Rozdziały
Bitwa pod Aquae Sextiae (102 p.n.e.) było to wielkie zwycięstwo wojsk rzymskich pod wodzą konsula Gajusza Mariusza nad plemieniem Teutonów.
Agresywna migracja
Zagrożenia nigdy nie oszczędzały Republiki Rzymskiej. Minęło już przeszło 100 lat od słynnego Hannibal ante portas!, Kartagina została zburzona, Macedonia podporządkowana. Jednak u schyłku II wieku p.n.e. pojawiło się kolejne niebezpieczeństwo. Z odległej Jutlandii swój marsz na południe rozpoczęły plemiona germańskie, Cymbrów i Teutonów, do których dołączyły też inne. I jak się wkrótce okazało, Germanie byli śmiertelnie groźnym rywalem, którego zlekceważenie byłoby po prostu skrajną głupotą.
Nie sposób opisać bitwy pod Aquae Sextiae nie przypominając wpierw wielkiej migracji Germanów, która jest bezpośrednią przyczyną starcia. Plemię Cymbrów postanowiło znaleźć sobie nową ojczyznę, osiedlić się na nowych ziemiach. Ruszyli więc z Półwyspu Jutlandzkiego na południe. Szli wszyscy. Rodziny wraz z całym dobytkiem rozpoczęły swoją podróż. Wkrótce dołączyły do nich inne plemiona, z których najbardziej znaczącym byli Teutonowie. Przeszli na wskroś całą Germanię i dotarli do Noricum, celtycko-iliryjskiego obszaru położonego na północ od Alp. Rzymianie, zaniepokojeni faktem bardzo dużej migracji w kierunku ich terytorium, wysłali do Noricum armię konsularną. Germanie z kolei pokonali Dunaj i kontynuowali swoją wędrówkę. Do spotkania z rzymskimi siłami doszło pod Noreią, gdzie też miała miejsce pierwsza bitwa wojsk Republiki z barbarzyńcami. W sercu Italii niepokój wzrósł jeszcze bardziej, kiedy okazało się, że wysłana na północ armia została rozbita i większość legionistów leży martwych na placu boju. Mimo, iż pobite legiony zadały najeźdźcom duże straty, ci wciąż stanowili siłę, która mogła zagrozić Republice. Szczęśliwie dla Rzymu Germanie stwierdzili, że Alpy stanowią groźniejszą przeszkodę niż Rodan i omijając Italię udali się na zachód, w kierunku Galii (południowa Francja). Tereny te pozostawały wówczas pod kontrolą Rzymu, toteż Republika wysłała armie, by unieszkodliwić zagrożenie, jednak te poniosły serię upokarzających klęsk, z których najdotkliwszą była ta pod Arausio w 105 roku p.n.e. Niektóre źródła wspominają nawet o 100 000 poległych Rzymian. Dane te są najpewniej przesadzone, jednak dobitnie ukazują rozmiary klęski, której przyczyną była prawdopodobnie nieudolność dowódców i ich brak umiejętności współpracy.
Wtedy właśnie w Rzymie zaniepokojenie zastąpił strach. Droga do Italii stała otworem, powstał stan zagrożenia państwa, nadzwyczajny problem, do którego rozwiązania trzeba było nadzwyczajnego człowieka. I tak oto wszystkie oczy zwróciły się na niedawnego pogromcę numidyjskiego króla Jugurty. Gajusz Mariusz, bo o nim mowa, pomimo przeciwności prawnych, został wybrany na swój drugi konsulat. Było to w roku 105 p.n.e.
Wieczny konsul
Mariusz miał szczęście. Germanie nie poszli na Italię, kierując się zamiast tego dalej na zachód, ku Iberii. Nowy stary konsul miał dzięki temu czas na przygotowanie wojska do nadchodzącej kampanii. Wiele spośród militarnych osiągnięć Mariusza można przypisać propagowanej przez niego doskonałej dyscyplinie wojskowej. Nie bez znaczenia była również bardzo sprawna administracja, która niezwykle ułatwiała wszelkie działania. Zanim doszło do jakiegokolwiek starcia, Mariusz objął swój trzeci już konsulat. Mając wystarczającą ilość czasu wysłał swoich żołnierzy, aby przekopali kanał u ujścia Rodanu, co pozwoliło mu na poprawienie linii zaopatrzenia.
Migrujące plemiona postanowiły jednak się rozdzielić. Cymbrowie i Tigurinowie (celtycki lud, który dołączył do wielkiej migracji) okrężną drogą chcieli obejść Alpy i dostać się do Italii. Teutonowie i Ambronowie (inne germańskie plemię) obeszli zaś obóz będącego już na miejscu Mariusza i również podążyli w kierunku Italii. Gajusz Mariusz trzymał swoich żołnierzy w obozie, aby ci oswoili się z widokiem barbarzyńców. Jego zdaniem podniosłoby to hart ducha i morale rzymskich żołnierzy.
Mariusz, obejmując w międzyczasie swój czwarty konsulat, zwinął obóz i rozpoczął pościg za Teutonami i Ambronami. Dogonił ich pod Aquae Sextiae (dzisiejsze Aix-en-Provence we Francji). Był to rok 102 p.n.e.
