Rozdziały
Historia starożytnego Rzymu jest powszechnie kojarzona z sukcesami niezwyciężonych legionów, które gromiły armie wrogów Imperium. W takich sytuacjach wielu ludziom przychodzą na myśl wyczyny Cezara pod Alezją, Scypiona pod Zamą czy Mariusza pod Vercellae. Ten bardzo uproszczony wizerunek starożytnego Rzymu nie uwzględnia szerokiego kontekstu dziejów rzymskiej wojskowości. Niewielu ludzi pamięta, że państwo rzymskie przeżywało w swej historii także momenty kryzysu w wielu dziedzinach, nie wyłączając aspektów militarnych.
Zwycięstwa Rzymian w wojnach prowadzonych na przełomie III i II w. p.n.e. uczyniły z nich niekwestionowanych hegemonów basenu Morza Śródziemnego. Pokonawszy Kartaginę w I i II wojnie punickiej, Synowie Wilczycy stali się panami Sycylii, Sardynii, Hiszpanii oraz podporządkowali sobie ziemie upokorzonej w wojnach ojczyzny Hannibala. Na wschodzie senat poprzez ingerencję w sprawy skłóconych państw greckich stał się stroną rozdającą karty w polityce Hellady.
Liczne wojny prowadzone przeciw Punijczykom, plemionom hiszpańskim, Galom czy monarchiom hellenistycznym pozwoliły rzymskim elitom zdobyć cenne doświadczenie w zakresie dyplomacji i prowadzenia wojny. Rzymscy wodzowie potrafili wyciągnąć wnioski z porażek militarnych nad Trebią, Jeziorem Trazymeńskim i pod Kannami, co pozwoliło im na przyszłość unikać błędów w działaniach zbrojnych. Umieli również korzystać z doświadczeń militarnych nieprzyjaciół. Legioniści i oficerowie rzymscy, zahartowani ciężkimi walkami z potężną armią Hannibala, nie mieli problemu w wojnach z armiami hellenistycznymi Macedonii i królestwa Seleukidów. Ta sytuacja zaczęła się zmieniać w miarę wzrostu terytorialnego Imperium i upływu czasu od burzliwych wydarzeń III w. Doświadczeni w walkach weterani odchodzili, a władzę w państwie przejmowali przedstawiciele młodego pokolenia, niepamiętający czasów wojen. Należało szkolić od nowa rekrutów i kształcić nowe kadry dowódcze, co dodatkowo utrudniał brak intensywnych działań wojennych w II ćwierci II w. p.n.e. Sami żołnierze, przekonani o wielkości swojego państwa i potędze oręża rzymskiego, nabrali błędnego przekonania o swych nieograniczonych możliwościach militarnych. To lekceważenie przeciwnika i zbytnia pewność siebie miały niedługo zemścić się na Rzymianach.
Kampanie hiszpańskie
Zgubne efekty takiego myślenia dały o sobie znać w czasie kampanii prowadzonych przeciw plemionom hiszpańskim. Dodatkowy problem dla Rzymian stanowiła sytuacja ekonomiczna i polityczna półwyspu iberyjskiego w II w. p.n.e., którą utrudniał wzrost liczby ludności. Po pokonaniu Kartaginy, ludność półwyspu straciła ważne źródło dochodu, jakim była służba najemna w wojskach punickich. Doprowadziło to do niepokojów wśród bezrolnej ludności i w konsekwencji do serii rabunków na prowincji. Co więcej, plemiona iberyjskie były inaczej zorganizowane niż Galowie i panowały wśród nich wewnętrzne podziały, o czym boleśnie przekonywali się sami Rzymianie. I gdy część członków plemienia zawierała traktat z Rzymem, druga część traktowała Republikę jak wroga. Co jednak budziło największy niepokój nad Tybrem, to seria porażek armii rzymskiej w Hiszpanii. W 155 ludy z zachodniej części półwyspu iberyjskiego, Luzytanie przypuścili kilka potężnych ataków na tereny rzymskiej prowincji Hiszpania Dalsza (Hispania Ulterior).
