Młodszy syn Wespazjana nie zapowiadał się na złego władcę. Z czasem jednak zmienił się w okrutnika, którego zdecydowano się siłą usunąć z tronu. Jak wyglądał upadek ostatniego cesarza z dynastii Flawiuszów i jakie znaki miały mu towarzyszyć?
Tytus Flawiusz Domicjan urodził się 24 października 51 roku n.e. jako młodszy syn Wespazjana i Flawii Domicylli. Był trzecim cesarzem z dynastii Flawiuszów. Władzę w Imperium objął po śmierci starszego brata, Tytusa.
Jeśli spośród poprzedników Domicjana trzeba by mu było wybrać jego bratnią duszę, wybór zapewne padłby na Kaligulę. Młody cesarz, który całkiem nieźle się zapowiadał, zmienił się w okrutnego bez miary paranoika. Domicjan zaś, jak wskazuje Swetoniusz, zapowiadał się dobrze, nawet pomimo jego widocznych przywar. Młodszy syn Wespazjana był bowiem próżny, nie przepracowywał się. Rzadko jeździł konno. Nawet w trakcie kampanii wojennych preferował poruszanie się w lektyce. Uwielbiał za to łucznictwo, w którym osiągnął zresztą dużą biegłość. Domicjan cenił sobie także, jak sam to określał, gimnastykę łoża. Swetoniusz wymienia także dość osobliwe hobby, które znalazł sobie Flawiusz. Cesarz miał bowiem zamykać się w gabinecie i łapać muchy, które z lubością potem przebijał rylcem. W Żywotach Cezarów możemy także przeczytać o dowcipnej docince słynnego mówcy, Kwintusa Wibiusza Kryspusa. Kiedy pytano go, czy jest ktoś u cesarza, ten miał odpowiadać, że nie ma nawet muszki. Domicjan miał także, jeszcze w czasach władzy ojca, nadużywać swojej władzy i pozycji, posługując się nawet okrucieństwem.
Swetoniusz przekonuje jednak, że na początku swojego pryncypatu Domicjan niejednokrotnie wykazywał się wspaniałomyślnością, a próżno w jego zachowaniu było dopatrywać się oznak chciwości. W Żywotach Cezarów czytamy: Całe swoje najbliższe otoczenie obsypując szczodrymi darami przede wszystkim upominał, aby nie dopuszczano się żadnego niegodziwego czynu. Spadków pozostawionych mu przez ludzi mających dzieci nie przyjmował. Starannie podszedł także do naprawy rzymskiego sądownictwa. Ukrócił nadużywanie władzy przez miejskich urzędników i piętnował przekupnych sędziów. Wyznaczając bardzo wysoką karę dla fałszywych oskarżycieli, zredukował także liczbę donosów. Mawiać miał: Władca, który donosicieli nie karci – podżega. Wszystkie te wartości, którym na początku swego panowania Domicjan miał hołdować, stały się jednak dokładnym przeciwieństwem jego przyszłych czynów.
Trzeci z dynastii Flawiuszów stał się okrutnikiem, mordując bez umiaru i za każdą błahostkę. Na liście jego ofiar Swetoniusz umieszcza m.in. Korneliusza Scypiona Salwidienusa Orfitusa, Maniusza Acyliusza Glabriona, Eliusza Lamię, Salwiusza Kokcejanusa, Salustiusza Lukullusa, a nawet swojego brata stryjecznego, Flawiusza Klemensa. Domicjan popadł w paranoję i wszędzie doszukiwał się spiskowców. Obawiając się, że ktoś nastaje na jego życie, na ścianach portyków, po których spacerował, kazał położyć błyszczący kamień. Dzięki temu mógł w każdej chwili widzieć, co dzieje się za jego plecami.
Można powiedzieć, że Domicjan sprowadził na siebie samospełniającą się przepowiednię. Swetoniusz pisze, że mord na Flawiuszu Klemensie przelał czarę goryczy. Co więcej, zapoczątkował serię dziwnych znaków, które wskazywać miały na rychły koniec Domicjana. Przez osiem miesięcy nad Rzymem przetaczać się miały wyjątkowo liczne burze. Piorun uderzył w Kapitol, w świątynię rodu Flawiuszów, w pałac na Palatynie, w jego [Domicjana] sypialnię. Napis z podstawy jego triumfalnego posągu został zerwany przez silną burzę i upadł na sąsiedni pomnik. Drzewo, które wywróciło się w czasach, zanim Wespazjan został cesarzem, a później odżyło, teraz nagle runęło – opowiada Swetoniusz. Cesarzowi miało także przyśnić się, iż utracił ochronę Minerwy, której świątynię budował. Domicjana najbardziej poruszyła jednak sprawa Askletariona. Astrolog ten został oskarżony za jawne głoszenie swoich wizji. Imperator miał zapytać, jaki koniec wróżbita przewidzi dla siebie samego. Askletarion odrzekł zaś, że rozszarpią go psy. Flawiusz postanowił przechytrzyć astrologa. Kazał go natychmiast zabić i pogrzebać, tak, żeby żadne psy go nie znalazły. Tyle że w trakcie grzebania zwłok rozpętała się kolejna burza, która rozniosła grób. Potem zaś przybiegły psy, które rozszarpały ciało wróżbity.
Domicjan przeczuwał jednak swój koniec. I chociaż zwykł mawiać, że cesarze nie uwierzą w doniesienia o spisku, dopóki nie zostaną zamordowani, sam także padł ofiarą mordu. Zamach opisał oczywiście Swetoniusz. Przeczytamy u niego, że inicjatywą wykazał się niejaki Stefanus, którego oskarżono o przywłaszczanie pieniędzy. Był on zarządcą dworu żony Flawiusza Klemensa, Domicylli. Symulował on uraz lewego ramienia, najpewniej skaleczenie, żeby przyzwyczaić Domicjana do tego, że nosił opatrunek z wełny, owinięty jeszcze bandażami. W dzień, który ustalono dla zamordowania cesarza, 18 września 96 roku n.e., wsunął pod ów opatrunek sztylet. Na ironię zakrawa fakt, że uwagę władcy zwrócił poprzez powiadomienie go o spisku na jego życie. Po raz kolejny przywołam relację Swetoniusza. Gdy cesarz czytał ze zdziwieniem wręczone mu pismo, ten go pchnął w okolice pachwiny. Ranny Domicjan usiłuje się bronić. Wówczas napadli nań: ordynans Klodianus, Maksym, wyzwoleniec Parteniusza, Satur, mający nadzór nad pokojowcami, i kilku gladiatorów. Tytus Flawiusz Domicjan padł, raniony siedmioma pchnięciami. Jakby to powiedział Marek Juniusz Brutus, sic semper tyrannis. Warto zaznaczyć, że w spisku uczestniczyć miała także żona Domicjana, Domicja Longina.
Śmierć Domicjana zakończyła panowanie domu Flawiuszów w Imperium. Jego następcą został Nerwa, od którego zaczęły się długie i pomyślne dla Rzymu rządy dynastii Antoninów.