego okresu rzymianie opancerzają osobne jednostki zwane clibanarii w lamelowane zbroje tak dla konia, jak i jeźdźca. Za czasów cesarza Dioklecjana powstają dwie osobne vexilliationes złożone z jeźdźców o silnym oddziaływaniu bałkańskim (promoti, comites / lanciarii, iovani, herculiani) – służą one jako typ pośredni między lekka jazdą zachodu i ciężką wschodu. W IV wieku n.e. kawaleryjskie oddziały Rzymu stanowią już najważniejszy element militarny. Jednocześnie po klęsce ze zbuntowanymi Gotami w bitwie pod Adrianopolem w 380 roku n.e. Rzymianie całkowicie rezygnują z klasycznej walki legionem. Jazda z tego okresu, w najbardziej podstawowym podziale dzieli się na:
- lekka jazda – mauri, dalmatea, cetrati;
- ciężka jazda łucznicza wzorowana na wpływach ludów stepu – equitus sagittarii, sogitarii clibanarii;
- przełamująca „szokowa” jazda kopijnicza wzorowana na Partach, Sarmatach, Palmirczykach: catafractarii, clibanarii;
- ciężką jazdę na umownych wzorcach galijsko – rzymskich: promoti, scutarii, stablesiani, armigeri, brachiati, cornuti;
- nieregularną jazdę regionalną: equites indigenae;
- jeździeckie najemne grupy germańskie i huńskie: pseudocomitatenes, foederati, bucellarii od panowania Teodozjusza Wielkiego do generałów Stilichiona i Aecjusza.
Sytuacja z późnorzymską jazdą jest do dziś drzazgą w sercu każdego historyka starożytności. Jednostek konnych było tak wiele rodzajów i tak bardzo przemieszanych, o tak niezwykle płynnych i skomplikowanych specjalizacjach, że po dziś dzień nikt nie jest w stanie w pełni zrekonstruować choćby połowy typów oddziałów konnych dla cesarstwa rzymskiego w IV – V wieku. Historycy po dziś dzień nie mają nawet pewności do czego w rzymskiej armii odnosiły się określenia katafrakti i clibanarii. Część utrzymuje, że były to dwie nazwy definiujące ten sam typ najcięższego typu konnicy, inni rozdzielają te jednostki przyjmując ze catafractii było jazda ciężką za clibanarii jej elitą. Klibanariusze byli cięższą odmianą katafraktów, podczas gdy ci drudzy przeznaczeni byli do walki z piechotą, oni walczyli z konnicą przeciwnika.
Katafrakci walczyli w szyku złożonym z kilku szeregów, a klibanariusze tworzyli czoło i boki szyku klinowego którego środek stanowili współgrający z nimi lekkozbrojni konni łucznicy. Uzbrojenie zaczepne klibanariusza składało się z długiej, dwuręcznej włóczni, zwanej kontosem (używana od I stulecia p.n.e. do VI wieku n.e.), określanej w Bizancjum mianem kontarion (dł. 360 cm), miecza i łuku refleksyjnego. Uzbrojenie ochronne stanowił hełm, mała okrągła tarcza (katafrakci rzadko jej używali), oraz kaftan z kolczugi zakrywający ciało od nadgarstków do kolan na który nakładano zbroję lamelkową, karacenową lub kaftan z pikowanej tkaniny (przeszywania/tigelaja). Osłoną nóg były pokryte kolczą plecionką spodnie, dodatkowo wzmacniane metalowymi pierścieniami.
Zbroją wierzchowca był pikowany kropierz zakrywający zad, boki, pierś, nogi, grzywę i głowę konia lub ponaszywany płytkami z metalu, rogu czy kości. Niekiedy ograniczano się tu tylko do napierśnika i naczółka osłaniającego nos, czoło i niekiedy oczy konia. Potworne zamieszanie w próbach ujednolicenia późnorzymskiej jazdy skutecznie utrudnił pragmatyzm samych rzymian gdzie na przykład konni włócznicy italscy stosowali celtyckie, numidyjskie, germańskie, iliryjskie manewry końskie a nawet ich okrzyki bojowe, łucznicy techniki armeńskie, scytyjskie i huńskie, zaś ciężkozbrojni sasanidzkie i partyjskie. Zapewne żeby umilić życie historykom we wszystkich praktycznie jednostkach konnych sztandarem był zawieszony na wysokiej włóczni symbol sarmackiego smoka z czerwona kokardą z którym pędzono do boju w takty galijskich trąb bojowych i partyjskich bębnów. Nie dość na tym bowiem czasy późno rzymskie to okres masowego zatrudniania najemników barbarzyńskich całymi oddziałami, którzy naprędce dozbrajali się w rzymską broń i rzymskie konie.
Sytuację tę doskonale obrazuje dokument Notitia Dignitatum, wymieniający typy różnych wojsk rzymskich z końca IV wieku. Rzymianie oczywiście nigdy strzemion nie używali, są jednak pewne ślady prób ich wykorzystania, w formie rzemieni na lewa nogę. W muzeum Budapeszteńskim na steli nagrobnej konnego legionisty ze I w n.e. ukazana jest rzemienna pętla na lewą nogę. Była używana prawdopodobnie do wsiadania lub do zaparcia przy walce oszczepem. Jest to jednak wyjątek od reguły i należy go traktować bardziej jako ciekawostkę niż dowód na użycie jakiegoś prototypu strzemion. Późno rzymską jazdę ciekawie opisuje historyk Wegecjusz:
Taka była baczność zwrócona na te ćwiczenia ażeby przyzwyczaić do wsiadania i zsiadania z obu stron, obojętnie czy dzierżyli wyciągnięty miecz, czy włócznię w ręku. Przez pilną praktykę w czasie wolnym, w trakcie pokoju, ich jazda dochodziła do takiej perfekcji w dyscyplinie, że wsiadali natychmiast na swoje konie, nawet gdy były przemieszane między sobą po nagłym i nieoczekiwanym alarmie. (…) że konie były przyzwyczajane do szybkich marszów, nie tylko na poziomym otwartym terenie ale także w górzystym, nierównym, wyboistym, w gęstwinach i w szybkim wspinaniu się i schodzeniu po pochyłości. Jeźdźcy, którzy bili mocno swoje konie i zaniedbywali musztrę, stanowili ten rodzaj ludzi przyczyniający się do własnej porażki. To był również dobry pomysł by używać w gorącą pogodę do pracy i marszu pozostałych jeźdźców, aby nikt naprawdę nie wiedział, jak sytuacja może go spotkać.
Jako widać gołym okiem, późnorzymska jazda to nie były żarty. Często do treningu wskakiwania na konia stosowano drewniana kłodę zawieszona na odpowiedniej wysokości. Rzymskie konnice odbywały 3 razy w miesiącu marsz szkoleniowy na 20 mil, gdzie jedna mila rzymska równa jest 1479 metrów. Wszak wielki Rzym to nie przelewki…