Każdy sukces doprowadzał ich to jeszcze większej śmiałości i skutkował akcjami jeszcze groźniejszymi dla Rzymian. Rok później jedna z armii rzymskich poniosła dotkliwą porażkę, a jej dowódca zginął w walce. W 153 roku plemię z północy półwyspu, Bellowie postanowiło rozszerzyć obszar swej stolicy Segedy i włączyć w jej zasięg mieszkańców sąsiedniego plemienia, Arewaków. Zaniepokoiło to senat rzymski, który obawiał się ataków z tego ośrodka na tereny Hiszpanii Bliższej (Hispania Citerior). Przeciw plemieniu wysłano armię konsularną Kwintusa Fulwiusza Nobiliora liczącą 30 000 żołnierzy. Bellowie pozostawili nieukończone prace nad rozbudową miasta i uciekli przed Rzymianami na ziemie Arewaków, którzy ich przyjęli do siebie. Nie czekając na atak wroga, połączone siły wojowników obu plemion wciągnęły kolumnę Nobiliora w zasadzkę w terenie gęsto porosłym lasem. Z początku walka była wyrównana, jednakże szala zwycięstwa przypadła Hiszpanom, którzy położyli trupem 6 000 Rzymian. Nieszczęsny konsul próbował jeszcze zdobyć Numancję, stolicę Arewaków, jednakże sprawy przybrały dlań równie niepomyślny bieg. Jeden ze słoni bojowych Rzymian, uderzony kamieniem w głowę, wpadł w panikę, pociągając za sobą inne gruboskórce. Rozszalałe zwierzęta zaczęły tratować szeregi ustawionych za nimi legionistów, co zachęciło obrońców Numancji do kontrataku i przesądziło o pogromie armii rzymskiej. Na polu walki pozostało 4 000 rzymskich trupów. Gdy senat nakazał innemu konsulowi, L. Licyniuszowi Lukullusowi marsz do Hiszpanii Bliższej, opowieści o okrucieństwie Celtyberów skutecznie zniechęcały obywateli wszystkich klas do wzięcia udziału w tej wyprawie. Panowało powszechne przekonanie o uciążliwości walk w Hiszpanii i małych profitach w wojnie z tamtejszymi ludami. W rezultacie na miejsce zbiórki zgłosiło się bardzo niewielu Rzymian w wieku poborowym. Choć kilku młodych senatorów zdecydowało się służyć w armii w randze trybunów, to pozostali pozorowali chorobę, by ukryć swoje tchórzostwo. Lukullus miał też problemy z obsadą wyższych stanowisk oficerskich. Zgodnie z przekazem Polibiusza, jedynie postawa P. Korneliusza Scypiona Emilianusa zawstydziła wielu Rzymian i zmusiła ich do wzięcia udziału w wyprawie.
O ile poprzednie klęski Rzymu w Hiszpanii sprowadzały się raczej do niepowodzeń w walce z plemionami barbarzyńców, to kampania Lukullusa okryła Rzym jeszcze większą niesławą. Sam dowódca był wyjątkowo żądny zwycięstw i łupów, co pozwoliłoby mu spłacić zaciągnięte długi. Te motywy skłoniły go do podjęcia kontrowersyjnej decyzji ataku na kilka ośrodków plemienia Wakcejów pod pretekstem wspierania przez to plemię Arewaków. Jakby tego było mało, Lukullus przyjął kapitulację miasta Kauka, po czym jego żołnierze dopuścili się rzezi wszystkich dorosłych mężczyzn w murach miasta. Zarówno ta masakra, jak i nieuzasadniona agresja wobec Wakcejów wywołały oburzenie wśród członków senatu. Etos rzymski dopuszczał bowiem stosowanie terroru wobec nieprzyjaciela, ale tylko w sytuacjach, gdy takie akty były politycznie korzystne i zgodne z prawami wojny. Wyczyny Lukullusa zostały uznane za złamanie zasady rzymskiej wiarygodności (fides) wobec innych ludów, co było nie do przyjęcia dla konserwatywnych senatorów. W tym samym czasie podobny incydent miał miejsce w Hiszpanii Dalszej, gdzie inny wódz rzymski Sulpicjusz Galba obiecał Luzytanom w zamian za poddanie się przydziały ziemi. Naiwni członkowie plemienia przystali na propozycję, ale wiarołomny Rzymianin kazał ich rozbroić, podzielić wraz z rodzinami na trzy grupy i wymordować. Skąd wzięło się to bezmyślne okrucieństwo ze strony dowódców legionów? W przypadku zachowania Galby można tu wskazać na dotychczasowe stosunki Rzymian z Luzytanami, którzy nie tylko zadawali klęski legionom, ale także po zawarciu traktatów z państwem rzymskim powracali do łupieżczego stylu życia. Ten, jak i inne przypadki brutalności konsulów mogły być też efektem krótkiego okresu ich dowodzenia (rok) oraz świadomości upadku armii rzymskiej. Wobec tych okoliczności dowodzący legionami chcieli szybko zakończyć kampanie przez zastraszenie nieprzyjaciela.