Wielka bitwa
Stan obu armii:
- ponad 100 000 Teutonów i Ambronów (w tym kobiet i dzieci, które zostały w obozie) pod wodzą króla Teutoboda
- 32 000 ludzi, legiony rzymskie i italscy sprzymierzeńcy pod dowództwem konsula Gajusza Mariusza
Gajusz Mariusz doskonale zdawał sobie sprawę z przytłaczającej przewagi liczebnej wroga. Musiał więc opracować plan, który uniemożliwi jej wykorzystanie. Konsul nakazał fortyfikować obóz na wzgórzu. Doszło jednak do niespodziewanej sytuacji. Idący po wodę do rzeki Rzymianie natknęli się tam na Ambronów, którzy stanowili straż przednią Teutonów. Germanie także pobierali wodę, z tym że robili to na przeciwnym brzegu. Doszło do starcia przy wodopoju. Wkrótce do potyczki dołączyli inni Rzymianie i reszta Ambronów. Ci postanowili przeprawić się przez rzekę, na co tylko czekali żołnierze Mariusza. Kiedy większość straży przedniej najeźdźców wyszła z wody, została zmasakrowana przez legionistów i auxilia. Konsul spodziewał się nocnego ataku, dlatego Rzymianie całą noc nie zmrużyli oka, oczekując starcia. Niedobitki Ambronów czekały na stanowiących główne siły Teutonów, ci jednak nie chcieli od razu atakować rzymskiego obozu. Barbarzyńcy zwlekali dwa dni, aż w końcu zdecydowali się na bitwę. Postanowili szturmem wziąć wzgórze. Mariusz był przebiegłym dowódcą i wiedział, że gdyby coś poszło niezgodnie z planem, potrzebny mu będzie as z rękawa. Przygotował więc zasadzkę. Ukrył 3000 żołnierzy na zalesionym wzgórzu. Teutonowie tymczasem rozpoczęli atak. Poszli zdecydowanie pod górę, jednak grad oszczepów ciskanych przez legionistów osłabił nieco ich zapał. Germanów było bardzo wielu. Nacierający barbarzyńcy byli więc stłoczeni, toteż rzucane przez Rzymian pila mocno przerzedziły ich szeregi. Wtedy armia Mariusza zaatakowała wojowników króla Teutoboda w dół wzgórza, bezlitośnie ich spychając. Gladiusy raz po raz zatapiały się w ciałach ściśniętych Germanów, którzy często nie mieli nawet miejsca, żeby się przed takimi ciosami obronić. Po jakimś czasie Rzymianie zepchnęli barbarzyńców całkowicie ze wzgórza, więc przewaga terenu zniknęła, dalej walczyli na równym gruncie. Król Teutobod starał się zagrzewać do walki wystraszonych już trochę wojów, wtem jednak z lasu wypadło na ich tyły 3000 Rzymian. Tego dla spanikowanych Germanów było już za wiele. Rzucili się do ucieczki, ale z obu stron ścigał ich żądny zemsty miecz Rzymu. Tysiące barbarzyńców padało trupem ścieląc ziemię pod Aquae Sextiae. Szacuje się, że poległo może i nawet ok. 90 000 wojów, przy bardzo niewielkich stratach rzymskich. Dla Mariusza było to jednak za mało. Pragnął unicestwić te plemiona, by już nigdy nie śmiały podnieść miecza na Rzym. Na czele swoich oddziałów wpadł do obozu wroga biorąc tysiące jeńców. Żołnierzy zaskoczył na początku zaciekły opór Germanek, ale ten został szybko zdławiony, a kobiety wraz z dziećmi trafiły po jakimś czasie na targi niewolników. Problem Teutonów został raz na zawsze rozwiązany. Mariusz zdawał sobie jednak sprawę, że to tylko połowa jego zadania. Italii wciąż zagrażali Cymbrowie.
Dalsze losy kampanii przeciwko Germanom
W 101 roku p.n.e. Gajusz Mariusz został po raz piąty konsulem. Drugi konsul nie był jednak tak wytrawnym wodzem jak on i wycofał się przed Cymbrami, oddając im zupełnie dolinę Padu. Zwyciężywszy pod Aquae Sextiae, Mariusz dołączył z wojskami do drugiej armii i przejął dowództwo nad połączonymi siłami. Z Cymbrami starł się pod Vercellae. John Warry zauważa, że Germanie byli całkiem nieźle dowodzeni, jak również dysponowali dobrym uzbrojeniem. Rzymianom pomagał jednak panujący skwar, do którego byli bardziej przyzwyczajeni, niż ich wrogowie. Walka odbywała się w dużym nieładzie, co jest w pełni zrozumiałe, ponieważ nadeszła burza piaskowa. Osiem legionów, wspieranych przez sprzymierzeńców (łącznie ok. 50 000 żołnierzy) rozbiło 200 000 hordę Cymbrów pod wodzą króla Boeorixa (w tej liczbie zawierają się również kobiety i dzieci, które nie brały udziału w bitwie).
Gajusz Mariusz uratował Rzym przed katastrofą, rozbijając w dwóch wielkich bitwach siły migrujących Germanów. Wielka wędrówka ludów z Jutlandii została zakończona i stolica Republiki znów mogła spokojnie odetchnąć. Po powrocie do Rzymu Mariusz odbył triumf i w uznaniu olbrzymich zasług, do jakich należało wybawienie państwa od wielkiego niebezpieczeństwa, okrzyknięto go „trzecim założycielem Rzymu”. Zrównany został zatem z tak legendarnymi postaciami jak Romulus i Kamillus. Mariusz zwyciężył, Mariusz został bohaterem.