Jeden z niewielu ocalałych z rzezi Luzytan, Wiriatus stanął na czele powstania przeciw Rzymianom. Zebrał wokół siebie grupę wojowników i rozpoczął skuteczną walkę. Najpierw wciągnął w zasadzkę armię pretora Wetiliusza, która straciła 4 000 ludzi, a jej dowódca poległ. To zwycięstwo przysporzyło mu wielu zwolenników wśród plemion, które nie chciały być narażone na napady jego wojowników. Wysłany przeciw niemu F. Maximus Emilianus dowodzący niewyszkolonymi żołnierzami bał się podejmowania śmiałych akcji i nie odniósł wielkich sukcesów na polu walki. W 142 p.n.e. jego następca okazał się lepszym dowódcą i zdobył kilka bastionów powstańców. Jego akcje były brutalne, jednakże i jego spotkała ciężka klęska z rąk Wiriatusa. Przeciągająca się wojna z Luzytanami była kolejną plamą na honorze armii rzymskiej, którą usunięto dopiero poprzez przekupienie zabójców, którymi okazali się ludzie z otoczenia wodza Luzytan. Sukcesy Wiriatusa zainspirowały Arewaków, którzy dopiero po interwencji Kwintusa Cecyliusza Metellusa złożyli broń, z wyjątkiem miasta Numancji i paru innych miast. Prawdziwa katastrofa nastąpiła w 137 p.n.e., gdy senat mianował Hostyliusza Mancinusa dowódcą wyprawy przeciw Numantyjczykom. Konsul po kilku przegranych potyczkach pod murami miasta, przestraszony potencjalnym sojuszem oblężonych z sąsiednimi plemionami, odstąpił od oblężenia. Podczas odwrotu jego armia została otoczona przez wojowników wroga, którzy wymusili na niej upokarzającą kapitulację.
Za ten czyn sam Mancinus został rozkazem senatu oddany w ręce Numantyjczyków. O niskiej wartości bojowej armii rzymskiej tego okresu można też się przekonać, czytając dalsze opisy przebiegu walk o Numancję. Gdy na czele armii rzymskiej stanął wsławiony zdobyciem Kartaginy Scypion Emilianus, zrezygnował on z bezpośredniego ataku na miasto, pomimo kilkakrotnej przewagi liczebnej nad oblegającymi. Przezorny wódz zdawał sobie przecież sprawę z kiepskiego morale swoich żołnierzy. Miasto padło dopiero po szczelnym otoczeniu go pasem umocnień w 133 p.n.e.
III wojna punicka
Kryzys funkcjonowania armii rzymskiej w najjaskrawszy sposób ujawnił się w czasie III wojny punickiej. Armia rzymska, źle dowodzona, zdemoralizowana i kiepsko wyszkolona nie mogła poradzić sobie z obrońcami Kartaginy, którzy stawiali opór aż przez 3 lata! Początkowo konsulowie postanowili uderzyć na miasto z dwóch stron – Censorinus od strony morza, a Maniliusz przez wąski przesmyk od strony lądu. Obaj byli pewni, że nie napotkają większego oporu przy zdobywaniu miasta, i nie wybudowali nawet umocnionych obozów. Ku ich zaskoczeniu Kartagińczycy stawili zaciekły opór i nawet byli uzbrojeni! Machiny oblężnicze, którymi chciano staranować mury miejskie, zostały zniszczone podczas nocnego wypadu obrońców. Wynikało to stąd, że Rzymianie lekkomyślnie pozostawiali miejsca swego postoju niestrzeżone. Gdy po dokonaniu wyłomu w murze legionistom udało się wedrzeć do miasta, zostali odepchnięci, tracąc wielu ludzi. Jedynie postawa Scypiona Emilianusa uratowała ich przed katastrofą. Oblegający byli też narażeni na wypady kartagińskiej armii polowej, działającej na zapleczu i utrudniającej prace oblężnicze.
Appian opisuje atak skierowany przeciw grupie żołnierzy, wysłanej po drewno do budowy machin oblężniczych, który zakończył się dla Rzymian stratą 500 ludzi. Także statki floty rzymskiej atakującej od strony morza były skutecznie niszczone przez obrońców. Te wszystkie niepowodzenia nie wpływały na mentalność legionistów, którzy wciąż nie potrafili docenić przeciwnika. Słabość legionów tylko zachęcała obrońców do coraz śmielszych działań. Doszło do tego, że ci ostatni zaatakowali nawet kilkakrotnie obóz Maniliusza. Taki sam los spotkał specjalnie skonstruowany port, mający być miejscem rozładunku zaopatrzenia płynącego z Rzymu. Niefrasobliwość charakteryzowała Rzymian także podczas ich wypraw w teren po żywność i furaż. Nieprzestrzegający zasad ostrożności podczas pochodów i postojów legioniści łatwo padali ofiarą ataków konnych partyzantów punickich. Dodatkowo Rzymianie poprzez złe traktowanie miejscowej ludności ułatwili jej współpracę z oblężonymi Kartagińczykami. Bitwa z oddziałami kartagińskiej armii polowej pod Nepheris pod koniec 149 p.n.e zakończyła się porażką. Rzymscy dowódcy nie dokonali bowiem rozpoznania rozmieszczenia i sił przeciwnika. Na próżno Scypion odradzał stoczenie bitwy w tak niesprzyjających okolicznościach – kolumna rzymska musiała bowiem iść pod górę. Jednak pozostali trybunowie odnoszący się do niego z zawiścią wyśmiali go. Maniliusz postanowił jednak ścigać oddziały kartagińskie, na co tylko czekało dowództwo wroga. Gdy jednak Rzymianie postanowili zawrócić, podczas przeprawy przez rzeczkę zostali zaatakowani przez kartagińską konnicę. Także w czasie odwrotu osłabieni i zdziesiątkowani walkami ponownie stali się obiektem ataku znających teren jeźdźców wroga. Zmiana na stanowisku konsulów nie wpłynęła na polepszenie sytuacji oblegających.
Dopiero mianowanie dowódcą całej wyprawy zasłużonego w walkach Scypiona Emilianusa doprowadziło do przełomu w walce. To właśnie on miał za zadanie odwrócić losy wojny, która przybrała niekorzystny dla Rzymian obrót. Już w pierwszych dniach swego urzędowania Emilianus zorientował się, w jak opłakanym stanie jest armia. Wśród legionistów panowało lenistwo, chciwość i brak karności. Zdemoralizowani żołnierze sami bez wiedzy dowódcy organizowali łupieżcze wyprawy. Wśród legionistów dochodziło też do kłótni, walk, a nawet zabójstw. Fragment mowy, jaką skierował do nich, świadczy dogłębnie o morale armii rzymskiej w tym okresie:
Po co więc mam mówić o tym, co mnie wstydem napełnia? Uprawiacie grabież, a nie wojujecie, wałęsacie się, a nie obozujecie. Podobni jesteście raczej do jarmarcznych kuglarzy, goniących za zyskiem, aniżeli do oblegających miasto. Chcielibyście żyć w wygodach, choć jeszcze trwa wojna i nie odnieśliście zwycięstwa. Toteż nieprzyjaciele niespodziewanie w tym krótkim czasie, odkąd was opuściłem, tak bardzo wzmogli się w siłę, a przez te zaniedbania tym cięższa teraz czeka nas praca.
– Appian, Historia rzymska, 24.116
Podsumowanie
Liczne zwycięstwa oręża rzymskiego nad mocarstwami basenu Morza Śródziemnego w III i II w. wywołały nad Tybrem przekonanie o wielkości własnego państwa. Wśród elit rzymskich zapanowało powszechne przeświadczenie o sile tworzonego przez nie imperium i jego nieograniczonych możliwościach wpływu na politykę światową. Wraz z tymi zjawiskami wzrastała śmiałość i zaborczość Rzymian także wobec odległych państw. Świadczyć o tym może opisana przez Polibiusza postawa poselstwa rzymskiego wobec Antiocha IV w 167 p.n.e. Jednakże to lekceważenie przeciwnika wpłynęło na kiepską ocenę możliwości bojowych legionów. Kiedy zabrakło ludzi pokroju Scypiona czy Fabiusza Maksimusa, a stare pokolenie weteranów powoli wymierało, nowi ludzie, pozbawieni możliwości wzięcia udziału w intensywnych działaniach zbrojnych, nie umieli sprostać na polu walki nawet słabszym przeciwnikom. Potrzeba było więcej czasu, by na arenę dziejów wkroczyli wodzowie pokroju Mariusza, Sulli czy Cezara.